Tabu to słowo z języka polinezyjskiego, które zrobiło światową karierę. Karierę znacznie większą, niż Huna, z której się wywodzi.
Tabu znaczy: “zakaz”, “ograniczenie”. Od tysięcy lat istniały w różnych kulturach pewne ograniczenia. Jedne z nich miały sens, a inne były zupełnie bezpodstawne. W pewnych rejonach świata tabu regulowało wszelkie stosunki w społeczności, a także między ludźmi, a duchami przyrody oraz bóstwami. Na niektórych wyspach Polinezji dzięki tabu stworzono wynaturzoną wersję społeczeństwa i koszmarną wizję świata. Degeneracja wiedzy i obyczajów to skutki używania pojęć duchowych przez ludzi nieświadomych, kierujących się uprzedzeniami i bezpodstawnymi wierzeniami.
Trzeba przyznać, że wielu kahunów – strażników tajemnicy, potrafiło rozróżniać, co jest właściwe, a co nie. Nakładali więc tabu na związki kazirodcze, które prowadzą do degeneracji, a także na miejsca, w których człowiek nie powinien przebywać i na czynności, których nie powinien wykonywać. Kiedy Polinezję zaczęli nawiedzać przybysze z Europy, zaczęło im się wydawać, że tabu to kompletna bzdura wynikająca tylko z głupoty kahunów. Rozumieli tylko zakaz kazirodztwa. I to nie dlatego, że byli tacy mądrzy, ale dlatego, że Biblia tego zakazuje. Inne tabu były dla nich nie do przyjęcia i buntowali przeciw ich uznawaniu krajowców. Często kończyło się to dla nich tragicznie.
Komuś, kto nie jest radiestetą, kto nie wyczuwa energii, kompletną bzdurą wydaje się obłożenie pewnych miejsc tabu. A tabu ma w tym wypadku chronić przed chorobami, opętaniem czy złym samopoczuciem.
Tabu obejmowano takie miejsca, które dziś radiesteci nazywają żyłami wodnymi, miejscami emisji szczególnie niekorzystnych energii, szlakami astralnymi itp. Dziś nie tylko radiesteta potrafi je wykrywać. Liczniki radioaktywności pokazują nam, że w danym miejscu dawka szkodliwych promieniowań przekracza dozwolony poziom. I dziś też niektórzy się buntują: “niby czemu dozwolony? I przez kogo dozwolony?” Dla osób nie znających się na promieniowaniu radioaktywnym, będzie to tylko nowoczesne tabu, zupełnie niezrozumiałe z punktu widzenia ich światopoglądu. Ale dla nas jest zrozumiałe i nawet zasadne, bo wiemy, że promieniowanie radioaktywne jest dla ludzi szkodliwe. Jednak nie wszyscy to rozumieją i np. oprotestowują ograniczenia w wydawaniu zezwoleń na budowę domów na terenach radioaktywnych w okolicach Stronia Śl. Uważają, że to spisek polityków i żądają wolności!
Do świadomości społeczeństwa powoli dociera też pojęcie o szkodliwości smogu elektromagnetycznego, silnych pól elektromagnetycznych przy transformatorach czy liniach wysokiego napięcia itd. Te szkodliwe promieniowania można mierzyć urządzeniami pomiarowymi. Opracowano też wytyczne, w jakiej odległości od linii wysokiego napięcia nie należy budować siedzib ludzkich. I co? I nic… Np. w Katowicach swego czasu najdroższe działki budowlane ulokowano przy linii wysokiego napięcia. Można je było nabyć wyłącznie dzięki protekcji. A starali się o nie ludzie znani, ważni i wykształceni.
Jeśli dziś ludzie wykształceni tak podchodzą to tematu szkodliwych DLA NICH energii, to cóż dziwić się niewykształconym Polinezyjczykom, że często nie pojmowali zasad tabu, że czuli się przez nie uciskani, ale strach nie pozwalał im na przeciwstawienie się kahunom. Odważyli się dopiero po akcji “uświadamiania” ich przez misjonarzy. Kahuni wiedzieli, dlaczego dane miejsce jest tabu i rozumieli sens swych zakazów. Potrafili odróżniać energie szkodliwe od korzystnych. Wiedzieli wiele o przyrodzie. Zwykli ludzie nie bardzo się w tym orientowali, więc dali się łatwo zbuntować misjonarzom i zwrócili swój gniew przeciw “uciskającym” ich różnymi tabu kahunom. Na szczęście nie byli aż tak głupi, żeby udowadniać, że objęcie tabu wnętrza krateru to też głupi przesąd, z którym trzeba walczyć. Tak dalece nie uwierzyli, że moc reklamowanego przez misjonarzy Chrystusa jest potężniejsza od tabu! Ale niejeden Polinezyjczyk usiłując udowodnić, że tabu to głupi przesąd, poniósł śmierć lub przynajmniej szkodę na zdrowiu. Zwykły człowiek nie wiedział, że niektóre rośliny są objęte tabu, bo mają trujące owoce lub liście i aby udowodnić moc swej nowej wiary – zrywał je lub zjadał z wiadomym skutkiem. Winą – oczywiście – obciążano kahunów, jako wrogów Chrystusa i nowej religii zarzucając im uprawianie czarnej magii, rzucanie niebezpiecznych klątw i używanie modlitw śmierci. To stało się powodem mordowania Kahunów na niektórych wyspach, np. na Hawajach. Tak oto szafowanie pojęciem tabu obróciło się przeciw najlepiej wykształconej warstwie społeczeństwa, w którym pierwsze skrzypce chcieli odgrywać coraz bardziej chciwi wojownicy szukający wsparcia u misjonarzy. Ludzie wiedzy musieli się usunąć w cień ustępując pola religijnym oszołomom.
Podobne procesy zachodziły nie tylko na Polinezji. Fanatycy religijni najpierw buntowali ludzi przeciw wykształconym kapłanom i ludziom nauki. A potem mogli śmieszyć, tumanić i przestraszać w imię nowego Boga.
W Europie ponad 2 tysiące lat temu eksperci armii rzymskiej potrafili zabezpieczyć bagniste tereny przed szkodliwymi promieniowaniami. Na zabezpieczonych miejscach budowano obozy wojskowe, a później osady i miasta. Jednak po wprowadzeniu chrześcijaństwa wszystko się zmieniło. Najpierw walczono z magią, a potem z przesądami na temat szkodliwych miejsc. I do dziś niektórzy prowadzą swą walkę z “ciemnotą”, za którą uznają m. in. radiestezję. Kiedyś pisałem o tym, że współcześni architekci w ogóle nie przejmują się tym, że planowane przez nich budynki stać mają w miejscach szkodliwych dla zdrowia. Pisałem też, że lekceważą miejsca dawnych pochówków i tam planują osiedla mieszkaniowe, co w dawnych czasach było nie do pomyślenia. Na miejscu zburzonego miasta nikt nie odważył się budować siedzib ludzkich, gdyż takie miejsce uważano za nawiedzone lub przeklęte, a w każdym razie niekorzystne dla żywych. Oburzyło to pewną panią architekt. Wysłała do mnie list protestując przeciw robieniu przeze mnie ludziom wody z mózgu, “bo przecież architekci nie planują osiedli w miejscach dawnych cmentarzysk”. Ta pani na szczęście po kilku dniach się zreflektowała i przyznała, że mieszka na osiedlu Mogiła. Nie wszystkich na to stać, by przyznać się do błędów powierzchownego myślenia. Wolą cierpieć, byle tylko nie uwierzyć w “przesądy” na temat szkodliwych energii i możliwości neutralizowania ich.
Zneutralizowanie szkodliwych promieniowań to wydatek rzędu kilkuset złotych. Wielu wydaje się, że to bardzo drogo. Wolą te pieniądze przeznaczyć na leki. Jednak mój kolega przekonał się, że wydatek na ekranowanie szkodliwego miejsca zwraca się po 2-3 miesiącach. Zafundował ekran radiestezyjny przedszkolu, do którego chodził jego syn. Już po miesiącu nie musiał wydawać nic na leki, a po 2 miesiącach dzięki temu miał oszczędności w wydatkach. Z kolei mój sąsiad nie chciał się przekonać. Wolał wydać w ciągu miesiąca 3 razy więcej na importowane zastrzyki, iż na ekran. Jeszcze umierając na raka przekonywał mnie, że nic mu nie jest, że czuje się świetnie.
Żyjąc i często przebywając w miejscach, które kahuni określali jako “tabu”, narażamy się na utratę zdrowia, pogorszenie samopoczucia, ciągłe osłabienie, senność, nerwice, choroby psychiczne, a nawet opętanie lub przyśpieszoną śmierć. Najgorsze, co nas może spotkać, gdy śpimy nad podziemnym ciekiem wodnym (żyłą wodną), to choroba nowotworowa lub psychiczna. Okazuje się, że 25% społeczeństwa jest zagrożonych rakiem, a 16 leczy się w poradniach zdrowia psychicznego. Wg radiestetów, ponad 25 ludzi śpi na żyłach wodnych. Większość z nich zapada na chorobę nowotworową. U osób długo przebywających w szkodliwych miejscach, mogą się pojawić niekorzystne zmiany w stanie zdrowia. Zaczyna się od zdenerwowania, rozkojarzenia i stanów lękowych u dzieci. Potem może się pojawiać chorowitość i moczenie nocne. Wreszcie poważniejsze stany, co do których lekarze nie potrafią postawić jednoznacznej diagnozy, a także choroby psychiczne. To wszystko wynika z faktu, że nasi przodkowie odrzucili wiarę w “zabobony”.
Dla kahunów było jasne, że w takich miejscach nie należy mieszkać czy przebywać. Kahuni nie stosowali ekranów radiestezyjnych, bo dzięki ich mądrym radom nikt nie budował mieszkań czy warsztatów w miejscach tabu. Dziś też wielu ludzi jest przekonanych, że w pewnych miejscach mieszkać nie należy. Np. zalicza się tu okolice cmentarza, bagnisk itp. O liniach energetycznych niby wiedzą, ale jakoś się tym nie przejmują, choć one są najbardziej widoczne. Wielu w ogóle nie wie, w jakim miejscu postawione zostały ich mieszkania. Chcieliby się w nich czuć dobrze i żyć zdrowo, a jednak chorują. A na przeprowadzkę zdecydować się nie chcą. W tym wypadku powinni skorzystać z pomocy radiestetów.
Miejsca, które kahuni określali jako tabu, można rozpoznać mając trochę ponad przeciętną wrażliwość na energię. Przede wszystkim rzucają nam się w oczy miejsca oznaczone przy prostych drogach, gdzie dochodzi do wielu wypadków. Tam ofiarami szkodliwych promieniowań padają osoby, które nawet nie wiedziały, że mają zdolności radiestezyjne. Szybkie wtargnięcie w pole szkodliwych promieniowań uruchamia u nich naturalny skurcz radiestezyjny, nad którym nie panują. Ten odruch polega na gwałtownym wykręceniu mięśni przedramion. Czasami bywa on tak silny, że powoduje nagły skręt kierownicy, a co za tym idzie, wpadnięcie w poślizg. O ile mi wiadomo, niektóre z takich miejsc zostały zabezpieczone radiestezyjnie.
Wielu z nas wchodząc do pewnych pomieszczeń czuje się źle. Dobre wychowanie lub logiczne myślenie nie pozwala im stamtąd natychmiast uciec. A powinni to uczynić od razu! Miejsce, gdzie czujemy się źle, nie jest dobrym i zdrowym miejscem. Niektórzy wręcz zauważają, jakby tam panował mrok, czują odór, wilgotność czy stęchliznę. Dzieci widują duchy, boją się spać, uciekają z łóżek lub kulą się w ich rogu. To na pewno nie są dobre miejsca do zamieszkania czy pracy. Takich objawów nie należy lekceważyć. A ja tymczasem ze zdziwieniem natknąłem, się na 3 sklepy ezoteryczne położone właśnie w takich miejscach. Ich właściciele nie rozumieli, dlaczego nikt do nich nie przychodzi, poza menelami. Ba, zdarzało mi się trafiać do gabinetów uzdrawiaczy, z których tylko chciało się uciekać z powodu paskudnych energii, jakie tam krążyły.
W przypadku podejrzeń, że miejsce naszego zamieszkania może być szkodliwe dla zdrowia, warto wezwać na pomoc kompetentnego radiestetę i zastosować się do jego wskazówek. To ważne, bo sama wizyta radiestety niczego nie zmienia.
Na szczęście, rośnie ilość ludzi, którzy dzięki pomocy radiestetów uzyskują poprawę zdrowia i wyników finansowych swoich firm. A jest to możliwe dlatego, że specjalistyczne ekrany radiestezyjne nawet bardzo szkodliwe miejsca potrafią zamienić w miejsca mocy charakteryzujące się korzystnymi dla zdrowia i samopoczucia wpływami. Dzięki specjalnym ekranom miejsca tabu zmieniają się w takie, w których chce się żyć, w których działają uzdrawiające energie. Ale… nic nie trwa wiecznie, więc i ekran radiestezyjny po pewnym czasie ulega zużyciu.