Leszek Żądło

Rozwój duchowy dziecka alkoholika

Ten artykuł poświęcam wszystkim rozwijającym się duchowo. Również tym, którzy nawet nie powąchali piwa i którzy w domu nie widzieli pijanego człowieka. Alkoholizm i nawet zwykłe pijaństwo powodują zmianę widzenia rzeczywistości, zaburzenia orientacji i zachowania. Nie trzeba być alkoholikiem, żeby myśleć jak alkoholik, czuć jak alkoholik, czy zachowywać się jak alkoholik. Czasami wystarczy być jego dzieckiem lub wnukiem, a czasem mieć w rodzinie pijaka, czy kogoś nadużywającego alkoholu okazyjnie, lub osobę chorą psychicznie. Reakcje emocjonalne i wzorce postępowania są podobne. Alkoholizm to straszna choroba. Dotyka ona boleśnie pośrednio ponad połowę społeczeństwa naszego kraju. Można sądzić, że ponad 90% obywateli doświadczyło choć raz w życiu jej fatalnych skutków. Nie przypadkiem w Europie Polacy słyną z pijaństwa na umór, a Polki z gorących tyłków. Do tego dodaje się, że przede wszystkim obnoszą się ze swym katolicyzmem.

W rozważaniach na temat regresingu pomijałem temat alkoholizmu i jego społecznych skutków, gdyż wydawał mi się nie związany z rozwojem duchowym, a także z tego powodu, że o alkoholizmie i jego leczeniu napisano mnóstwo dobrych książek. Zawsze więc odsyłałem do nich zainteresowane osoby. Ponadto prawie nigdy w dzieciństwie nie widziałem upitego człowieka. U mnie w domu tego nie było, a czułem do tego typu wzorców ogromną niechęć, bo to i wibracje obrzydliwe, i człowiek zachowuje się gorzej, jak zwierzę.

Nienawidziłem tych wzorców od czasu, kiedy ciocia sprowadziła do domu narzeczonego z jego bratem i kumplami piastującymi wysokie stanowiska partyjne. Odtąd ludzie sprawujący władzę kojarzyli mi się z pijanymi świniami. Ci faceci solidnie zapracowali na to, bym wyrobił sobie o nich taką opinię. Tak uważałem do czasu, aż udało mi się odreagować. Odreagowałem też i wzorce z wcielenia, kiedy sam nadużywałem alkoholu. I byłem szczęśliwy, że nie mam z alkoholizmem nic wspólnego. Jakiś czas temu zdarzyło się jednak coś, co mnie poważnie zastanowiło. Zrozumiałem, że alkoholizm wpływa destrukcyjnie na związki i na rozwój duchowy nie tylko tych ludzi, którzy są dziećmi alkoholików, ale także na ich wnuki. Przecież córka alkoholika mogła być twoją matką. Od niej więc mogłeś się nauczyć wszystkich wzorców właściwych dla dziecka alkoholika. Podobne wzorce mogłeś przejąć od ojca. A być może, że wychowywali cię dziadkowie, którzy byli dziećmi alkoholików?

Tego typu odkrycia mogą nas zszokować tak, jak to się i mnie zdarzyło. Prowadziłem sesję osobie, która była dzieckiem alkoholika. W pewnym momencie w ogóle nie mogłem pojąć jej zakręcenia. Wyjaśniła mi, że te wzorce są typowe w takim przypadku. Poleciła przeczytać książkę na temat dorosłych dzieci alkoholików (Woititz – Lęk przed bliskością).

“Boże – jęknąłem w rozpaczy. – Czemu mi dajesz takie przypadki do odreagowania? Przecież ja nie mam z tym nic wspólnego, więc to dla mnie strata czasu. Lepiej przecież, żeby taką sesję prowadził ktoś, kto sam tego doświadczył.”
Odpowiedź przyszła natychmiast. Klientka zaczęła pokazywać mi kolejne typowe dla dzieci alkoholika wzorce, a ja zamarłem z przerażenia. Przecież tak samo funkcjonowały moje byłe kobiety! Z wrażenia zakręciło mi się w głowie, a tu już pokazywały się kolejne skojarzenia. I matka, i ojciec, i wreszcie wszystkie atrakcyjne dla mnie kobiety przejawiały wzorce typowe dla dzieci alkoholików! Zauważyłem, że i mnie są one nieobce.
Złapałem polecaną książkę i byłem coraz bardziej zdziwiony. Ale też coraz lepiej pojmowałem, dlaczego w moich poprzednich związkach było tyle problemów stwarzanych przez moje partnerki. Wszystko powoli układało się w pewną całość. Przede wszystkim dziecko alkoholika przejawia najniższą samoocenę w związkach. Córka alkoholika co jakiś czas “musi” sprowokować partnera, by wreszcie wylazło z niego takie samo bydlę, jak z ojca. To zawsze mnie drażniło. Te wzorce projektowane na mnie, bardzo mnie męczyły i zaniżały mi wibracje, nad podnoszeniem których pracowałem często całymi tygodniami! To potrafiło przekreślić efekt kilku tygodni medytacji.
Teraz odpuszczałem i czułem się znacznie lżej.

Alkoholizm to sprawa bardzo wstydliwa. Sami alkoholicy długo twierdzą, że wcale nie są uzależnieni od alkoholu i że mogliby przestać pić w każdej chwili. Dzieci alkoholików wypierają pamięć o upokorzeniach, których doznawały w dzieciństwie. Przecież nie ma się czym chwalić. Wydaje się, że wszystko zniknie, kiedy zapomnimy i spróbujemy żyć inaczej, niż znani nam alkoholicy. Rzecz jednak w tym, że dzieci alkoholików nie znają innej rzeczywistości i często nie potrafią jej sobie wyobrazić. A to znaczy, że nie potrafią inaczej żyć. Nie chcą żyć tak, jak ich rodzice, ale już jako osoby dorosłe nie wiedzą, jak to zrobić.

Zdarzają się jednak wyjątki, które chcą się wyrwać z matni i zaczynają interesować się innymi możliwościami i wzorcami niż te, które przejęli od swych rodziców. Niektóre z tych osób zaczynają rozwijać się duchowo. Podświadomie czują, że klucz do lepszego życia znajduje się w zmianie wyobrażeń i emocji, w stworzeniu sobie pozytywnych wyobrażeń o świecie i związkach. Wielu jednak ogranicza się do fantazji, czy marzeń, które mają zrekompensować im trudy codziennego życia, lub do ucieczki w medytację. Żyją w przekonaniu, że życie jest podłe i pełne cierpień oraz ograniczeń, dlatego nie realizują swych fantazji. Gdyby je zrealizowali, nie mieliby dokąd uciekać! Ich chore wyobrażenia o świecie jako o arenie bezpardonowej walki bez żadnych reguł stanowią dla nich poważne ograniczenia, ale też i wyzwanie, by funkcjonować zupełnie nieracjonalnie, nieadekwatnie do rzeczywistości. Dlatego najpierw muszą się poczuć bezpiecznie w świecie materialnym i społecznym. Muszą pojąć, że nikt ich nie skrzywdzi, jeśli na to sami nie pozwolą. I dlatego jednym z najważniejszych dla nich zadań będzie zrozumienie, że ten świat wcale nie musi im dalej dawać tego, co dawali rodzice. Powinni się nauczyć, że od tego jest moc kreacji, by to zmienić. A warto zacząć od takiej afirmacji jak:

To, co ludzie robią ze mną, zależy wyłącznie od moich oczekiwań.
Zmieniam moje oczekiwania wobec ludzi na … przyjaźń, miłość, współpracę, harmonię, szacunek. Zasługuję na to wszystko. Sam to wszystko oferuję.
Moja przyszłość jest bezpieczna i pełna cudownych niespodzianek

Wyjście z ograniczających dorosłe dziecko alkoholika schematów to bardzo trudne zadanie. Trzeba wielu lat intensywnej pracy ze zmianą wyobrażeń i nauczenia się nowych emocji i reagowania na nie. Wielu lat podnoszenia samooceny. Początek tego procesu przemiany może zająć kilka do kilkunastu lat. A efekty przychodzą zazwyczaj trudno, gdyż za każdą próbą zmiany kryje się nieprzytomny lęk z dzieciństwa. Mógł on się już przerodzić w depresję, nerwicę natręctw, lub nawet psychozę maniakalno depresyjną. Stany te psychiatrzy kwalifikują jako choroby psychiczne i usiłują leczyć lekami psychotropowymi (a więc zmieniającymi świadomość)! Aha, właśnie dowiedziałem się od człowieka piszącego pracę doktorską na temat podświadomości, że psychiatrzy wszelkie wypowiedzi na ten temat traktują jako dowody na chorobę psychiczną (schizofrenię) osoby, która je wygłasza. Według nich świadomość zdrowego człowieka nie może być rozdwojona ani roztrojona na średnie, niższe i wyższe ja. Dlatego wielu psychiatrów wręcz zniechęca do pracy z podświadomością, do afirmacji, czy terapii regresywnych. Widzą w nich niepotrzebną stratę czasu, energii i pieniędzy, które można zaoszczędzić aplikując choremu narkotyk w dozwolonej dawce. Czasami nawet uważają praktyki duchowe za zagrożenie dla zdrowia psychicznego. W ten sposób pełnią funkcję “psa ogrodnika”, który sam nie zje, ale ważniejsze, że drugiemu nie da! Korzystanie z psychotropów i symulatorów samopoczucia (np. tak delikatnych Prozac, extazy, amfetamina) wydaje się łatwe i nieszkodliwe dla zdrowia. Ale niestety, uzależnia i paraliżuje pewne funkcje umysłu, właściwe tylko dla człowieka. Czyni z niego psychopatę o cechach podobnych do alkoholika.

Wielu z tych, którzy mieliby szansę wyjść z chorobliwego schematu, wydaje się, że po co się męczyć, afirmować i medytować nie widząc efektów, jeśli wszyscy wokół wydają się tacy szczęśliwi i bez problemów. Na tym etapie większość niedoszłych adeptów rozwoju zwraca się w kierunku “normalności”, cokolwiek by to nie znaczyło!!! Zaczynają odrzucać praktyki transformacji wyobrażeń i emocji, gdyż “normalni ludzie tego nie robią, a przecież żyją tak, że tylko wypada im zazdrościć”. Oni przecież mają już dość nienormalnego życia z nienormalnymi rodzicami. Oto pierwsza pułapka na ścieżce.

Można być “normalnym”, gdy się miało normalnych rodziców i dziadków. Ale jeśli byli oni alkoholikami, czy tylko okazyjnie nadużywali alkoholu, to normalnym – zdrowym – być nie sposób. Na dodatek w wielu rodzinach ojciec to żywy bóg w domu, nawet jak leży zachlany pod stołem! No i takich rodziców trzeba kochać i szanować, bo tak każą przykazania samego Boga. I to On będzie nas rozliczał na Sądzie Ostatecznym, więc dzieciak stara się, jak może najlepiej. I jakoś mu nie wychodzi, więc chociaż skłamie, że kocha, albo udaje, ale przede wszystkim nie mówi złego słowa przeciw rodzicom. I tak mu to wchodzi w krew, że często uważa ich za autorytet moralny ważniejszy od Boga. Wiele razy byłem świadkiem, jak cała rodzina solidarnie broniła pacjenta przez terapeutą potwierdzając, że nigdy nie nadużywał on alkoholu, że nie był leczony psychiatrycznie, choć prawda była inna.
Wstyd można zrozumieć, ale ukrywanie tego typu wiadomości przed terapeutą to szkodzenie choremu. Wielu jednak świadomie oszukuje wiedząc, że używanie alkoholu, narkotyków czy psychotropów wyklucza możliwość korzystania z terapii regresywnych. Wzorce alkoholizmu i pobłażliwości wobec problemu alkoholowego są powszechne. Prawie każdy bezpośrednio czy pośrednio doświadczył paranoicznych zachowań ze strony alkoholika, pijaka, lub jego dzieci. Te zachowania są zupełnie nielogiczne, nieprzewidywalne, a jednak u wielu osób (nawet mocno kontrolujących się) przymusowe.

To, co ma do zaoferowania swemu dziecku alkoholik, zatruwa jego serce i umysł. Jednak niektóre z wzorców dzieci alkoholika uchodzą za pozytywne i korzystne w rozwoju duchowym. Taka osoba potrafi być bardzo konsekwentna i zawzięta w dążeniu do celu, jakim jest stworzenie sobie takiego życia, które będzie niepodobne do wzorców obserwowanych u rodziców. Bunt przeciw rodzicom i ich stylowi życia może ją pchnąć w kierunku duchowych poszukiwań, a wytrenowana przez lata wojowania z nieprzewidywalnym szaleńcem wytrwałość okazuje się bardzo cenna na duchowej ścieżce. Rzecz jednak w tym, że te pozytywne wzorce są często pokryte głęboką warstwą mechanizmów destrukcji i autodestrukcji. Największe niebezpieczeństwo wiąże się z tym, że pewne z nich wydają się bardzo zbliżone do tego, co obiecują różne drogi duchowego rozwoju! Stąd możliwość pobłądzenia w dobrzej wierze. Oferty wielu kultów są tak skonstruowane, że wydają się bliskie codziennym doświadczeniom dzieci alkoholików. Nic dziwnego, bo przecież głównie do nich są kierowane! Kult cierpienia, poczucie winy, niegodności, skalania, pokuty za cudze grzechy, misje ratowania nieszczęśników, przekonanie, że im więcej tu wycierpimy, tym lepszy żywot będziemy mieli w niebie, to wszystko wydaje się nadawać sens bezsensownym cierpieniom rodzin alkoholików. Pozostaje tylko z nadzieją czekać, aż Bóg wytraci grzeszników. Inne religie czy kulty też mają swe oferty atrakcyjne dla osób stykających się z problemem alkoholowym. Szamańskie ćpanie, czy szaleńcze praktyki satanizmu, bądź innych ścieżek “lewej ręki”, to atrakcyjne oferty dla tych, którzy mają zbyt mało sił, by podnieść się z upadku spowodowanego sponiewieraniem i zdruzgotaniem samooceny przez nabzdryngolonych ciągle lub tylko okazjonalnie rodziców. Jeszcze słabszym do wyboru zostaje narkomania lub powielanie wzorca życia zachlanego rodzica. Na tym etapie najczęściej uzależniają się od narkotyków, prozacu, czy alkoholu.

Terapeuci zajmujący się uzdrawianiem syndromu dorosłych dzieci alkoholików zauważają, że proces zdrowienia często rozkłada się na wiele lat ciężkiej pracy nad zmianą wzorców emocji, reakcji i wyobrażeń. Ta praca może być ułatwiona i przyśpieszona przez wykorzystanie afirmacji i wizualizacji. Rzecz jednak w tym, że one mogą długo nie przynosić zamierzonych zmian. Stąd częste poczucie zawodu i twierdzenia: “to nie działa”.
Rzeczywiście, nie działa, dopóki w podświadomości przeważają negatywne wzorce sprzeczne z naszymi afirmacjami. Proces ich rugowania, by uzyskać pozytywne rezultaty, może być długotrwały, a przy tym natrafiać na mechanizmy sabotażu podświadomości typowe dla dzieci alkoholików. Takich mechanizmów jest całe mnóstwo. Są one nielogiczne, a jednak wydają się całą prawdą o sobie i świecie. Co więcej, kiedy dziecko alkoholika słyszy, że intuicja jest nielogiczna, może mieć wrażenie, że właśnie z niej korzysta w momencie, kiedy mu odwala wzorzec “jazdy” przejęty od rodzica.
Zapewne słyszałeś te słowa: “jeśli chcecie wejść do Królestwa, musicie się stać na powrót jak dzieci”. To u dorosłych dzieci alkoholików musi budzić niezdrowe skojarzenia. Podświadomość od razu odpowiada, że nie warto przeżywać tego koszmaru po raz kolejny. A czuje tak, gdyż nie wie, co to szczęśliwe, pełne spontaniczności dzieciństwo. Jedną z najważniejszych przeszkód w rozwoju duchowym dzieci alkoholików jest ich nastawienie do miłości. Alkoholik nie zna smaku miłości. On tylko zna smak alkoholu. Zapewnia dziecko o tym, że je kocha, by za chwilę wpaść w furię i okaleczyć je psychicznie, lub nawet fizycznie. Może też być całkiem zimny i drętwy. Komuś mającemu podobne doświadczenia miłość może wydawać się groźniejsza od szaleństwa, a obcowanie z Bogiem, który jest miłością – bardziej ryzykowne od siedzenia na beczce dynamitu. Słowa: “Bóg cię kocha”, wywołują w nim najgorsze skojarzenia związane z oczekiwaniem na ukaranie i/ lub na kataklizm. Z tym się oczywiście wiąże problem zaufania. Jest ono niezbędne w drodze duchowego rozwoju, ale dziecko alkoholika wie, że nikomu zaufać nie można. A jeśli na dodatek Bóg to w jego pojęciu Bóg – Ojciec, to wiadomo, co nas może spotkać z jego strony. Potop, gradobicie i plagi egipskie to stanowczo za mało.

Dziecko alkoholika ma tę świadomość, że jest winne wszystkim nieszczęściom swej rodziny. Gdyby nie ono, matka dawno odeszłaby od ojca i była szczęśliwa. A ojciec też żyłby szczęśliwie nie słuchając pokwikiwania głupiego bachora waśnie wtedy, gdy kac rozsadza mu łeb. No i miałby więcej na alkohol, gdyby nie musiał pracować na utrzymanie pasożytów. Stąd już w dzieciństwie taka osoba wie, że jest zła, że zagraża życiu, zdrowiu i bezpieczeństwu innych. To tylko kwestia czasu, gdy na światło dzienne wypełznie z niej bestia i zacznie niszczyć wszystko wokół z impetem potężniejszym niż pijacki szał ojca tłukącego wszystkich i wszystko na oślep. Taka osoba jest pewna, że nie może się otworzyć przed Bogiem, bo jak Bóg pozna, że jest taka zła, to od razu strąci ją do piekła. Nie czuje się godna zwracać się do Boga z jakąkolwiek prośbą, bo jej się wydaje, że od takiego szatańskiego pomiotu Bóg już dawno się odwrócił i skazał go na wieczne potępienie. A nawet jak z takimi wątpliwościami próbuje modlitwy, to przekonuje się, że ona i tak nie działa. Wydaje się, że Bóg i cały świat odwrócili się od niej! Nie mogąc uwierzyć, że zasługuje na wszystko co najlepsze, szuka wciąż dziury w całym i prowokuje wszystkich do karania za zło, o które się podejrzewa i obwinia. Stąd jej życie może przerodzić się w pasmo nieszczęść, z których nie widzi wyjścia.

Na dziecko alkoholika wpływa oboje rodziców. Jego program na życie zależy nie tylko od tego, co obserwuje u alkoholika mniej, czy bardziej szalonego, lub agresywnego. Zależy też od reakcji drugiej strony. To od niej przejmuje wzorce reakcji na alkoholika i jego zachowanie. Uczy się go potępiać i podziwiać. Gardzić nim i kochać go. Wykorzystywać go i pomiatać nim. W jego podświadomości znajduje się całe mnóstwo wzajemnie wykluczających się pojęć i wzorców zachowania. A to dlatego, że dziecko nie rozróżnia, kiedy rodzic jest trzeźwy, a kiedy pijany. Dla niego jest jednakowo ważny w każdej z tych ról. Stanowi wręcz jedyny autorytet!

Pomieszanie emocjonalne u dorosłego dziecka alkoholika może przybrać rozmiary tak monstrualne, że wręcz paraliżujące jego myślenie i zachowania, szczególnie w relacjach intymnych. No a relacja z Bogiem jest bardzo intymna!
O podejmowaniu decyzji może tylko pomarzyć. Chociaż... za innych potrafi decydować. Za innych tak, ale nie za siebie! A to dlatego, że ciągle stara się zasłużyć i czeka na pochwałę pijanego rodzica, który raz bredzi to, raz tamto.

Uzdrawiając nastawienie do swego rozwoju duchowego oraz do Boga dziecko alkoholika musi przede wszystkim wytłumaczyć podświadomości, że Bóg różni się od rodziców, a przede wszystkim jest wolny od wzorców zachowań typowych dla alkoholików. Musi sobie spróbować wyobrazić, że Bóg jest zawsze trzeźwy i przytomny. No i nauczyć się wybierać radosne, szczęśliwe życie na trzeźwo i przytomnie, a także trzeźwe i przytomne postrzeganie rzeczywistości. Musi przede wszystkim zacząć podnosić swą samoocenę ze szczególnym uwzględnieniem rozwinięcia poczucia godności, bezpieczeństwa, niewinności. Musi też przebaczyć pijącemu i zachowującemu się niewłaściwie rodzicowi. Musi przebaczyć sobie całą bezsilność i bezradność. No a Bogu? Bogu też musi przebaczyć, że go odepchnął, że nie wysłuchał jego modlitw, by alkoholik przestał pić i znęcać się nad rodziną. Musi…. i kiedy słyszy to wstrętne słowo, trafia go nagły szlag, bo przecież w rozwój duchowy wchodzi po to, by nic już nie musieć.

To prawda, rozwój duchowy to osiągnięcie stanu, kiedy już niczego nie musimy. Ale zanim uda się go osiągnąć, trzeba przejść długą drogę, na której trochę trzeba się pozmuszać i pomęczyć pracą nad uzdrawianiem siebie i swego stosunku do rzeczywistości. Inaczej zatrzymamy się na samym początku swej drogi do szczęścia. Rozwój duchowy to systematyczne otwieranie się na miłość, mądrość i moc. A jakie na ich temat wyobrażenia ma dziecko alkoholika? Lęk, lęk, lęk i przerażenie…

Dla człowieka, który chce wyjść z uwikłania we wzorce alkoholizmu, najważniejszym na początku będzie zdefiniować, a potem doświadczyć, że miłość to miłe i przyjemne uczucie w sercu niepodobne do wszystkiego, czego doświadczył słysząc od alkoholika: “kocham cię”, niepodobne do tego, czego uczy większość chrześcijan. Kiedy tego dokona, będzie mógł sobie powiedzieć:

Zasługuję na miłość. Kocham i szanuję siebie

Wcześniej może stosować afirmacje typu:

Mam wszelkie powody, by lubić siebie, by być z siebie zadowolonym.
Lubię i szanuję siebie. Jestem zadowolony z siebie i ze swych osiągnięć.

To wszystko na początek może mu się wydawać kompletnym kłamstwem lub “schizą”. I na pewno wielu jeszcze długo będzie czuło bunt na samą myśl, że ktoś im narzuca takie bzdury!

Tymczasem te wszystkie zabiegi to dopiero początek drogi uzdrowienia! Dopiero po jej przejściu można liczyć na jakiekolwiek sensowne, widoczne skutki kreacji, czy wykonywania duchowych praktyk!!! Przykre to, ale prawdziwe. Zanim dziecko alkoholika przejdzie do głębszych praktyk duchowych, musi nauczyć się doświadczania czystej miłości, począwszy od akceptacji przyjemności i zadowolenia. Miłość musi mu się przestać kojarzyć z komunią nawaleńców, z cierpieniem za innych, czy z porąbaniem emocjonalno – umysłowym. Podobnie jest i z radością. Musi się ona przestać kojarzyć z wesołkowatym gwarem pijaczków, a stać się tym, czym jest w istocie – reakcją na głęboki, wewnętrzny spokój. I tu trafiamy na kolejne zakręcenie. Otóż spokój wydaje się nie do zaakceptowania. Taka osoba marzy o nim, ale nie pozwala go sobie doświadczyć. Nie akceptuje go z przyczyn zasadniczych. Przecież często kazano jej spokojnie siedzieć samotnie zamkniętą w pokoju, gdy tam – za drzwiami – życie tętniło całą pełnią pijackich orgii. A znudzonemu tak się chce żyć! Żyć całą pełnią życia, jakiego mu odmawiano!

Rozwój duchowy dzieci alkoholików może być tak samo tragiczny, jak reszta ich życia. Przede wszystkim pożądają natychmiastowych sukcesów, ale nie mają pojęcia, co jest sukcesem i jego miarą. Na ten temat ich pojęcia często są wypaczone i sprowadzają się do drobnych świństw, przekrętów i układów z kim potrzeba. Trzeba bowiem zdawać sobie sprawę, że alkoholik zamiast sztuki życia praktykuje sztukę picia “z kim potrzeba”. Czasami nawet na tym robi niezłe interesy. Ale z Bogiem pić się nie da.

Dzieci alkoholików chcą też coś znaczyć. Nie ma dla nich znaczenia, jaką cenę za to zapłacą, byle tylko ktoś o nich mówił, byle zwrócił na nie swą uwagę. To świetny powód, by przyjmować idiotyczne inicjacje, wykonywać bezsensowne praktyki, za które mistrz pochwali, albo też znaleźć miejsce w sekcie, która obiecuje zrozumienie, ochronę, wsparcie, bezpieczeństwo, opiekę, wspólnotę i miłość braterską wszystkich z wszystkimi, czyli to, czego akurat brakowało w rodzinie alkoholika.

Trzeba sobie zdawać sprawę, że w rodzinie alkoholika na co dzień obecne są takie postawy jak cierpiętnica – poświęcająca się dla dobra innych ofiara. Ona często budzi podziw za swą wytrwałość w znoszeniu cierpień i upokorzeń. Niektóre religie tego typu zachowania nagradzają co najmniej stawianiem takiej osoby za przykład lub obietnicą lepszego życia w raju (oczywiście po śmierci). Starając się nieco bardziej można liczyć, że cierpiąca ofiara zostanie uznana nawet za świętą. I to niektórych bardzo pociąga. Kiedy mają z tego zrezygnować, raczej rezygnują z dalszego rozwoju.

Stosowanie terapii regresywnych wydaje się w przypadku dzieci alkoholików przynosić bardzo dobre rezultaty, ale tylko do pewnej granicy. Stosowane w terapiach regresywnych sposoby pomagają uświadomić problem (czyli intencje i skutki ich pielęgnowania), ale nie zmuszają do zmiany intencji. Do zmiany intencji potrzebna jest wola dokonania zmiany i odwaga, by wytrwać. Jednak często ofiara czuje się tak potrzebna swemu prześladowcy, że dla jego dobra i szczęścia jest gotowa nawet zaprzedać duszę diabłu, byle tylko nikt nie zmusił jej do poprawy jakości życia. Przede wszystkim zło, które zna, wydaje jej się oswojone, a tego, czego nie zna, boi się bardziej, bo… nie zna. Dlatego woli gorsze warunki materialne lub społeczne, byle tylko nie ryzykować czegoś gorszego. W tym przypadku przydaje się afirmacja:

Moja przyszłość jest bezpieczna i pełna cudownych niespodzianek.

Wychodzenie z roli ofiary to praca wymagająca determinacji i odwagi, a także wizji lepszego życia. Bez stworzenia tej wizji ofiara nie ma szans wyjść ze swej roli i nawet powierzając się w pełni Bogu i jego prowadzeniu, będzie się nadal czuć ofiarą i interpretować intuicyjne przekazy tendencyjnie – przeciw sobie i swoim życiowym interesom. I jeszcze będzie żądać, by Bóg lub mistrz ją za to wynagradzał! A jeśli się nie doczeka uznania, porzuci ścieżkę rozwoju, która nie zapewnia jej oczekiwanych atrakcji i znajdzie taką, na której jej dowalą. Dobrze więc sobie afirmować:

Rezygnuję z roli ofiary, gdyż Bóg ma dla mnie zawsze coś lepszego.

Więcej na temat wzorców ofiary przeczytasz w artykule “Syndrom ofiary”. Dziecko alkoholika lub pijaka może być jednego pewne, że zanim wstąpi na drogę rozwoju duchowego, musi przejść przez kilkuletnią psychoterapię. W tym czasie może wykonywać wiele duchowych praktyk, jednak zanim przyniosą one wymierne rezultaty, może upłynąć wiele lat i mogą pojawić się chwile silnego zniechęcenia i dołujących wątpliwości.

Wiele osób, z którymi pracuję, jest świadomych, że wybrały trudne warunki na to życie, by mieć motywację do rozwoju duchowego. Wcześniej usłyszały bowiem, że jeśli chcą się oświecić, to powinny sobie wybrać trudną rodzinę. Tam będą mieć możliwość oczyszczenia karmy przez odpokutowania grzechów z poprzednich wcieleń, a także dostaną motywację, by się rozwijać duchowo. Oczywiście, chodzi tu o negatywną motywację, która zniechęca do upartego trzymania się rodziny i wartości materialnych. Czasami zniechęca wręcz do życia jako takiego. Taki wybór ma zazwyczaj sprzyjać rozwijaniu tęsknoty za wyzwoleniem z więzów materii, a także za wyższymi stanami uczuciowymi, których zdecydowanie brakuje w rodzinach alkoholików. Niektóre z tych osób twierdzą z całym przekonaniem, że gdyby nie ich koszmarna rodzina, z którą się nie da wytrzymać, to nigdy w życiu nie zaczęłyby się rozwijać duchowo.

Jak to dobrze, że mnie za motywację do rozwoju wystarczył skłuty zastrzykami tyłek! Widać byłem chętniejszy. Co by nie mówić, dziecko alkoholika ma na drodze duchowego rozwoju trudniej niż inni. Szanse na osiągnięcie oświecenia ma równe, ale ma też więcej do przepracowania i jego obciążenia są trudniejsze do usunięcia z podświadomości. Wiedząc o tym warto w sesji regresingu zadać niezwykle ważne pytania: “Na co liczyłeś wybierając sobie trudniejsze warunki życia?”
A potem dodać: “I co z tego masz, i za jaką cenę?”
Warto też podpowiedzieć: “a teraz przypomnij sobie, kiedy wybierałeś sobie takich rodziców, to jakie miałeś intencje wobec swego rozwoju i oświecenia?” Szokujące, nieprawdaż?
Z tymi samymi intencjami wybierałeś sobie nauczycieli i przewodników w drodze do oświecenia, czy doskonałości. Być może przez tysiące wcieleń!

Dalej zajmiemy się omówieniem poszczególnych wzorców typowych dla dorosłych dzieci alkoholików i ich wpływu na rozwój duchowy. Polecam zapoznanie się z kolejnymi artykułami z cyklu: Rozwój duchowy dziecka alkoholika.