Wróć do listy artykułów

Krzysztof Chrząstek

Ogarnij duszę

Od dłuższego czasu zbieram się z opisaniem kilku swoich spostrzeżeń dotyczących duszy.
Stykając się z wieloma dotyczącymi jej zagadnieniami, wyrobiłem sobie własne poglądy czy też wglądy.

Od pewnego czasu jest swoista moda na pracę z własną duszą. Wiele osób odkrywa ją na powrót. Po latach realizacji narzuconych im przez zewnętrzny świat i panujący w nim system pracy, życia i przejawiania się, postanowili, czując niedosyt lub zagubienie, że odszukają swoją prawdziwą naturę.

Mówi się o scalaniu duszy, odnajdywaniu jej, słuchaniu lub po prostu identyfikuje się z nią, poprzez zrozumienie, że ja nie jestem tylko swym ciałem, zatem przychodzi konkluzja, że jestem swoją duszą – niematerialną cząstką wszechświata i istnienia, świadomością, która się wciela w świat materialny.
Robi się też różnego rodzaju praktyki, mające na celu pojednanie się różnych dusz skonfliktowanych w wyniku negatywnej karmy. Takie najczęściej są działania związane z duszami.

Oczywiście zajmując się duszą, warto zdefiniować, co to takiego jest. I tu napotykamy pierwszy problem, bo okazuje się, że prawie każdy inaczej rozumie, czym jest dusza.
Dla jednych to boska cząstka, obdarzona wolną wolą i świadomością, dla innych to tylko podświadomość a jeszcze inni upatrują w niej raczej umysł z jego przymiotami, niż osobną jaźń.
Umysł osobnej istoty istnieje, ale tylko tak długo, jak długo wokół jego jądra – centrum następuje zagęszczanie form myślowych, z których wyłania się pozorna jaźń.

Dla mnie pod pewnym względem dusza jest zarówno tworem energetycznym, świadomym i potrafiącym dokonywać wyborów oraz planować, jak i właśnie sumą identyfikacji zebranych poprzez nią, które najczęściej wynikają z tzw. doświadczeń. Niektóre osoby przypominają sobie, jak zostały wydzielone z ciała Boga i zaistniały, jako odrębne punkty świadomości. Czasami też stwarzanie dusz przebiegało grupami, czyli po kilka osobników. Mówi się, że każda dusza ma swoje drzewo dusz, z którego się wyłoniła i tym samym, inne dusze o tym samym pochodzeniu są jej najbliższe energetycznie i świadomościowo. Często też te dusze, które napotkało się w tym pierwotnym stanie, lub które zostały „stworzone” w przybliżonym „czasie”, uznawane są za bliźniacze, idealne, albo jedyne, z którymi można lub warto tworzyć związki, również w przestrzeni materialnej.

Jest to dość dobra definicja czy też obraz przybliżający zagadnienie duszy.
Dla mnie jednak jest ważne również pewne unikalne spojrzenie, które przyszło do mnie, gdy zgłębiałem ten temat – czyli zastanawiałem się, jak to jest z tą duszą. Być może bowiem, to, co jest brane jako wydzielenie się duszy, w pewnym sensie nie miało miejsca (być może w sensie energetycznym nigdy, stąd powtarzane w wielu religiach czy systemach duchowych twierdzenie, że nie jesteśmy oddzieleni od Boga), a jedynie wokół cząstek (przyszłych dusz) całego ciała Boga (Stworzenia na różnych planach i poziomach wibracyjnych) zaczęły się gromadzić inne struktury energetyczne czy mentalne, jak myślokształty, które z czasem, poprzez stałe ich odczuwanie i oglądanie, wytworzyły złudzenie osobnego istnienia. Można to przyrównać np. do tak częstego oglądania kwiatka czy jakiegoś zwierzęcia, aż dana istota zaczyna się z nim utożsamiać, choć sama nim nie jest i nie była, ale następuje silne zjednoczenie z jego energetyką i utożsamienie się z nią, jak w przypadku zwierząt totemicznych pewnych ludów. Można to również porównać do umysłu, z którym zmagają się buddyści. Ponoć Budda odkrył, że gdy zagłębiał się coraz bardziej w siebie i swój umysł, oddzielając to, co nie jest Nim jako osobą, to odkrył, że na samym dnie najróżniejszych identyfikacji się z czymś lub kimś, nie istnieje żadna osobna jaźń, ani osobna świadomość. Jest tylko Świadomość, która wypełnia wszystko – muchę, psa, kwiatek i człowieka.

