Leszek Żądło

Syndrom normalności

Aby nie pogubić się w galimatiasie sprzecznych intencji i informacji, wiele osób zakłamuje się, by podnieść sobie poczucie własnej wartości nie poprawiając samooceny, nie rozwijając pozytywnych cech. Zamiast tego wypierają się one tego, co w nich jest i udają same przed sobą, że jest lepiej, niż im się wydaje. Za tym kryje się przekonanie, że trzeba być normalnym.
Przykładem zakłamania może być postawa:
To, co we mnie dobre, zawdzięczam sobie (to ja prawdziwy), a to co złe, to inni mi wciskają. W skrajnych przypadkach taka osoba znajdując w sobie niemiłe emocje i głupie pomysły stwierdza: ktoś mnie hipnotyzuje i wmawia mi to, bo przecież we mnie nic takiego nie mogłoby być!
Muszę przyznać, że trochę prawdy jest w takim myśleniu. Ale tylko odrobinka. Np. opętany ma cudze myśli i emocje. Ale zdrowy na umyśle?
On też ma nie po kolei w głowie. I nawet o tym nie wie! Myśli, że jest w porządku, że jest normalny! Całkiem normalny, jak inni! Ale to tylko złudzenie, bo… żeby być normalnym, musi przestać być sobą prawdziwym.
Bycie normalnym oznacza, że się przystosowujesz do cudzych oczekiwań, planów i opinii. Że realizujesz cudze plany i pomysły na życie.
Czy o to ci chodzi?

Normalność... Tysiąc lat temu normalny mieszkaniec tej krainy chcąc normalnie ugościć podróżników z Rzymu, odstąpił im swą żonę na noc. Uczynił to z pobudek jak najbardziej szlachetnych, bo tak normalnie czynili wszyscy! Kupcy obsypali ją darami, bo to też dla nich było normalne, że za tego typu usługi trzeba hojnie płacić. A kobieta nie w ciemię bita zażądała, żeby mąż ją odtąd traktował normalnie! Czyli zgodnie z jej wyobrażeniami o tym, co powinno być normalne. Normalnie to on musiał odtąd perfumować się, a może i obdarzać darami za małżeńską przysługę. Jak nie, to kobieta mu robiła takie siupy, że normalnie to aż głowa boli!
Ale to było dawno. Teraz jest inaczej. Teraz chcemy żyć normalnie, jak miliarderzy z Ameryki i pracować też normalnie, jak kołchoźnicy. A najlepiej, to żeby Unia nam wszystko dała darmo! To dopiero będzie normalność!
Normalność, to słowo, które dużo znaczy. Hm, na obietnice przywrócenia normalności nabrała się ponad połowa wyborców. Dziś czują się zawiedzeni, bo nie tak wyobrażali sobie normalność. Ale to właśnie jest normalność. Nasza normalność!

Chciałbym sobie już dać spokój z normalnością. Tymczasem często słyszę od różnych ludzi, że rezygnują z rozwoju duchowego, bo chcą żyć normalnie.
To znaczy jak? Czy jak Bóg przykazał, czy jak tego sobie życzą rodzice lub inni członkowie rodziny?
Hm, czasami warto być normalnym. Ale nie za tę cenę!

Są pewne osoby, które uznały się za doskonałe. I dlatego twierdzą, że w nich nie ma niczego niewłaściwego! Wszystko jest cacy!
Tak może myśleć tylko ktoś, kto uwierzył, że jest stworzony na podobieństwo Boga, ale nie ma pojęcia o tym, że w jego umyśle oprócz tego, co boskie, znajduje się jeszcze podświadomość. A ona właśnie przechowuje negatywne wzorce emocji, wyobrażeń i reakcji. Bywa, że w pewnych sytuacjach są one silniejsze od świadomych decyzji czy zamierzeń. Bywa, że zostają uznane za prawdę, świętość, czy osobisty dogmat. Bywa też, że owe podświadome wzorce destrukcji i autodestrukcji stają się podstawami moralnymi czy duchowymi wielkich systemów religijnych! Czyli NORMAMI!
Dlatego normalne jest cierpienie, rezygnowanie z miłości, wyrzekanie się bogactwa, a nienormalne to wszystko, co budzi poczucie winy!
I tu jest pies pogrzebany! Bo większość ludzi chce się rozwijać duchowo bez uwolnienia się od poczucia winy. Szukają wręcz takich nauk, które uzasadnią ich poczucie winy i obiecają zbawienie od niego, ale dopiero po śmierci.
A co z życiem?
Dla jednych jest etapem przygotowawczym do zbawienia w raju, a dla innych szkołą, w której uczymy się doświadczać szczęścia, radości, kreatywności, miłości i bogactwa.
Kto ma rację?
Jezus Mówił: “co siejesz, to i zbierać będziesz”.
Czyżby był fałszywym prorokiem?

Niechrześcijańskie koncepcje też roją się od błędnych wyobrażeń.
Koncepcja jin – jang i przekonanie o tym, że nie ma rozwoju, a tylko przemiana cyklów, spowodowana jest ubóstwieniem transów cykliczności, uznaniem ich za normę, za podstawę wszelkiego istnienia i praw rządzących światem. Tymczasem transy cykliczne pojawiają się u człowieka po narodzinach i odtąd z poziomu podświadomości (a nie duchowych czy kosmicznych praw) wpływają na jego życie.
Podobnie jest z podświadomym pragnieniem śmierci, które stało się podstawą chrześcijaństwa. Warto przypomnieć, że pierwotni chrześcijanie czekali na śmierć, wręcz ją prowokowali i przyjmowali ją jako wyzwolenie. Normalne według nich miało być życie w królestwie bożym po śmierci, a nienormalne życie w ciele. I dziś nie brak takich, którzy jej pragną z przyczyn religijnych. Jednak ich pragnienie jest natury czysto podświadomej. Otóż kiedy rodzili się, przeżyli szok związany z bólem i ogromną nieprzyjemnością. Tak poznali życie i życie się dla nich stało tym, czego wtedy doświadczyli! Wówczas zapragnęli powrócić tam, skąd wyszli – do niebytu – śmierci. Po prostu, nie chcieli żyć. Zmęczenie i trudy każdego dnia przekonują ich, że tamta decyzja była słuszna. I tak zbliżają się do śmierci jednocześnie pragnąc jej coraz bardziej i obawiając się jako czegoś nieznanego.
Znając owe mechanizmy powstawania naszych dążeń, psychologowie zastanawiają się, czy możliwe jest istnienie raju, ponieważ podejrzewają, iż może to być tylko pamięć pobytu w łonie. Kiedy jednak w sesji regresingu zaczynamy sobie przypominać ten “raj” z łona, wówczas znikają wszelkie wątpliwości. To na pewno nie o to chodzi! Nie ta jakość i nie ta norma!
Więc o co chodzi?

Otóż mamy pamięć faktu, kiedy każdy z nas w okresie między wcieleniami przebywał w “chwale bożej”. To okres, kiedy nasza poprzednia inkarnacja pozbyła się ciała astralnego i zostaliśmy już tylko w ciele mentalnym i przyczynowym. Wtedy nasze doświadczenia były wolne od emocji i uprzedzeń. Byliśmy naprawdę wolni w doświadczaniu szczęścia i miłości. Ale… to nie mogło trwać wiecznie, bo jeszcze nie przerobiliśmy lekcji życia.

Na marginesie, osoby, które sobie przypomniały, że upadły jako anioły, odróżniają tamten raj, z którego wyszły, od tego, w którym przebywały między wcieleniami. Odróżniają nie na zasadzie różnic jakościowych (bo to jest to samo), ale różnic czasu pobytu.

Jak widzimy, normy są różne. Ja za podstawę swoich dążeń wybieram doświadczanie wszechmożliwości i rajskich rozkoszy, które jest dla mnie rzeczywiste. Rzeczywiste, ponieważ je pamiętam i ponieważ przypominam je sobie w medytacji, ponieważ w medytacji się do nich dostrajam.
A co jest normą dla ciebie?
I dobrze ci z tą normą? Jesteś z nią szczęśliwy?
Jeśli tak, to wszystko jest w porządku.