Każdy chce być wolny. Żyć tak jak pragnie. Być w pełni zdrowy i szczęśliwy a swój czas spędzać na czynnościach, które lubi, które go cieszą i dają radość, natchnienie oraz dobre samopoczucie. Ale, aby to osiągnąć, trzeba zdać sobie sprawę z tego, czego ja tak naprawdę chcę. Co mnie interesuje? Co mnie bawi? Co jest istotą mojego serca? O czym myślę najchętniej i co chcę robić? Aby zdać sobie z tego sprawę, potrzeba poprzebywać trochę samemu. Nie chodzi tutaj o fizyczne bycie samemu, ale o uniezależnienie się, choć na chwilę od cudzych opinii i poglądów, które przyjęliśmy w pewnym okresie do swojego życia i umysłu.
Często te poglądy, programy mentalne są z nami tak długo, że uznajemy je za własne. Tymczasem, gdybyśmy się bliżej i dokładniej przyjrzeli poglądom, które dotąd uważaliśmy za swoje, okazałoby się, że większość z nich nie ma z nami nic wspólnego. To znaczy ma. Słyszeliśmy je tak często, albo dotarły do nas w decydujących, ważnych momentach życia, że przyjęliśmy je natychmiast, bez zastanowienia i odtąd traktowaliśmy jako własne.
Warto się zastanowić, jak wiele naszych zdań, opinii, które wypowiadamy czy też słyszymy w swojej głowie pochodzi od innych? W skrajnych przypadkach wszystkie. Niektórzy mogą się oburzyć, mówiąc, że myślą samodzielnie. Co to jednak znaczy myśleć samodzielnie? Można to przyrównać do inteligencji. Nie mówię tu o wskaźniku IQ (który wg mnie głównie sprawdza pamięć i wiedzę), ale o prawdziwej inteligencji czyli umiejętności tworzenia nowych skojarzeń, połączeń i zastosowań różnych narzędzi (słów, przedmiotów, wiedzy umiejętności a nawet siebie) w celu mądrzejszego, bardziej ergonomicznego i ekonomicznego ich wykorzystania z wzajemną korzyścią dla wszelkich istot. Włącza się tu zatem i poczucie etyki i ekologii. Myśleć samodzielnie to również mieć dostęp do najlepszych myśli o najwyższej jakości potrzebnych mi wtedy, kiedy trzeba, np., aby poradzić sobie z jakimś zadaniem, przed którym stanęliśmy.
Zatem myśleć samodzielnie, to samodzielnie formułować opinie, przyciągać do swojego umysłu takie myśli i je tworzyć, które najbardziej oddają to co czuję i czym jestem, takie, które trafiają w potrzeby naszego serca.
Wyrażanie siebie jest sztuką. Zbyt często wrażliwi ludzie są przytłoczeni popularnymi poglądami i stereotypami narzuconymi nam przez społeczeństwo, które słyszą wokół siebie już od momentu rozwijania się w brzuchu mamy. Słyszymy zdania, przemowy dotyczące nas i życia – jeszcze wtedy dla nas rozgrywającego się „tam” – na zewnątrz. Potem rodzimy się, otaczają nas rodzice, rodzina bliższa i dalsza, sąsiedzi i rówieśnicy. Badamy ten świat i słyszymy zewsząd pouczenia oraz opinie o nas. Że tego nie wolno, a to wolno, że mamy być tacy i owacy, że to jest nagradzane a inne ganione. Ponieważ zależy nam na dobrych relacjach z tymi osobami, które nas karmią, przewijają, więc uczymy się dostosować do tych warunków fizycznych i mentalnych. Potem żłobek, przedszkole, szkoła, czasem studia i praca i…wciąż wokoło to samo. Jesteśmy bombardowani setkami, tysiącami myśli, opinii i poglądów. Zewsząd – z telewizji, radia, smsów, maili, gier komputerowych, czasopism, spotkań rodzinnych. Wciąż otaczają nas informacje. Gdybyśmy chcieli żyć zgodnie z nimi i wszystkie je przyswoić, to dopóki nie mamy dużej pojemności energetycznej, czyli zdolności przyswajania energii oraz świadomości swej boskości, mogłoby się nam pomieszać i w życiu i w głowie.
Gatunek ludzki jest sprytny, nauczył się wiele w wyniku ewolucji, albo – jak mówią niektórzy -inwolucji czyli degradacji swojego boskiego potencjału. Duża część osób nie zauważa w tym, że automatycznie przejmujemy wzorce swoich rodziców oraz otoczenia i traktujemy jako nas samych, jako jedyny obraz rzeczywistości niczego złego, ani niebezpiecznego. Przecież tak było od zawsze. To prawda. I dlatego w przestrzeni fizycznej wszystkie procesy dzieją się tak długo – właśnie ze względu na powszechny opór przez nowym i lepszym. Jest to również swoisty bufor, ochrona przed ideami i pomysłami, które mogłyby okazać się bardzo niekorzystne dla całej populacji ludzi. Jednak nas interesuje szersze spojrzenie na świadomość, na nasz własny umysł. Nas nie interesuje poziom mentalny ogółu. I nie chodzi tu o jakieś wywyższanie się, a po prostu o zrozumienie, że można „wspiąć się” wyżej na mentalne drzewo i widzieć, czuć, rozumieć więcej niż inni.
Aby tego dokonać, trzeba mieć w sobie dużo odwagi i determinacji, ponieważ przyjmując nowe poglądy i uznając je za lepsze od tych, które mieliśmy dotychczas, często napotykamy na opór i poczucie bezradności w świecie, ponieważ boimy się, że zostaniemy odosobnieni w tym świecie. Jest to opór zarówno naszej podświadomości, jak i otoczenia. Im szybciej poradzimy sobie z naszymi własnymi wątpliwościami, tym szybciej otoczenie przestanie nam na zasadzie lustra pokazywać nasze wewnętrzne opory.
Nie da się również myśleć samodzielnie bez podniesienia samooceny, poczucia bezpieczeństwa w otaczającym nas świecie i rozwinięcia poczucia własnej wartości. Te czynniki decydują o powodzeniu naszego rozwoju. Tylko mając zaufanie do siebie, do tego co robię, myślę i czuję, można poznawać siebie i kształtować w taki sposób, jaki tego chcemy. Tylko wierząc a potem wiedząc, że jestem wartościową istotą, że też mam prawo wyrażać swoje zdanie, opinie i żyć tak jak tego chcę i potrzebuję, mogę czuć się bezpiecznie z nowymi poglądami, postawami i wzorcami.
Czy wiecie, dlaczego tak dobrze czujemy się w lesie, ogrodzie, wśród przyrody? Bo oprócz tego, że jest tam miło ze względu na kolory, zapachy i energię, to jest tam cisza i spokój w ciele mentalnym tych obszarów. Najczęściej jest ono po prostu słabiej rozwinięte. Można również spojrzeć inaczej na to – nie ma tam zbędnych, zakłócających boską harmonię myślokształtów. Jest natomiast sprzyjająca aura do tego, aby sięgnąć do poziomu myśli przyczynowego, gdzie jest tylko boska harmonia i najlepsze rozwiązania. W takich miejscach możemy odetchnąć, usłyszeć siebie i nawiązać pełny kontakt z naszą duszą, bo nic nie zakłóca naszego własnego wewnętrznego dialogu, albo monologu. To dlatego wielcy ducha udawali się co jakiś czas w odosobnione miejsca i przestrzenie. Chcieli pobyć ze sobą. Zobaczyć zarówno to dobre, jak i to co niepokoi.
Jak zatem wybrnąć z tego natłoku myśli, które mogą się okazać nie nasze?
Na początek można zrobić proste ćwiczenie. Wystarczy usiąść w spokojnym miejscu, gdzieś, gdzie czujemy się w pełni bezpiecznie. Możemy zamknąć oczy. Przez chwilę spokojnie i głęboko oddychamy. Jeżeli ktoś umie, może zrobić sobie relaks całego ciała – rozluźnić poszczególne partie ciała od stóp aż do głowy. To może być pięć, dziesięć minut, w zależności od tego, ile ktoś potrzebuje. A potem – przez wyznaczony czas – a początek niech to będzie 2-5 minut skupiamy się na wszystkich myślach, które przepływają prze pole naszej świadomości. Niczego nie oceniamy, niczego nie tłumimy, ani nie ukrywamy. Pracujemy sami ze sobą, więc nie ma się czego wstydzić. Tylko my wiemy o tym, co tam się pojawi. Jeżeli zdecydujemy się przeprowadzić to ćwiczenie z otwartymi oczami, możemy zapisywać już w trakcie jego wykonywania wszelkie myśli i opinie. Jeżeli lepiej się nam skupia z zamkniętymi oczami, zapisujemy myśli po tych 2-5 minutach.
Teraz druga część ćwiczenia – wpatrujemy się uważnie w to co wyłowiliśmy ze swego umysłu i zastanawiamy się, skąd u nas ten pogląd, skąd ta myśl. Warto tutaj uruchomić swoją pamięć i zastanowić się czy już wcześniej nie słyszeliśmy podobnej myśli, podobnej opinii czy stwierdzenia.
