Leszek Żądło

Samoocena - klucz do sukcesu

Poznałem kiedyś kobietę, o której mówiono: “to wybitna specjalistka w swej dziedzinie”. Przypominano też, że była laureatką jednej z głównych nagród państwowych. A jednak została zwolniona z bardzo eksponowanego stanowiska i zastąpiona przez osobę mało kompetentną. Wszyscy zastanawiali się, dlaczego?

Kiedy ją ujrzałem, od razu miałem pewność, że to z powodu niskiej samooceny. Na początku nikt się ze mną nie chciał zgodzić, ale podczas rozmowy przyznano mi rację.
Zaczęło się od tego, że pochwaliłem jej kompetencje, co oczywiście spodobało się. Następnie dodałem: “te kompetencje sprawiają, że pani ma przewagę nad innymi”. Tu kobieta wpadła w przerażenie i stwierdziła, że nie chce mieć żadnej przewagi nad nikim. Zapytałem więc, czy zauważa, że ja mam nad nią przewagę pod względem wiedzy psychologicznej. Okazało się, że nie tylko ją dostrzega, ale też uznaje za coś normalnego. Tu udałem zdziwienie: “jak to, moja przewaga jest naturalna, a pani przewaga nie?”. Wtedy przerażenie tej pani sięgnęło zenitu. No i musiałem wyjaśnić, że moja wiedza i doświadczenie dają mi przewagę w przypadku, gdy chcę pomóc innym w rozwiązaniu ich problemów psychologicznych, za to jej wiedza i doświadczenie dają jej przewagę, kiedy trzeba rozstrzygać problemy prawne. Była oszołomiona tym odkryciem, ale po pewnym czasie zrozumiała, że to, jak znajduje się w świecie, zależy od jej samooceny. Pojęła, że gdyby nie to, iż bała się przewagi, byłaby teraz dyrektorem ważnej firmy, a nie bezrobotną.

Samoocena to bardzo ważne narzędzie odnoszenia sukcesów nie tylko w biznesie, ale też w rozwoju duchowym.

Jak myślisz, od kogo zależy twoja samoocena?
Przyjrzyj się temu słowu i zastanów się.
Oznacza ono, że oceniasz się sam. No i od kogo to zależy, jak się oceniasz?
Pewnie wydaje ci się, że od obiektywnie postrzeganych u siebie wad i zalet?
A czy naprawdę jesteś w stanie postrzegać je obiektywnie, a więc bez uprzedzeń? Czy naprawdę potrafisz patrzeć na siebie bez uprzedzeń? A to znaczy bez złości, bez poczucia winy, bez zachwytu nad samym sobą? Czy potrafisz w sobie ot tak, po prostu dostrzegać boską doskonałość, boską miłość i nieskończoną zdolność odnoszenia sukcesów? Czy potrafisz zaakceptować, że twoja wiedza, doświadczenie, zdolności dają ci przewagę nad tymi, którzy są tych cech pozbawieni? Czy uważasz za uczciwe korzystanie z tego typu przewagi? Czy potrafisz być z siebie zadowolony bez względu na to, jak ci się wiedzie?
Jeżeli tak, to gratuluję, gdyż sądzę, że odnosisz sukcesy na każdym kroku. A jeśli nie, zapraszam do pracy nad zmianą widzenia siebie.

Zacznijmy od tego, że gdybyś chciał powiedzieć prawdę o sobie, prawdę niezależną od twej samooceny, musiałbyś potwierdzić wszystko, co przeczytałeś w zadanych powyżej pytaniach. Jeżeli przeczysz, to znaczy, że twoja samoocena jest niewłaściwa i oparta na fałszywych przesłankach, choć może nawet i 40 milionów otaczających cię ludzi podziela twój pogląd.

Przede wszystkim zapytam, czy uczciwym ci się wydaje, żeby przy obsadzie ważnych kierowniczych stanowisk dawać równe szanse tym, którym brak wiedzy, talentu i kwalifikacji?
Skutki tego typu praktyk są koszmarne i zazwyczaj prowadzą do upadku firm lub utraty prestiżu przez instytucje. Ale czego się nie robi w imię źle pojętej sprawiedliwości!?

Często osoby mające wysokie kwalifikacje nie doceniają ani ich, ani siebie. Jeśli ponadto nie chcą zajmować kierowniczych stanowisk, to nie warto ich do tego zmuszać. Mogłyby zostać ekspertami, ale… tu też potrzebna im jest nie tyle jeszcze pełniejsza wiedza, ale adekwatna samoocena. Jeśli bowiem nie doceniamy siebie i swego potencjału, to unikamy stanowisk, na których moglibyśmy wykorzystać swój potencjał. I zostaje nam tylko narzekanie, że siedzieliśmy w kącie i nikt nas nie dostrzegł, nie docenił. A przecież powinien! No i że nieudaczników obsadza się na ważnych stanowiskach!

Aby osiągać sukcesy na miarę własnych możliwości, często trzeba podnieść samoocenę. A to wiąże z koniecznością dostrzeżenia i docenienia swego talentu, wykształcenia i swej przewagi.
Czy możesz nagle zacząć widzieć w sobie coś, czego dotychczas nie dostrzegałeś, czego nie dostrzegali inni? A pewnie wydaje ci się, że najbardziej obiektywna ocena ciebie to ta, która wynika z uśrednienia cudzych opinii na twój temat?
No właśnie, czy możesz zmienić opinię na swój temat, jeśli wszyscy wokół mówili ci, że jesteś . . . . . . . . . . . ,
jeśli mówili ci, że na pewno nie uda ci się . . . . . . . . . . . ,
że przede wszystkim powinieneś . . . . . . . . . . . . ?
Czy byłoby to uczciwe, gdybyś nagle spróbował inaczej myśleć o sobie? Czy nie byłoby to okłamywaniem innych i siebie?

To ważne pytania i wiele osób stawia je sobie. Ale wiele ważniejszym okazuje się znaleźć prawdziwą odpowiedź na pytanie: czy inni ludzie posiadają zdolność obiektywnego ocenienia cię?
To, że ktoś cię lubi, a ktoś nie, to kwestia ich oceny, a nie twojej wartości jako takiej. Która z nich jest prawdziwa?
To, że jeden ci ufa, a inny nie, to też podobno świadczy o tobie, ale jak się ma do prawdy? Jak nie ufa, to boli? Ale raczej to nie ty zasłużyłeś sobie na nieufność, tylko ta osoba po prostu jest nieufna! I co ty na to?
Jedni wierzą w ciebie, a inni twierdzą, że jesteś do niczego. I co z tego wynika? Kto z nich ma rację?
Jeden egzaminator ocenia twą wiedzę i umiejętności na bardzo dobrze, podczas gdy inny uważa, że daleko ci choćby do dostatecznej sprawności bądź znajomości tematu. I jaki jest prawdziwy poziom twojej wiedzy?
Teraz odpowiedz, które z opinii o tobie są prawdziwe? A może za takie uznajesz je wszystkie naraz, w zależności od okoliczności?
Jeśli tak, to z pewnością musisz mieć ogromne pomieszanie wyobrażeń na swój temat, a jedne z nich są sprzeczne z innymi.
Czy czujesz się z tym szczęśliwy? A może tylko pomieszany i zagubiony?
Czy można to zmienić?
Oczywiście, że tak. Wróćmy więc do samooceny: przecież jest ona efektem tego, jak sam siebie widzisz i oceniasz.

Zastanów się teraz: czy chcesz dalej widzieć siebie tak, jak postrzegają cię “obiektywnie” inni? Czy nadal zależy ci na tym, żeby się do nich dopasować? Przecież pewni ludzie, którym ufasz, bardzo boleją nad niedostosowaniem “odmieńców” i radzą im, by stali się tacy, jak inni, jak otaczające ich “normalne” towarzystwo (czyli jak oni). Czy naprawdę na tym ci zależy?
Tak, oczywiście, wielu znormalniało i zaczęło pić, palić, zdradzać, kraść, przeklinać i robić sobie oraz innym na złość.

Pomyśl teraz, że zostałeś stworzony na podobieństwo Boga. Czy jesteś w stanie dostrzec jakieś podobieństwa? Czy samoocena pozwala ci to zaakceptować?
A przecież Bóg widzi cię takim, jakim cię stworzył. Nie podnieca się twoimi wadami i nie robi z nich problemów na skalę rodziny czy świata. On życzy ci dobrze i pomaga, kiedy tylko chcesz się stać takim, jakim naprawdę (choć dopiero potencjalnie) jesteś. Bóg jest bogaty, więc sprzyja różnorodności przejawiania się. Wspiera cię, kiedy odkrywasz, jaki jesteś naprawdę i kieruje do ludzi, którzy są w stanie cię wesprzeć. Podobnie funkcjonuje twoja podświadomość, która kojarzy cię z tymi, którzy są do ciebie podobni. Ale być może nie wiedząc o tym i płacąc wysoką cenę zaparcia siebie usiłowałeś się dostosować do tych, którzy są niepodobni?

Kiedy uważnie rozejrzysz się dookoła, okaże się, że na świecie jest mnóstwo różnych grup ludzi, które mają swoje cele, swoje dążenia, swój “styl”. Może teraz nie potrafisz znaleźć nikogo takiego, kto by odpowiadał twoim zainteresowaniom i aspiracjom, więc usiłujesz dostosować się do tych, którzy w jakiś sposób imponują innym i tobie? A może jest tak, że chcesz wejść miedzy nich, by im zaimponować, by to oni, tacy poważani i podziwiani, zaczęli poważać i podziwiać ciebie?

Tak, tak. Nawet największa ofiara i największy cierpiętnik usiłują zwrócić na siebie uwagę. Waśnie po to robią to, co robią, by inni zauważyli ich szczególne (heroiczne) wysiłki, osiągnięcia i jakąś tam “inność”. Przecież w końcu ktoś musi zauważyć, w czym są najlepsi. Jeśli sukcesy odnoszą inni, to przecież zawsze istnieją nieskończone możliwości ponoszenia porażek. Największy na świecie pechowcy też przecież trafiają do Księgi Guinessa. A głupcy pośmiertnie są wpisywani do księgi laureatów nagrody Darwina.

Kiedy jednak zwrócisz SWOJĄ uwagę na to, że masz jakieś swoje zainteresowania, zdolności czy ulubione tematy i DOCENISZ je, wówczas okaże się, że istnieją wokół ciebie środowiska, które podzielają twoje zainteresowania, tylko dotychczas nie zauważałeś ich usiłując zrobić wrażenie na tych, którzy wydawali ci się ważniejsi z jakiegoś punktu widzenia (np. cieszyli się większą sławą czy popularnością).
Mechanizm dostosowywania się do najpopularniejszych (a to wcale nie znaczy, że najmądrzejszych) jest tak stary, jak historia istnienia… stad zwierzęcych. A ty przecież jesteś człowiekiem. Masz więc wolny wybór. Masz też wolę i dysponujesz wszelkimi możliwościami dokonania zmiany swoich nastawień. Nie zmieniaj ich więc zgodnie z oczekiwaniami dominujących w stadzie osobników, lecz zgodnie z twoimi zainteresowaniami i uzdolnieniami.
Na świecie żyje ponad 4 miliardy ludzi. Pomyśl więc, że możesz zmienić stado, do którego przynależysz, bo zmienić siebie prawdziwego będzie ci o wiele trudniej i zawsze skończy się to tylko zakłamaniem.

A co ze zmianą, do której tak często nawołują mistrzowie różnych ścieżek duchowych?
Siebie prawdziwego nie tyle powinieneś zmienić, co dopiero odkryć. Odkrycie to stanie się możliwe, gdy zrezygnujesz z cudzych “obiektywnych” opinii na twój temat. Zrezygnuj z nich, ale się przeciw nim nie buntuj. One nie opisują ciebie, lecz twój sposób przejawiania się, bowiem “jak cię widzą, tak cię piszą”. Opisują to, co sobą w danej chwili reprezentujesz, do czego prowokujesz, a nie to, kim jesteś.
A więc możesz być kim innym, a reprezentować coś innego?
Czy nigdy nie przyszło ci do głowy, że zamiast siebie, reprezentujesz swą rodzinę (“uważaj, żebyś nie przyniósł nam wstydu”), swą szkołę czy klasę (“pokaż, że jesteśmy lepsi”), swoje podwórko, swój zakład pracy, grupę towarzyską, zawodową itd. itp.?
Jak często masz odwagę powiedzieć: “ja tak uważam”, “ja tak czuję”, “to moja opinia”. No właśnie, jak często bywasz sobą i reprezentantem samego siebie?

Ta odwaga jest potrzebna. Ale nawet ona nie zapewni, że mówiąc w swoim imieniu, reprezentujesz siebie. Na początek jednak naucz się mówić w swoim imieniu i o sobie. To ci pomoże zidentyfikować się z sobą, zamiast powtarzać cudze “obiektywne” opinie.
Zamiast mówić o sobie: “się czuje, się myśli”, mów po prostu: “ja czuję, ja myślę”. Nie dystansuj się od tego, co sobą reprezentujesz.

A więc, jesteś sobą, masz prawo w swoim imieniu wypowiadać się i działać. Spróbuj samodzielności. Ona nie musi boleć, jeśli czujesz się z nią dobrze i bezpiecznie. Samodzielność nie oznacza osamotnienia. Zauważ, że wszyscy podziwiani przez ciebie przede wszystkim są w jakiś sposób inni, wyjątkowi. Najczęściej nikogo nie naśladują. Dlaczego więc ty miałbyś naśladować ich? A może uważasz, że jesteś zbyt tępy, by wymyślić coś wyjątkowego dla siebie? A może wydaje ci się, że wszystkie pomysły zostały już zrealizowane?
Przypatrz się drzewom, które nie myślą i nie mają własnej woli. Każde z nich jest w jakiś sposób inne od pozostałych. A przecież są o wiele mniej inteligentne od ciebie.

Nie powiedzieliśmy tego dotychczas, ale masz jeszcze jeden atut w rękach (a właściwie w sercu). Otóż jesteś wypełniony przez boską mądrość i inteligencję. Nie protestuj. To, czy jesteś tego świadom, nie ma najmniejszego znaczenia. I nie ma znaczenia, czy jesteś w stanie to sobie w ogóle wyobrazić. Tak po prostu jest!

Gdybyś w budowaniu samooceny pominął Boga, to praca nad sobą byłaby tylko autopsychoterapią. To ty sam określałbyś swoje cele i kierunki działań. I byłbyś dla siebie jedynym weryfikatorem (sterem, żeglarzem, okrętem). Sytuacja jest jednak nieco inna i to się obraca na twoją korzyść. Wymaga jednak uświadomienia sobie, że istnieje we Wszechświecie Mądrość i Inteligencja znacznie wyższa od tego, co prezentowali przed tobą rodzice, nauczyciele, pisarze, duchowni czy twoi idole. Wiem, że może ci się to wydawać niemożliwe lub trudne do pojęcia. Ale tak jest naprawdę. Jeśli tylko będziesz się chciał o tym przekonać, możesz nauczyć się medytacji lub modlitwy kontemplacyjnej. A wówczas w ciszy i spokoju umysłu dotrze do ciebie, że owa Mądrość i Inteligencja nie tylko istnieje, ale również, że ci sprzyja. Możesz z nią nawiązać kontakt, który w miarę ćwiczenia i zdobywania doświadczeń będzie stawał się coraz silniejszy, coraz bardziej inspirujący.

Kontakt z ową Inteligencją jest zupełnie pozbawiony uciążliwości. Ona nigdy ci niczego nie narzuca i do niczego nie zmusza. Podsuwa ci jednak tak wspaniałe pomysły i inspiracje, jakich nie potrafiłby wymyślić najmądrzejszy z twych idoli bądź nawet guru. To od ciebie zależy, czy Ją w sobie odkryjesz, czy Jej zaufasz, czy docenisz i czy będziesz chciał wykorzystać Ją dla dobra swojego i innych.

Czy wydaje ci się niemożliwe, żeby coś tak wspaniałego mogło być w tobie?
A jednak… to twoja prawdziwa natura, to prawda o tobie. Ona wyłania się spoza zasłon, którymi są uprzedzenia i wszelkie “obiektywne” opinie. I jaką musisz mieć ufność i odwagę, by odkrywszy w sobie Źródło Wszystkiego, móc to zaakceptować, móc z Niego korzystać. Ach, jak czasem może ci być trudno pojąć, jak w takim “grzesznym” ciele i “głupim” umyśle mogło zamieszkać coś tak wspaniałego i czystego!
A jednak, zamieszkuje!

Gdybyś liczył tylko na chwile medytacji czy kontemplacji, prawdopodobnie nie potrafiłbyś tej cudowności docenić. Może nawet wmawiałbyś sobie, że rozdyma cię pycha, bądź “kusi zły”. Na tym właśnie etapie kończą swe mistyczne przygody ludzie mający niską samoocenę.
Ty jednak możesz pójść dalej. Możesz korzystać z duchowych inspiracji, zapisywać je w formie zdań stwierdzających pozytywne fakty, które ujawniły się przed tobą, a później powtarzać owe myśli, najlepiej pisząc je.

Oczywiście, że twoja podświadomość nie zaakceptuje ich wszystkich od razu. Czasem będzie z nimi walczyła i wypierała je, czasem podsunie ci ogromne wątpliwości. Przede wszystkim ukaże ci te myśli i wyobrażenia, które są sprzeczne z twymi duchowymi inspiracjami. To ważne, byś się im przyjrzał, gdyż tak wyglądają twoi ukryci wrogowie. Mieszkają w podświadomej pamięci i utrudniają ci radosne, twórcze, duchowe życie. Warto więc, byś poznał swych wewnętrznych wrogów. To ci umożliwi pokonanie ich bez walki. Wystarczy, że udowodnisz sobie, że można żyć pełniej, radośniej, bardziej pożytecznie, a przede wszystkim, że na to zasługujesz i że potrafisz. Jeśli uwierzysz w siebie i swoje możliwości, wszystko stanie się dla ciebie możliwe!
Najlepiej udowadniać to sobie przez działania poprzedzone zmianą nastawienia. Zacząć trzeba właśnie od przekonywania podświadomości. Jeśli wyobrażasz sobie, że coś możesz, to na pewno możesz. I odwrotnie. Trzeba to ugruntować, przyzwyczaić się.

Wiele początkowych sukcesów “idzie zupełnie w niwecz”, gdy nie udało nam się trafić na właściwy czas i zapotrzebowanie społeczne. Wydaje się, że nasze działania mają sens, jeśli dobrze trafiają albo w aktualne zapotrzebowanie, albo też są ważne dla przyszłości. Wtedy stajemy się “nieśmiertelnymi geniuszami” – szkoda, że zazwyczaj dopiero po śmierci.

No ale można trafić w zapotrzebowanie społeczne i znaleźć taką “niszę ekonomiczną”, która jest zupełnie pusta. A to znaczy, że powinniśmy stawiać na naszą oryginalność i niepowtarzalność. Odkrywszy je należy się do nich przyzwyczaić i odkryć, jak można dzięki nim zarabiać i odnosić inne sukcesy. I tu pomocne są techniki świadomej sugestii oraz wizualizacji. Nie najpierw, a dopiero od tego momentu warto sobie afirmować, że to, co oferuję innym, jest cenne i wartościowe, że ludzie chętnie mi płacą za moje oryginalne pomysły, usługi, idee, towary.

Przekonuj więc swoją podświadomość i nie daj jej szans na prowadzenie dywersji w twoich planach. To właśnie mają na myśli mistrzowie, kiedy mówią, że masz pracować nad wewnętrzną przemianą. Jest ona niczym więcej, jak zaprogramowaniem podświadomości zgodnym z bożą mądrością, z bożą prawdą. Np.:

Zasługuję, by być bogatym (mieć pieniądze, dużo pieniędzy), niezależnie od tego, kim jestem, niezależnie od tego jaki jestem (ile umiem, niezależnie od swojej wiedzy i wykształcenia, itp.). Zasługuję, by być bogatym (mieć pieniądze, dużo pieniędzy), niezależnie od swojej przeszłości (niezależnie od tego, co robiłem kiedyś, niezależnie od tego, kim byłem kiedyś). Już teraz wykorzystuję każdą szansę daną mi przez Boga, nawet jeśli to się innym nie podoba, więc odnoszę same sukcesy. Z każdą chwilą odnoszę coraz większe sukcesy!

Jestem wartościowym człowiekiem w oczach Bożych, dlatego zawsze patrzę na siebie jak na wartościowego człowieka i odnoszę się do siebie z miłością i szacunkiem. Dla Boga jestem wyjątkowy, ponieważ jestem Jego dziełem, a wszystko, co tworzy Bóg, jest doskonałe, wyjątkowe i kochane przez Niego. Dlatego też wiem, że Bóg ma dla mnie zawsze czas, że Bóg w każdej chwili mi błogosławi – opiekuje się mną, także finansowo, chroni mnie, daje mi nieskończenie wiele powodów do zadowolenia z siebie, z życia, z tego co robię, ze świata, w którym żyję i z innych istot.

Podobam się sobie. Podoba mi się to, co robię. Podoba mi się to, co myślę. Podoba mi się to, co czuję, Podoba mi się to, co mówię. Podoba mi się to, co wiem. Podoba mi się to, co chcę, o czym marzę. Podoba mi się mój wygląd i moje zachowanie. Podoba mi się mój chód. Podoba mi się moja twarz, moje ręce, moje nogi. Podoba mi się całe moje ciało. Potrafię być zadowolony z siebie. Mam wszelkie powody, by być z siebie zadowolonym. Jestem zadowolony z siebie i ze swojego życia. Zawsze jestem zadowolony z siebie i ze swojego życia!

Dzięki takiemu podejściu do siebie stajesz się tym, jakim i kim naprawdę jesteś!