Wróć do listy artykułów

Krzysztof Chrząstek

Rodzina ach Rodzina

Większość ludzi rodzi się w rodzinach. Może nawet wszyscy – zależy, jaką przyjmuje się definicję rodziny. Zatem rodzina jest podstawową strukturą społeczną. W niej dorastamy, uczymy się – często zarówno dobrych, jaki i złych wzorców mentalnych i działania. Czy zatem jest ona potrzebna?

Część osób z nurtu rozwoju duchowego twierdzi, że niekoniecznie. Że rodzina to najgorsze, co ich mogło w życiu spotkać i mają jej serdecznie dość. Mają dość relacji w niej, sposobów funkcjonowania i jej poglądów – zwłaszcza rodziców.
To tam przecież się często zapoczątkowują ich własne problemy, z którymi potem muszą się uporać przez długą psychoterapię, terapie alternatywne i praktyki duchowe. Czy aby jednak tak jest w istocie, że rodzina zapoczątkowuje czyjeś problemy?

Osoby mające co nieco pojęcia o intencjach i karmie – przyczynach i skutkach, które po nich następują, potrafią chyba, po chwili refleksji, dojść do wniosku, że prawdopodobnie znaleźli się w takiej, a nie innej rodzinie widocznie z jakiegoś powodu. Albo została ona przyciągnięta do nich na zasadzie podobieństwa ich własnych i rodziny intencji, energii, świadomości oraz celów do zrealizowania – zwłaszcza w tym życiu, albo na skutek wyboru takiej duszy, co często i tak skutkuje tzw. umowami grupy dusz dotyczących jakiegoś doświadczenia, co również można rozpatrywać jako właśnie podobieństwo intencji i celów. Oczywiście mówimy tutaj o wszystkich tych podświadomych i nadświadomych.

Zatem – w czym problem? Albo sam chciałeś się wcielić w tej rodzinie, aby zrealizować jakiś swój plan, albo zostałeś do niej przyciągnięty ze względu na podobieństwo swoich intencji, nastawień, świadomości i energetyki. Co niezbyt Ci się to podobało? No cóż…Jeżeli wybrałeś w danym życiu podążanie tzw. ścieżką rozwoju duchowego, to być może Bóg, Wyższa Jaźń chciała Cię skonfrontować z takimi doświadczeniami i Twoimi wzorcami, abyś wreszcie wyraźnie je zobaczył i świadomie zdecydował czy będziesz je nadal powielał – w swoim umyśle, uczuciach i działaniach, czy też zmienisz swoje nastawienia, intencje i plany.
Bo często osoby, które na dano życie zaplanowały sobie coś innego, niż dusze, z którymi kiedyś było im po drodze, to dopiero wtedy wyraźnie widzą głupotę, nieświadomość i szkodliwość ich pewnych działań i zachowań. Dopiero wtedy często się to widzi. Bo wcześniej te dążenia były podobne do tych dusz. A tu niespodzianka. I tak np. nawiązując do częstych zachowań w Polsce – odurzanie się alkoholem już nie jest przyjemne, kłótnie już nie radują a wzajemne narzekanie i obwinianie innych już nie jest takie fajne i oczyszczające. Dla Ciebie…bo wybrałeś inaczej, albo dojrzałeś swoją świadomością do tego, że poza takimi zachowaniami może być coś jeszcze. Ich to nadal może bawić, bo pozostają w zasięgu działania nieświadomego obszaru funkcjonowania jakiegoś niekorzystnego wzorca, który w różnym procencie obejmuje również ich własną świadomość i podświadomość.

