Leszek Żądło

Kurs na luz

Luz… marzenie młodych. Ach, jak cię podziwiają, kiedy trzymasz szpan na luz! Kiedy pokazujesz, jaki z ciebie luzak.
No bo… luzakowi wszystko wolno. I wydaje się taki szczęśliwy! Przecież mogą mu naskoczyć, cokolwiek zrobi. Ech, żyć nie umierać!
“Jesteś wolnym obywatelem wolnego kraju. Możesz robić wszystko, co ci się podoba” – krzyczą reklamy. Możesz nawet sprzedać swoją godność i przed kamerą zrobić z siebie idiotę. – “Bądź sobą!” – zagrzewają reklamodawcy.
Na duchowej ścieżce nie o taki luz chodzi. W każdym razie nie o szpanowanie, jakim się jest luzakiem. Chodzi o luz psychiczny i fizyczny na trzeźwo i przytomnie. Chodzi też o to, by na luzie, bez przymusu szpanowania, robić to, na co się ma ochotę nie szkodząc przy tym sobie i innym.
Trzeźwość i przytomność pozwalają nam być szczęśliwymi tu i teraz. Trzeźwość i przytomność zapewniają nam świetną zabawę i radość życia.
Zdarza się, że ludzie mają do trzeźwości i przytomności bardzo negatywne nastawienie. Przecież w dzieciństwie musieli być trzeźwi i samotni, gdy za drzwiami towarzystwo rodziców świetnie się bawiło “dając sobie w rurę”. Dlatego ten stan świadomości kojarzy im się z nudą i cierpieniem.
W stanie trzeźwości i przytomności szczególnie silnie odzywają się skutki samorepresji, samokontroli i „trzymania się” na pokaz. To też nie kojarzy się przyjemnie. No i wreszcie “wiadomo, że pijanemu przystoi luz, ale trzeźwemu?”
To podstawowe głupie wyobrażenia, które trzeba zmienić. Trzeźwemu też przystoi być na luzie, a co więcej, na luzie może on osiągnąć znacznie więcej i odnosić większe sukcesy. Trzeba jednak zrozumieć, że luz nie polega na tym, by przed innymi odgrywać idiotę. Luz to swoboda bycia i istnienia, to swoboda niekonwencjonalnego myślenia. Nie ma on nic wspólnego z bezsensownym bełkotem, z kapryszeniem i brakiem jakiejkolwiek odpowiedzialności. Luz jest efektem wzięcia na siebie świadomej odpowiedzialności za siebie i swoje życie, a zarazem wynikiem zrezygnowania z odpowiedzialności za innych i ich samopoczucie. Luz wynika z uświadomienia sobie, że każdy czuje się tak, jak ma na to ochotę i że nasze działania niczego w jego samopoczuciu nie zmienią, choćbyśmy się najbardziej starali.
Kiedy mając dobre samopoczucie przebywamy pośród innych, to może się ono im udzielić. To wymaga jednak, byśmy się czuli pewnie i bezpiecznie ze swym dobrym samopoczuciem i ze swoim luzem. W innym wypadku otoczenie sztywniaków i ponuraków na pewno nas potępi.
Oczywiście, że idiotyczne śmiechy w poważnej sytuacji nie tylko „wydają się być nie na miejscu”, ale też są wynikiem „odlotu” w zmieniony stan świadomości, a więc ucieczki od „tu i teraz”.
Człowiek będący „na luzie” i mający dobre samopoczucie nie musi się chichrać tam, gdzie ludzie są poważni i zmartwieni. Może natomiast wzbudzić w nich nadzieję i ufność, może swą obecnością poprawić ich samopoczucie nie tracąc dobrego nastroju. Jest tak dalece na luzie, że nie mają na niego wpływu jęki i utyskiwania, że nie dochodzi do niego cierpienie innych. Potrafi być na luzie tak dalece, że nie musi uciekać od otaczającej go rzeczywistości, by poczuć się lepiej, by sobie poprawić humor. W swym „byciu na luzie” nie musi też obrażać innych ludzi i ich uczuć. Po prostu intuicyjnie potrafi się znaleźć w sytuacji tak, żeby to było z korzyścią i dla niego, i dla innych. Swym spokojem emanuje na otoczenie. I właśnie to, że człowiek ten jest spokojny i wewnętrznie wyciszony, pozwala mu na dystans do tego, co się dzieje. A nieuzależnienie od tego, co nas otacza, to właśnie luz.
Luz nie jest szpanerstwem. Nie jest też tym, za co mają go ludzie wyobrażający sobie, czym jest. Psychiczny luz, to co innego od szpanerskiego luzactwa. Luz wynika z medytacji i wewnętrznego uspokojenia. Jest również owocem podniesienia samooceny i uwolnienia się od narzuconych przez rodzinę bądź społeczeństwo wymagań i ról. Wynika też z uwolnienia się od poczucia winy oraz od pełnienia misji.
Aby dojść do wewnętrznego wyluzowania, trzeba zacząć od „wmawiania” sobie:
Kocham, lubię i szanuję siebie.
Może się okazać, że trzeba będzie zacząć trochę inaczej:
Zasługuję na miłość, szacunek i mogę siebie lubić.
W szczególnym przypadku zaniżenia samooceny młody człowiek musiał zacząć od afirmowania: „nie jestem już śmieciem”, gdyż tylko ta afirmacja wydawała mu się zrozumiała.
Ważne też wybaczyć wszystkim, którzy wymagali, bym szpanował, bym był sztywniakiem, lub luzakiem. Wszystkim, którzy potępiali mnie za radość i spontaniczność. No i najważniejsze, zaufać swojej intuicji i swojemu szczęściu w życiu.
A co się dzieje z tymi, którzy zlekceważyli te pierwsze kroki?
Otóż ich życie nie jest luzem. Daleko im do spontaniczności. Życie ich męczy, męczą ich także praca i kreacje. Nie osiągają oni oczekiwanych rezultatów. A o zadowoleniu mogą sobie najwyżej pomarzyć.
Tak to jest, kiedy człowiek chce wyluzować bez zaprzestania wewnętrznej walki z sobą.
Wszystko jest łatwe, kiedy mamy świadomość, że Bóg jest po naszej stronie, że nas wspiera, że nam pomaga i dobrze nam życzy. Bóg na pewno nie jest ponurakiem ani katem. Można sądzić, że jest wyluzowany, bo ani się nie przejmuje cudzymi opiniami, ani nie kontroluje sam siebie.
Warto naśladować Boga na luzie czyniąc to, co dobre i korzystając z tego, co najlepsze.
Ale skąd masz wiedzieć, co jest dobre i najlepsze?
Wyluzuj człowieku! Pomedytuj sobie i w medytacji zapytaj o to Boga, czy jak wolisz swego Wyższego Ja.