Jedna z osób, której zaproponowałem to ćwiczenie, stwierdziła krótko: mam w głowie kompletny śmietnik i chaos. Wynikało to stąd, że miała tak wiele myśli, w dodatku sprzecznych ze sobą, że nie była w stanie im się przyjrzeć, tak szybko następowały jedna po drugiej. To też jest problem. Co za dużo to niezdrowo. Zwłaszcza, że każda myśl kształtuje nasze życie – zarówno ta uświadamiana sobie przez nas, jak i ta, której nie jesteśmy świadomi. Dlatego warto się im wszystkim przyjrzeć i pielęgnować je tak samo, jak się pielęgnuje ogródek z warzywami czy kwiatkami. Tylko wtedy, gdy świadomie pielęgnujemy pewne myśli czy obrazy wewnętrzne, wyobrażenia, osiągniemy chciane przez nas rezultaty. Inaczej „chwasty” umysłu mogą zająć nasze pole mentalne tym, czego nie potrzebujemy, co nam szkodzi. W mediach dominują chwasty. W większości rozmów towarzyskich dominują chwasty. Wyzwolona tam i przyciągnięta energia nie buduje pokoju, ani harmonii. I nie łudźmy się. Jeżeli ktoś mówi szczytne hasła, ale przy tym stosuje różnego rodzaju substancje odurzające, to jest to osoba mało świadoma, która robi dwa kroki do przodu i jeden w tył. O ile lepiej idzie się do przodu bez zbędnego powracania. Umysły nietrzeźwe i nieprzytomne nie są w stanie otworzyć się na dłużej na myślokształty wyższych obszarów mentalnych. Tak, czasem mogą do nich na chwilę doskoczyć, ale potem następuje spadnięcie w dół. A w rozwoju duchowym, rozwoju świadomości chodzi o to, aby stale czerpać informacje i formacje myślowe z jak najwyższych dostępnych nam obszarów. Mówiąc najwyższych mam na myśli – boskich, pozytywnych, bez cienia negatywności i bez wątpliwości. Wysokość jest tylko umowna, bo chodzi o częstotliwość wibracji. Tak naprawdę zarówno myśli ciężkie takie jak: strach, głód, cierpienie, jak i wysokie, takie jak: radość, szczęście, miłość, wolność, swoboda, obfitość i dostatek, znajdują się w jednej przestrzeni, ale ponieważ mają różne częstotliwości, nie nachodzą na siebie. Od nas zależy, do którego poziomu się dostroimy. To tak jak z radiem i falami radiowymi. Od nas zależy wybór stacji, której chcemy słuchać.
Spiszmy sobie teraz przy poszczególnych myślach, które wyłapaliśmy, od kogo nam się wzięły. Porównajmy je z wypowiedziami znanych nam osób: cioć, wujków, szwagrów czy sióstr. Zobaczmy to.
Możemy również wyczulić się podczas rozmów z bliskimi i uważnie się wsłuchiwać w to co my mówimy do nich i to co oni mówią. Zobaczmy, jak wiele sformułowań i zwrotów, ba całych zdań powtarzamy na każdym spotkaniu. Jak np. ganimy cały czas jakiś system polityczny czy ekonomiczny, albo mówimy, że sąsiedzi są tacy i tacy. Zaobserwujmy to. Zaobserwujmy, jak często zachowujemy się w taki sam sposób. Jeżeli są to zachowania adekwatne do sytuacji, to dobrze, ale jeżeli nie, zastanówmy się, czy chcemy się tak nadal zachowywać. Czy chcemy tak samo odpowiadać? Czy chcemy tak samo reagować?
Jak mamy być wolnymi, skoro cały czas tkwimy w więzach wciąż tych samych myśli i wyobrażeń? Pora otworzyć się na nowe, te które nam odpowiadają, te które uznajemy za prawdę, naszą prawdę. Mamy pełne prawo żyć zgodnie z tym, ale pod warunkiem, że nie krzywdzimy innych. Krzywdzi tylko to, co oddala od doskonałości, od szczęścia, dobra, wolności i miłości. Nie możemy czegoś robić kosztem samych siebie. No chyba, że uznamy za prawdę, że pozostając w jakieś sytuacji, która jest nam niewygodna i nas frustruje, umożliwia nam przepracowanie: naszych negatywnych tendencji i naszego ego, poczucia że jesteśmy najważniejsi, lepsi od innych, że ma się liczyć tylko to co powiemy, myślimy i robimy, bez względu na dobro innych czy też, że jesteśmy oddzieleni od Boga.
Kiedy zaczynamy uwalniać się od opinii, poglądów i myśli, które dominowały w naszym otoczeniu, możemy spotkać się z różnymi reakcjami. Oczywiście czasem możemy usłyszeć pochwały naszej „nowej” osobowości, cech czy sposobu przejawiania się. Ale znacznie częściej napotykamy na zdziwienie i rozdrażnienie otoczenia. Bliskie osoby często stosują szantaże emocjonalne mające na celu zawrócenie nas z nowej drogi innego myślenia niż nasze otoczenie. Często zdarza się takim osobom słyszeć np. „ty już mnie nie kochasz”, „chcesz porzucić wiarę naszych przodków”, „kto to słyszał, aby tak robić”. Od nas zależy, czy zechcemy im tłumaczyć, dlaczego się zmieniliśmy, czy też po prostu robić swoje. Bo najważniejsze jest to, abyśmy przekonali siebie do nowego myślenia. