Dziecko, gdy się rodzi, jest w stanie naturalnym. Jest to faza bezosobowego istnienia, kiedy nie rozróżnia ono wyraźnej granicy (lub też wcale ona nie istnieje) pomiędzy sobą a całą resztą.
To stan wolności od ego i cierpienia mentalnego oraz emocjonalnego. Dlaczego? Bo wszystkie uczucia i emocje są wyrażane natychmiast i spontanicznie. Wychodzą, przepływają i powraca stan naturalny, który jest błogością i wolnością. Jest przebywaniem w harmonii ze wszystkimi i wszystkim. Nie ma ośrodka, które zawłaszczało by pewne zjawiska i/lub odczucia, przeżycia jako “moje”. One się wydarzają i po ich przejściu, nie ma żadnego śladu po nich w “miejscu”, w którym zaistniały. W pewnym sensie nie ma lokalnego gromadzenia danych, bo te przepływają od razu z i od Źródła Istnienia.
To stan, w którym nie ma uformowanej odrębnej jaźni, która utożsamiałaby się z czymkolwiek, co się wydarza w polu energetycznym danej istoty. Nie ma więc napięcia pomiędzy bieżącą chwilą a tym co było czy tym, co nastąpi.
Nie ma również odniesień do przeszłości ani planów na przyszłość. Zatem nie ma uformowanego “centrum jaźni”, które mogłoby to cierpienie przeżywać, rozmyślać o nim, bać się czegoś w przyszłości. Jest tylko proste istnienie. Występuje od razu akcja – reakcja – instynkt – pełne połączenie z Istnieniem, bo istnienie to znacznie więcej niż tak zwane życie.
Stan naturalny to Eden – osławiony raj, rajski ogród, w którym się kiedyś pławiliśmy wszyscy – jako gatunek i jako dzieci w początkowej fazie swojego życia. Potem jednak nastąpiła faza rozwoju -, gdy wszystkie takie istoty, które były zdolne utworzyć formę mentalno-emocjonalną, którą postrzegały jako odrębne ja i z którą się utożsamiały – zaczęły to “ja” rozwijać. Rozwijał się jednostkowy umysł, rozwijały się jednostkowe emocje, odczucia, przemyślenia i wglądy.
W pewnym sensie ludzie potem poszaleli na punkcie jednostki i jej możliwości. Nie inaczej było w duchowości. To prawda, że można rozwinąć moc umysłu do niewyobrażalnej potęgi. Można poruszać przedmioty, widzieć na odległość, a nawet materializować istniejące wcześniej lub nie przedmioty. Można stwarzać całe galaktyki, odgrywać role bogów i wybawicieli. To może trwać krótko, albo miliardy lat. Być może zależy to od woli i świadomości ukształtowanej jednostki, a może od czegoś innego. Na przykład od woli Źródła. Albo od chęci podtrzymania istnienia tego odrębnego “ja” jak najdłużej.
Jednak mam przeczucie, że nawet wszystkie tak wysoko rozwinięte istoty czeka ta sama przyszłość. Mały prztyczek w nos lub inną część ciała lub umysłu. Otóż wszystkie one kiedyś, albo za sprawą znużenia tym i własnej woli albo też za sprawą planów Źródła Istnienia, powrócą do pierwotnego stanu naturalnego – powrócą do bezosobowego istnienia, niekoniecznie tracąc formę fizyczną.
Dla mnie istota, która przeszła ten proces powrotu do stanu naturalnego – bez względu na to jak długo on trwał – czy sekundę czy miliardy lat, staje się istotą Oświeconą, zlaną ze Źródłem Istnienia. Staje się tym czym była, zanim się stała. Do przemyślenia zostaje kwestia “konieczności” takiego rozwoju umysłu do granic jego pojemności. Być może nie jest to konieczne, ani najlepsze rozwiązanie, aby powrócić do stanu naturalnego.
To, że niektórzy mówią, że ciała oświeconego znikają, nie do końca jest prawdziwe. Według mnie takie postrzeganie pewnego zjawiska nadal wynika z trzymania się widzenia świata jako pełnego odrębnych istot. Zatem po oświeceniu – cóż – może to niektórych rozczaruje – nie ma odrębnego oświeconego, bo jest tylko oświecenie. Jego cudowny, wypracowany przez wcielenia umysł, postrzegany czasem jako dusza zlał się w pełni ze źródłem. Nie ma więc napięcia i nie ma jednostkowej jaźni. Nie ma wiązania się energii i świadomości wokół jakiegoś centrum. Nie ma też oddzielenia, którego nigdy nie było. Było tylko iluzją postrzeganą na planie mentalnym i energetycznym w polu danej istoty postrzeganej jako odrębna.
Osoby, które rozwijają się przez kontakt z duszą, albo poprzez wysokie ciała subtelne, niech się zastanowią, z jakich źródeł pochodzą ich nazwy. Bo jeśli z buddyjskich, to warto sobie uświadomić czym głównie zajmuje się buddyzm. Umysłem! Według mnie te wszystkie subtelne ciała duchowe to najróżniejsze sfery umysłu. Sfery jednostkowej jaźni. Kokony jego istnienia. Istnieją, bo jest utożsamienie z nimi. Jest jednostkowa chęć doświadczania odrębnego “siebie” na tym planie.
Dusza według mnie jest zbiorem mentalnych i energetycznych wyobrażeń o sobie samym jako odrębnej istocie. Z szerszej perspektywy, jest sumą mentalnych i energetycznych utożsamień z żyć, istnień lub stanów, w których uczestniczyła. Oczywiście jej centrum jest fragment, iskra będąca czystym, niezmienionym Źródłem Istnienia.
Jeżeli myślisz o tak zwanym oświeceniu, pora porzucić wszelkie te – piękne lub szpetne wyobrażenia i utożsamienia dotyczące odrębnego “ja”.
Dlaczego dorosłym lub “duszom” starym, bogatym w doświadczenia tak trudno jest to zrozumieć i wyjść z tego stanu? Bo mają za dużo wyobrażeń i utożsamień związanych ze “sobą”. To dlatego pewnie te liczne analogie w naukach, że dzieci bardziej rozumieją ten stan niż dorośli. Bo one są w tym jeszcze nadal zanurzone, zwłaszcza do trzeciego roku życia. To dlatego w wielu bajkach najmłodsze dziecko zwycięża złego smoka. Jest niewinne, spontaniczne i święte. Postępuje intuicyjnie ze swej natury, bo zanurzone jest w Bezosobowym Stwórcy – Bogu – Źródle Istnienia.
Jeżeli podoba nam się głębia, niewinność i czystość spojrzenia, oczu małych dzieci, to właśnie dlatego, że są one jeszcze zanurzone w stanie naturalnym.
W zasadzie cała natura jest zanurzona w tym stanie ciągłej medytacji – stanie alfa lub nawet wyższych wibracjach. Dlatego tak lubimy przebywanie w naturze. Ona współgra ze wszystkim. Nie ma też przeważnie dysharmonii mentalnych i energetycznych.
Tylko tam, gdzie pojawia się jednostkowy umysł, rodzi się dysharmonia i chaos. Oczywiście może on być potem przetworzony w coś pięknego – ład, harmonię i świadomość. Ale to już wymaga jednostkowej pracy, albo poddania się Źródłu.
Zastanawiam się czasem, czy “życie” na innych planetach jest tak samo zorganizowane jak tutaj czy też jednak może ono wyglądać lepiej – również w wymiarze fizycznym. Bo mi się też nie zawsze podoba działanie przyrody, gdy jedno istnienie pochłania inne, kosztem tego poprzedniego, powodując jednostkowe cierpienia. Ale być może właśnie takie postrzeganie wynika z patrzenia z małego, jednostkowego “ja”. Może w szerszym kontekście nie ma problemu. Cóż…
Dlatego uważam, że być może niewłaściwie patrzymy na przyrodę. Że być może właśnie drzewa, rośliny czy zwierzęta przejawiają wyższy od nas stopień rozwoju świadomości, przyjmując jako wskaźnik, procent zlania się – zjednoczenia danych istnień ze Źródłem. One są w tym zanurzone, one są “tym”. My nie. Przynajmniej jeszcze. One przeważnie instynktownie wiedzą jak przetrwać w naturalnym środowisku. My bez wiedzy zgromadzonej przez społeczeństwo jesteśmy raczej zdani na łaskę losu. To że potrafimy tworzyć komputery, niszczyć wielkie areały natury czy pisać książki, nie musi zaraz oznaczać jakiegoś super rozwoju. To po prostu działania. Takie jak pływanie czy bieganie. A przecież niekoniecznie najszybszego pływaka czy biegacza będziemy uznawali za najbardziej rozwinięte istoty. Ani tego co krzyczy najgłośniej nie uznamy od razu za najmądrzejszego. Podobnie z perspektywy całości istnienia nasze działania pod tytułem rozwój intelektualny, rozwój świadomości czy nawet rozwój duchowy mogą być tylko marnymi, nic albo niewiele znaczącymi faktami. Zależy, jaką się przyjmie pespektywę patrzenia. Warto też pamiętać, że wszystko to tylko nazwy, pewne kody – wzory mentalne, mające wywołać odpowiednie odkodowanie ich – zrozumienie przez innych. Osoby stosujące podobne formy komunikacji przeważnie się rozumieją. Innym wychodzi to średnio.
Można zatem być postrzeganą przez inne istoty odrębną formą istnienia i być nadal trwale połączonym z całością istnienia. Tak jak drzewo. Zaś cały tzw. rozwój duchowy polega według mnie na powrocie do tego stanu naturalnego. Do stanu bez ego i bez uformowanej odrębnej osobowości. Czyli stan naturalny to stan bezosobowego istnienia. I tyle.
Nie brzmi to zbyt optymistycznie dla niektórych ani nie jest wyzwaniem. Nie jest też rozwojowe itd. Od dziecka wracamy do fazy dziecka – poddania i zaufania temu co istnieje. Ale zabawa.
Oczywiście nikogo nie namawiam do nicnierobienia i nie rozwijania się. Niestety, jak się zaczęło ten proces, trzeba też go kiedyś dokończyć, jeżeli chce się wyrwać ze sfery cierpienia. To tak jak z wdepnięciem w g…. Kiedyś trzeba z niego wyjść i umyć buty.
Można oczywiście rozwijać się przez serce. Świetnie. Gratulacje. To wspaniała droga miłości, szacunku i prawdy oraz całościowego zrozumienia. Ale pewne przeczucie, co do tego, co czeka na końcu tej drogi. Tylko nie mów, że nie przyszło Ci to przez myśl. Tak – pozbycie się “ego” – jednostkowego istnienia. Nawet tego najwspanialszego, najpiękniejszego i podziwianego przez innych, może nawet wielbicieli czy uczniów albo sympatyków. Inaczej bowiem nie będzie zlania się z Energią Źródła – z jego częstotliwością wibracji.
To taka zabawa – Jest Całość i nie ma Ciebie, potem jesteś, a następnie znowu znikasz w całości Istnienia. Ubaw po pachy. Mi jednak nie jest do śmiechu, choć czasem potrafię to przyjąć, zaakceptować i cieszyć się swoim jednostkowym istnieniem i działaniem oraz całym tym procesem. Tyle, że nie jest to łatwe. Dla jednostek często taki proces jest źródłem ale cierpienia. Odwieczne pytanie “po co to wszystko” zapewne jeszcze długo pozostanie bez odpowiedzi, bo pewnie rozwiązanie tej kwestii jest w obszarze pozamentalnym.
Nie trafia do mnie “wiedza” z różnych przekazów czy nauk, niektórych nawet wartościowych istot czy energii, które tłumaczą, że dualizm prowadzi do rozwoju. Że obecność zła, energii negatywnych prowadzi do rozwoju. Mój Boże…co to za rozwój? To tylko spojrzenie z perspektywy osobowego ja. Te energie, mimo że w wielu kwestiach podpowiadają dobrze czy nawet wspaniale, to gubią się w tej kwestii, ponieważ one są również z poziomu jednostkowych bytów, choć czasem przedstawiają się jako zespół świadomości. W całości stworzenia jest i zawsze było wszystko. Każda myśl i wynalazek każdego z przeszłości, teraźniejszości i przyszłości. Nawet to, co będzie za miliardy lat na tej planecie czy jakimkolwiek miejscu kosmosu. Bo wszystko zawiera się w Źródle. Taka obecność form negatywnych polega tylko czasami na tym, że jednostkowe jaźnie szybciej widzą, czego nie chcą i usilniej powracają do stanu naturalnego. I to ma być rozwój? To tylko impuls do powrotu do stanu naturalnego. Drogowskaz. Zbędny zresztą dla świadomych istot. To straszak dla opornych.
Jeżeli ktoś przekształcenia form – budowanie nowych lepszych rzeczy – pralek, telewizorów, nazywa rozwojem, to ja przepraszam, ale inaczej rozumiem rozwój.
“Rozwój” według mnie polega tylko jedynie na uświadomieniu sobie przez jednostkę tego, że jest częścią całości i może ona przejawiać poprzez siebie – sobą jakiś aspekt tej całości albo też nawet całość świadomości, mądrości, wiedzy, energii i miłości – pełne spektrum wibracji Źródła. To pewnie dlatego świadome istoty bagatelizują lub nie zajmują się zbytnio dobrami materialnymi. Nie należy mylić tego jednak z wyrzekaniem się tych dóbr lub nie zasługiwaniem na nie, albo ich negowaniem. To zupełnie różne zjawiska, z rożnych biegunów świadomości i doświadczeń. Nie należy więc ich ślepo naśladować, a iść swoją drogą i swoim tempem, będąc świadomym horyzontu widniejącego w dalekiej przyszłości umysłu.
Rozwój polega jedynie lub aż na świadomości – na głębokim wglądzie w naturę siebie, rzeczy i zjawisk. Na prawidłowym widzeniu siebie i procesu istnienia. Ale nie na przekształcaniu jednych rzeczy w inne, choćby nawet postrzegane były w danych czasach jako cenne. Bo inaczej będziemy jak te małpy, które posługują się coraz wymyślniejszymi zabawkami, ale nie wiedzą, kim są ani po co to robią. Ale uważają, że robią co mogą i bawią się w najlepsze, choć z pewnością wyrządzają wtedy sporą krzywdę innym formom istnienia.
Z całym szacunkiem dla małp, bo pisałem wcześniej, jak być może należy patrzeć na to, kto jest jak rozwinięty. Mam nadzieję, że ta paralela jest czytelna.
Stan naturalny to stan niewinności. Dlaczego? Bo nie ma odrębnej istoty, która miałaby być winna. Jest całość istnienia wyrażająca się również przez tę formę postrzeganą przez niektórych jako odrębna istota. Jeżeli już więc ktoś miał być winny za cokolwiek, co czyni taka istota, to byłby to z pewnością Stwórca – Całość Istnienia. To on odpowiada za wszystko. Za całe “zło” i “cierpienie” jednostek. Bo kto odpowiada za stworzenie środowiska, w którym mogą wystąpić takie zjawiska? Proste i Radosne.
Można na wiele lat utknąć w różnych procesach rozwiązywania problemów na poziomie dusz, umysłów, serc czy relacji. Można. Czasami nawet trzeba przez to przejść, jeżeli chce się w miarę uporządkować te obszary lub je zrozumieć. Ale tak jak powiedziałem przejść przez nie, aby zrozumieć, że jeżeli naprawdę chce się rozwiązać swój problem, pora opuścić pole jednostkowych utożsamień się we wszystkich tych wymienionych obszarach. Wtedy dopiero można wejść w pole akarmy i stanu naturalnego. Tam nie ma już tworzenia wspólnej karmy, ani konieczności jej zwrotu, odegrania się czy temu podobnych. Dlaczego? Bo nie ma jednostek, których to dotyczy. Energia nie może podczepić się pod takie jednostki, bo one nie istnieją – nie są wyodrębnione.
Można do końca życia lub przez wiele wcieleń oczyszczać stajnię Augiasza własnego umysłu, albo z niej wyjść. Przestać się z nią utożsamiać i traktować jako część siebie. Oczywiście, aby to zrozumieć i zaakceptować trzeba przejść choć przez wstęp pracy z umysłem i mieć w miarę przyzwoite wglądy w naturę istnienia. Można również od razu – jeżeli ktoś jest gotowy – przepuścić przez wspomnianą wcześniej stajnię życiodajny strumień świadomości istnienia. Czasami to oczyści jej wnętrze a czasami całkowicie zburzy jej ściany, tak, że nic po niej nie zostanie. W końcu mówi się od czasu do czasu, że aby ziarno wydało plon, musi ono obumrzeć – czyli forma jednostki ma się rozpłynąć i przekształcić w coś innego, szerszego i pełniejszego.
Można a czasami nawet i trzeba przez pewien czas oczyszczać swoje kwestie związane np. ze związkami, zdrowiem czy wybaczaniem sobie i innym. Ale to są tak naprawdę różne utożsamienia – różne “moje” i “ja” w tych obszarach, które chcemy uzdrowić, poprawić, gdy tak naprawdę to “ja” nie istnieje w rzeczywistości czyli trwałym niezmiennym świecie. Jest chwilowe, choć może trwać miliony lat.
Zatem, gdy już jest przesyt różnymi odgrywanymi rolami, albo następuje skokowy wzrost świadomości, następuje chęć doświadczenia swojego pierwotnego stanu naturalnego, który jest stanem całego istnienia. Następuje chęć porzucenia wszelkich wyobrażeń i utożsamień dotyczących tego kim/czym się jest. Jednostkowa, osobowa jaźń się rozwiewa. Następuje oświecenie. Nie ma istoty, choć zadział się istotny proces w jej rozwoju.
Paradoksalnie, gdy wszyscy, albo większość gatunku przejdziemy na ten poziom świadomości, współpraca i efektywność tworzenia zwielokrotni się ogromnie. Bo wszyscy będziemy postrzegać siebie jako cząstki Całości, którą jesteśmy. A przecież swoja prawa ręka chętnie współpracuje ze swoją lewą ręką, nogą a nawet głową. Wtedy ten rozwój postrzegany przez niektórych jako tworzenie nowych form lub ich przekształcanie naprawdę nabierze rozpędu. Inaczej stale sobie przeszkadzamy, biorąc siebie za odrębne, szkodzące sobie i wrogie istoty. I tacy jesteśmy – na poziomie osobowości i umysłów, w których mamy błędne o sobie wyobrażenia i utożsamienia. Wtedy dopiero będzie prawdziwe miejsce na wszelkie wynalazki ułatwiające życie jednostkom. Będzie rozkwit wolnej energii, a każdy będzie miał pełne pole do popisu i działań sprzyjających powszechnej radości, miłości i szczęściu. Będziemy latać po innych planetach lub się na nie przenosić. Będziemy kąpać się w czystych rzekach i pomagać przyrodzie na maksymalną harmonię i rozkwit, bo to jest nam na rękę. Żadna forma istnienia nie będzie musiała zjadać innej. Drzewa same rodzą owoce, które następnie od nich odpadają. Są orzechy, bulwy, pozyskanie których nie uszkadza rośliny – Matki. Albo będą nowe formy odżywiania się – chociażby praną. Pewnie powstaną urządzenia do jej akumulacji. Ważne, aby się od nich nie uzależnić.
Zatem co jest przyszłością tego świata? Oczywiście stan naturalny. Bez względu na to czy to będzie pierwotny jego stan czy też nowa jakość uzyskanego na powrót stanu naturalnego wynikłego z rozwoju sfer umysłu lub ich porzucenia jako kokonu otaczającego indywidualne “ja”.
Stan naturalny to prawdopodobnie najlepsza nam obecnie dostępna forma istnienia.
2014-03-25