Wróć do listy artykułów

Leszek Żądło

Pieniądze nie są ci potrzebne!

Zawsze czułem niechęć do manipulacji, choć i mnie zdarzało się, że ich używałem. Jednak moją szczególną odrazę budziły manipulacje związane z rozwojem duchowym i z uzdrawianiem. Od samego początku, kiedy tylko wszedłem na duchową ścieżkę, unikałem wszelkich praktyk manipulacyjnych. I było to zwykle źle widziane w “środowisku”. Niektórzy wręcz twierdzili, że droga, którą obrałem, prowadzi na manowce.

Uznając, że jedynym kryterium prawdy jest skuteczność, sprawdzałem efekty. Ja ze swoich jestem zadowolony, a inni ze swoich nie za bardzo. Kwestia zadowolenia to osobna sprawa. Jedni chcą za nie płacić i płacą wysoką cenę, a inni mają doświadczenie, że ich zadowolenie zależy od ich nastawienia (nastroju). Wiedzą więc, że niepotrzebne im pieniądze, by być zadowolonymi. Zadowolenie jest jednym z tych stanów, za które wcale, a wcale nie musimy płacić.

Za darmo możemy mieć wiele. Za darmo możemy mieć wszystko, co najlepsze. Po co więc pieniądze? Hm, podobno one szczęścia nie dają... Rzeczywiście, ani szczęścia, ani miłości, ani zadowolenia kupić się nie da. Pieniądze ułatwiają posiadanie, a posiadanie ułatwia korzystanie. Ot i wszystko. To takie proste. Ale za tym idzie mnóstwo komplikacji.

Czy trzeba coś posiadać, by być szczęśliwym? Doświadczenie wielu medytujących mówi, że wcale nie. No ale czasem pieniądze się przydają? Owszem, przydają się. Kiedy potrzebujemy kupić jedzenie, zapłacić za wodę, gaz, węgiel, telefon, Internet…

Niektórzy nie mają takich problemów, bo znaleźli sobie sponsorów. Gdyby jednak nie sponsorzy, to bez pieniędzy trudno by im było. Ale czy naprawdę? Przecież wielu mistrzów duchowych twierdzi, że pieniądze nie są nam potrzebne, że przecież nie zabierzemy ich do trumny… Do trumny ich zabrać nie musimy. Nawet gdyby się tam znalazły, nie mielibyśmy z nich pożytku. Ale za życia?

W pewnych szkołach duchowych mówi się o prosperującej świadomości. Jest ona świadomością obfitości i powszechnego bogactwa. Uczy, jak korzystać z bogactw naturalnych i duchowych w jak najszerszym zakresie. Uczy takich działań, które są zarazem uczciwe i pozwalają korzystać z wszystkiego, co tylko znajduje się pod ręką. Filozofię prosperującej świadomości najlepiej oddaje przysłowie: “pieniądze leżą na ulicy, należy się tylko po nie schylić”.

Jeśli ktoś tego nie dostrzega, to nie jest dowód na błędne założenia filozofii prosperity. To tylko dowód na błędne postrzeganie rzeczywistości. Nasz świat bowiem jest taki, jakim go sobie wyobrażamy. Kiedy wierzymy, że jest biedny, otacza nas nędza. Jeśli potrafimy dostrzec jego bogactwo, otacza nas bogactwo. To proste. Ponadto każdy z nas ma taki mechanizm psychologiczny, który każe mu potwierdzać jego przekonania i wypierać informacje sprzeczne. Jeśli więc wierzy, że pieniądze są brudne i przynoszą pecha, to tak właśnie dzieje się w jego przypadku. Ale nie jest prawem obowiązującym świat.

Pieniądze są źródłem nieszczęść..., szczególnie dla tych, którzy ich nie mają. Wielu ludzi przekonało się, że ich świat zależy od ich wyobrażeń. Wielu nauczyło się wykorzystywać mechanizm prosperującej świadomości. Wiedzą, że mogą mieć tyle pieniędzy, ile im potrzeba, albo i więcej. Potrafią uzyskać je w dowolnym czasie. Mechanizm ten to żadna sztuczka magiczna, czy szatańska. Wiąże się z mocą naszego umysłu. Mocą, która jest związana z koncentracją.