Jeżeli się to zrozumie, to łatwiej jest wybaczyć rodzinie a zwłaszcza rodzicom wiele błędów, które popełnili. Ale jest jeszcze coś ważniejszego – to zrozumienie, że wiele zachowań, również wobec was były przez nich wykonywane albo nieświadomie, albo w dobrej wierze. Bo oni się po prostu tego kiedyś nauczyli od swoich rodziców, dziadków i dalszej rodziny. Rozumiesz? Oni powielali takie wzorce zachowania, które znali lub uważali, że funkcjonują.
Być może oni w dzieciństwie mieli nieporównanie gorzej od ciebie. Może musieli ciężej pracować fizycznie, często w biedzie, albo wysłuchiwać przykrych uwag jakiegoś schorowanego dziadka, bo wtedy jeszcze rodziny mieszkały ze sobą wielopokoleniowo. Zastanawiałeś się kiedyś nad tym? Może warto spojrzeć czasem na swoją mamę lub tatę z perspektywy, gdy wkraczali sami w dorosłe życie, gdy mieli po dwadzieścia kilka lat i np. wyprowadzali się z domu lub szli do pierwszej pracy. Pomyśl w jakich to było czasach, okolicznościach i realiach ekonomicznych. Warto…
To naprawdę głęboko pomaga w wybaczeniu innym. Dojrzenie w nich omylnych, kruchych, bojących się, targanych takimi lub innymi namiętnościami, nauczonych przez otoczenie, często błędnych zachowań i starających się po swojemu jak najlepiej, ludzi. Takich jak Ty. No chyba, że już dotarłeś do tego poziomu świadomości, że jesteś supermocarzem umysłu i ducha, dla którego wszystko jest możliwe. Tylko czy wtedy czytałbyś ten artykuł? Albo żył tak, jak żyjesz i mając takie, a nie inne relacje z innymi. Relacje – na żywo, nie przez Internet czy znajomych na Facebooku. Z iloma z nich spotykasz się przy ciastku u siebie i szczerze pytasz, co u nich słychać? I oni Ciebie…

Być może Twoi Rodzice nie mieli do dyspozycji tylu artykułów na podobne tematy, co Ty. Nie mieli również tylu wartościowych książek. Robili co mogli z tymi zasobami, które mieli. Przecież gdyby było inaczej, to…byłoby inaczej…A że akurat tak wyszło…Raczej do rzadkich przypadków zaliczyć trzeba ewidentne walki energetyczne i psychiczne w rodzinie na poziomie świadomym. Ale to znowu często wynika z wzajemnych – obustronnych intencji takich osób. Od Ciebie zależy czy powielisz dawne schematy zachowań i reakcji względem jakichś osób czy grup czy też coś w sobie zmienisz. W sobie, bo tylko na siebie masz w pierwszej kolejności realny wpływ. Bo często cały świat chcemy zmienić, z wyjątkiem siebie.

Największa trudność w takich relacjach, podobnie zresztą, jak we wszelkich innych – polega na tym, że spotykają się ze sobą osoby na poziomach świadomym i podświadomym, a to powoduje, że czasem jest to jak spotkanie kilku osób jednocześnie. A wtedy nieco trudniej jest się dogadać. Ale jest to możliwe.

Część osób doradza, że rodzina to wszelkie zło, że to maruderzy, nieświadoma hałastra i trzeba od nich uciekać. Jeżeli również się zaliczasz do tak myślących osób, to racz proszę przemyś to czy przypadkiem uciekając w te pędy od nich nie unosisz ze sobą w swoim sercu, głowie, umyśle i gdzie tam jeszcze sobie życzysz, tych samych lub bardzo podobnych wzorców, które teraz Ci w nich przeszkadzają. I że jeżeli ich nie zmienisz, to Twój własny związek lub związki oraz relacje z dziećmi czy dorosłymi, mogą być podobne do tych, jakie miałeś w domu rodzinnym. Może też tego ludzie się podświadomie boją i dlatego nie śpieszą się do wchodzenia w związki czy posiadania dzieci. Poza oczywiście innymi powodami.

Oczywiście – jeżeli rodzina jest wyraźnie dysfunkcyjna, albo nie dzieje się w niej z różnych przyczyn najlepiej, to warto się wyswobodzić spod jej wpływu. Wyswobodzić a uciekać to dwie różne sprawy. Choć często pomocne bywa wyjechanie na jakiś okres z dala od niej. Aby móc tam wtedy na spokojnie przemyśleć swoje i ich zachowania i wprowadzić w swoje życie, serce i umysł – świadomy i podświadomy, nowe, lepsze i bardziej korzystne oraz pozytywne wzorce.

