Wróć do listy artykułów

Krzysztof Chrząstek

Duchowe Mity

Żyjemy w świecie mitów. Od pokoleń karmi się nas opowieściami, w które święcie wierzymy. Zaczytujemy się w historiach mędrców i świętych, podziwiając ich czyny i duchowe osiągnięcia.
Tymczasem nie wszystko musi być w nich do końca prawdziwe. Część tych tekstów zawiera prawdy i nauki, do których dojrzeli mistrzowie dawnych czasów i mają one bardziej nauczać niż pokazywać prawdę historyczną. Wiele osób jednak nadal chciałoby wierzyć, że wszystko, co się nam mówi – również w tak zwanym rozwoju duchowym i ezoteryce jest najczystszą prawdą. Pora jednak przyjrzeć się temu z trzeźwym i spokojnym umysłem.

Od wielu lat zachwycamy się książką “Życie i nauka mistrzów Dalekiego Wschodu” Baird T. Spaldinga. Jest ona wspaniała. Ma naprawdę dobrą energię i inspiruje już od prawie 90 lat. Zawiera znakomite idee. Są w niej fascynujące opisy i przypadki. Czyta się ją w medytacyjnym stanie umysłu. A mimo to…okazuje się, że…nie wszystko, co tam opisano jest czy było prawdą. Może nawet nic…

Mój kolega, który pasjonował się, podobnie jak ja, tą lekturą, mieszkał przez pewien czas w Stanach. Postanowił odnaleźć w bibliotekach pierwsze wydanie tej książki, w której jakoby miały być zdjęcia tych mistrzów, których przygody opisano w książce. I…nie znalazł ich. A szukał dobrze i raczej jest wiarygodny, w tym, co mi mówił. Ale może komuś jeszcze uda się je znaleźć;).

Powstała również strona internetowa, na której podaje się informacje, że nie wszystko, co o sobie i swoim życiu mówił Spalding jest prawdą. Jest nawet prawdopodobne, że…w ogóle nie był w Indiach przed wydaniem swej książki. Zatem być może jest to pierwsza lub jedna z pierwszych książek chanelingowych. To, co tam opisano, mogło się zdarzyć np. jedynie w umyśle autora, albo na subtelniejszych planach energetycznych, albo zostało zczytane, odebrane telepatycznie lub…w ogóle nie miało miejsca. Niemniej jednak książka jest dobra i bardzo inspiruje do rozwoju duchowego i wchodzenia coraz głębiej w siebie i poznawania prawdy o sobie i otoczeniu oraz Bogu – Stwórcy Wszystkiego.

Wiele osób czyta “Autobiografię Jogina” Paramahansy Joganandy (Yoganandy), czerpiąc z niej mądrość i wzorując się na niektórych praktykach. Tymczasem, gdy czyta się na trzeźwo tę książkę, to widać pewne zjawiska, które autorowi jakoś przechodzą przez palce i ich nie zauważa, nie analizuje. Uznaje za naturalne. Np. idealizuje swoją mamę, być może dlatego, że ponoć odeszła, gdy był mały. Opisuje np. jak to po jednym niewinnym zdaniu jego taty do niej na temat uważności w wydawaniu pieniędzy, zwłaszcza na potrzeby żebraków, chciała ona zerwać małżeństwo poprzez zwyczajowe powrócenie do domu swej matki. A podobno długo obdarowywała innych drobnymi sumami pieniędzy i mąż nie przyczepiał się jej o to zbytnio, traktując to zapewne jako sevę żony – bezinteresowną służbę innym. Ale jak widać czasami była porywcza i nie zastanawiała się nad konsekwencjami swoich czynów – chciała porzucić dzieci i męża.

Kolejną rzeczą, do której można się przyczepić jest to, że opisuje się tam, że mistrzowie mają stały kontakt z Bogiem poprzez wchodzenie w stan bezdechu – nirvikalpa samadhi. Ci mistrzowie to potrafili, mówili, że są oświeceni,…po czym umierali i odradzali się ponownie. Po co oświeconym powracanie do świata materii, dualności i mai, tego doprawdy nikt mądry nie wie. Chyba, że…nie byli oświeceni i przeceniali swe umiejętności i urzeczywistnienie.
Jest to nadal powtarzany błąd w tej ścieżce duchowej. Pewne umiejętności – oczywiście dość znaczne i wspaniałe, dające pewną niezależność od świata materii, biorą za pełny wgląd duchowy i najwyższą świadomość, gdy tymczasem jest to tylko pewien etap rozwoju świadomości, bez przekroczenia którego nie następuje pełne oświecenie, a właśnie powrót do koła reinkarnacji.

Równie popularną książką jest “Żyjąc wśród himalajskich mistrzów” Swamiego Ramy. Czytałem ją ładnych kilka lat temu, więc pewne fragmenty już mi się zatarły. Niemniej jednak warto przy tego podobnych lekturach zwrócić uwagę na jedno – czasem małe czyny opisywane i przekazywane przez lata – urastają do arcywielkich wydarzeń. Tymczasem prawda jest taka, że nie wiemy, czy to, co opisano w takiej lub podobnych książkach, jest prawdą czy też jedynie legendą, mitem lub nauką duchową, mającą pomóc ludziom utrzymać się na najlepszej dla nich ścieżce prowadzącej do coraz większego rozwoju miłości, współczucia i zrozumienia. Naprawdę – nie wiemy…nawet, jeżeli niektórzy twierdzą, że mają przeczucia co do prawdziwości pewnych zagadnień, to po pierwsze – może to dotyczyć np. jedynie ich i ich życia, albo mocne umysły mogły sobie wykreować wirtualną rzeczywistość lub podłączyć się do kogoś telepatycznie i odczytać z niego jakieś wydarzenia, uznając je za prawdziwe lub nawet swoje.

Bez względu na to, ile lat ktoś tkwił w strukturach jakiejś religii czy kultu, to…jest z nią/nim podobnie, jak z wydarzeniami opisanymi we wspomnianych czy podobnych książkach. Po prostu Ci ludzie przyjmują za prawdę coś, co nią nie musi wcale być. Ale święcie w to wierzą. I ta wiara staje się ich rzeczywistością a nie fakty, które mogą być inne.

Dlatego warto mądrze czytać wszelkie duchowe teksty i objawienia a zwłaszcza channelingi. We wielu z nich jest mądrość i prawda, ale równie wiele z nich zawiera przekłamania, błędy a nawet brak mądrości.
Dlatego w rozwoju duchowym bardzo ważne jest, aby nie uzależniać się od żadnego mistrza czy autorytetu, a samodzielnie rozważać wszelkie prawdy i nauki. Dokonywać samemu wglądów i umiejętnie rozróżniać ziarna od plew – to co istotne, od tego, co nie jest prawdą. Bardzo łatwo jest też zrobić błąd polegającym na zbyt szybkim uznaniu, że jest się już na wysokim stopniu rozwoju. Często towarzyszy temu zawiedzenie na jakimś mistrzu czy nauczycielu. Wtedy nie ma czystego, przejrzystego umysłu, który jest błyskotliwy i wyłapuje to co najważniejsze.

Teraz zajmijmy się Buddą. Wielu uważa Go za oświeconego. Ale czy oświecony musiałby medytować po oświeceniu na temat tego, co dalej ma robić? Nie sądzę. Czy oświecony nie znalazł by lepszego sposobu na zakończenie życia jak zjedzenie czegoś trującego, jak podaje legenda? Nie przypuszczam.

Ponoć też wystarczy jeden człowiek, który coś urzeczywistnił i zrozumiał, aby ta wiedza i świadomość przyjęła się na całej planecie. Ale Budda wędrował podobno aż 45 lat po swojej okolicy, przekazując same najlepsze i najwznioślejsze nauki.
I co przyjęły się one? Jest już powszechna miłość, szeroka świadomość, bogactwo i radość na tej planecie? Nie? Zatem mamy do czynienia z kolejnym duchowym mitem.

Takie historie można z pewnością mnożyć. O Jezusie nie chcę nawet pisać, bo może się okazać, że 90% tego, co się Mu przypisuje, to mity. Świadomość Chrystusowa to co innego, oddzielnego od osoby. Świadomość, którą teraz przejawia Dusza utożsamiana z Jezusem, to również osobne zagadnienie.

Ważnym zagadnieniem, po uświadomieniu sobie tych prawd jest to, aby doceniając czas, gdy te mity były dla nas ważne i kształtowały nasze postawy oraz umysł, nauczyć się nowego, świadomego i wypełnionego prawdą postępowania.

Rozpatrując ludzkie istnienie i świadomość można powiedzieć, że jesteśmy istotami wielopłaszczyznowymi. Poruszamy się w świecie mitów – historii i opowieści, w świecie fizycznym, mentalnym i innych, które się wzajemnie zazębiają. Krzyżują się w punkcie “ja”. Ale bez tego punktu, też się łączą. Z czasem okazuje się, że również my – nasza istota może być zaledwie mitem snutym przez pewien rodzaj energii i świadomości. Być może właśnie jesteśmy opowieścią – myślą lub słowem, które jakaś istota opowiada…być może samemu sobie. I dlatego warto wybrać najlepszą z możliwych opowieści, którą chcemy urzeczywistniać swoim życiem.

2013-07-04

 
Krzysztof Chrząstek - zdjęcie
  Krzysztof Chrząstek:

Polecamy następujące produkty:

Dotyk kwantowy
Richard Gordon
Mudry i gesty leczące
Emma Gonikman