Ewa Kaur

Emocje

W celu łatwiejszego zrozumienia o czym piszę, już na samym wstępie pragnę wyjaśnić, czym ja sama nazywam emocje. Emocje to uczucia takie jak: złość, smutek, żal, gorycz, strach, wściekłość, walka, bunt itp. Zaś uczucia czy odczucia takie jak: miłość, radość, szczęście, spełnienie, akceptacja, czyli tzw., cechy Boskie, nazywam uczuciami lub odczuciami Wyższymi.

Jakiś czas temu miałam pewną kryzysową sytuację z moim przyjacielem, pełną niezrozumienia i nie akceptacji. Sytuacja ta sprowokowała mnie do wielu przemyśleń, wiele zrozumiałam i właśnie z tym zrozumieniem chciałam się podzielić, bo jak się później okazało, wielu z nas zapomina o często bardzo prostych sprawach, prostych ale jakże istotnych dla Nas samych.

Sytuacja, o której wspominam dawała mi dwie możliwości, możliwości, które często my sami mamy w różnych okolicznościach życia i jakże często wybieramy tę mniej korzystną dla Nas opcję. Jedna z możliwości dawała mi szansę wybaczenia, uzdrowienia ran, które powstały, i uleczenia całej relacji, tak aby stała się w pełni satysfakcjonująca dla wszystkich, tzn. dla mnie i dla tej drugiej osoby. Druga możliwość rysowała przede mną obraz, wiecznej złości, żalu, pretensji i użalania się nad sobą … dlaczego to niby mnie to spotkało i dlaczego to niby ja mam wyciągać rękę pierwsza, skoro… i tysiące argumentów, które podsuwały mi do głowy, moja złość, żal i zgorzknienie.

Ponieważ mam bardzo plastyczną wyobraźnię, więc od razu zobaczyłam jak czułabym się z pierwszym i drugim rozwiązaniem i o dziwo, dla samej siebie, odkryłam, że przy rozpatrywaniu pierwszej wersji, a więc akceptacji, zrozumienia i wybaczenia, czuję się dobrze, wręcz relaksowo, czuję, że moje czakry są rozluźnione, a moja dusza cieszy się i tańczy na myśl o zrobieniu czegoś co współgra z Boską Istotą we Mnie.

Kiedy zaś skupiałam się na drugim możliwym schemacie, czułam jak moje ciało się napina, czułam jak moje czakry się kurczą i spinają, czułam niemalże ból w czakrze serca, która była wyjątkowo przeciwna tej opcji, opcji, która przecież była przeciwieństwem Miłości. Moje serce, niestrudzenie cały czas podpowiadało mi abym dała sobie spokój ze złością, agresją i pretensjami. I kiedy faktycznie szłam za jego głosem czułam się wspaniale. Czułam radość i spokój w sercu, czułam harmonię i akceptację w sobie i w całej otaczającej mnie rzeczywistości.

Już wtedy sytuacja między mną a moim przyjacielem nie była za ciekawa, i z dnia na dzień całość ciążyła mi coraz bardziej. Każdego dnia dochodziłam do nowych pouczających wniosków i coraz bardziej byłam pewna swojej decyzji. Oczywiście wspierałam się tutaj choćby modlitwą, w celu podjęcia właściwej decyzji i znalezienia dość siły i odwagi aby podążyć tą ścieżką, ścieżką wybaczenia, pojednania i harmonii.

W ciągu tych kilku dni, przyszło do mnie zrozumienie wielu kwestii, choćby takiej, że nie potrzebuję rozumieć dlaczego tak się stało, dlaczego doszło do takiej sytuacji, nie potrzebuję znać tzw., stanu faktycznego. Jedyne co jest mi potrzebne to odnalezienie w sobie akceptacji tego, że jest jak jest i że zawsze jest to co najlepsze, nawet jeśli w danym momencie, nie potrafię tego dostrzec, z własnego, jakże subiektywnego i ograniczonego punktu widzenia. Akceptację siebie w tej sytuacji, i akceptację postępowania mojego przyjaciela.

Każdy z nas, wiele razy, w swoim życiu, staje oko w oko z sytuacjami, które dają nam, wyżej opisane, dobrze nam już znane, dwie możliwości zakończenia danej historii.

Od nas samych, tylko i wyłącznie, zależy jak potoczy się dalsza historia czyli nasza rzeczywistość, którą tak pieczołowicie kreujemy afirmacjami, dekretami, wizualizacjami, czy nawet modlitwami. Pytanie brzmi…A co z naszymi czynami, co ze świadomym postępowaniem i świadomymi wyborami? Oczyszczamy swoją podświadomość dzień po dniu, a zapominamy o świadomej cząstce naszego Istnienia, która to ma niebagatelny wkład w to jak wygląda nasze Tu-i-Teraz.

Poprzez swoje doświadczenie, zrozumiałam, że w sytuacji kryzysowej, w sytuacji, która wymaga od nas samych podjęcia zdecydowanych kroków, w jedną albo drugą stronę, warto zadać sobie kilka prostych pytań. Co zyskam kiedy zdecyduję się trzymać żal i pretensje w swoim sercu, a co zyskam kiedy postanowię wybaczyć i zaakceptować? Jak wpłynie na moje samopoczucie wejście w jedną czy drugą ‘rolę’? …czy poczujemy spięcie, stres i zmęczenie związane z utrzymywaniem siebie w ciągłym stanie złości, smutku i żalu, czy może lepiej postawić na uczucie ulgi, które towarzyszy nam kiedy rozwiązujemy urazy i pozwalamy miłości rozlać się po naszym sercu, żeby je uspokoić i uszczęśliwić. Warto zastanowić się nad tym, jak dana decyzja wpłynie na nasz rozwój duchowy? Czy wzmocni nas czy rozbije energetycznie? Czy da nam radość, satysfakcję i poczucie spełnienia wewnętrznego, czy raczej rozbicie emocjonalne i poczucie winy?

I choć czasami bywa ciężko z wybaczaniem, to warto mieć świadomość, że wystarczy głośne i zdecydowane podjęcie decyzji, aby proces ruszył z miejsca. Wystarczy silne i zdecydowane wysłanie sygnału, że taka jest nasza wola. Wtedy to pomimo, że być może w danym momencie nie czujemy przebaczenia, to sam proces już wtedy się rozpoczyna, a cały Świat, będzie wspierał Nas w naszym dążeniu. Warto jednak być zdecydowanym i nie wysyłać sprzecznych komunikatów. Jest to bardzo ważny element każdej kreacji. Nasze kreacje zwykle nie spełniają się, bo tak naprawdę często, zbyt często nie jesteśmy pewni czego tak naprawdę chcemy, co chcemy osiągnąć. W takiej sytuacji z jednej strony wysyłamy życzenie w świat, z drugiej stwierdzamy, że może jednak lepsze byłoby coś innego, zastanawiamy się czy mi to potrzebne, a może to tylko dodatkowy kłopot…? I w ten oto bardzo prosty sposób stale opóźniamy zrealizowanie, zaistnienie naszej wolnej woli, o ile w ogóle całkiem nie niwelujemy.

Stan szczęścia i miłości, jest naszych naturalnym, boskim stanem, który aby istniał nie potrzebujemy robić nic, nie potrzebujemy wkładać w to, żadnej pracy, żadnego wysiłku, żadnej energii. Warto uświadomić sobie i poczuć to, ile z kolei wysiłku kosztuje nas samych trzymanie w sobie emocji. Ile energii potrzebujemy zużyć aby mogły one w nas istnieć i rozrastać się. Niestety same emocje działają na nas jak narkotyk, wywołują podobne procesy w organizmie. Kiedy wzbudzimy w sobie trochę emocji, za chwilę chcemy coraz więcej i więcej. Kiedy życie staje się stabilne, spokojne i poukładane, wielu osobom włącza się myślenie, że jest nudno, bo nie ma się czym poemocjonować i zaczynają kreować sobie sytuacje trudne i stresowe, tylko po to, aby dostarczyć sobie trochę adrenaliny. Jednak czy warto? Sama wykreowana sytuacja zwykle jest tylko nic nie znaczącym ‘początkiem’, to dopiero później decydujemy się na konkretną reakcję, na zaistniałą sytuację i wywołujemy w sobie emocje, np.: gniewu, złości, agresji… i pielęgnujemy je z namaszczeniem… pytanie brzmi: czy warto?

W sytuacji, w której włączają się emocje, nasza energetyka zmienia się drastycznie, czakry się kurczą lub wręcz zmienia się ich ruch, powstają blokady energetyczne, które prowadzą do blokad fizycznych, a te z kolei są już początkiem tzw., chorób. Zapytajmy więc siebie, czy warto?

Przeanalizujmy bilans zysków i strat. Poczujmy efekty swoich wyborów. Wyobraźmy sobie jak wyglądałoby nasze życie, jak wyglądalibyśmy MY sami, jak czulibyśmy się MY sami, z naszymi konkretnymi wyborami. Wczujmy się w swoje wnętrze, w nasze czakry, w naszą energetykę, w swoje serce. Starajmy się wybierać to, co wywołuje w nas radość i spokój, poczucie harmonii. A jeśli każdy z dwóch wyborów wywołuje spięcie, wybierzmy ten, który mniej na nas wpływa, ten który będzie łatwiej i szybciej uzdrowić. Nie nakładajmy na siebie większej pracy, niż to konieczne.

Cała przyroda funkcjonuje w ten sposób, że dąży do minimum nakładu wysiłku i pracy, tylko człowiek zamiast kierować się głosem serca, lubi kombinować jak koń pod górę. Czy warto? Co w ten sposób osiągniemy? Ulepszymy swój byt, swoje samopoczucie, swoje stosunki z samym sobą i z innymi?

Co osiągniemy tym, że pokłócimy się z kimś? Co osiągniemy tym, że się obrazimy na cały świat? Co osiągniemy tym, że damy ponieść się swojej wielkiej dumie i nie podamy komuś ręki na zgodę? Co osiągniemy jeśli będziemy się złościć i walczyć? Co osiągniemy jeśli będziemy się smucić i wpędzać w depresję? Co osiągniemy użalając się nad sobą i całym światem? Co osiągniemy…?

Czyż efektem takiego postępowania nie będzie nic innego jak krzywdzenie samego siebie do granic możliwości? Ile takich samogwałtów jesteś w stanie jeszcze znieść. Ile razy jeszcze powiesz swojemu sercu: stary, nie tym razem, tym razem uniosę się fałszywą dumą i się obrażę… ile jeszcze razy pogwałcisz własne odczucia, własne pragnienia o spokoju i harmonii, i wreszcie własne serce? Ile jeszcze doświadczeń tego typu potrzebujesz doświadczyć, aby zrozumieć, że jedynym słusznym i prawdziwym rozwiązaniem jest wybaczenie i akceptacja? Czy nie lepiej zamknąć ten rozdział wcześniej, i nie wałkować tematu ciągle od nowa?

Tak wiem, wielu może stwierdzić, łatwiej powiedzieć, niż wykonać… tutaj nie mogę się spierać, każdy ma swoją drogę i każdy ma swój ‘moment mocy’, w którym to decyduje się na jakąś zmianę, zmianę na lepsze.

Kiedy jednak tak na zdrowy rozum, przeanalizujemy to zagadnienie, i kiedy uświadomimy sobie, że życie w zgodzie i harmonii jest tym czego pragniemy i kiedy na trzeźwo i przytomnie zdamy sobie sprawę, że naprawdę nie opłaca nam się życie wypełnione emocjami, i że do tego interesu tylko i wyłącznie dokładamy, a nic nie zyskujemy, poza rozbiciem i nerwicą. I nawet jeśli nie czujemy tego do końca, iż moglibyśmy się zdać na rezygnację z emocji, ale uświadomiliśmy sobie, że faktycznie tak jest korzystniej, to pamiętając o zasadach kreacji, wystarczy że zdobędziemy się na jasne i dokładne wyrażenie życzenia, np.: Tu-i-Teraz żyję w zgodzie i harmonii z Samym sobą. Tu-i-Teraz kieruję się Boską Bezinteresowną Miłością i Akceptacją. Tu-i-Teraz kieruję się Boską Intuicją, która jest we Mnie. Mocą Boskiej Istoty we Mnie, przekształcam swoje życie na pełne jedności, harmonii i spokoju. Mocą Boskiej Istoty we Mnie…

Ja podjęłam decyzję, uchwyciłam ‘moment mocy’ i wyraziłam życzenie. Dziś nadal mam wspaniałego przyjaciela i cudowne relacje między nami. I choć wiele osób mi mówiło, że to On powinien zrobić tzw., pierwszy krok, to wiedziałam, że dłużej nie zniosę całej tej sytuacji i czułam całą sobą, jak moje serce i dusza czują się nieszczęśliwe i spięte. Podjęłam decyzję i pomodliłam się o wsparcie. Podjęłam decyzję i wykorzystałam ‘moment mocy’. Podjęłam decyzję i wyraziłam życzenie. Dziś jestem szczęśliwa, że dokonałam takiego wyboru, że pierwsza wyciągnęłam rękę, bo dostałam więcej niż oczekiwałam. Odzyskałam nie tylko przyjaciela, odzyskałam nie tylko własny spokój i harmonię, a serce wypełniło się na nowo światłem i radością. Ale do tego Bóg w swej wspaniałości zesłał mi jeszcze ogrom zrozumienia wielu spraw i doświadczyłam swojego małego oświecenia.

Zdaję sobie sprawę, iż z pewnością artykuł ten nie wyczerpuje tematu emocji całkowicie i do końca, ale na pewno pozwoli spojrzeć nań z innej strony i co najważniejsze mam nadzieję, że skłoni do samodzielnych przemyśleń i wyciągnięcia wniosków z własnych przeżyć, a w rezultacie ulepszenia jakości własnego, codziennego Tu-i-Teraz.