To zresztą często służy rodzinie. Powoduje, że relacje w niej się zmieniają w sposób widoczny. Warto jest wiedzieć i wyraźnie, głęboko to odczuć, że wszystkie elementy tego wszechświata są ze sobą połączone, choć oczywiście nie muszą się dotykać czy być w bliskiej siebie odległości. Są połączone, splątane, jak mówią fizycy w odniesieniu do niektórych zjawisk. Dodatkowo suma zjawisk daje wyniki inne niż stan pojedynczych osób, obiektów czy zjawisk. Wszystko wpływa na wszystko. I wszystko jest wynikiem wszystkiego. W taki czy inny sposób.

Zatem – co zobaczyłeś i odczułeś w swojej rodzinie i jakie decyzje podjąłeś? I czy przebaczyłeś sobie swoje wcześniejsze wybory oraz im wszystkim? To dobrze, bo dopiero wtedy może przyjść do twojego serca prawdziwy pokój i odetchnienie.
Wtedy również możesz zmienić nie tylko siebie i swoje reakcje, ale również relacje z innymi. Wtedy masz dostęp do radości i pokoju serca, który otwiera Cię na kontakt z Twoimi wszechmożliwościami. Wtedy następuje wolność.

Jest jeszcze jeden model zaistnienia jakiejś duszy – świadomości w konkretnej rodzinie. Podobnie zresztą, jak w każdej innej. To Wszechświat – Całość Istnienia chce twórczo rozwinąć jakiś aspekt prezentowany przez daną jego cząstkę – w tym przypadku rodzinę. Można to również nazwać tak, że poszukuje on uświadamianego sobie przez jednostkowe byty rozwiązania jakiegoś problemu, który się w niej pojawił.
Dana dusza, osoba mając wszelkie możliwe potencjały albo ugrzęźnie w negatywnych wzorcach, albo je ominie, albo z nich wypłynie, albo je przekształci na lepsze – najpierw w sobie, a potem w otoczeniu. I to jest chyba boskie rozwiązanie.

Osoby, które mówią innym, aby w te pędy uciekali od rodzin, warto, aby uświadomiły sobie, że to być może właśnie takie ich nieprawidłowe poglądy dotyczące rodzin i rodziny doprowadziły do tego, że w takiej a nie innej rodzinie się teraz znaleźli. Tak – aby zobaczyli swoje niechęci, bo te również przyciągają do nich pewne energie, osoby i zjawiska. A ponoć teraz są adeptami rozwoju duchowego, którzy przecież zajmują się czystością umysłu, który ma niczym kryształowe zwierciadło odbijać Światło Boga i Kosmiczny Ład oraz Czystą Miłość i Prawdę:).

Warto również sobie uświadamiać, że w takich społecznościach jak Indianie czy Kahuni, nie leczyło się często pojedynczego człowieka, który cierpiał na jakąś dolegliwość ciała czy ducha, ale całą społeczność, w której żył. Pracowało się z całą rodziną lub większą grupą. Dopiero wtedy można było – po znalezieniu tam przyczyny czyichś niedomagań i przekształceniu jej, zaprowadzić trwały pokój i harmonię. Oczywiście im mniejsza społeczność, tym łatwiej zaprowadzić tam porządek.
Oczywiście czasem różnice w poziomie świadomości, rozumienia jakiegoś zagadnienia, odmienności kulturowe mogą odpychać, ale to nei zmienia faktu, że jesteśmy jednością.

Warto również zdawać sobie sprawę, do jakich rodzin może przyciągnąć kogoś negatywnie myślącego o rodzinie w przyszłych wcieleniach.
No chyba, że ich świadomość jest już tak duża, że myślą, iż zaraz po urodzeniu się, zostaną podrzuceni do domu bogatych milionerów (bo skoro rodzina jest dla nich nieważna, to jak niby ma je kochać i przyjąć własna mama czy tata?) którzy osiągnęli już wszystko, łącznie z oświeceniem i teraz marzą tylko o wychowaniu wspaniałego dzieciątka – czyli akurat ich. Druga opcja – w ich ręku zaraz po urodzeniu materializuje się kupon na 10 mln dolarów i znajduje je policja, która deponuje pieniądze na koncie dziecka a je same oddaje do najlepszej matki zastępczej w państwie albo Europie. No chyba, że ktoś zakłada, że akurat w tym wcieleniu się oświeci…zresztą tak chyba tak zakładał przez ostatnie tysiąc lat:).

