Leszek Żądło

Czego nie wiedzą uzdrowiciele i ich pacjenci

Jak sprawić, żeby uzdrowienie miało trwały charakter?
Czy uzdrowienie polega na przywróceniu sprawności ciała, czy na czymś więcej?
Co powinien wiedzieć uzdrowiciel, a co jego pacjent?

Jest tego trochę i wszystko to razem wzięte okazuje się niesłychanie ważne.

Kahuni wiedzieli, że dla odzyskania zdrowia człowiek musi mieć poczucie celu i sensu swego życia. A tego wielu ludziom obecnie najbardziej brakuje!

Przede wszystkim, dla powodzenia terapii, konieczna jest współpraca między uzdrowicielem, a jego pacjentem. Dobra współpraca decyduje o jakości uzdrowienia i o przebiegu całego procesu uzdrawiania. Współpraca zależy tak samo od uzdrowiciela, jak i od pacjenta. Pacjent w swoim dobrze pojętym interesie powinien zrezygnować z zabiegów u uzdrowiciela, który otacza tajemnicą to, co robi i u takiego, który nie znosi zadawania pytań, czy współpracy.

Jeśli coś jest ukrywane przed pacjentem, to budzi podejrzenia. Najczęściej uzasadnione.

Pacjent powinien być szczery wobec uzdrowiciela. Jeżeli na zadawane pytania odpowiada: “a co to pana obchodzi”, “nie widzę związku”, to należałoby mu podziękować i życzyć znalezienia lepszego dla niego uzdrowiciela. Rzecz jednak w tym, że wielu uzdrowicieli czuje się szczególnie powołanych, by uzdrawiać nawet na siłę wszystkich, którzy wpadli im w ręce.
Przecież wierzą niezachwianie w swą wyjątkową uzdrawiającą moc i misję. I nie mogą pojąć, że to błąd.

Pacjent powinien dojrzeć do uzdrowienia. A owa dojrzałość objawia się chęcią współpracy i wspólnego z uzdrowicielem usunięcia przyczyn choroby. Niektórzy dojrzewają do tego dopiero wówczas, gdy już nie mają sił walczyć z czymkolwiek i jak tonący “chwytają się brzytwy”. Uzdrowiciel nie jest w stanie wpłynąć na tego typu decyzje. Mówimy tu oczywiście, o wpływie pozbawionym presji i manipulacji!

Uzdrowiciel często szuka głęboko ukrytych przyczyn choroby. Pytania uzdrowiciela mogą się kojarzyć bardzo nieprzyjemnie i budzić lęk, czy odrazę, ale negatywne skojarzenia muszą zostać ujawnione, jeśli ma dojść do uzdrowienia. Nic tu nie daje żądanie “pan ma tylko dać mi energię i nie wtrącać się w moje życie”. Takich pacjentów warto pozbywać się jak najprędzej, żeby nie tracić czasu i energii na zbędne zabiegi.

Przede wszystkim, człowiek, który chce się uzdrowić, musi mieć wizję nowego, lepszego życia po uzdrowieniu. Uzdrowiciel powinien mu zwrócić na to uwagę i wyegzekwować, by przy kolejnej wizycie taka wizja została mu przedstawiona. To nie jakieś idiotyczne wymaganie, tylko informacja o tym, czy pacjent rzeczywiście chce być zdrowy i czy potrafi wykorzystać poprawę zdrowia dla swego dobra. Jeśli nie ma takiej wizji, to nie warto go uzdrawiać, bo człowiek, który nie widzi sensu w swym życiu, szybko zapada na zdrowiu i dąży do samozagłady.

Sytuacja z poczuciem sensu i celu może być tragiczna, kiedy pacjent chce wyzdrowieć tylko po to, by dalej robić to, co go wpędziło w chorobę! A to się zdarza bardzo często. Wówczas konieczne okazuje się przedefiniowanie sensu i celu życia! A proces uzdrawiania musi się przerodzić w głęboką psychoterapię.

Wielu uzdrowicieli i pacjentów nie zdaje sobie sprawy z tego, jak szkodliwy wpływ na zdrowie mają promieniowania podziemnych cieków wodnych. Przebywanie nad nimi wymaga zużycia 6 razy więcej energii życiowej, niż w normalnych warunkach. To dlatego pacjent, któremu poprawiło się po zabiegu energetycznym, już w kilka dni, a nawet godzin po powrocie do domu, czuje się znów źle. Kilku takich zapłaci za kolejne wizyty, ale reszta zrezygnuje po 2 – 3 zabiegach i będzie się dalej męczyć, tym razem tracąc nadzieję i wiarę w uzdrowicieli. Tymczasem problem byłby załatwiony, gdyby uzdrowiciel polecił pacjentowi wizytę u radiestety. W podobnych wypadkach zapewnienia uzdrowiciela, że on będzie posyłał tak dużo energii, żeby pacjent się czuł dobrze, można włożyć między bajki.

Wielu uzdrowicieli nie wierzy w możliwość opętania przez duchy. Usiłują oni uzdrawiać pacjentów, a potem sami mają kłopoty ze swą psychiką. Składają je na karb przepracowania i często oddają swe duchy podatnym pacjentom.

Wielu uzdrowicieli popełnia szkolne wręcz błędy. Należą do nich:

  1. nieznajomość radiestezji,
  2. lekceważenie zasad swego bezpieczeństwa (bezpośredni kontakt fizyczny z zanieczyszczonym energetycznie pacjentem, nie odcinanie się od uzdrowionych pacjentów, leczenie opętanych),
  3. uzdrawianie metodą brania chorób na siebie,
  4. narzucanie się pacjentom,
  5. uzdrawianie bez zgody pacjenta i bez zgody z poziomu “wyższego” ja,
  6. wiara we wszechmoc swej metody, czyli zwykły brak pokory wobec rzeczywistości,
  7. podłączanie się energetyczne pod pacjentów, by pobierać od nich energię dla uzdrawiania innych.

Pierwszy punkt został już omówiony. Teraz pora na kolejne wyjaśnienia.

Bezpośredni kontakt fizyczny z zanieczyszczonym energetycznie pacjentem bywa dość niebezpieczny, ponieważ można od niego przejąć dużą ilość szkodliwych dla zdrowia ładunków. Tak jest, ponieważ energie dążą do zrównoważenia się. Dlatego pacjent przed zabiegiem, w którym występuje kontakt bezpośredni, powinien się wykąpać pod bieżącą wodą, by zmyć z siebie dodatnie jony i zakłócające energie. Po zabiegu należy się od niego odciąć mentalnie, by nie pobierał energii bez kontroli. Takie przypadki mogą zachwiać systemem energetycznym uzdrowiciela.

Całkowitym nieporozumieniem jest uzdrawianie przez branie chorób na siebie. Obciąża to karmę uzdrowiciela, lecz niewiele pomaga pacjentowi. Pomoc bywa odczuwalna natychmiast, lecz pacjent szybko wraca do stanu choroby.

Narzucanie się pacjentom i uzdrawianie bez zgody pacjenta i bez zgody z poziomu “Wyższego ja”, to całkowite nieporozumienie. To ingerencja w wolną wolę pacjenta, która może zaowocować zachwianiem zaufania do uzdrowiciela, a także buntem przeciw niemu. W szczególnych przypadkach uzdrowiciel może napotkać na pacjenta, który ma magiczne tarcze ochronne i odpłaci mu z nawiązką za próby ingerencji w jego system energetyczny. Trzeba też zwrócić uwagę, że wielu uzdrowicieli narzuca się z nieczystymi intencjami. Usiłują się oni dowartościować przez efektowne uzdrawianie, a nie patrzą na długofalowe efekty. To dobre dla początkujących, ale nie dla profesjonalistów.

Każdy powinien wierzyć w skuteczność tego, czym się zajmuje. Jednak wiara we wszechmoc swej metody to przesada. Nie ma takiej metody, którą można by uzdrowić wszystkich ludzi i wszystkie przypadki. Są metody dające dobre rezultaty w wielu przypadkach, ale nie we wszystkich. Dobry uzdrowiciel powinien potrafić ocenić, czy może pomóc pacjentowi. Jeżeli nie, to powinien odesłać go do innego specjalisty. A pacjent nie powinien się upierać, że skoro już znajomi polecili mu tego świetnego uzdrowiciela, to on “musi” mu pomóc. Nie ma uniwersalnych metod i nie ma uniwersalnych uzdrowicieli.

I wreszcie temat drażliwy i wstydliwy zarazem. Otóż wielu uzdrowicieli podłącza się energetycznie pod pacjentów, by pobierać od nich energię dla uzdrawiania innych. To wielce niemoralne i naganne, a przede wszystkim szkodliwe. W wielu rejonach świata (np. Polinezja) za taką praktykę grozi przewidziana przez prawo kara śmierci. Takich uzdrowicieli trzeba by pozbawiać prawa wykonywania zawodu, ale tu natrafiamy na trudności w weryfikowaniu skarg pacjentów. Bowiem wśród pacjentów jest dużo chorych psychicznie, a oni mają swoje urojenia. Wystarczy popatrzyć na statystyki, a one mówią, że co 7 obywatel tego kraju (ok. 15%) jest leczony w poradni zdrowia psychicznego lub w szpitalu psychiatrycznym!

Dobry uzdrowiciel powinien być wszechstronny, jak Kahuna. Powinien znać co najmniej kilka różnych metod uzdrawiania, a także znać się na psychoterapii. Jeśli to konieczne, nie powinien się wahać łączyć jednej metody z innymi. Ale przede wszystkim powinien uwolnić się od misji uzdrawiania innych i kierować się głosem intuicji.

Z kolei dobry pacjent powinien być gotowy do współpracy z uzdrowicielem, oczyścić sobie intencje wobec swego zdrowia i ciała i nie narzucać się uzdrowicielowi. Powinien też wykonywać polecenia uzdrowiciela, dopóki nie zauważa, że mogłyby one być szkodliwe.

Obie strony powinny respektować zasadę, że najważniejsza jest zgoda na uzdrowienie. Zgoda i pacjenta, i uzdrowiciela. Uzdrowiciel ma prawo odmówić pomocy, jeżeli czuje się w danym przypadku niekompetentny, lub jeśli ma osobiste urazy do uzdrawianego. Pacjent ma prawo odmówić w każdej chwili, jeżeli coś mu nie pasuje. Ale powinien zdawać sobie sprawę z faktu, że jeżeli doprowadzał się do choroby całymi latami, to teraz powinien się zaangażować w proces uzdrawiania i zaakceptować, że może on być długotrwały. Najdłużej zaś trwa w przypadku nerwic i chorób okołonerwicowych (ze szczególnym uwzględnieniem nerwicy natręctw). Wtedy wymaga dodatkowo psychoterapii i cierpliwości.

Ciągnięcie na siłę ludzi do uzdrowiciela nie ma sensu. Oni tego ani nie docenią, ani nie zaakceptują. Jedne osoby są gotowe do uzdrowienia natychmiastowego, a inne czują, że jeszcze muszą pocierpieć, by zrównoważyć swoje poczucie winy.

Uzdrawianie metodami niekonwencjonalnymi przynosi rewelacyjne skutki, jeżeli pacjent nie czuje już potrzeby cierpienia i pokutowania, i kiedy jest gotów uczynić wszystko, by tylko odzyskać zdrowie.
Do tego stanu można dojść albo przez zmęczenie chorobą, albo przez auto-psychoterapię.

Kończąc uzdrawianie Kahuni dokonywali symbolicznego przyjęcia uzdrowionego do kochającej społeczności. Ale gdzie u nas taką znaleźć?
Hm. Może zamiast szukać, zacząć ją tworzyć? A zacząć od pokochania siebie?

To lepsze od najlepszego uzdrowiciela!