Zatem według mnie, dusza może być również postrzegana jako suma identyfikacji, można dodać, że różnych inkarnacji w różnych przestrzeniach wibracyjnych – w tym również materialnej. To również boski punkt świadomości pozwalający na zaistnienie pozornie odrębnej i istniejącej osobowości duszy.

Dla niektórych dusza to potężna istota, która planuje sobie doświadczenia w kolejnych żywotach, często umawiając się z innymi duszami na różne działania. Jak widać nawet z pobieżnego i szybkiego oglądu tego świata, to masa tych dusz jest albo popieprzona (i nie mówię tu o przyprawie:), albo totalnie nieświadoma albo po prostu nierozumna. Olbrzymia doza doświadczeń nie jest nikomu do niczego potrzebna, zwłaszcza duszom, a jeszcze bardziej inkarnacjom osobowości. Mówi się pięknie, że dzieje się to po to, aby poprzez nie Bóg mógł doświadczać sam siebie. Brzmi pięknie i wzniośle, ale chyba dla osób czy też dusz lubiących się pastwić nad sobą lub mających poważne zaburzenia. Niestety, tak w tej chwili postrzegam zarówno działania wielu dusz, jak i takie rozumienie tego, co one tutaj robią i po co. Oczywiście można do tego dorabiać piękne teorie czy wglądy, ale raczej dlatego tak się dzieje pomiędzy duszami, że przywiązały się one do tej przestrzeni fizyczno-eteryczno-astralno-mentalnej i rzadko która dusza wychodzi w wyższe przestrzenie swoją świadomością i energetyką. Po prostu działa silne utożsamienie z nią i ostrzeganiem siebie jako istoty przejawiającej się właśnie tu. Można też dodać usprawiedliwiająco, że dusze inkarnując kolejno w materię są tymi wibracjami tak ograniczone, że zapominają o sobie a nawet tym, co chciały tu zrealizować. Można również powiedzieć, że to zapominanie jest koniczne, bo bez tego całego dualizmu nie byłoby możliwe doświadczanie całego szeregu stanów i wydarzeń. Bo przy świadomości ciągłości istnienia wiele spraw przestałoby mieć od razu znaczenie. Nikt nie podniecałby się bohaterską śmiercią np. przy ratowaniu komuś życia, gdyby obie strony świadome były ciągłości istnienia. Dla mnie jednak jest to ciągła zabawa w kota i myszkę. Trwa ona aż zrodzi się w jaźni pragnienie przerwania koła reinkarnacji. Wtedy następuje pogłębiony wgląd wykraczający poza umysł.

Myślę, że pora sobie powiedzieć prawdę, niż brnąć w samozachwyt i kolejne traumy, które rozwiązuje się wielopokoleniowo. Po prostu niektórym duszom odbija – ani nie wiedzą kim są, ani w którym kierunku zmierzają. Często uważa się, że tzw. stare dusze to istoty mądre, wspaniałe i szlachetne. Ale gdyby tak było, również w życiu – tu i teraz przejawiałyby się one jako piękne istoty o szlachetnych sercach, mądrych umysłach i wspaniałych czynach. Tymczasem często te istoty błądzą. Albo wciąż tkwią w pewnych nawykach, z którymi nie potrafią sobie poradzić, albo czują się totalnie zagubione. Oczywiście często potrafią nadal podtrzymywać znakomite możliwości umysłu czy też umiejętność łączenia się z przestrzenią naprawdę wysokich wibracji, skąd mogą czerpać wspaniałe inspiracje i wglądy. Ale równie często po prostu marnują swoje talenty, nadal uganiając się za błyskotkami władzy, bycia guru w jakiejś szkole duchowej czy po prostu pieniędzmi i bogactwem, a przecież pewna ich cząstka doskonale wie, że nie na tym to polega. Nie na tym polega realizacja boskości w nich samych, ich sercach, umysłach i przestrzeni wibracyjnej.
Często takie stare dusze zachowują się jak ogromne okręty płynące przez ocean. Są wielkie, czują się bezpiecznie i pewnie. Mają wiele mocy i doświadczeń. Tylko, że po pierwsze, ogromna ilość tych doświadczeń jest po nic – nikomu do niczego nie potrzebna, poza uświadomieniem sobie właśnie, że te doświadczenia nie były nikomu do niczego potrzebne. A to boli. Bo wielka, stara dusza nie po to zbierała przez tysiące wcieleń „doświadczenia”, aby się teraz przyznawać, że to może i była momentami przyjemna zabawa, ale całkowicie niepotrzebna, a nawet zbędna. Można mnożyć doświadczenia w tysiące czy miliardy, ale jeżeli nie zbliżają one energetycznie i świadomościowo do wibracji Boga – Stwórcy wszystkiego, co istnieje, to jest to raczej, moim zdaniem, stracony czas. Te stare dusze – płynące jak wielkie okręty są również często zbyt nieruchawe mentalnie i energetycznie, aby wybrać nowe ścieżki i przyjąć nowy punkt widzenia czy wgląd świadomości. Bo one przecież wiedzą swoje. Tymczasem często młode dusze, niczym małe motorówki, mijają bez problemów zarówno przeszkody, których nie widzą te wielkie okręty – stare dusze jak i wyprzedzają je. Bo te kolosy zanim zrobią jeden manewr, to często mija życie. Ale w końcu, co to jest jedno życie, gdy się ich miało setki? Wiele z tego, co wiedzą i umieją stare dusze, od lat jest już nieaktualne. To tylko zbędny balast, który przeszkadza im kroczyć przez życie czy też wchodzić w stany medytacyjne z dziecięcą radością i beztroską.
Oczywiście czasami niektórym istotom „potrzeba” tysięcy doświadczeń, aby sobie powiedzieć „dość” – starczy tego kołowrotu wydarzeń. Ale równie dobrze można to stwierdzić po jednym razie. Tutaj decyduje mądrość danej jednostki, osobowości i duszy oraz determinacja czyli wola – żelazna wola i konsekwencja w realizacji swoich wglądów i spostrzeżeń połączona z subtelnym stanem otwartości na nowe i to, że zawsze mogę się mylić, co jest połączone ze świadomością gotowości do korekty podjętych działań.