Jakim cudem – przy niechęci do rodziny, plus wyraźnej niechęci do dzieci (czyli potencjalnego siebie w przyszłości) można przyciągnąć w przyszłych wcieleniach dobrych, mądrych i kochających, czułych i świadomych rodziców?
Jest cienka granica pomiędzy wyborem, że sam nie chcę mieć teraz (z różnych przyczyn) dzieci (czy zniechęcania do tego innych, choć z pewnością niektórzy, nawet jak chcą, nie powinni mieć dzieci – dla ich własnego dobra) a niechęcią do nich i jest wyraźna granica pomiędzy niechęcią do rodziny a przyciągnięciem dobrej rodziny w przyszłości.

Ten temat ma dwa podtematy – pierwszym jest model rodziny a drugim jest to, że często połowa żali, pretensji i dostrzegania “głupoty” rodziców kończy się w momencie, gdy ktoś samemu zaczyna wychowywać swoje dziecko. Bo często rzeczywistość tego doświadczenia nijak ma się do swoich wcześniejszym o tym wyobrażeń oraz opisów w najwspanialszej nawet fachowej literaturze.
Jakże często wtedy są wdzięczni rodzicom za najmniejszy drobiazg, którego mogli od nich zaznać i za wszelką pomoc udzieloną teraz.
Druga taka przełomowa chwila zdarza się chyba tylko wtedy, gdy po wielu latach, rodzice odchodzą z tego świata. Oby żyli teraz jak najdłużej w zdrowiu i harmonii, ciesząc się sobą, życiem i istnieniem. W zgodzie z Najwyższym Dobrem. Podobnie jak każdy z nas. Bo oni również są boskimi istotami. Zasługują na mądrość i dobre traktowanie, tak samo, jak Ty. I pewnie prędzej czy później i tak sobie uświadomią prawdę o sobie – podobnie jak Ty teraz.

Dziecko to żywioł – nieokiełznana energia wszechświata wtłoczona w ciało i ludzkie uwarunkowania. Niewielu potrafi je prawidłowo ukształtować. Bo niekoniecznie jest tak, że dziecko przychodzi już z pełnym potencjałem, który tylko rozwija, bez względu na otoczenie. Nie. Każdemu dziecku potrzebna jest do prawidłowego rozwoju emocjonalnego, psychicznego, werbalnego, duchowego i fizycznego ciepła, serdeczna, pełna miłości, mądrości, radości, normalności i interakcji opieka.
Z ciekawszych propozycji chyba najbliżej mi jest osobiście do tej prezentowanej w cyklu książek “Anastazja”, gdy to świadomi rodzice i dziadkowie pozwalają, aby dziecko szło własnym rytmem i reagują jedynie wtedy, kiedy ewidentnie jest zagrożone jego życie. Wtedy kreatywność dziecka jest najmniej tłumiona. Jego myślenie, oczywiście wspierane przez wiedzę, mądrość i doświadczenia rodziców, ma szanse rozwinąć się w swój unikalny sposób. Ich dusza może w bardziej pełny sposób zarządzać i dysponować swoimi zasobami oraz potencjałem Wyższej Jaźni i ciała a zwłaszcza mózgu.
Ale też do takich społeczności trafiają już dusze i umysły wybitne, inaczej ukształtowane, pełne pokoju i łączności z naturą.

Ten świat rozwija się przecież również przez przyszłe pokolenia. Indianie pięknie mówią, że oni nie przekazują tej ziemi swoim dzieciom w darze, ale oni pożyczają ją od swoich wnuków.
Ponoć każde dziecko rodzi się genialne, albo z potencjałem geniusza. Gdzie są Ci wszyscy geniusze po 10, 15 i 30 latach?

