Leszek Żądło

Wyzwolenie przez szaleństwo - obietnice Tantry "lewej ręki"

Praktyki duchowe zwykło się dzielić na „prawe” i „lewe”. Ten podział jest obecny w każdej kulturze. „Prawe” to te prawomyślne, zgodne z tradycją, „lewe” zaś to drogi buntowników.
Głównym hasłem Lewych jest:
„rób wszystko, na co msz ochotę. Niczego sobie nie odmawiaj i nie licz się z kosztami, z cudzym zdaniem. Nie czuj się winny, jeśli przy okazji kogoś krzywdzisz. Liczy się tylko to, żebyś był szczęśliwy (zadowolony, usatysfakcjonowany)!”
Należą do nich przede wszystkim praktyki kładące duży nacisk na seks. Seks jest w nich istotnym czynnikiem wykorzystywanym przy inicjacjach. Często też służy „wyzwalaniu mocy” magicznych lub realizacji egoistycznych celów za wszelką cenę. Wiele z owych praktyk prowadzi do uzależnienia od narkotyków i poczucia winy. I powoduje fatalne konsekwencje karmiczne. W naszym kręgu kulturowym przeważa w tej dziedzinie fascynacja satanizmem. Od pewnego też czasu spora grupa ludzi usiłuje zakorzenić u nas “czarną tantrę” wywodzącą się z Indii.
Nie wszystkie praktyki łączące seks z duchowością można zaliczyć do praktyk „lewej ręki”. Niektóre z nich prowadzą nawet do oświecenia. Najważniejszą z takich „Prawych” dróg rozwoju jest tantra.
Szkoły tantryczne dzielą się na Prawe i Lewe. Adepci Prawych szkół zajmują się kontemplacją życia, oświecenia i pewnymi filozoficznymi ciągotami, przy czym podkreślają znaczenie zaspokajania potrzeb życiowych z umiarem. Z kolei adepci Lewych usiłują dosłownie realizować symbolikę tantryczną, która pod pozorami zewnętrznego seksualizmu ukrywa wartości duchowe. Poniżej omówiono tę ścieżkę, abyś mógł się zastanowić, czy łatwo rozróżnić między tym co prawdziwe, a tym co pociągające? „Lewa” tantra wykorzystuje zjawiska związane z seksem do osiągania zmienionych stanów świadomości, (m in. jej rozszerzania), długowieczności i zaspokojenia potrzeb. Wiąże się z tym wiele manipulacji energetycznych, szczególnie energią seksualną (uznawaną za najsilniejszy z aspektów energii).
Do szkół Lewych zalicza się tzw. „czarną tantrę”, która do rangi cnoty podniosła kłamstwo, nadużycia seksualne (m in. orgie w rozmaitych układach), zbrodnię (m in. w celu jedzenia mięsa), obżarstwo i opilstwo (odurzanie się), a więc to wszystko, czego unikają „prawi” buddyści i jogini. Ideologia Lewych szkół oparta jest na buncie: „jeśli Prawe szkoły nie doprowadziły do oświecenia, to trzeba zanegować wszystko, czego wymagają od adeptów, by w ten sposób osiągnąć wyzwolenie”. W ten sposób w oczach czarnotantryków duchowa, umysłowa i społeczna degeneracja staje się cnotą.
Adepci czarnej tantry wierzyli, że nie ma czegoś takiego, jak oświecenie. Wierzyli w wyzwolenie i temu celowi podporządkowali praktykę. Wyzwolenie miało zapewnić wolność od przymusu wcielania się i od karmy. Wyzwolenie przychodzić miało razem z zatraceniem siebie, z szaleństwem. Jego warunkiem miało być zerwanie wszelkich więzów społecznych i moralnych. Wykonywano więc wizualizacje zniechęcające do siebie ludzi, obrażano ich i pogardzano nimi. To miało zagwarantować, że inni już niczego nie będą oczekiwać od adeptów, bo się na nich śmiertelnie obrażą i znienawidzą ich. W ten sposób zamierzano się uwolnić od uzależnień karmicznych, którym przypisywano najważniejszą role jako czynnika zmuszającego do inkarnacji. Wierzono, że jeśli uda się pozrywać związki, wówczas nikt już nikogo nie będzie przyciągał karmicznie pożądając go jako swoje dziecko, partnera itd. Nienawiść, pogarda, ciągłe robienie na złość i obrażanie innych miało skutecznie tych innych zniechęcić do jakichkolwiek odruchów miłości solidarności, pomocy czy też pożądania.
W grupie praktykujących czarnotantryków normalką było, że inni każdego dołowali, gnoili, poniżali. Potrafili to robić wykorzystując najsłabsze punkty, które wyczuwali telepatycznie, czy też znali na skutek wygadania się, np. pod działaniem narkotyków. Atmosfera w grupie była, krótko mówiąc, śmierdząca. Już nawet nie chodziło o ten czad, jakim się odurzali, ale o stosunki, jakie panowały między ludźmi – presje, nienawiść, negowanie wartości wszystkiego, całkowity brak szacunku dla siebie nawzajem i jakichkolwiek wartości, nieufność, zazdrość, kłótnie, intrygi, oszustwa. A jeśli ktoś kogoś poniżył, to inni mieli wielki ubaw. To miało służyć obrażeniu wszystkich na wszystkich, by już nikt nikogo nie chciał uznać za przyjaciela, stronnika, by nie odważył się przywiązać.
Dokonywano też wymiany partnerów seksualnych, a nawet kopulowano wszystko, co się porusza, a nie ucieka na drzewo i nie gryzie. Miało to doprowadzić do uwolnienia od przywiązań w sferze seksualnej, którą uważano za jeden z głównych powodów inkarnacji. Ten, kto był w stanie skopulować więcej zwierząt, lub przynajmniej kobiet, był uznawany za bardziej wyzwolonego. Musiał być przy tym dodatkowo nieprzytomny i na dłużej tracić kontakt z otoczeniem.
„Czarna tantra” obiecuje wyzwolenie. Jednak urzeczywistnianie szaleństwa, realnie prowadzi tylko do degeneracji psychicznej i duchowej.
Ofiary tych praktyk, oprócz problemów z przytomnością, mają niesamowicie zaniżoną samoocenę. Opiera się ona przede wszystkim na niechęci, czy wręcz obrzydzeniu, do życia w świecie, w ciele i w społeczeństwie, a także w braku zaufania do siebie i swoich zmysłów. Często te osoby mają nadal odrażającą nie tyle powierzchowność, ile energie, którymi emanują na otoczenie. Chodzi o to, by wzbudzać obrzydzenie i w ten sposób chronić się przed wykorzystaniem, przywiązaniem czy molestowaniem słownym.

Kilka ze znanych mi osób urzeczywistniło nieomal na moich oczach ideał wolności z czarnej tantry, czyli szaleństwo. Znalazły się w wyniku tego w klinice psychiatrycznej. Dążyły do tego będąc przekonane, że rozwijają się duchowo! Część z nich twierdziła wcześniej, że w szpitalach psychiatrycznych znajdują się osoby najbardziej inteligentne, wrażliwe, a więc na najwyższym poziomie rozwoju duchowego.
Takie rozwiązanie wydaje się mieć kilka korzyści:
1. Lepiej zwariować, niż pracować (może jakaś rencina?),
2. Szalonemu wszystko wolno, wszystko mu uchodzi (unikanie wyrzutów sumienia i odpowiedzialności),
3. Można się tanio i legalnie naćpać (leki psychotropowe to przecież narkotyki, po których dopiero jest “jazda”).
Zadziwia mnie siła uporu, z jakim pewne osoby dążą do samozniszczenia, do upadku. Ich wzorce autodestrukcji często są bardzo mocno ugruntowane w podświadomości. I nawet perspektywa przykrych, ba, nawet strasznych, konsekwencji negatywnego wyboru, nie jest w stanie odwieść ich od dążenia do życiowej katastrofy. Bo cóż może się wydawać cenniejszym niż perspektywa takiego samozniszczenia, po którym nie będzie już przymusu reinkarnacji, czyli wracania do tego znienawidzonego świata?
Zainfekowanym przez ideologię czarnej tantry szaleństwo i samozniszczenie wydają się być nie ceną, lecz nagrodą.
Umysł adepta czarnej tantry miał być skutecznie zniszczony, żeby nie przeszkadzał w „wyzwalaniu”.
Szczególnie wyrafinowana czarnotantryczna praktyka miała zapewnić uwolnienie się od karmy już na zawsze. Odurzeni adepci za pomocą hipnoz czy autohipnozy pod kierunkiem nauczyciela dokonywali „przestawienia sekwencji czasowych” tak, by nie móc się zorientować, co było najpierw, a co potem. Stwarzano w tym celu odpowiedni nastrój i używano specjalnych tablic do kodowania przemieszczeń sekwencji czasowych (karmicznych). W efekcie adept nie potrafił odnaleźć się w czasie, a często i w przestrzeni. Osoby, które „urzeczywistniły” takie wyzwolenie od karmy, obecnie mają zaburzenia orientacji w czasie, a często na dodatek w przestrzeni. Nie wiedzą, jaki mamy dzień, która to pora dnia i nie potrafią rozeznawać się w ciągach przyczynowo skutkowych. Żyją jakby poza realiami tego świata. Nic dziwnego. Przecież o to chodziło, by w ten sposób oszukać „władców karmy”, którzy mieli czytać z ich umysłów.