Dlatego też moim zdaniem, warto ogarnąć swoją duszę, a ściślej mówiąc, to wcale nie jest najważniejsze w życiu czy rozwoju duchowym to, aby słuchać swej duszy, czy też spełniać jej plany. Oczywiście może tak być, ale tylko pod jednym – najważniejszym warunkiem – że dusza poddała się Wyższej Jaźni i stamtąd czerpie pomysły i inspiracje, którymi uracza osobowość danej inkarnacji. Jeżeli tego nie robi, to od tego jest świadoma osobowość – średnie ja, aby nawiązać pełniejszy czy też pełny kontakt z Wyższą Jaźnią – tym poziomem wibracyjnym, który można porównać do błony komórkowej pomiędzy jednostkową jaźnią a Bogiem.

Gdy średnia jaźń podąża za głosem Wyższej Jaźni, to warto pokazać duszy, że i ona może skorzystać z tych cudownych podpowiedzi i inspiracji. Czasami warto wstrząsnąć swoją duszą i jej wygarnąć, żeby się nie wygłupiała, robiąc głupie plany, tylko czerpała z poziomu wyższej jaźni. Ponieważ struktury energetyczne duszy są różne i „decyzje” przez nie podejmowane mogą być jakościowo również zróżnicowane, dlatego warto mieć zdeterminowaną i konsekwentną w swoim postanowieniu średnią jaźń. To ona decyduje! – zwłaszcza, jeżeli dusza ma ciekawsze według niej plany, niż podążanie za Wyższą Jaźnią i Bogiem (który ponoć się przez nią przejawia i przez nią doświadcza sam siebie:). Oczywiście z pewnej perspektywy to zawsze Wyższa Jaźń decyduje – ani dusza, ani osobowość czyli średnie ja.

Już raczej nie kupuję tych bajeczek o umawianiu się dusz na traumatyczne doświadczenia. Nie trafiają do mnie te opowieści, że dusze wyrządzające nam krzywdę to są szlachetne dusze, które zgodziły się nas doświadczać, abyśmy coś zrozumieli i zmienili się na lepsze. Te pomysły pochodzą tylko ze sfery astralno-mentalnej, w której wiele istot, również tych najszlachetniejszych się permanentnie pogubiło. Zaczęli tworzyć systemy, które zamiast im służyć, zniewoliły je i przywiązały do tego poziomu wibracyjnego doświadczeń. Według mnie również sporo tzw. przypomnień sobie różnych umów pomiędzy duszami dotyczącymi danego życia i wzajemnych relacji „tworzona jest” w momencie ich przypominania. To znaczy – wnikając w to, dlaczego coś się dzieje, np. pomiędzy dwoma duszami czy osobowościami i jakie są możliwości potoczenia się „życia” i tych wzajemnych relacji, to cząstka duszy czy też świadomości, która niejako jest zarówno w sferze życia w materii i osobowości, jak i w sferze duszy, po prostu się ze sobą w danym momencie komunikują, co może być odbierane jako wcześniejsze umawianie się dusz, nawet przed daną inkarnacją.