Modeli funkcjonowania rodziny czy też rodzin było i jest wiele. Były matriarchaty, patriarchaty, rodziny tradycyjne – dwuosobowe, było wielożeństwo mężczyzn, wielożeństwo kobiet. Było i jest mieszkanie wielu pokoleń razem. Wreszcie – samotne matki i samotni ojcowie, z dala od swych rodzin lub przy nich. Który model jest lepszy? Trudno powiedzieć. W naturze zdarzają się wszystkie z nich. Wyraźnie jednak widać, że poza drapieżnikami, organizmami ściśle terytorialnymi, okresami rozrodu i głodu oraz suszy, to osobniki jednego gatunku wyraźnie do siebie lgną. Znajdują w sobie wzajemnie oparcie, pomoc i poczucie bezpieczeństwa. Według mnie, każdy model ma pewne wady i zalety. Jednak najbardziej prosty, naturalny i funkcjonalny jest, póki co, model związku różnopłciowych osób – czyli kobiety i mężczyzny. Dobrze, jeżeli, nawet nie mieszkając w pobliżu swojej najbliższej rodziny – aby mieli i czuli w niej oparcie, chociażby psychiczne, nie mówiąc już o materialnym.

Myślę, że w takim modelu – samodzielnych rodziców, pary – mężczyzny i kobiety, która ma najlepiej w pobliżu swoich rodziców, dziadków, inne przyjazne i życzliwe osoby z dalszej czy bliższej rodziny, czy też sąsiadów, to w niej właśnie dzieci najbardziej mogą nabierać prawidłowych, zdrowych wzorców. Są kochane, czują się potrzebne i ważne oraz docenione. Czują, że ten świat to przyjazne miejsce, które cieszy się z ich talentów, pomysłów i działań. Chętnie zatem działają. Są wolne.
W rodzinach wielopokoleniowych dzieci mają większa szansę na uwagę i opiekę ze strony dziadków, którzy doświadczeni życiem i nie potrzebujących już szybkich doznań, doceniając spokój i mądrość, widzą radość i sens w zajmowaniu się wnukami, nowym pokoleniem. Chcą przekazać im jak najwięcej siebie. Nawet jeżeli jest to postrzegane, jako egoistyczne – “moje geny”, “mój wnuczek”, to ile w tym jest równocześnie serca i nadziei. Odwieczna sztafeta pokoleń na tej planecie. Miłość splata się sama ze sobą.

Z nam najbliższej epoki pochodzą eksperymenty przywrócenia pewnego modelu przez Osho. Mówił on, że dziecko powinno rozwijać się w komunie – społeczności wielu osób, aby chłonęło wiele wzorców i mogło się swobodnie rozwijać, mając oparcie i poczucie bezpieczeństwa w każdej z osób należącej do wspólnoty. Być może założenia były dobre. Tylko powiedzcie mi, gdzie jest teraz ta komuna? Z tego co wiem, główny człon ugrupowania Osho się rozpadł, zmarniał. Typowo ziemskie, materialne wartości wzięły górę nad szczytnymi ideami. Być może też niefrasobliwość a nawet odrobina głupoty w temacie zarządzania dobrami samego przywódcy i ich marnowanie na fanaberie sprzeczne z życiem, które przecież, jak mówił – jest proste, doprowadziło do rozpadu tej struktury. Oczywiście jego ośrodek czy ośrodki nadal funkcjonują, ale nie czuję, żeby była tam jakaś specjalna mądrość. Raczej ciekawostka dla spragnionych duchowego kolorytu osób.
Jak mówię – nie byłem tam osobiście i nie widziałem, ale też nie słyszałem, aby była tam w tej chwili zbiorowość w charakterze świadomej komuny o której mówił Osho. Jeśli ktoś wie, niech napisze o tym, tylko bez niepotrzebnego ideologicznego zadęcia. Czas i tak pokazuje, co jest prawdą i jakie przynosi owoce. Oczywiście jeżeli ktoś jest mądry i potrafi patrzeć właściwie.

Każdy sam wybiera model życia – albo tak mu się tylko wydaje. Jednak, nawet, jak lubię być sam, to widzę wady i zalety życia samemu i w rodzinie.

Pewna struktura religijna ma hasło: “Rodzina Bogiem silna”. Można obruszać się na tę organizację z takich czy innych powodów, ale jednak hasło to mówi prawdę. W prawidłowo ukształtowanej rodzinie przejawia się Bóg. Jeszcze silniej to odczujemy, gdy słowo Bóg – Bogiem zamienimy na Miłość: “Rodzina Miłością silna”. Tutaj dziecko najbardziej może poczuć miłość, radość i bezpieczeństwo. A jeżeli uważasz, że poradzisz sobie świetnie bez niej, to po raz drugi zasygnalizuję – przemyśl, w jaką sytuację w przyszłości Cię to może zaprowadzić i czy tego naprawdę chcesz. Ponoć zresztą wszyscy jesteśmy Wielką Rodziną. A przynajmniej w założeniu lub ogólnie przyjętym wzorcu zachowań – kogoś z rodziny traktuje się serdeczniej i milej.

Ważna sprawa. Chyba w niewielu miejscach o tym przeczytasz. Tak – żyjemy w Matrixie – strukturze, która jak mówią, więzi nas i wykorzystuje. Widać to w polityce, nawet mainstreamowym przemyśle muzycznym, który jest – zwłaszcza za granicą, ściśle manipulowany przez dziwne organizacje, które chcą zniewolić ludzi i zawładnąć ich umysłami. Ale z szerszej perspektywy – to my jesteśmy tym Matrixem! Choćbyśmy uciekali nie wiadomo gdzie – jesteśmy połączeni nierozerwalnie z całością istnienia. Nawet fizyka to potwierdza.
Tylko niewielu udaje się naprawdę wyzwolić ze wszelkich struktur i ograniczeń, tyle, że wtedy znikają jako osobne osobowe jaźnie. Nie ma ich, więc nie ma też problemu.

Zatem – poprzez zmianę siebie i najbliższego otoczenia, swojego życia, myśli i wyborów, zmieniamy i kształtujemy matrix, w którym żyjemy. Tak mamy realny wpływ na jego kształt, zachowanie i warunki w nim panujące. To my je tworzymy! Wraz ze wszystkimi innymi…i na tym właśnie polega to, że wiele zmian ciągnie się tak długo – prawie w nieskończoność. Bo zmiana zadziewa się dopiero w momencie, kiedy nieświadoma część matrixa w jakiejś kwestii staje się świadoma i przeważa nad resztą samej siebie w tym aspekcie. Proste?
Przez lata różnej maści kapłani – egipscy, babilońscy, kahuńscy wiedzieli o tym i potrafili, wykorzystując tę wiedzę, spowodować pomyślność “swojej” małej społeczności, oddzielonej od innych.
Tylko, że teraz świadomość ogółu – również ta podświadoma jest inna na tej planecie i wszystko na Ziemi jest coraz wyraźniej ze sobą połączone. Możesz w sekundę skontaktować się z kimś w Zakopanem, Barcelonie i na Hawajach – np. telefonicznie. Możesz wysłać w sekundę informację do nich wszystkich i oni ją otrzymają. Oczywiście wcześniej też tak było – telepatycznie, choć chyba nie wszyscy tę umiejętność rozwinęli. Ale całkiem możliwe, że w zamierzchłych czasach wszyscy ludzie mieli super zdolności – przepraszam – naturalne zdolności ludzkiego umysłu i ducha. A potem z dziwnych przyczyn zostało to zapomniane, najpewniej też zabronione i zablokowane. Ale pora to odrodzić. Zapewne też jest wielce możliwe, że już były na tej planecie również zaawansowane technologicznie cywilizacje. A skoro ich nie ma, to chyba może oznaczać, że sama technika, to nie wszystko. Również same duchowe idee, to nie wszystko. Potrzebna jest nowa forma rozwoju – duchowa cywilizacja doceniająca rozwój techniczny i wykorzystująca go tylko i wyłącznie dla swojego dobra i dobra wszelkich innych istot.

Dlatego wyzwaniem dla Ziemian jest w tej chwili zaakceptowanie tego połączenia i rozwinięcie świadomości kolektywnego działania nie tylko dla dobra siebie i swojej społeczności, ale całości gatunku ludzkiego a nawet wszelkich form życia na tej planecie – Matce Ziemi. To zupełnie coś innego niż chwalenie się “ile kto może wlać w swe ciało trującego płynu”, ile kto potrafi zarobić kosztem innych (np. wycinając cenne stare drzewa, opłacając pracowników minimalnie w porównaniu do zysku) czy też ile kto spuścił w nocy chemikaliów do rzeki. Rodzina by sama sobie tego nie zrobiła. Nie truła by się, nie oszukiwała i nie wykorzystywała. Zatem obecnie jeszcze traktujemy się jak obcych. I to jest do zmiany. Wszelkie działania w rodzaju pojenia ziemi planety chemikaliami np. w produkcji roślin, bo “nie ja to będę jadł, a poza tym eksportuję to daleko od domu”, jest krótkowzroczne. Być może Twoje dziecko tam kiedyś pojedzie i ono również odczuje, tysiące kilometrów od domu, twoje działania.

