Anna Z

O relacji kat-ofiara w związkach i rodzinie

O relacji kat – ofiara w relacjach i rodzinie

Aby istniał kat musi istnieć również ofiara. Obie strony nie istnieją bez siebie, są jak dwie połówki jabłka. Ktoś chce się nad kimś znęcać, a ktoś chce nieświadomie doświadczać odrzucenia i w taki sposób następuje uzupełnianie się na poziomie emocji i wyobrażeń. Sytuacja emocjonalna osoby doznającej przemocy zawsze w jakiś sposób prowokuje do ataków z drugiej strony. Osoba doznająca przemocy, posiada pewne braki emocjonalne, którymi daje przyzwolenie na krzywdzenie siebie. Liczy się to co myślimy na swój własny temat. To co o sobie myślimy sprowadza na nas określone okoliczności, jedną z nich może być sposobność do ukarania siebie na przykład poprzez przyciągnięcie kata i stanie się ofiarą, aby za coś odpokutować. Poczucie winy jest najczęściej wyznacznikiem w jakim stopniu cierpimy z powodu syndromu ofiary. By móc wyzwolić się z toksycznych więzów i bycia ofiarą należy zrozumieć mechanizmy, które nie pozwalają na odbudowanie pozytywnego obrazu własnej osoby. Warto podnieść swoją samoocenę, która prowokuje do niewłaściwego traktowania przez innych oraz ugruntować w sobie przekonania o byciu kimś wystarczająco dobrym, mądrym i zasługującym na to co najlepsze.To nie przychodzi łatwo. O wiele łatwiej jest nam krytykować samych siebie, aniżeli chwalić. Szczególnie jeżeli nikt nas tego nie nauczył.Kluczem do uzdrowienia swojej samooceny jest kochanie siebie,ale dla tych,którzy nie wyobrażają sobie tego istnieje zadanie nieco prostsze. Polubić siebie i zasługiwać na szacunek – to jest pierwszy etap, którego trzeba doświadczyć, aby względnie unormować relacje z innymi. Z przysłowiową ofiarą zetknąłeś się zapewne w czasach szkolnych,widziałeś jak jest traktowana przez innych, jak zachowuje się i odpowiada na ataki z zewnątrz. Istotne jest rozpoznawanie w samym sobie wzorców, które sabotują szczęśliwe i udane życie.

Jak wyobrażasz sobie kogoś, kto jest przysłowiową ofiarą?

Zapewne jest to ktoś, kto nie potrafi się bronić i pozwala przekraczać swoje granice w sposób naruszający godność, szacunek, prawo do nietykalności, szczęścia. Ogólnie rzecz biorąc osoba, którą charakteryzuje syndrom ofiary ma bardzo zaniżoną samoocenę i pozwala innym sterować sobą. Samoocena to globalny wyznacznik tego jak myślimy o sobie. Składają się na to wyobrażeniao własnym ja”, o tym kim jestem i jaką rolę pełnię w społeczeństwie. Rozumienie jak jestem postrzegany, czy jestem kochany, akceptowany. To ogólne poczucie wśród ludzi”. To postawa względem siebie samego, która mówi o tym, czy siebie kochamy czy wręcz przeciwnie. Wpływa ona na nasz nastrój oraz na nasze zachowanie. Podstawą samooceny jest samowiedza, czyli opinie i sądy na nasz własny temat. Opinie osób dla nas ważnych, autorytetów kształtują naszą samowiedzę. Samoocena kształtuje się w dzieciństwie. Nie znaczy to, że nie można jej potem zmieniać. Zmieniać można wszystko, tylko z właściwymi intencjami i zdrowym podejściem. Trzeba dokopać się do najgłębszych urazów, nawyków i sposobów reagowania, aby móc odbudować pozytywny obraz samego siebie.

Dlatego raz wykształcona samoocena, sprawia, że wszystko co robimy jest skierowane na podtrzymanie tego czego się nauczyliśmy. Najczęściej działamy nieświadomie i nie wiemy jak bardzo zachowanie jest wynikiem naszej samooceny. Bardzo dobrym sposobem na zmianę samooceny, jest stosowanie afirmacji i pozytywnego myślenia oraz terapii, które pomagają dotrzeć do sedna zranień i problemów. Bywają takie osoby, które mimo lat pracy nad sobą ciągle czują się mało wartościowi, niewiele im wychodzi i można powiedzieć, że zawiedli się na sobie. Zawodzenie się i utrata motywacji, szczególnie u tych osób, które od dłuższego czasu zajmują się rozwojem duchowym jest ostatnio dość częsta. Wynika to z tego, że zapominamy o zmianie naszych najgłębszych nastawień i nawyków z dzieciństwa i zbyt szybko próbujemy skakać na głęboką wodę. Zbyt wiele pragniemy i oczekujemy w stosunku do możliwości jakie posiadamy na dany moment. Aby coś wykreować i doświadczyć upragnionej rzeczy czy sytuacji musimy przejawiać dojrzałość do jej otrzymania. Nigdy odwrotnie. Zdarzają się tacy, którzy ryzykują wbrew temu co czują, stając na przeciwko swoim traumom i lękom. Osiągają sukcesy, przełamują swoje bariery, ale potem okazuje się, że ich sukces wiązał się z dużym stresem i wysiłkiem. Uważam, że na sam początek dobrze jest oswoić się z myślą, że każdy sukces i zmiana może przychodzić lekko i bez wysiłku. Drugą sprawą jest zasługiwanie i życzenie sobie coraz lepiej.

Na nasze zachowanie wpływa nasze własne poczucie kompetencji. Ludzie o niskiej samoocenie mają również małe poczucie kompetencji. Za to osoby charakteryzujące się wysoką samooceną, spostrzegające siebie jako skuteczne, zwykle oczekują także, iż odniosą pożądany sukces.
Aby osiągnąć cokolwiek sensownego w rozwoju osobistym i duchowym, trzeba przynajmniej częściowo uzdrowić stosunek do samego siebie. Lubienie, akceptowanie i szanowanie siebie powinno być priorytetem w tej dziedzinie i również wtedy, kiedy celem staje się głębsze odbudowanie samooceny. Gdy samoocena jest wysoka, dużo łatwiej oczekiwać sukcesów i nastawiać się na szczęście. Natomiast osoba z syndromem ofiary będzie często bierna i podatna na rozmaite sugestie. Zabraknie jej własnego zdania kiedy będzie miała postawić na swoim. O wiele łatwiej będzie jej dostosować się i przytakiwać, aby nie narazić się na odrzucenie. Poczucie, że wie się kim się jest, posiadanie własnego zdania i poglądów daje siłę do tworzenia swojej rzeczywistości.
Kiedy wiesz kim jesteś i czego chcesz otoczenie nie jest w stanie cię zmanipulować.

Osoba z syndromem ofiary będzie wysoce zewnątrzsterowna. To znaczy, że samodzielne podjęcie przez nią decyzji będzie wiązało się z dużym napięciem i niepewnością. Jej stany emocjonalne będą zależne od nastrojów innych ludzi. Będzie ona wymagała ciągłych potwierdzeń swojej wartości, atrakcyjności i tego, że jest kochana. Ktoś, kto długo funkcjonuje w uzależnieniu, bierności, jest podporządkowany innym – cierpi na depresję. Nie może realizować siebie, nie może spać, nie może działać, nie może być twórczy.Może jedynie działać tak jak chcą tego inni. Osoba z syndromem ofiary może i najczęściej tak jest -przejawiać stany depresyjne i zaburzenia emocjonalne z którymi na dłuższą metę sama sobie nie poradzi. Dlatego też wsparcie zaufanych osób przy pracy nad poprawą poczucia wartości oraz samopoczucia jest niezbędne.

Osoba z syndromem ofiary:

− Jest odizolowana społecznie, nie ma szerokich kontaktów społecznych

− Doświadcza nielogicznego częstego poczucia winy

− Podporządkowuje się innym i nie wie co to asertywna obrona własnych uczuć, emocji

− Doświadcza poczucia uzależnienia

− Ma poczucie niezasługiwania na coś dobrego

Jeżeli powyższe stany są Ci znane i masz poczucie cierpienia, napięcia z tego powodu…bardzo prawdopodobne, że na co dzień funkcjonujesz w syndromie ofiary. Przenosisz te wszystkie ciężkie emocje na ważne sfery swojego życia i nie panujesz nad tym.

Kat jest jednocześnie ofiarą, ponieważ również cierpi z powodu niskiej samooceny.

Jak najkrócej scharakteryzować osobę w syndromie kata?

Jest to najczęściej osoba, która:

-Ma niską samoocena, nie nawiązuje głębszych relacji z innymi

-Jest wyizolowana i nie ma wysokich zdolności społecznych

-Może cierpieć na zaburzenia emocjonalne takie jak depresja

-Ma duże poczucie odrzucenia i przekonanie o swojej wyjątkowości

- Często ma rozmaite nałogi

-Nie kontroluje swojego gniewu

-Wszystko bierze na poważnie,nie ma dystansu do siebie

-Zrzuca odpowiedzialność za to co czuje i myśli na innych

-Terroryzuje poczuciem winy – stosuje różnego rodzaju przemoc

Aby istniał kat musi istnieć ofiara Kiedy ona sądzi, że świat ją skrzywdził, krzywdzi bądź może skrzywdzić, wchodzi w rolę ofiary. A będąc ofiarą zaczyna się rozglądać, gdzie jest ten, który musi istnieć, by istniała ofiara. Nieświadomie szuka kata. A gdy ten się znajdzie – oby się nauczyła, że ofiara jest katem samego siebie. Mechanizm kat – ofiara nie musi dotyczyć jedynie skłóconych małżonków. To często relacja pomiędzy toksycznym rodzicem, a dzieckiem, lub zbuntowanym dzieckiem, a przestraszonym rodzicem czy także w pracy. Ten mechanizm przenosi się pokoleniowo, bo ktoś musi się na kimś mścić. Większość tych spraw dzieje się nieświadomie. Wszystko co powoduje przewklekłe cierpienie i choroby serca, umysłu jest głęboko nieświadome. Kat często myśli, że jest bardzo sprytny. Nie jest. Kat manipuluje w taki sposób, aby mógł uwolnić się od napięcia, oczyścić z poczucia winy za pośrednictwem kogoś słabszego. Tak naprawdę kat i ofiara to jedna osoba! Większa część ludzi na zmianę czuje się ofiarą i katem, aby wyrównać bilans emocjonalny. Dużo łatwiej przyznać się do tego, że jest się ofiarą aniżeli katem. To drugie o wiele częściej się wypiera ze świadomości, aby poczuć się lepiej. Jeżeli człowiek nie przepracuje swoich wzorców bycia ofiarą, nie da sobie wystarczająco dużo miłości – to poczucie krzywdy zamieni go w kata. Ludzie wychodzą często okaleczeni ze swoich rodzin, nic więc dziwnego, że w dorosłym życiu stosują przemoc i stają się agresywni.

Na poczuciu krzywdy, skrzywdzeni chcą budować poczucie wartości, rządzić, dominować. Tylko dlatego, że w głębi serca nie czują się wystarczająco dobrzy, kochani i niewinni. Każdy z nas kojarzy wiele przykładów, w których mordercy, przestępcy wyrządzali komuś krzywdę tylko dlatego, że ich dom rodzinny nie dał im wystarczająco dużo miłości. Zamiast tego, ludzie ci wyrośli w poczuciu krzywdy i zemsty na kimś pośrednim. Aby odkryć jak bardzo odnajdujemy się w roli kata, a jak w roli ofiary powinniśmy „rozbroić się” z silnych mechanizmów obronnych i zobaczyć prawdziwy obraz siebie. Podążając za Johnem Bradshaw „Jeżeli chcemy odnaleźć w sobie żywotne, cenne jądro własnego jestestwa, musimy zrezygnować z fałszywego, urojonego obrazu siebie, odrzucić mechanizmy obronne”. Niektórzy są doceniani za chęć odwetu oraz za prowokowanie konfliktów. Możemy wtedy powiedzieć, że „on nareszcie jest sobą, teraz to się odważył!”. Dużo trudniej jest powiedzieć po prostu przepraszam, lub zdobyć się na siłę, aby wyjaśnić nieporozumienia. Jeżeli znajdziesz w sobie siłę do przebaczenia – w tym również sobie, zamienisz krzywdę w cenne lekcje, to bardzo powoli ale uwalniasz się od przewlekłego bycia ofiarą. Gdy odbierzesz siłę destrukcyjnym emocjom, z wielu lat życia, nagle przestajesz wchodzić w rolę kata. Emocjonalne uniesienia nie są już tak istotne. Ofiarą jest zawsze ten kto został zaatakowany. Katem jest zawsze ten kto atakuje. Te role zazębiają się wzajemnie i jedna bez drugiej nie mogą istnieć. Kat może atakować jak wampir energetyczny, manipulować emocjami, strachem – nie musi tylko i wyłącznie stosować przemocy fizycznej. Gdy ktoś staje się wobec niego pasywny, zdominowany, żywi się jego energią pocieszając zbolałe emocje.