Każdy z rozwijających się duchowo wie, że to, na czym koncentrujemy swą uwagę, wzrasta. Nie wszyscy dobrze to pojmują, więc na wszelki wypadek wolą się koncentrować na niczym. I wtedy ze zdziwieniem zauważają, że mają NIC. Inni zamiast na celu, koncentrują się na kombinowaniu, jak by tu uzyskać środki do jego realizacji. Ale wtedy oddalają się od celu. I są przekonani, że wszystko jest w porządku!

Może… Tylko dlaczego nie realizują celu? Wiem, że niektórzy stwierdzą, że zapewne znów mi się pomieszało. Ale cóż tam. Mnie wystarczy, że potrafię rozróżniać między pustką umysłu, a pustotą intelektualną i między nieobecnością myśli a bezmyślnością. I wiem, że niezdolność do skoncentrowania umysłu na myśleniu nie jest tym samym co jego uspokojenie, oczyszczenie z myśli, bo w tym stanie niekontrolowany myślotok pozostaje.

W praktyce duchowej przywiązuję ogromną wagę do uczciwości. Nie dlatego, że tak trzeba, albo że Bóg karze za nieuczciwość. Nie! Widzę, że uczciwość opłaca się. Opłaca się i mnie, i innym. A więc staram się, by moje działania były zgodne z deklaracjami. Dzięki temu uzyskuję większą siłę koncentracji i lepsze efekty.

Kierując się tą zasadą zamieściłem na końcu instrukcji do kasety “Medytacje prosperującej świadomości” tekst: “Dzięki opanowaniu medytacji możesz osiągnąć wszystko. Pamiętaj przy tym o hojności. Proponuję, byś 10% zysków, które stały się twym udziałem dzięki niniejszej kasecie, przesłał na mój adres. Jeśli stać Cię, byś wykreował wszystko, stać Cię i na 10 % więcej! Sprawdź, to działa!”

No i… najbardziej bawią mnie reakcje ludzi, którzy to przeczytali. Jedni uznają to za wredną manipulację, inni za podstęp, a jeszcze inni za próbę wzbogacenia się kosztem ich ciężkiej pracy. Jak na razie z ponad 3000 osób, które przerabiały medytacje, tylko kilka było stać na owe 10%. Reszta ugrzęzła w zawiści, złości i przekonaniu, że…
Hm, tego nie wiem, ale docierają do mnie różne słuchy. Zasadą jest, że ludzie, którzy nie chcą oddawać długów, tracą wszystko. Jak mówi przysłowie: “cudze pożyczasz tylko na chwilę, a swoje oddajesz na zawsze”.

Jedną z naczelnych zasad prosperującej świadomości jest zasada wdzięczności – rewanżu – zrównoważenia wpływów i wydatków. Jeśli jej nie przestrzegamy, hamujemy przepływ. Widać to doskonale na przykładzie każdej gospodarki. Kiedy jest przepływ dóbr i pieniędzy, gospodarka się rozwija. Z zahamowania przepływu rodzi się kryzys.
Czy ta sama zasada może się odnosić do rozwoju duchowego? Owszem. Jeśli nie ma przepływu, to wszystko kończy się stagnacją, zamknięciem, apatią, śmiercią. Zamieraniem nie tylko ciała, ale i odrętwieniem ducha. Oto cała korzyść z wymigiwania się od rewanżu za dobro, które inni nam czynią.

Problem nie polega na tym, że rewanżowanie się czymś dobrym za dobro, jest męczące. Nie musi takie być. Może nam sprawiać radość i frajdę. Kiedy jednak uczono nas, że mamy obowiązek czcić, odwdzięczać się, czy spłacać dług wdzięczności, to “diabli nas biorą” i nie w głowie nam tak “durna” praktyka. Wolimy inną. Nieprawdaż?

A jaką? Otóż słychać tu i ówdzie, że prawdziwa nauka i prawdziwa wiedza jest za darmo. Oferują ją różni mistrzowie z importu, ale też i rodzimego chowu. Z mego doświadczenia wynika, że za darmo jest mądrość. Mądrość boża, a nie wiedza czy nauka guru. Ta też bywa za darmo, do pewnego momentu.

Za darmo udziela się nauk tym, którzy błądzą. Za darmo znajduje się owieczki i udziela wstępnych inicjacji. Później zwykle trzeba płacić. Jak nie 10% od dochodów, to inną daninę. Ale płacić trzeba. Wtedy jednak uczeń już wie, że nie płaci za naukę czy wiedzę, ale finansuje akcję pozyskiwania kolejnych zagubionych duszyczek. Czyż można nie cieszyć się z tak szczytnego celu?

To jednak nie wyczerpuje repertuaru dobrych manier na duchowej ścieżce. Hinduscy asceci atakują zajadle pewnego Maharadżę, który “przypadkiem” jest oświecony. Atakują go, bo żyje w luksusach, zamiast wyrzec się wszystkiego i wybrać nędzę. On jednak odpowiada im z pełnym spokojem: “jeśli Bóg dał mi bogactwo, to musiałbym być głupi, żeby się go wyrzec. Gdybym je jednak stracił, nie rozpaczałbym, bo zostałby mi Bóg. A przecież Bóg to wszystko!”

Życie guru ma być świadectwem prawdy dla uczniów. A guru swym życiem często dowodzi, że kiedy rozwijamy się duchowo, pieniądze nie są nam potrzebne. Po co więc je zarabiać i zawracać sobie głowę tak przyziemnymi sprawami?
Pewien pan jeździ po świecie udzielając bezpłatnych nauk, inicjacji i organizując bezpłatne meetingi. To dopiero jest wspaniały guru, który dba o dusze, a nie o kieszeń. Naiwni nawet nie zastanawiają się nad tym, że aby przelecieć nad Atlantykiem, trzeba wykupić bilet, że guru musi gdzieś spać, coś jeść. No i że wynajęcie hali, na której się spotykają, też kosztuje niemałe pieniądze. Dla nich najcudowniejsze jest to, że guru nie potrzebuje żadnych pieniędzy! A przede wszystkim ich pieniędzy!
Ale… nie ma niczego za darmo. Guru bowiem ma pieniądze. Nie własne, ale do dyspozycji. Uzyskuje je ze źródła, którego przed wiernymi ujawniać nie wolno. A nie wolno, bo płaci na nie cały świat. To fundusz UNESCO przeznaczony na dofinansowanie kultury w biednych krajach.

W porównaniu z praktyką tego guru inna pani – nauczycielka duchowa – wydaje się wręcz świętą. Ona tylko na bezpłatne szkolenia dla adeptów jogi roztrwania majątek odziedziczony po bardzo bogatym mężu. Ale… za jego życia talent do duchowego nauczania był u niej uśpiony. Ten wstrętny dusigrosz nie tolerował jej “misji” i nazywał po imieniu – fanaberiami.

Tego typu nauczyciele i głosiciele prawd duchowych są pożądani wśród ludzi biednych, którzy nie chcą ryzykować i płacić za “nie wiadomo co”, za niesprawdzony “towar”. Towarem tym są co prawda wspaniałe idee, ale kto tam wie…

Ja z mego doświadczenia wiem, że jeśli kogoś nie stać na płacenie za udział w zajęciach, czy spotkaniach duchowych, to nie stać go również na skorzystanie z nich. Jego umysł nie pracuje prawidłowo, jest zaślepiony na możliwość dostrzegania bogactwa materialnego i duchowego. Wydaje mu się ciągle, że ma zbyt dużo do stracenia, żeby było warto w “takie coś” inwestować. Nawet jeśli obietnicą jest szybka poprawa jego nędznego losu i możliwość uszczęśliwienia. No ale kto chciałby być szczęśliwy, jeśli nie wyobraża sobie, że to jest możliwe? A nie wyobraża, bo ma zbyt niską samoocenę i nie czuje się godny. W jego ocenie sytuacji nie stać go na nic.

Zagalopowałem się. Stać go przecież na coś ekstra, na co żaden bogacz nie pozwoliłby sobie. Stać go na wyrzeczenia i cierpienia, więc chce wierzyć, że są one miłe Bogu. Jak dalece trzeba być zaślepionym, żeby swą naturalną boskość doprowadzić do tak nędznego stanu!?
Taki kandydat na ucznia jest dla prawdziwego guru jedynie balastem. By stać się uczniem dobrego guru, trzeba sobie na to zasłużyć. Nie koniecznie płacąc za nauczanie. Można udowodnić swe zdolności i intencje do rozwoju duchowego przez działania na rzecz Mistrza bądź grupy.

Rozwój duchowy służy temu, by odkryć w sobie boską doskonałość, by doświadczać spełnienia. W tym kontekście należy zapytać, czy Bóg wyraża swą doskonałość poprzez nędzę i cierpienia?
Jak wysoką trzeba mieć samoocenę, by zacząć widzieć siebie na obraz i podobieństwo Boga, a przy tym nie popaść w schizofrenię?

Szanujący się guru nie przyjmie do grona swych uczniów byle kogo. Śmieci zbierają od tysięcy lat ci sami “misjonarze”. I są to ciągle te same śmieci. (To stwierdzenie nie ma nic wspólnego z pogardą, lecz z samooceną niedostosowanych do życia nieudaczników, którzy od tysięcy lat chcieliby się oświecić, ale…).

Kandydat na ucznia u szanującego się Mistrza musi udowodnić swą determinację. To czasem bywa powodem wykorzystania jego naiwności przez szczwanego lisa podającego się za męża opatrznościowego. Dlatego należy ostrzec przed wszystkimi guru, którzy wymagają bezwzględnego poddania, posłuszeństwa i zachowywania tajemnic. Ich obietnice należy konfrontować z rzeczywistymi korzyściami. Oni jednak zwykle szukają osób mających wysokie aspiracje i niską samoocenę. Takim zawsze można wmówić, że jeszcze nie są aż tak doskonali, że jeszcze nie zasłużyli, żeby… I tak dalej. Spełnienie obietnic ciągle jest odwlekane w czasie. Aż wreszcie, podczas kolejnej inicjacji, czy po kolejnym objawieniu, okazuje się, że nagroda czeka, ale… będzie dostępna po śmierci.
Jeżeli ktoś do tej pory dawał się zwieść, to w tej chwili powinien wziąć nogi za pas i czym prędzej zmykać przed oszustami! Niektórzy mistrzowie jogi mają wobec swych uczniów wymagania finansowe. Ale formułują je często w sposób bardzo zakamuflowany. Przede wszystkim dają do zrozumienia, że pieniądze nie są guru do niczego potrzebne. Ale, co się za tym kryje?
To pytanie intrygowało mnie od dłuższego czasu, a szczególnie odkąd przeczytałem, że utrzymywanie guru przez uczniów to duchowe prawo i że takie zjawisko pojawia się naturalnie. Po przeczytaniu relacji o szczęściu darczyńców, którzy na finansowanie pomysłów swych guru przeznaczyli całe, ogromne majątki i po dłuższym zastanowieniu się, nabrałem pewnych podejrzeń. Przecież wiem, jak szczęśliwi są staruszkowie zapisujący kościołowi cały swój majątek na łożu śmierci! Ale tu mówimy nie o umierających staruszkach, lecz o ludziach w sile wieku.

Długo czekałem na okazję, żeby poznać mechanizm manipulacji i doczekałem się. Niedawno prowadziłem sesję osobie, która odbyła podróż do Indii, do swego “najwspanialszego na świecie i jedynego” guru. Za same przygotowania musiała zapłacić kilka razy drożej, niż za moje zajęcia. Ale czegóż nie robi się w intencji oświecenia! Tym bardziej, że guru wywodzi się z legalnej linii przekazu, a sama podróż do Indii jest za specjalnie okazyjną cenę!
W aśramie też trzeba było słono płacić za każde zajęcia. Cóż to ma jednak za znaczenie, kiedy guru telepatycznie wręcz wlewał w umysły swych czcicieli sugestię: “Pieniądze nie są wam potrzebne. Pieniądze są brudne. Baczcie, by was nie pokalały. Tylko guru potrafi oczyścić pieniądze. Oddajcie wasze pieniądze guru, a będziecie bezpieczni (zbawieni), gdyż on je oczyści”.
Wszyscy więc chętnie pozbywali się nadmiaru swych zasobów. Odkrywszy podczas sesji sekret powodzenia guru nie wpadłem w zachwyt. Prawdę mówiąc, podobne talenty marketingowe manifestuje u nas niejeden domokrążca.
Czas wyprawy do Indii minął szybko, bo szybko opróżniły się portfele i trzeba było wracać do domu. Jednak po powrocie do pracy w głowie znów szumiały te same słowa: “pieniądze są brudne, pieniądze są wam niepotrzebne”. Nic więc dziwnego, że trudno było powiązać koniec z końcem i zarobić na godne życie.
Ponieważ uczniom pieniądze nie są potrzebne, odkąd poznali guru i jego drogę do szczęścia, to płyną one wartkim strumieniem do Indii, gdzie są inwestowane w nowoczesne szpitale, szkoły i inne przedsięwzięcia dla hinduskiej biedoty. Innym nie są przecież potrzebne!

Przykre to, ale tę manipulację stosuje wielu guru, nie tylko w Indiach. Podobnie zachowują się i księża, i niektórzy pastorzy. Tłumaczą wiernym, że należy żyć w skromności, a sami pasą brzuchy za ofiary wiernych, lub za darowizny państwowych firm i samorządów, które nazywają darami bożymi.
Nie mam nic przeciw nazywaniu dochodów darami bożymi. Kiedy tak je traktujemy, stajemy się bardziej otwarci na nie. Nie mam nic przeciw życiu w nędzy, jeśli ona wynika z własnego wyboru. Ale czuję się powołany do zwrócenia uwagi, jeśli ktoś jest “robiony w konia” i drenowany z pieniędzy pod szyldem rozwoju duchowego, czy wspierania dzieła bożego.

Nie wiem jednak, czy owe praktyki światłych guru są świadome, czy też wynikają z inicjacji, które przeszli oni u swych guru. Tak, czy owak, sprawa nie jest czysta. Albo nieczyste są intencje, albo umysł guru – manipulatora.

Jeszcze wrócę do tego, co napisałem wcześniej. Chodzi o uczciwość i świadomy wybór, w którym manipulacje guru powodują tylko zamieszanie. Ja tam wolę, żeby człowiek decydował świadomie, co chce zrobić z własnymi pieniędzmi. I żeby potrafił je zarabiać. Jeśli nie potrafi, to nie powinien wyciągać łap po cudze. Nie ważne, czy jest adeptem, czy guru.

Jezus tłumaczył swym uczniom: “darmo dostaliście, darmo więc dawajcie”. Czasami trudno mi wyjaśnić pewnym osobom, że nie jestem apostołem. Nie jestem obciążony naukami Ewangelii, więc widzę, że w relacjach między ludźmi nie ma nic za darmo.
Brr, Może nie wszystko jest za pieniądze, ale na pewno nie za darmo. Czasami ceną są “tylko” obciążenia czy zobowiązania karmiczne. Ale ich pozorną zaletą jest to, że ich nie widać, przynajmniej dopóki nie przyjdzie spłacać karmicznych długów.

Jednak człowiek bardzo otwarty może korzystać za darmo z tego, co mu potrzebne. Za darmo są wszelkie dary i błogosławieństwa boże. Ich nigdy się nie kupi. I nawet nie można ich dostać od guru czy kapłana! To dlatego wykupywanie odpustu i miejsca w raju też nie znajduje uznania w moich oczach.
Ale… nie rozumiem też przegięć w drugą stronę. Nie pojmuję logiki wiernych, którzy marudzą, że ksiądz zbiera datki na kościół, do którego chodzą i w którym w zimie ma im być ciepło. Według nich, to przecież bogaci mają dawać biednym. A oni są biedni! Nie pojmuję, jak ludzie mogą żądać, by uzdrowiciel poświęcał im swój czas i energię za darmo. I dlaczego mistrz za darmo ma ich uczyć i rozwiązywać ich problemy?
Wiem tylko jedno, że tacy ludzie nie cenią tego, co dostają. Jeśli nie cenią, to po co wyciągają po to łapy? Bo im się należy? A niby z jakiego powodu?

Przekonanie, że pieniądze nie są nam potrzebne, powoduje wiele zamieszania i zamyka drogę tym, którzy w to uwierzyli. Podobnie jest z przekonaniem, że coś się nam należy. Osoby o tym przekonane zamiast wykorzystywać swoje zdolności i swój potencjał twórczy, zaczynają żądać, by inni ich utrzymywali, by sponsorowali ich rozwój duchowy, a najlepiej to i całe życie. Szczytem wrednego podejścia do siebie i do osoby w związku jest przekonanie, że któraś z płci jest lepsza i bardziej uduchowiona, więc druga ma jej służyć i pracować na jej utrzymanie.
W pewnej grupie rozwoju duchowego mówi się wręcz, że mąż jest potrzebny tylko po to, by utrzymywał swą rozwijającą się duchowo żonę, bo przecież kobiety są bardziej uduchowione. Nie ma mowy o jakimkolwiek rewanżu. Rewanż groziłby przecież pokalaniem świętości!

Czy to czasami nie zemsta za pokutujące przez wieki przekonanie, że kobieta to narzędzie szatana, bądź tylko służebnica istoty duchowej, jaką jest mężczyzna? Czy już teraz widzisz, jakie są skutki pielęgnowania przekonania, że pieniądze nie są nam potrzebne?
Na pewno ktoś musi płacić za nasze fanaberie. Ale… co to ma wspólnego z praktyką duchową i deklarowaną w każdej z nich miłością do wszelkich żyjących stworzeń, do bliźnich?

Kiedyś zasłyszałem wypowiedź, która wydaje się wiele wyjaśniać: “Mąż to wprawdzie rodzina, ale nie krewny. Jak więc można go nazwać bliźnim?” A może wyjaśnienie jest inne: “można się bawić, byle nie za swoje”?
A może chodzi po prostu o brak zrozumienia, czym jest umysł i jaką pełni rolę? Przecież do odkrywania wartości duchowych trzeba dorosnąć uczuciowo i intelektualnie. Bez tej dojrzałości popełnia się katastrofalne w skutkach błędy!

Po przeczytaniu “Rozmów z Bogiem” pewna młoda osoba zaczęła na mnie krzyczeć oburzona: “jaki ty jesteś głupi! Jak można się uważać za ukochane dziecko Boga? Ja jestem Bogiem i mogę wszystko!”
Po tym przeszła od słów do czynów i udowodniła, że może nawet kraść, ale… nie doczekałem się dowodu, że potrafi zarabiać. To zapewne byłoby zbyt trudne, jak dla Boga.

Wiele osób pada ofiarami powierzchownego rozumienia. To, co możliwe dla oświeconych, czy zaawansowanych w rozwoju adeptów, okazuje się niemożliwe dla innych. Są wreszcie i takie możliwości, które stają otworem tylko przed niektórymi z mistrzów. Warto o nich wiedzieć i dążyć w kierunku ich odkrycia i przejawienia. Ale wszystko ma swój czas i… wymaga przygotowania. Czasami to przygotowanie zajmuje setki wcieleń!

Prawdą jest, że można żyć bez pieniędzy. Ale żeby tego dokonać, trzeba mieć rozwiniętą prosperującą świadomość, być otwartym na wszelkie dary i błogosławieństwa, a także mieć co zaoferować w zamian. Osoba, która ma taką świadomość, nie będzie się zżymać ze złości, że ktoś wymaga płacenia pieniędzmi za swoje usługi, czy za przekazywaną wiedzę. Ją będzie stać, by się zrewanżować. Bez pieniędzy potrafi dać więcej, niż otrzymała. A potrafi, bo dawanie nie sprawia jej przykrości, wręcz przeciwnie – sprawia radość. Ma świadomość, że bierze i daje z nieskończonego źródła. Ma też wyczucie sytuacji, które pozwala jej to czynić bez narzucania się i bez przekonywania innych, że powinni przyjąć jej warunki.

Kiedy spotykam takie osoby, nie pytam, jak mogą mi się odwdzięczyć. Czuję, że mają mi do zaoferowania coś wspaniałego. I przyjmuję to dając od siebie z radością to, co im potrzebne. Tak właśnie działa prawdziwa, czysta miłość. Reszta to urojenia lub podróbki.

Chcesz mnie sprawdzić? Hm. Jeśli tak, to… Powiem prawdę. Przekonasz się tylko, że kłamałem. A to dlatego, że nie jesteś otwarty ani na to, żeby dawać, ani na to, żeby przyjąć.
Przepływu miłości i bogactwa nie uda się nikomu sprawdzić, ani skontrolować. Aby wypróbować, czy to możliwe, trzeba się wiele nauczyć. Trzeba się przyzwyczaić ufać Bogu i sobie. Nie wystarczy zacytować kilku formułek za swoim guru czy księdzem. Trzeba się nauczyć być sobą prawdziwym – boskim.

Jeśli chcesz stać się boskim, bierz przykład z Boga. Naśladuj Go! I tu mnie masz? Bo Bóg nie zarabia i pieniądze nie są mu potrzebne? To prawda, ale weź też pod uwagę, że Bóg nie jest pasożytem!

Jeśli jestem Bogiem, to wszystko jest dla mnie możliwe. Ale jeśli ty nie jesteś Bogiem, to dla Ciebie nie jest możliwe, żeby się przekonać, jakie są moje możliwości. Jeśli zaś jesteś Bogiem, to o niczym się nie przekonasz, tylko skorzystasz z tego, co ma ci do zaoferowania moja boskość. W takiej relacji pieniądze naprawdę nie są ci potrzebne!

 
Leszek Żądło - zdjęcie
  Leszek Żądło:

Polecamy książki i płyty Leszka Żądło:

Psychologia robienia pieniędzy
Leszek Żądło
Prenatalne sesje regresingowe
Leszek Żądło