Takiej głębokiej zmianie sprzyja również aktualne położenie naszej planety w miejscu Kosmosu, które najprawdopodobniej poprzez generowane tu różne czynniki – najpewniej chodzi o częstotliwość drgań i wibracji oraz promieniowanie, które wzmaga rozwój świadomości i wolności.
Najpewniej jest to kolejny cykl, który Ziemia przechodzi. Być może niektóre cywilizacje pozaziemskie, lub ziemskie, które pozostają w ukryciu, to obserwowały i stąd pozostawione różne strzępki informacji, przekazów i domysłów na ten temat.

Najbliżej życia, które przecież jest przejawem Boga, są wszelkie, nie zawsze lubiane i popierane przez adeptów różnych ścieżek duchowych, bo postrzegane jako prymitywne i wsteczne, wszelkie kulty prasłowiańskie, które nawiązują do współpracy z Ziemią i siłami natury. One dbają o rozwój rodziny. O rozwój miłości, o poszanowanie życia w każdej jego formie. Uczą, jak Ziemia leczy i karmi ludzi. Bo w sztucznej cywilizacji ludzie o tym zapominają. Myślą, że leczy je medycyna a żywi przemysł.

Kiedyś usłyszałem na rodzinnym spotkaniu od osoby, która ma zapewne przeszłość kahuńską, i choć w tym życiu raczej nie wyczytała podobnych informacji, to powiedziała, że “teraz każdy mówi tylko ja, ja i że tylko to co moje jest najważniejsze, czego ja chcę a przecież to ja się szybko kończy”. Oto cała prawda o ja.
Ja osobowe kończy się wraz z życiem, choć jego energoinformacyjny pakiet danych jest dostępny w Kosmosie i możliwy do odczytania w każdej chwili przez wprawione osoby lub odpowiednie instrumenty. Nawet, jeżeli mówimy o ja duszy czy umysłu, to ono też się kiedyś kończy. Przy pełnym uświadomieniu sobie “kim jestem”.

Pewne osoby mogą podawać przykład, że przecież Jezus, taki mądry nauczyciel duchowy a w tej chwili najprawdopodobniej oświecony, choć wtedy z pewnością nie, ponoć powiedział: ” Ktoś rzekł do Niego: Oto Twoja Matka i Twoi bracia stoją na dworze i chcą mówić z Tobą. Lecz On odpowiedział temu, który Mu to oznajmił: Któż jest moją matką i którzy są moimi braćmi? I wyciągnąwszy rękę ku swoim uczniom, rzekł: Oto moja matka i moi bracia. Bo kto pełni wolę Ojca mojego, który jest w niebie, ten Mi jest bratem, siostrą i matką.”
Rozumują oni, że jego własna matka oraz bracia są mniej ważni, niż jego wspólnota – podobnych mu ludzi. Po pierwsze – to dobrze, że trzydziestoletni chłop znalazł sobie zajęcie poza domem i robi coś pożytecznego dla innych, dla swe wspólnoty. Po drugie – mało jest prawdopodobne, aby wśród słuchających go ludzi było wielu, którzy naprawdę rozumieli przesłanie Jezusa, wielopoziomowe nauki, alegorie i przypowieści, którymi ich raczył, może poza głównymi uczniami. Zatem – ładna mi “wspólnota”. Po trzecie, moim zdaniem Jezus – o ile oczywiście kiedykolwiek wypowiedział takie słowa, bo dla mnie to, co przekazuje się obecnie o Jezusie to zlepek wielu opowieści o co najmniej kilku osobach, które wtedy działały na tamtym terenie – chciał w ten sposób zaakcentować, że to co boskie ważniejsze jest od tego, co ziemskie, a nawet od ich rodziny. Ale to nie znaczy, że rodzina była dla Niego nieważna. Jezus mówił też o ucinaniu sobie jakiejś części ciała, gdyby się okazało, że jest ona przyczyną grzechu. Ale jakoś już na tym głosiciele niechęci Jezusa do rodziny nie chcą się już chyba koncentrować.
Zresztą – rozważając takie i podobne kwestie różnych cytatów, należy pamiętać, że są one tylko zbliżone do wyrażonej kiedyś w nich prawdy, bo: a) nie znamy oryginalnych wypowiedzi, które potem często tłumaczenia nieco wypaczają (do dziś mówi się o prawdopodobnej pomyłce dotyczącej tego, że pomyłka w tłumaczeniu uczyniła z “morza trzcin” Morze Czerwone), b) świat się zmienił i to, co kiedyś świetnie się sprawdzało, niekoniecznie jest prawdą teraz.

