New Age traktuje wszystkie praktyki duchowe jako równorzędne sobie i równo wartościowe. Przyjmuje się tam sądzić, że zarówno huna, joga oraz szamanizm są drogami wewnętrznego poznania i rozwoju duchowego. Powierzchownie może się to tak właśnie wydawać. Powierzchownie… Aby powiedzieć coś sensownego o zjawiskach kulturowych, dokonuje się badań porównawczych. W metodologii tychże badań są trzy ważne analizy:
Jeśli te trzy badania wskazują zgodności, wówczas możemy mówić, iż zjawiska kulturowe są sobie pokrewne, bądź nawet jedno z nich wywodzi się z drugiego. Jeśli nie, to pozostaje pokornie przyjąć do wiadomości fakt, że nic ich nie łączy.
Zacznijmy od tego, że szamanizm to ścieżka wojownika. Szaman wojownik usiłuje walczyć o zachowanie równowagi w świecie między siłami dobra i zła. Usiłuje sobie zjednać duchy przez różne rytuały.
Huna to droga poszukiwacza, odkrywcy, który nikogo nie musi zjednywać, ale ma za zadanie poznać 3 duchy: swoje Niższe, Średnie i Wyższe Ja. Odkryć dokonuje dzięki coraz lepszemu kontaktowi z Wyższym Ja i odkrycia te wprowadza do codziennego życia dzięki świadomym wyborom Średniego Ja i właściwemu zaprogramowaniu Niższego Ja. Z innymi duchami ma do czynienia wyłącznie kahuna – egzorcysta.
Joga zaś to droga sadhu (tego, który wyrzeka się przywiązania do materialnej ułudy, by poznać prawdę duchową). Sadhu koncentruje się przede wszystkim na poznaniu ducha bożego (tożsamego z Wyższym Ja kahunów) i praw duchowych. Niczego nie sprowadza stamtąd tutaj i nie wywołuje zmienionych stanów świadomości. Jego praktyka najczęściej przynosi korzyści tylko jemu samemu. Jego celem jest całkowite, pełne zjednoczenie z Absolutem.
Już stąd na pierwszy rzut oka widać, że cele huny, jogi i szamanizmu są różne. To znaczy, że pełnią inne funkcje i zaspokajają zupełnie inne potrzeby duchowe!!! Ale może to tylko na pierwszy rzut oka, a na głębszym poziomie jednak te ścieżki się spotykają?
No więc przypatrzmy się, jak drogi te traktują rzeczywistość:
Według szamanizmu wszystko jest boskie – cały świat przenika siła Wielkiego Ducha (dla większości szamanów to zbyt abstrakcyjne), czy czegoś podobnego. Dlatego zioła, grzyby i narkotyki też są święte. Aby się zbliżyć do świętości, szaman posługuje się nimi. Szamanizm świat jawy jak i snu traktuje jako RZECZYWISTOŚĆ. Przenikania wszystkiego przez boską energię nie neguje ani joga, ani huna. Jednak widzą to inaczej.
Rzeczywistość według jogi, to tylko świat Ducha (Atmana – Brahmana, czyli Uniwersalnej Zasady). Świat przejawiony i emocje joga traktuje jako maję – ułudę, która nieświadomych ściąga na manowce. A manowce te to ugrzęźnięcie w świecie materii lub halucynacji bez szans na wyzwolenie, czy oświecenie. Taki stan omamienia może trwać tysiące lat.
A co na to huna? Otóż twierdzi, że twój świat jest takim, jakim go sobie wyobrażasz. Twoja rzeczywistość to owoc twych wyobrażeń i kreacji. Możesz więc grzęznąć do woli w urojeniach, jeśli nie wyobrażasz sobie czego innego, albo cieszyć się codziennym życiem, bądź nieskończoną wolnością kreacji tego, czego nie znałeś dotychczas. Mówi też, że dzięki medytacji i modlitwie możemy poznawać Najwyższe Dobro i doświadczać go w codziennym życiu. Możemy też zmieniać siebie i otaczający nas świat. Oczywiście, najlepiej, kiedy dokonujemy tego w harmonii. Ale harmonię huna pojmuje zupełnie inaczej niż szamanizm. Harmonia polega na tym, żeby nauczyć się działać z miłością i dzięki miłości mając na uwadze Najwyższe Dobro swoje i innych. To znaczy, że mamy się nauczyć kontaktować z Wyższym Ja i czerpać stamtąd inspiracje. Jeśli nam się uda tak wychować umysł podświadomy, że będzie spełniał nasze świadome życzenia, które z kolei są inspirowane przez intuicję z poziomu Wyższego Ja, to osiągniemy harmonię, szczęście i spełnienie.
Tymczasem szaman usiłuje jednoczyć się z wszystkim (energetycznie i telepatycznie), a jogin tylko z Bogiem-Absolutem wyrzekając się materii.
Stosunek do umysłu omawianych tu dróg też jest różny. Szamanizm nie może się obyć bez zmienionych stanów świadomości! Można by rzec, że zmienione stany świadomości to szczególny wyróżnik szamanizmu. Jednak ich wyzwalanie pojawia się też w związku z różnymi kultami religijnymi. Badacze zjawisk mistycznych twierdzą, że owe sztucznie wywoływane stany transów lub odurzenia narkotycznego, to ekstazy “szatańskie”. Ich cechą jest to, że wyniszczają umysł i osłabiają organizm. A efektem ich wyzwalania są często długotrwałe zmiany w postrzeganiu rzeczywistości i pogarszanie się samopoczucia. Owe zmiany szamanim uważa za jak najbardziej korzystne i pożądanie rozszerzanie percepcji (zdolności postrzegania). Jednak pozostają one w podświadomej pamięci jako silne obciążenia karmiczne związane z przywiązaniem do niezbyt przytomnego stanu świadomości. Charakterystyczne jest to, że po ekstazie szatańskiej pojawia się przede wszystkim kac i osłabienie (wiążą się one z zaniżeniem wibracji).
W hunie dopuszcza się wyzwalanie transów (w przypadku wojny lub egzorcyzmu, czyli w sytuacjach skrajnych!) oraz ekstaz zwyczajnych, które np. pojawiają się w związku z zabawą, entuzjazmem, czy doświadczeniami seksualnymi. Poza lekkim osłabieniem nie powodują one zazwyczaj innych skutków ubocznych. Ba, techniki współżycia seksualnego znane kahunom przypominają co nieco tantrę i powodują podobne skutki. A to już krok ku duchowości dzięki podwyższaniu potencjału energetycznego i podniesieniu wibracji.
Za najcenniejsze zarówno w jodze jak i w hunie traktuje się ekstazy duchowe osiągane dzięki medytacji lub modlitwie. Po nich następuje nagły przypływ sił życiowych i chęć pozytywnego działania. To właśnie wtedy zdarzają się najcudowniejsze wyzdrowienia, bądź spełniają najwspanialsze pragnienia. Ekstaza duchowa to ogromny zastrzyk energii, którą kahuni zwą Wyższą Maną (energią życiową z poziomu Wyższego Ja o bardzo wysokich wibracjach i dużej mocy).
Niby tu i tu mamy do czynienia z ekstazą, ale… Jakże one są od siebie różne jakościowo!
Joga i huna kładą duży nacisk na trzeźwość i przytomność umysłu. To cecha ogromnie ważna, jeśli ktoś chce praktykować realną magię lub dojść do oświecenia. Boskość przecież jest trzeźwa i przytomna. A nawalony mag może najwyżej osiągnąć tyle, co pijany zając.
Trzeba przyznać, że pewne elementy szamanizmu przedostały się do huny jak i jogi (tej z kręgu buddyzmu tybetańskiego). Są to różne gadżety i rytuały, których używa każdy mag usiłując wzmocnić zainteresowanie swej podświadomości i jej zaangażowanie w realizację celu i chcąc pozbawić ją zainteresowania wątpliwościami. Te gadżety mają sens do pewnego czasu. Pomagają realizować kreacje, zanim uda się całkowicie zapanować nad podświadomym umysłem. Ale też stosowanie ich może poważnie ograniczać rozwój duchowy, gdyż w pewnym momencie stanowią one przeszkodę w urzeczywistnieniu boskości.
Ludzie zafascynowani szamanizmem lub jogą nie patrzą na skutki swych praktyk. Wolą wierzyć w zapewnienia mistrza (jogin) lub duchów (szaman). Adept huny patrzy na efekty swych działań, ponieważ “drzewo poznaje się po owocach”. Huna mówi, że skuteczność jest miarą prawdy. Jeśli coś nie jest skuteczne, należy to odrzucić. Jeśli jest, to znaczy, że sprawdza się.
Mnie osobiście sprawdza się huna. Trochę mniej joga. Dzięki hunie mój świat staje się takim, jakim go coraz bardziej świadomie stwarzam. Coraz bardziej mi się podoba, bo jest w nim coraz więcej boskiej harmonii. Dzięki jodze odkrywam, że mogę funkcjonować wspaniale i w doskonałej harmonii bez stwarzania swojej rzeczywistości, gdyż wystarczy się podłączyć do boskich wibracji, do boskiej miłości, mądrości i mocy, bo wystarczy “płynąć z prądem”. A po szamanizmie pozostał mi tylko karmiczny ból głowy i różne zaburzenia spostrzegania rzeczywistości owocujące do jakiegoś czasu zbędnym wysiłkiem i utratą mocy (póki sobie nie odreagowałem).
Pozostaje jeszcze jedna ważna sprawa. Otóż wiele autorytetów New Age usiłuje połączyć praktyki jogi, huny i szamanizmu w jeden spójny system neo – szamański. A to jest niemożliwe, ponieważ nie da się połączyć tego, co spełnia inne funkcje i ma inną strukturę działania, chociaż pewne elementy formalne ma podobne. Jest jednak pewien problem. Otóż niektórzy realizują przepis na szamanizm koniunkturalny. A ma to związek z faktem, że ludzie Zachodu dużo przyjaźniej przyjmują szamanizm, niż egzotyczne dla nich praktyki i poglądy jogi czy huny. W końcu każdy z nas czytał książki Karola Maya lub podobne. Czyż nie?
A jeśli nawet nie, to chyba każdy był świadkiem szamanienia w kościele. Doświadczenia z dzieciństwa u wielu ograniczają zdolność do przyjmowania niezgodnych z nimi informacji i praktyk. Ale… to już nie jest rozwój, tylko stagnacja.
Na koniec warto przypomnieć jedną z prawd: rozwój duchowy polega nie na mnożeniu doświadczeń, a na podnoszeniu ich jakości.
Sam sprawdź, co podnosi jakość twych uczuć, twego życia, postrzegania i samopoczucia. I na ile są to trwałe efekty. To będzie twoja prawda.
Rozpoczynając sprawdzanie, unikaj narkotyków, bo może dzięki ich użyciu na początku swych eksperymentów, w dalszej kolejności nie będziesz już dolny doświadczyć znacznie subtelniejszych stanów świadomości, które wiążą się z medytacją czy modlitwą kontemplacyjną.
Zresztą, co ja tu będę gadać. I tak postąpisz tak, jak kuszą cię twoje intencje wobec siebie i swego rozwoju. Oby w twym wypadku kuszenie przez Opiekuna Duchowego, czy Wyższe Ja okazało się znacznie silniejsze od kuszenia z poziomu podświadomości lub duchów.
A teraz sprawdzian praktyczny: niezależnie od tego, czy jesteś zwolennikiem huny, jogi, czy szanmanizmu, pomyśl o wdzięczności dla wszystkich istot, które ci pomogły i pomagają. W tym punkcie wszystkie drogi są zgodne. Wdzięczność jest niezbędnym elementem praktyki. Bez niej możesz liczyć najwyżej na błyskotliwość swego sprytu i siłę swoich mięśni.