Leszek Żądło

Skutki duchowej nierzetelności

Kiedy ktoś usiłuje się rozwijać duchowo bez praktykowania relaksu i medytacji, może sobie nieźle namieszać.
Pewnego razu rozmawiałem z kobietą, która specjalizowała się w robieniu zamieszania w rodzinie, awanturowaniu się z córką i panikowaniem. Podobno też pracowała z afirmacjami. Zwróciłem jej uwagę, że jest tak pomieszana i rozbita psychicznie, jakby miała ciężką nerwicę, albo nawet jakby uzależniła się od istot astralnych. Na to jej córka zaoponowała: “zawsze wiedziałam, że przez mamę mówi Bóg”.

Ktoś, kto nie zna relaksu ani medytacji, może nie być w stanie odróżnić wściekłej nerwicy od boskiego spokoju. Może próbować oceniać po słowach, albo po funkcji wypowiadającej je osoby, co pochodzi od Boga, a co nie. Ale nie ma punktu odniesienia w swym umyśle i w swoim doświadczeniu.

Rozwój duchowy bez medytacji jest możliwy w bardzo małym zakresie. A jeśli już ktoś zabiera się za medytację, powinien zacząć od początku, a nie od końca, czy środka (polecam art. Stopnie medytacji).
Co się dzieje z tymi, którzy ominęli podstawowe stopnie medytacji?
Najczęściej błądzą. Często są przekonani o swej wyjątkowości, czy o szczególnych zadaniach (misjach), jakie stoją przed nimi. Przejmują się innymi ludźmi, ich opiniami i ocenami. Koncentrują uwagę na nędzy, cierpieniu i są coraz bardziej nieszczęśliwi. Czasami walczą z urojonymi wrogami ich prawdy. Często też dochodzą do wniosku, że czas przeznaczony na medytacje to czas stracony, że nic im to nie dało.

Tobie medytacje też nie dadzą nic poza tym, co chcesz wziąć. Nigdzie w świecie przejawionym czy nieprzejawionym nie egzystuje bowiem dawca naszego szczęścia. Tylko sami możemy się nim obdarzyć. Możemy, co prawda, przyjąć szczęście od hipotetycznego Boga, ale to nie zmieni faktu, że każdy z nas jest nim wypełniony. Dlaczego więc go nie odczuwa?
Bo interesuje się czym innym, bo co innego wydaje mu się ważniejsze.
Zajmując się czym innym, niż doświadczanie szczęścia i sukcesów, człowiek żyje nie tylko “na pół gwizdka”, ale nawet na ćwierć.

Każdy z nas jest wyposażony w zdolność odczuwania bezwarunkowej miłości, radości i poczucia spełnienia. Cały jednak problem polega na tym, że jego umysł uparł się przy trwaniu w poczuciu oddzielenia (od mamy, majątku, jedzenia, kochanki, seksu itd.). Uparł się, że nie będzie szczęśliwy, dopóki czegoś – tam nie dostanie. I czuje tak, jak chce. “Na złość mamie, niech mi uszy zmarzną”. Tej chytrej gry brania na litość, by coś dostać, nauczyliśmy się w dzieciństwie i odtąd bardzo czujemy się do niej przywiązani. Ba, nie widzimy często innych sposobów osiągania szczęścia, jak tylko wyłudzanie przez demonstracje: “patrz, jak cierpię, ulżyj mi wreszcie, no co ci zależy”. W ten prosty sposób można wyłudzić od litościwych pieniądze, jedzenie, seks, zainteresowanie, ale nie da się wyłudzić szczęścia i własnych sukcesów. Nie da się też wyłudzić miłości, czy oświecenia. Do osiągnięcia tego trzeba użyć zupełnie innych sposobów. Takich, które pozwalają odkryć w sobie całe bogactwo mądrości, genialności, miłości, szczęścia itd. A to gwarantuje tylko medytacja i modlitwa kontemplacyjna.

Z praktykowaniem medytacji w sposób niewłaściwy wiążą się też uzależnienia telepatyczne bądź wzrost nadwrażliwości. Nadwrażliwość bazuje na telepatii, a może też wiązać się z odblokowaniem zdolności jasnowidzenia.
Osoba nadwrażliwa odbiera różne sygnały z zewnątrz i z wewnątrz siebie. Najczęściej nie potrafi sobie z nimi poradzić, gdyż stała się “odbiornikiem” informacji, jakie się wokół niej znajdują. Ponieważ nie ma sprecyzowanych oczekiwań, to odbiera wszystko, “jak leci”. Czasami jest wręcz zachłanna i wszystkie sygnały uważa za równie ważne. Właściwie, to taka osoba nie ma świadomie sprecyzowanych oczekiwań. Nieświadomie natomiast zauważa to, co wydaje się jej ważne: cierpienie, ból, zagrożenia, cudze nieżyczliwe myśli. Takie nastawienie wynika z poczucia zagrożenia i własnej bezradności. W ten sposób mści się na tej osobie rozproszenie, zachłanność na byle co, brak pozytywnego nastawienia, brak przygotowania do dostrzegania w medytacji tego, co ma najwyższą wartość.
Aby uniknąć takiego nieprzyjemnego stanu, należy wrócić do podstawowych praktyk medytacyjnych i uzupełnić braki.

W wyniku zbyt wczesnego rozpoczęcia medytacji na pustkę, umysł może zacząć uzupełniać braki i zapełniać je na siłę chłamem energetycznym i mentalnym. Może też nastawić się na nasilenie odbioru telepatycznego.
Pewna pani była przekonana, że uzyskała ze mną telepatyczny kontakt. W wyniku tego doszła do wniosku, że dyktowałem jej wiersze (miałem je napisać w poprzednim wcieleniu), które ona spisywała. Kiedy spisała, “odebrała ode mnie telepatycznie”, że ja domagam się, by mi je zwróciła. A kiedy je wysłała, pojęła, że to są jej własne wiersze, bo stało się jej żal pracy, jaką w nie włożyła.
Lepiej zorientować się późno, niż wcale.

To jeden z przykładów, jak niewłaściwe praktyki mogą cię wpędzić w “maliny”. Inny przykład dotyczy dość powszechnego złudzenia o skuteczności telepatycznego nauczania:
Pewna osoba czuła się nauczana przez mistrza i grupę mądrzejszych od siebie. Oni to “telepatycznie żądali”, by wykonywała różne ćwiczenia. Uwierzyła, że Mistrz zawsze się nią interesuje (szczególnie podobały jej się aspekty seksualne owego zainteresowania), że ma taką moc, że może to czynić telepatycznie. Uważając to za coś oczywistego i czując się szczególnie wybraną przez Mistrza, nie śmiała Go nawet zapytać, czy to On. Zadawała więc sobie ból i cierpienia, wykonywała idiotyczne ruchy, przybierała dziwaczne pozycje ciała i “otrzymywała komentarze” do swych doświadczeń. To wszystko wydawało się nawet bardzo logiczne, ale w końcu przysparzało jej tylko cierpienia. Wreszcie miała tego na tyle dość, że postanowiła się uwolnić od owego “błogosławieństwa Mistrza”. I wówczas okazało się że On z tym nie miał nic wspólnego!

Wiele innych kobiet jest przekonanych, że uczą się od mistrza telepatycznie, że mistrz jest obecny przy nich 24 godz. na dobę, aż wreszcie staje się obecny w nich na okrągło. Czasami zaczynają zauważać, że coś jest nie tak, kiedy mistrz zaprzecza, ale jeszcze częściej wydaje im się, że zaprzeczając sprawdza ich lojalność, więc nie traktują jego zapewnień poważnie. Bunt pojawia się dopiero, gdy mistrz wydaje się stawać coraz bardziej złośliwy (np. pewną panią “zmuszał” do wypróżniania się kilka razy dziennie).

O ile pierwszy z opisanych przypadków świadczył o nerwicy natręctw, w którą przerodziło się telepatyczne uzależnienie, o tyle drugi może świadczyć o opętaniu przez złośliwe duchy, które wykorzystują naiwność aspiranta duchowego rozwoju.

Medytacja, która jest właściwa, ma cię uwolnić od telepatycznego uzależnienia od kogokolwiek, choćby nawet podawał się za Jezusa, Buddę czy Matkę Boską. Właściwa medytacja ma cię nauczyć, że to, czego szukałeś w innych (bądź w świętych księgach), jest w tobie!
Tak, w tobie jest wszystko to, co ludzie zwykli przypisywać tylko i wyłącznie Bogom lub Urzeczywistnionym Mistrzom.
I czegóż ci więcej potrzeba do szczęścia i sukcesów?

Polecam też art. Niebezpieczne medytacje