Czyli ten pierwszy cytat Jezusa o rodzinie mówił raczej, że najpierw warto zajmować się miłością, dobrem i prawdą a siłą rzeczy wszelkie sprawy dotyczące życia powinny się ułożyć jak najlepiej. Powinny…bo ludzie mają sprzeczne ze sobą intencje i czasem wręcz lubią robić głupoty.
No i wreszcie – z tego co obecnie wiemy, jest wielce prawdopodobne, że Jezus wywodził się fizycznie z rodziny królewskiej, kapłańskiej, więc z pewnością szanował swoich rodziców, braci i siostry. Przy okazji – czy zauważyłeś, że nawet ortodoksyjna ewangelia mówi wyraźnie, że Jezus miał braci;)? Bo przecież ktoś by nie mówił mu o jego braciach, jako członkach wspólnoty, skoro był wśród członków tejże wspólnoty. Wspomniał by chociaż ich imiona. Bo skąd inaczej Jezus mógł wiedzieć, o których chodzi? No tak – przecież był wszystkowiedzący…Poza tym ponoć Jezus lubił dzieci, a nawet je wywyższał ponad innych. Warto to przemyśleć.

Również niedawni nam mistrzowie – jak chociażby Jogananda czerpali z rodziny. Mimo wielkich mocy jego mistrza i innych mistrzów z jego linii, to dzięki ojcu pojechał za granicę, do USA, a nawet studiował, bo to on finansował jego pomysły i eskapady.
Sai Baba, mimo do pewnego stopnia rozwiniętych mocy materializacji, miał bogatych sponsorów. Dlaczego żaden z takich czy podobnych mistrzów nie przyciągnął w medytacji jakiegoś rewelacyjnego rozwiązania dla ludzkości, jak chociażby Tesla? Mógłby je opatentować i sam, z procentów za jego używanie sfinansować swoje pomysły, aszramy czy wycieczki. Naprawdę mnie to interesuje i nie znajduję odpowiedzi, dlaczego nikt z nich tego nie robił? Byli zbyt skromni? Materia ich nie interesowała? Ale kasę bali, budowali różne rzeczy…Nie pomyśleli o tym genialnym rozwiązaniu? Oczywiście zawsze można się dopatrywać takich rozwiązań, jak to, że darczyńcy w ten sposób zyskiwali dobrą karmę. Jest to średnie wytłumaczenie i nie na tym poziomie, na którym funkcjonowali Ci mistrzowie. Chyba, że było inaczej…W każdym razie wiem, że prawdopodobnie Jego główny sponsor finansowy realizuje teraz według wskazówek mistrza budowę kompleksu Świątyni Siódmego Promienia według zasad energii kształtu i numerologii. Być może będzie to początek czegoś większego i uzdrawiającego oraz przygotowanie na kontakt z nową, duchową technologią zawierającą mądrość Praprzodków – założycieli wielu cywilizacji oraz Wszechświata.

Zatem, bez względu na to, jaki model życia i rodziny wybierzesz dla siebie, warto, abyś był świadomy, jakie ewentualne skutki mogą powodować Twoje aktualne sposoby myślenia, preferencje, niechęci i dokonywane wybory.

I na koniec cytat z piosenki Rodzina Kabaretu Starszych Panów:
” Rodzina nie cieszy, nie cieszy, gdy jest,
Lecz kiedy jej nima
Samotnyś jak pies”

Pozdrawiam :)
2014-01-21

 
Krzysztof Chrząstek - zdjęcie
  Krzysztof Chrząstek: