Krzysztof Chrząstek

Współczesne pojmowanie rozwoju świadomości

Od lat na ziemi niektórzy ludzie praktykują świadomie lub nie, rozwój duchowy, zwany czasem rozwojem świadomości. Jednak podejście do tego, czym jest ta praktyka, ten osławiony rozwój zmienia się w czasie. Już Budda, a z pewnością wielu wcześniej sprawdzało i eksperymentowało z różnymi technikami i metodami mającymi ponoć pomóc w rozwoju, rozszerzeniu świadomości, rozwinięciu mocy duchowych lub też w połączeniu się z Bogiem.
I choć mówi się, że jest tylko “teraz”, to warto się zastanowić, co to “teraz” tak naprawdę znaczy.

Czy chodzi o teraz w tym pokoju, w którym to piszę? A może o teraz w całym mieszkaniu? Albo o teraz na całym osiedlu, na którym mieszkam? A może też chodzi o teraz w mieście, w którym żyję? A może o teraz w całym kraju? A może chodzi o całą ziemię? A może o teraz w całej galaktyce lub kosmosie? A może o teraz w całym istniejącym wszechświecie – widzialnym i nie widzialnym – w całym “Bogu”?

No chyba, że ktoś chce, aby liczyło się tylko jego teraz – to np. jak je zupę, lub chodzi po parku. Tak też można. Wszystko zależy od wyboru lub uznania któregoś ze sposobów postrzegania, rozumienia lub czucia prawdy o świecie i rozwoju za najbardziej właściwą i prawdziwą na teraz.

Kiedyś uważało się, że mantry, ćwiczenia hatha jogi lub medytacja w odosobnieniu są gwarantem sukcesu w rozwoju świadomości i urzeczywistnień swej jaźni – boskiej jaźni. Z pewnością te techniki wielu mogą pomóc, a przynajmniej wnieść w ich życie na powrót pokój i spokój. Ale to, które techniki pomagają i są uznawane, zmienia się w czasie. W boskim teraz.

Teraz bowiem uważa się, że najbardziej skuteczna jest praca z własnym umysłem, a nawet wyjście poza umysł, poza sferę indywidualnego ego, które najczęściej kształtuje się w okresie pierwszych kilku lat życia dziecka.

Coraz częściej – choć ta idea przejawiała się i była obecna przez stulecie i tysiąclecia, rozumiemy, albo przeczuwamy, że naprawdę wszystko ze wszystkim jest w tym świecie połączone. Oddychamy tlenem wytwarzanym przez rośliny, oddając im dwutlenek węgla i produkty przemiany materii. Woda, którą pijemy, paruje i tworzą się z niej chmury, które posuwane wiatrem zraszają potem deszczem inne, dalekie pola.

Wszystko jest w kręgu życia, istnienia i przekształceń, czasami cykli – tych samych procesów, które zachodzą. Np. tworzenie się wody czy łączenie się jej z innymi substancjami.

Rozumiemy zatem obecnie, choć słowo rozumiemy być może nie jest w tym procesie właściwe, że rozwój rozumiany również jako powrót do Boga czy zjednoczenie się z Bogiem polega na uwolnieniu się od ego – jednostkowego wyobrażenia o sobie, jako o osobnej jednostce w całości istnienia.

To może być nawet stosunkowo proste do wykonania, jeżeli ktoś już się na to zgodzi. Po prostu rozumiesz i czujesz, że nigdy nie byłeś od niczego, a zwłaszcza od Boga, oddzielony i że twoje rozumienie siebie, jako odrębnej istoty jest fałszywe i pochodzi z umysłu, który się chwilowo ukształtował.

Oczywiście wiele technik, również “duchowych” polega czy też pomagało na zachowaniu tego umysłu jak najdłużej, bo wtedy może istnieć prawie nieskończenie określona jednostka z jej zaletami i wadami, planami i marzeniami. Czyli zachowuje się karmę – zbiór intencji danej jednostki i jej nastawień do “otoczenia”.

W sumie, jeśli chcesz się zgodzić na to, aby się zjednoczyć z Bogiem, po prostu w to wchodzisz, choć być może nie ma tam żadnej woli, jest tylko akceptacja nieuchronnego faktu przyjścia i realizacji się planu polegającego na zrealizowaniu się u danej jednostki prawdy o sobie i Bogu.

Ale jest w tym pewna inna trudność. Coraz więcej osób mówi, że już w to weszła, że już są wolni od swojej jednostkowej jaźni i że połączyli się ze Źródłem. Że wyrażają Jego wolę swoimi działaniami i reakcjami, które są czyste – pozbawione zabarwień odrębnej jaźni. Że działają w 100% w zgodzie z boską wolą.

Tymczasem według mnie, jest bardzo płynna i praktycznie nieuchwytna granica, pomiędzy wyrażaniem nadal nawet subtelnego ego, a postępowaniem w 100% w zgodzie z wolą Boga. Według mnie to jest największa trudność w pełnym połączeniu z Bogiem.

Wielu uważa i deklaruje, że są połączeni ze stwórcą i że ich intencje, idee są w 100% czyste i pochodzą ze Źródła. Jest to praktycznie nie do sprawdzenia. Zarówno jakimikolwiek przyrządami fizycznymi, nawet najczulszymi, jak i za pomocą takich narzędzi, jak jasnowidzenie czy jasnosłyszenie. Może jedynie jasnowiedzenie może w tym pomóc, ale tu też warto być ostrożnym. No i niektóre badania niektórych badaczy posługujących się analizą psychometryczną mogą być wiarygodne. Zatem niewiele osób potrafi to sprawdzić.
Osób, które naprawdę podążają w zgodzie ze swoim sercem, które jest przecież bezpośrednio połączone ze Stwórcą, jest niewiele. Coraz więcej jednak osób potrafi się uwalniać od szkodzących im i tłamszących je wzorców rodzinnych, społecznych i kulturowych. Ale to tylko pierwszy krok do podążania zgodnie z wolą Boga, choć na pewno ważny i decydujący. Zbyt jednak wiele jest często w tzw. rozwoju osobistym marketingowego zadęcia i pokazowej nadpozytywności. Ci ludzie są często nakręceni, zamiast być normalni. Choć oczywiście dla nich to właśnie może być, z reguły czasowo, normalne.

Mimo, że się mówi, że jest coraz więcej osób wolnych od ego i podążających zgodnie z wolą Boga, ja jednak zachowałbym w tym względzie dużą ostrożność. Uważam, że przejechało się na tym sporo, a może i wszyscy Mistrzowie Wniebowstąpieni i inni podobni, którzy wygłaszają czy też przekazują swoje nauki poprzez przekazy i chanellingi.

Niektóre z nich są nawet znakomite i można się z nich wiele nauczyć lub miło spędzić czas w duchowej atmosferze. Ale niekoniecznie muszą wyrażać najwyższą prawdę – bo wciąż mogą wyrażać w jakimś procencie ego danej istoty, która wbiła sobie do głowy, lub uwierzyła, że wolą Boga jest, aby tak działała.
Pomijam tutaj wszelkich nawiedzonych proroków, którzy namawiali ludzi do czynów okropnych czy głupich. Choć oczywiście to, czy coś jest mądre czy głupie też jest względne. Ale jeśli ktoś namawia kogoś, aby np. niszczył jakieś dobra, które można spożytkować w mądry sposób dla pożytku innych, to nie warto go słuchać.
Chodzi mi tutaj o coś innego. Warto się zastanowić – każdy we własnym sercu, czy pewne postawy, praktyki czy nauki wielkich mistrzów czy też istot za takowych uważanych, nie są odrobinę błędne.

Być może właśnie wszyscy Ci mistrzowie dotarli do pewnego poziomu świadomości, ale nie potrafili się uwolnić od ostatniej, najcieńszej, chociażby o grubości jednej miliardowej elektronu;) powłoki swojego ego i zamiast połączyć się z Bogiem, wybrali, a może sobie wmówili, że będą prowadzić innych ludzi, być dla mich mistrzami, przewodnikami czy awatarami.

A może właśnie realizują w ten sposób w 100% boską wolę. Trudno powiedzieć, mówiąc szczerze. Od pewnego czasu przyglądam się idei, że być może wszystko, co wiemy o sobie, świecie i Bogu, rozwoju duchowym, a nawet naukach duchowych, może być błędne i niewłaściwe.

A może właśnie – wszystko jest właściwe. Biegnie tak, jak powinno. Nie wiadomo. I jeśli ktoś twierdzi, że zna wszystkie odpowiedzi, że wie, to z pewnością... się myli. Chyba, że mówi prawdę :). Albo myśli, że wyraża prawdę.

Każdy sam niestety musi się z tym zmierzyć. Nawet znani i uznawani za największych mistrzów również mogą się mylić. Tak, tyczy się to również tych największych, których uważasz za mądrych, duchowo przebudzonych, a może nawet oświeconych i których książki i wykłady pochłaniasz jak najsłodszy nektar. Osho, Walsh, Bashar, Tolle i wielu im podobnych również może się mylić. Również może tyczyć się to tych nauczycieli podążających ścieżką “non duality”. Oczywiście wyrażają oni wszyscy jakąś część – być może całkiem sporą, prawdy. Dotarli oni z pewnością do jakichś subtelnych i wspaniałych pokładów oraz poziomów świadomości, ale przecież to wcale nie muszą być jej najwyższe poziomy, choć wielu osobom mogą się one takimi wydawać. Doszli do pewnej psychologicznej prawdy, albo wolności wewnętrznej.
Oczywiście Ci nauczyciele wykonali i nadal robią wspaniałą, wręcz genialną pracę, rozbudzając mądrość i wznosząc świadomość wielu ludzi. Ich wykłady, nauki i porady pomogły ogromnej ilości ludzi. To piękne i chwalebne, ale to nie musi być kres ich i naszych możliwości. To może być tylko pewien etap, jak np. dla niektórych chodzenie kiedyś do kościoła.

Niech cię też nie zwiedzie to, że ktoś ma wielu wyznawców, czy wielbicieli. W obecnych czasach sporo osób, również w duchowości podąża za modą, za tym, co jest aktualnie na topie. Poza tym za ilością nie musi od razu podążać jakość.
Kiedyś modna była jakaś odmiana medytacji, potem huna, teraz różne techniki uzyskane metodą chanellingową, choć według mnie bardziej mogą pochodzić od cywilizacji pozaziemskich, które jakąś techniką ją przekazują niektórym ludziom. Być może też jakieś ośrodki badawcze niektórych rządów testują na ludziach informacje uzyskane nie wiadomo skąd.

Jeśli dziwisz się, jak to jest możliwe, że jakaś osoba odbiera jakąś informację “w swojej głowie”, a inni nie, to popatrz na radio i się zastanów, jak działa. Ktoś nadaje falę – pewien przekaz, a odpowiednio dostrojony do pasma tego komunikatu odbiornik ją zwyczajnie odbiera. Całkiem prawdopodobne, że większość, jeżeli nie wszystkie objawienia Maryjne, czy różnych świętych mogą pochodzić właśnie z tego źródła.
Warto się nad tym zastanowić.

Od pewnego czasu krążą informacje o tym, jak opuścić system reinkarnacji. Wydają się one wiarygodne i ciekawe. Być może właśnie dotarliśmy do ważnego, zwrotnego punktu w rozwoju naszej świadomości, która uwolni nas z pewnych schematów życia, a być może nawet ze swoistego niewolnictwa.
Otóż według tych informacji, cały system reinkarnacji, łącznie z białym światłem, czy tunelem oraz różnymi przewodnikami duchowymi czy innymi istotami, które pojawiają się ludziom w okolicach śmierci, może być sztucznym tworem. To mogą być istoty z innej planety, ewentualnie innego wymiaru, które podszywając się pod postaci z naszej duchowości czy takie, które są zgodne z naszymi wierzeniami, robią swoisty recykling – odzyskiwanie dusz, które zamiast powrócić do Światła Boga, powracają na ziemię, aby znowu mozolnie “odpracowywać” “winy” i “zdobywać” “dobrą karmę”. Być może wcale tego nie trzeba przechodzić w taki sposób, jaki znamy na tej planecie i który jest lansowany również przez niektóre religie czy systemy duchowe. Być może wszyscy – a przynajmniej większość, zostaliśmy w tym względzie oszukani, a te istoty, o których wspomniałem wcześniej, czerpią jakieś swoje korzyści z tego naszego kieratu. Bo powiedzmy sobie szczerze – jaki procent ludzi na ziemi jest szczęśliwy czy żyje zdrowo, godnie, pięknie i mądrze? 1%? 2%? 10? Zaiste – wspaniała to cywilizacja…

Doradzają w tych informacjach, aby pod żadnym pozorem nie podążać za światłem ukazującym się w tunelu, ani tym bardziej nie iść za żadnym zmarłym wcześniej członkiem rodziny, który może się ukazać, ani nawet za jakąś postacią znaną z duchowości. Wszystko to bowiem może być iluzją i nie wiemy do końca, kto się za kogo tam podszywa.
Warto natomiast wyrazić mocną wolę powrotu do Boga, Pierwotnego Źródła Wszechistnienia, albo zgodzić się na powrót na ziemię, ale na swoich prawach, z pełną pamięcią poprzednich “żyć” i całej tej rozmowy – sytuacji w momencie śmierci. Wiele bowiem wskazuje na to, że wejść w ten sztuczny system reinkarnacyjny można tylko z własnej woli, czyli tamte istoty nie mogą zastosować wobec nikogo, żadnej duszy, bezpośredniego przymusu. Mogą agitować, przekonywać, zwodzić czy straszyć, ale nie mogą używać siły. Być może też dlatego ten system jest/był tak doskonały, bo wydawał się taki mądry, taki wspaniały i taki boski, logiczny i piękny. A może być tylko pewną sztuczką technologiczną wywołującą pewien hologram, w którym poruszają się dusze przeświadczone o jego realności i nieuchronności, gdy tymczasem o milimetr dalej – lub w nieco innej częstotliwości drgań wibracji, jest ten osławiony raj – wolność, miłość i szczęście.

Niektórzy mądrze mówią, że ten cały system przewodników duchowych bardziej przypomina jakiś ośrodek karny, gdzie nadzorcy niewiele mówią do swoich podopiecznych, tylko od nich wymagają i pojawiają się w kluczowych momentach, aby skierować ich tam, gdzie chcą.
Może pora zrzucić to jarzmo. Może jakaś cywilizacja nauczyła się odławiać dusze, czy też energię mentalną, jaka towarzyszy żyjącym ciałom ludzi i zbudowała system krążenia dusz, tych energii, który do czegoś im służy, chociażby jako akumulatory siły życiowej, jak w filmie Matrix, który jest arcydziełem mądrości duchowej. Być może, jak wskazują inne informacje, “żywią się” naszą energią lub po prostu nią bawią, jak ludzie rybkami czy mrówkami w akwarium.

Na ziemi znane są kulty, gdy to prości ludzie naśladowali ruchy czy pojazdy darczyńców, którzy kiedyś ich odwiedzili. Potem tubylcy zrobili z tego całe rozbudowane kulty religijne połączone z tańcami i śpiewami. Być może spora część naszej duchowości – nawet tej uważanej za najwyższą, to pozostałość po istotach z innych planet lub nieznanych nam obszarów ziemi, którzy kiedyś przybyli i zmienili lub zmanipulowali naszą rzeczywistość. Ba – i to jest ważne do rozważenia – być może spora część dusz, które obecnie przebywają na ziemi, sama w tym tworzeniu tej iluzji “nieuchronnego” systemu reinkarnacji brała kiedyś udział. I teraz, widząc ogrom cierpień i niesprawiedliwości, które to wywołało, postanowiła rozsadzić ten system, ale być może teraz można to zrobić tylko od środka, zaznając konsekwencji tego systemu. Dopóki sami nie otworzymy oczu, nikt nam nie może podnieść powiek. Kto wie…

Co ciekawe, ta idea została również wyrażona w jednym z odcinków serialu StarTrek, gdzie główna bohaterka miała właśnie taką rozmowę z przedstawicielem obcej cywilizacji, który przyznał się do stworzenia wokół ziemi matrixu do stałego odzyskiwania dusz po śmierci.

Być może zatem jedynym, albo najlepszym sposobem na wyjście z tego systemu jest nie branie w nim udziału. Wyjście poza jego zasady i reguły – podobnie jak rozcięcie mieczem węzła gordyjskiego, zamiast go rozwiązywać.

Zatem – jak pisałem wcześniej, warto przyjrzeć się idei, że być może sporo z tego, co wiemy o sobie, świecie i Bogu, a nawet rozwoju duchowym, czy nawet naukach duchowych, może być błędne i niewłaściwe. To nie znaczy, że nie warto być dobrym, medytować i się uśmiechać. Ewidentnie warto to robić. Być może zresztą jest to jedyne prawdziwe w rozwoju. Swoisty fundament. Tutaj jednak chodzi o nowe, inne, świeże i rewolucyjne spojrzenie na zjawiska, które wydają się być dobrze znane.

Muszę przyznać, że zawsze miałem duże wątpliwości i nie czułem dobrze, nie czułem jako prawdziwe pewne opowieści o lecznicach dusz itd. To takie teatralne, ludzkie, zbyt ludzkie. Poza tym przeważnie nie podobała mi się energetyka tych osób które to chanellingowały. Taki sobie przyjąłem swój własny miernik jakości jakiegoś przekazu – naczynie, do którego ono wpłynęło nie może być dla mnie odpychające, powodujące wzdrygnięcie się.

Oczywiście – jeżeli nauczysz się nie identyfikować z “tym” ciałem, które masz oraz z tym umysłem, z którego teraz korzystasz, to być może, to wszystko, co napisałem wcześniej, nie będzie dla ciebie żadnym problemem. Twoje ego – poczucie odrębnego od całości życia czy też całości istnienia, opadnie jak łuska ziarna i wyłoni się z niego świadomość, że wszystko jest jednym i ty tym jesteś, jak kropla w oceanie. Z tym, że w momencie pełnego uświadomienia sobie tego, odrębna kropla bezpowrotnie znika. Jest tylko to, co jest – Jedność Istnienia. Bóg, albo Cisza która raz po raz, niczym tchnienia oceanu, tworzy gwiazdy, ludzi i niebo. A potem to wszystko wciąga w siebie i tworzy coś innego lub podobnego – światy energetyczne, subtelne i różnorodne poziomy wymiarów.

Nie kupuję natomiast twierdzenia, jakoby Bóg “poznawał siebie poprzez swoje stworzenie”. Jest to dla mnie nieco dziecinne. Takie bardziej życzeniowe. Takie dowartościowujące. Oto całość istnienia poznaje siebie przeze mnie – mrówkę w kosmosie, albo też wspaniałą, wielką istotę duchową. To też jest miłe dla ucha, choć prawdopodobnie równie nieprawdziwe. Całość to całość. Skoro powstałem, to był jakiś plan. Zapewne Bezgraniczna Mądrość, która mnie stworzyła jest w stanie przewidzieć wszystkie możliwe warianty mojego zachowania, odczuwania i działania. Musiałbym wznieść się poza ten system, aby móc zadziałać inaczej. Ale… jest pewna mała trudność – jestem cząstką, częścią tego systemu – Boga czy też Wszechistnienia (które wydaje się być wszystkim, co istnieje), i raczej nie jest możliwe wydostanie się poza niego, chyba, że… kiedyś, w boskim “teraz” okaże się, że poziom wibracyjny i poziom świadomości, w którym obecnie przebywam jest otoczony przez Super Boga, który również przebywa w Mega Bogu, podobnie jak te zabawki matrioszki – jedna w drugiej. I jakimś “cudem” jest możliwe przechodzenie pomiędzy tymi poziomami Boga czy Bogów. Wtedy – przechodząc do “wyższej” struktury będę dopiero mógł zadziałać inaczej, niż mogłem będąc w niższej. W sensie fizycznym to w ogóle może nie chodzić o przechodzenie dokądkolwiek. Wystarczy być może wzbudzić w sobie i otworzyć się na inną częstotliwość wibracji, która wyniesie nas tam, gdzie jest tylko sama Prawda, Miłość i Światłość.

Zatem – pojęcie czym jest rozwój duchowy ewoluuje, a raczej nasze umysły otwierają się w tym cyklu istnienia wszechświata na “nowe” idee, którym warto się przyjrzeć. Czasem być może, aby mogło przyjść nowe, należy zakwestionować absolutnie wszystko, lub większość z tego, czego się nauczyliśmy. Nawet największe umysły i serca też mogą się mylić. Osho do końca życia chorował na astmę, czyli w sensie rozumienia choroby, nie cierpiał tego świata lub jakiegoś jego aspektu i miał na niego alergię. Przed czymś uciekał i czuł się przez to zdominowany. Tolle wciąż dźwiga na swoich barkach jakąś traumę z dzieciństwa, z którą jeszcze sobie nie poradził. Każdy – nawet najwięksi, są tylko ludźmi, takimi jak ty. Są może tylko bardziej znani, sławni czy rozreklamowani. No i odkryli lub przypomnieli więcej uniwersalnej prawdy. Co nie znaczy, że sami nią w całości żyją.

Z pewnością warto się inspirować wszelką mądrością, którą odkryli i przekazali. Nie należy jednak ślepo podążać za ich ideami czy nimi samymi jako ludźmi. Warto odkrywać samemu, najlepiej w ciszy medytacji i spokoju akceptującego, swobodnego oddechu, w którym dusza i podświadomość mogą się poddać woli i inspiracji Wyższej Jaźni, Boga i Wszechistnienia. Stamtąd przychodzi to wszystko, co najlepsze – doskonałe i niezmienne.

http://powiewwiatru.pl

07-01-2016