Często mamy do czynienia z nałogowymi katami, którzy nie mogą przeżyć ani jednego dnia bez zasysania czyjejś energii poprzez manipulacje, krzyki, wzbudzanie poczucia winy, szydzenie. To staje się jak nałóg papierosowy, alkoholowy – udajemy, że wszystko jest ok, bo przecież ja jestem OK i nic złego się nie dzieje. Kat musi znaleźć sobie winnego, inaczej będzie czuł się źle ze sobą. Jego emocje wybuchną, rozsadzą go zanim zanim znajdzie obiekt do wyładowania się. Stąd coraz częstsze chroniczne napięcia oraz choroby powodowane brakiem wybaczania i trzymania uraz. Kat zawsze atakuje z bezsilności, nie może poradzić sobie z własnym cierpieniem, poczuciem niższości, smutkiem – musi komuś dowalić, w przeciwnym razie będzie skazany na skonfrontowanie się ze swoimi problemami. W rodzinach bardzo łatwo o relację kat-ofiara. Szczególnie dlatego, że najczęściej nie ma dokąd uciec, a problemy emocjonalne są na tyle silne, że uniemożliwiają wyplątanie się z tego współuzależnienia. Wiele osób powtarza sobie „jestem niewinny, to on zaczął, on zawsze robi źle”.

To bardzo osłabia i daje przyzwolenie na dalsze ataki, najczęściej ze strony dorosłego, który jest silniejszy i odporniejszy psychicznie niż dziecko. Dziecko jest świeże, niewinne i szczególnie gdy jest małe, nie rozumie co to znaczy atakować. Uczy się tego dopiero z czasem, gdy obserwuje rozmaite zachowania w rodzinie. Dorośli często nie rozumieją dlaczego dorastające dzieci zamieniają się w katów, stają się nieznośne, krzykliwe, zbuntowane. Taki rodzic rozpacza po kątach i zastanawia się: „dlaczego mnie to spotkało! Byłem taki idealny, całe życie pracowałem, starałem się!”. Szybko wychodzi na jaw, że dzieci nie stają się katami bez powodu, a rodzice idealni po prostu nie istnieją. Okazuje się, że takie dzieci były bite, ciągle strofowane, odrzucane, poniewierane emocjonalnie. Nic więc dziwnego, że rozpiera je energia gniewu, wściekłości pomieszanej z poczuciem krzywdy. Wychodzę z założenia, że „każdy kiedyś musi, inaczej się udusi”. Tak samo jest w przypadku dzieci, które w jakimś okresie życia zaczynają uczyć się jak być sobą. Przecież nikt wcześniej im tego nie pokazał! Tylko nieliczne z nich, stają się katami z innych przyczyn niż niewłaściwe traktowanie w dzieciństwie. Niestety większa część cierpi również w życiu dorosłym z powodu upokarzania i bycia ofiara swoich rodziców. Bunt w takim przypadku jest bardzo zdrowy, ponieważ pozwala na rozbicie łańcuchów uzależnienia, krzywdy, stłumień, które nie pozwalają żyć. Relacja kat-ofiara ma to do siebie, że dąży do bilansu energetycznego. Wszystko się wyrównuje, zgodnie z poczuciem wyższej sprawiedliwości. Kat prędzej czy później sam siebie ukarze, jeżeli nie znajdzie się w okolicznościach, które zmuszą go do głębokiej zmiany. Wychodzi na to, że lepiej zabrać się do pracy za wczasu, zanim ktoś inny pokaże nam jak żyć, a co gorsza zrobi to w nieprzyjemny sposób :)