Szaleństwo jest jednym z najczęściej spotykanych skutków „wyzwolenia” poprzez praktyki „lewej ręki”. Innymi są: otępienie umysłu lub zgłupienie. Karmicznie objawia się to jako choroby psychiczne, upośledzenia umysłowe lub niedorozwój mózgu. Również zanik mózgu i niektóre formy chorób paraliżujących umysł oraz układ nerwowy mogą być spowodowane tymi praktykami (co często wiąże się ze skutkami przedawkowania narkotyków).
Zaburzenia, a nawet choroby psychiczne, to częstokroć skutki praktyk „lewej ręki”, które obiecywały wolność lub wyzwolenie w zamian za zniszczenie umysłu. W niektórych przypadkach ich adepci nie nadają się nawet na regresing, tylko do leczenia zamkniętego. Tym niemniej zdarza się, że skutki tych praktyk pojawiają się podczas sesji. Z reguły nie są one przyjemne.
Pamiętam przypadek, kiedy jeden z uczestników seminarium regresingu rozebrał się i wyjąc biegał nago po sali. Powodem dziwacznego zachowania był fakt, że odpamiętał praktykę czarnej tantry. Kiedyś był mistrzem z tej linii przekazu i właśnie pokazywał, jak wspaniale się szaleje. Najciekawsze było to, że szalał tak przed swoim byłym mistrzem, gdyż musiał mu udowodnić, że będzie jego godnym następcą. Tak się złożyło, że były mistrz właśnie w tym samym czasie w swojej sesji „medytował” tak efektownie, że rozbawił tym najbliższe otoczenie.
Stany transowego czy narkotycznego szaleństwa silnie wiążą karmę, skutecznie demolują umysł i zaburzają energię ciała, powodując naprawdę ciężkie obciążenia, nawet na wiele wcieleń. Oczywiście ludzie, którzy takim praktykom hołdują, to stuprocentowi klienci szpitali psychiatrycznych bądź przytułków dla obłąkanych w następnym wcieleniu. Taką oto praktyką wyzwalającą jest tantra lewej ręki.
Z czasem (w kolejnych wcieleniach) tendencja powracania do narkotycznie zmienionych stanów świadomości staje się coraz mniejsza, aż zanika prawie zupełnie, jeśli w międzyczasie nie zostanie odnowiona. A odnowić ją łatwo. Czasem wystarczy wypalenie jednego papierosa lub upicie się. Dlatego mając takie obciążenia trzeba bardzo uważać na to, co się robi.
Osoby mające obciążenia z czarnej tantry często pociąga uzyskanie mocy magicznych. Tu jednak, z powodu pomieszania umysłowego, efekty nogą być przerażające. Bo taki umysł, zamiast pozostawać w koncentracji niezbędnej w praktykowaniu magii, pozostaje w stanie nieustającego chaosu.
Niektórzy z szaleńców podają się za w pełni wyzwolonych, lub też znających niezawodną ścieżkę do wyzwolenia. Co jakiś czas w różnych rejonach świata pojawiają się Mistrzowie praktyk „lewej ręki”, które w jawny sposób negują tradycyjne poglądy i obiecują wyzwolenie w wyniku zaparcia się, w wyniku odwrócenia się od społeczeństwa i tradycyjnych wartości. Błąd ich polega na tym, że obiecują wyzwolenie, jako skutek prowokacji i negacji, nie dają nic pozytywnego w zamian. Jeśli obiecują miłość, to tylko seksualną. Jeżeli moc, to magiczną lub urojoną. Nie mają pojęcia o realnej mocy Boga i Jego miłości.
Na gruncie europejskim niewątpliwie największe sukcesy w propagowaniu praktyk lewej ręki (czarnej tantry i satanizmu) osiągnął angielski mag Aleister Crowley, który do tradycyjnych środków manipulacji i przekodowywania poddanych mu umysłów dorzucił stosowanie uderzeń prądu elektrycznego i zmiennego pola magnetycznego (ten jego genialny wynalazek jest do dziś popularny w USA, gdzie używa się go do rozwijania zdolności telepatycznych).
Crowley był opętany przez demona Aiwasa, którego czcił jako wysłannika Bogów, a siebie traktował jako jedynego znającego prawdę i wypełniającego misję na Ziemi. Do dziś cieszy się szacunkiem i podziwem wielu adeptów magii i okultyzmu za wiedzę, jaką posiadał i którą usiłował urzeczywistniać. Jest też idolem ruchów wyzwolenia seksualnego. Jego willa na jednej z włoskich wysp jest obiektem czci nie tylko satanistów, ale i tych, którzy walczyli o swobodę seksualną w czasie „rewolucji seksualnej”. Bo to szczególna willa, w której organizowano czarno-tantryczny rytuał „maithuna” czyli orgie z alkoholem, narkotykami i ciągłą wymianą partnerek.
Mało kto wie, że Crowley był pionierem naukowych eksperymentów nad budowaniem nowej osobowości za pomocą hipnoz i narkotyków. Ich celem było dokonanie przemieszczenia w pamięci sekwencji czasowych i zablokowanie pamięci poprzednich wcieleń. To wszystko miało uwolnić od karmy w ten sposób, że taka osoba przestawała być świadoma przyczyn i skutków. Ludzie, którzy przeszli przez takie eksperymenty, byli przekonani, że teraz są szczęśliwsi. Najczęściej jednak nadawali się już tylko do pobytu w zakładach lecznictwa zamkniętego. Specjalnie dobrany zestaw narkotyków na każdy dzień miał im zapewnić wieczne szczęście.
Muszę przyznać, że Crowley i jego ludzie przykładali się do swej pracy. Ich ofiary są tak konsekwentnie pomieszane, że bardzo trudno doprowadzić je do stanu przytomności i zdrowej integracji psychicznej.
Niektórzy z aktualnych „Mistrzów” inspirowanych ruchem New Age też i dziś ulegają swoistemu zidioceniu. Gubią się w różnych praktykach duchowych pochodzących z różnych tradycji, gdyż nie potrafią przewidzieć skutków ich stosowania. Dla niektórych samo słowo „duchowość” jest już dowodem skuteczności praktyki. Nic innego nie ma dla nich tak wielkiego znaczenia.
Skłonność do popełnienia podobnych błędów jest stara jak świat, gdyż już wiele tysięcy lat temu odkryto szczególne „duchowe” właściwości narkotyków i alkoholu (któremu do dziś nadaje się nazwę spirytus, co oznacza ducha).
Współczesne zidiocenie może się objawiać w formie inicjacji w kręgi duchowego rozwoju Said Baby, w czarnego tarota czy w kontakty z kosmitami (istnieją poszlaki, by wiązać praktykę kontaktowania się z „kosmitami” również z pewnymi szkołami czarnej tantry). Do tego dochodzą coraz bardziej popularne eksperymenty “duchowe” czy „naukowe” z rozszerzaniem świadomości przez narkotyki. Efekt tego jest do przewidzenia – gwarantowane miejsce w klinice psychiatrycznej lub na cmentarzu.
Duchowych i pseudo – duchowych ścieżek jest dużo, a każda z nich nęci jakimiś „smakowitymi kąskami”. Najczęściej jednak pomija przynajmniej jeden z ważnych tematów: miłość i wsparcie Boga, miłość i szacunek do innych lub miłość i szacunek do siebie.
KAŻDA ŚCIEŻKA, KTÓRA OBIECUJE SUKCESY DUCHOWE ZA POMOCĄ CIERPIENIA, SAMOPONIŻENIA, ODURZENIA, CZY UZALEŻNIENIA, JEST DROGĄ NA MANOWCE. NAWET JEŚLI ZA TĘ „DROBNĄ” CENĘ OBIECUJE NIEWYSŁOWIONE SZCZĘŚCIE, NIEOGRANICZONĄ WOLNOŚĆ, NIEOGRANICZONE MOCE, ŻYCIE WIECZNE, WOLNOŚĆ OD KARMY, REINKARNACJI I OD BOGA, WYZWOLENIE BĄDŹ OŚWIECENIE.

Zdarza się że osoby mające obciążenia z czarnej tantry chciałyby praktykować teraz tantrę czystą.
Co trzeba wiedzieć, by nie popełnić błędu?
Przede wszystkim to, że jeśli jesteś w porządku wobec siebie, to nie może ci się przydarzyć nic złego, to nie pociągną cię niebezpieczne lub uzależniające praktyki.
Odsiewając ziarno od plew można z wielu źródeł czerpać zdrowe inspiracje do własnej drogi duchowego rozwoju. Kiedy jednak chce się praktykować i rzeczywiście rozwijać duchowo, NIEZBĘDNA JEST JASNOŚĆ UMYSŁU, TRZEŹWOŚĆ I PRZYTOMNOŚĆ.
Jest to szczególnie ważne przy praktykach tantrycznych. Wyzwalająca się podczas praktyk tantrycznych energia wynosi na powierzchnię całą zawartość podświadomości. Dlatego też chcąc praktykować tantrę seksualną należy wcześniej oczyścić umysł i system energetyczny ciała z wszelkich śladów zatruć narkotykami. Do tego celu nadaje się medytacja wykorzeniania lub regresing.
Tantra Prawej ręki jest bardzo przyjemna i zgodna z fizjologią – nie odrzuca jej, a wykorzystuje do rozwoju duchowego. Jednak ci, którzy nie chcą oprzytomnieć i oczyścić umysłu, dla własnego bezpieczeństwa powinni obejść się smakiem.