Tutaj dodam, że duszę raczej nie należy rozpatrywać jako istotę, taką jak człowiek, choć często ona się może komuś pokazać pod taką postacią. Dla mnie dusza to jakby sfera, w której dzieje się wiele procesów energetyczno-informacyjnych. To złożona machina wzajemnych interakcji pomiędzy zgromadzonymi w jej przestrzeni tzw. „doświadczeniami” i utożsamieniami. Jest to bardziej zbiór wielu elementów niż jeden element zawierający wiele danych. Można też powiedzieć, że jest to bezosobowa formacja postrzegana jako osobny byt a nawet istota. Podobnie zresztą można spojrzeć na osobowość człowieka.

Dlatego też moim zdaniem czasami warto wziąć swoją duszę w garść i jej krótko wyjaśnić, co jest ważne, co jest istotne i w którym kierunku warto podążać. Często dusza widząc determinację średniej jaźni, z jaką łączy się ona z Wyższą jaźnią i sferą boskości, na powrót zainteresowuje się tymi wibracjami, poziomem świadomości i ekstazy – błogości, którą daje Stwórca.

Być może zbytnio upraszam, ale nawet, jeżeli coś jest lub wygląda skomplikowanie, to chyba warto to nieco uprościć. Oczywiście, jeżeli widzisz wielką „wartość” w tytłaniu się w kolejne doświadczenia, zwłaszcza, jeśli nie są przyjemne i wysokowibracyjne, to Twoja sprawa. Możesz…tylko po co? Co chcesz sobie lub komuś innemu – np. Bogu w ten sposób udowadniać? Ile „żyć” będziesz tym lub tamtym człowiekiem? Co jeszcze chcesz komuś udowodnić i po co? Czego jeszcze nie zrealizowałeś i koniecznie musisz to zrobić?

Oczywiście warto się uzdrawiać takimi metodami, które uznasz za słuszne. Warto scalać swoją duszę, warto rozwiązywać niekorzystne relacje pomiędzy duszami i osobowościami, dopóki nie poczujemy, że ten sposób identyfikacji i doświadczania już nie jest nam niezbędny. Zwłaszcza do doświadczania szczęścia i spokoju oraz jedności z całością Stworzenia.

Dusza to również pewien poziom autoidentyfikacji. Jeżeli twoją drogą i wyborem jest ponowne zjednoczenie się z Bogiem, pewnie czeka Cię porzucenie również utożsamiania swojej świadomości i istoty z poziomem Duszy a potem pewnie nawet Wyższego Ja. To twoja decyzja, choć nie ma jej kto już podjąć. Dlaczego? Bo jaźń się rozpuszcza. Znika. A raczej poprzez to, że nie identyfikuje się już z niczym, to nie przyciąga do pozornej sfery osobnej jaźni żadnych energii i myślokształtów, które mają ją przedstawiać i formować. Dlatego uważam, że w pewnym stopniu i pod pewnym kątem widzenia, nie ma czegoś takiego, jak oświecony. Jest tylko oświecenie – zjednoczenie z całością istnienia. Jaźń została już rozpuszczona, więc nie ma „kogoś” mogącego doświadczać pełnego zjednoczenia z Bogiem. Każdy zatem, kto jest świadomy swojego oświecenia, nie jest w pełni i ostatecznie oświecony. Można przeżywać wspaniałe duchowe ekstazy i stany uniesienia, a jednak, dopóki jest utożsamianie z sobą jako doświadczającym, oświecenie znika. Rozprasza się i z powrotem zostaje uformowana świadomość jednostkowa doświadczającego ego:).

Zatem: Duszo – podejmuj najwłaściwsze decyzje bo choć wydajesz się być większą „istotą” niż osobowa jaźń inkarnacji, przejawiającej się w danym życiu, to czasem ona właśnie podejmuje lepsze decyzje, które znacząco mogą wpłynąć na „rozumienie” i świadomość duszy, które są decydujące dla pełnego przejawiania Boga czy też boskości. Bez tego bowiem nie ma co marzyć o tzw. oświeceniu. Dopiero, gdy zarówno osobowość, jak i dusza zjednoczą się w tym, aby przejawiać potęgę, mądrość, moc i świadomość wibracji Wyższej Jaźni, wtedy jest szansa na przeniknięcie obu tych struktur energio-informacyjnych poprzez częstotliwość wszechmiłości, dobroci, życzliwości i błogości. A wtedy następuje zjednoczenie z Bogiem – to czego wszyscy tak mocno oczekują, za czym tęsknią i…czego się najbardziej na świecie boją. Bo w obliczu tych wibracji odrębna, osobowa jaźń znika. Jest tylko doświadczanie bezmiaru boskości, szczęścia i radości. Prawdy i prostoty. Szacunku i miłości. JEDNO – strumień wszechistnienia.

Zatem wszyscy Mistrzowie Wniebowstąpieni, wszelkiej maści istoty nadające przez chanelling są nawet czasem w wysokich wibracjach, ale…nie są tymi, za których się podają, nie mają świadomości zjednoczenia ze Stwórcą Wszystkiego Co Istnieje, bo to by oznaczało wchłonięcie ich przez tę energię. Jedyne, co by wtedy mogli zrobić, to trwać w ekstazie – zatracić siebie. Ale oczywiście mogą być w bardzo wysokich wibracjach i mieć rozszerzony poziom świadomości.
To dlatego Budda nie był oświecony za swojego życia. Był blisko tego, zresztą osiągnął to „wkrótce” a obecnie Jego świadomość, o ile tak można umownie powiedzieć, jest dużo wyżej niż istota, którą można wyczuć, uwiadomić sobie jako Jezus, choć poprawniej będzie ją ujmować jako „Chrystus”.
Dlaczego różni badacze nie są w stanie zbadać, uchwycić poziomu świadomości duszy Buddy? Bo taka osobowość i Jaźń nie istnieją:) Są roztopione w Stwórcy. Pozostały natomiast w niższych przestrzeniach, formy pamięci o energii Buddy (tak jak w doświadczeniu, gdy zostaje taka pamięć po DNA w próbówce po jego wyjęciu, gdzie elektrony, fotony czy inne cząstki nadal odtwarzają jego kształt a może i poziom świadomości). I część badaczy „łapie” te odblaski jego świadomości w różnych sferach i myśli, że to On, gdy tymczasem to jest tylko pamięć o nim, Jego niższych sferach i to do tego z przeszłości. Musieliby swoją świadomością i rozumieniem zagadnienia wykroczyć daleko poza te przestrzenie.
Dlatego poziom Chrystusa da się już zbadać większej liczbie osób. Jego poziom świadomości – świadomości duszy jest bowiem bliższy od naszego niż przestrzeń Buddy obecnie.

O jakich badaniach mówię? To próby uchwycenia poziomów świadomości duszy. Oprócz świadomości osobowości danej osoby i jej inkarnacji ważna jest również świadomość duszy. Jest to jak gdyby baza, z której osobowość może czerpać. Gleba, z której wyrasta drzewo. Osoby o wysokim poziomie świadomości duszy często mają o wiele większy wgląd w naturę rzeczy, niż osoby o mniejszym poziomie świadomości duszy. I nawet, jeżeli czyjaś osobowość jest dobrze rozwinięta, to mając średni czy niski poziom świadomości duszy, nie ma szerszego rozumienia wielu zagadnień.
Aby mogło nastąpić oświecenie, wymagany jest pewien poziom świadomości duszy.

Ale nie ma co wpadać w panikę, jeżeli czyjś poziom świadomości duszy jest średni. Obecnie żyjemy, a raczej sami sobie stworzyliśmy lub powróciliśmy do poziomu świadomości, w którym zmiany nie następują liniowo, a skokowo. Określam to mianem przechodzenia od punktu A do punku D, bez konieczności przechodzenia przez pośrednie punkty B i C. Jeżeli chcemy, możemy natychmiast znaleźć się w chcianym przez nas poziomie świadomości i wibracji – miłości, serdeczności i spokoju. Być może ułatwia to nam Kosmos i częstotliwość tej części wszechświata, przez którą obecnie przelatuje Ziemia. Być może też jest to odwieczny cykl, który przechodziliśmy tysiące razy.

Po prostu bądź czujny i świadomy. A przy tym baw się życiem i bądź radosny. Osobowość istnieje chwilę, dusza trwa przez bezmiar czasu, ale ostatecznie jest tylko Istnienie. Istnienie, do którego możesz dołączyć, a w zasadzie, w którym zawsze byłeś, jesteś i będziesz. To Twój Dom, do którego tęsknimy całym sercem, bo znamy już jego wibracje.

2013 r

 
Krzysztof Chrząstek - zdjęcie
  Krzysztof Chrząstek:

Polecamy następujące produkty:

Czy można żyć 150 lat?
Michał Tombak
Mudry i gesty leczące
Emma Gonikman
Hipnoza i autohipnoza
William W. Hewitt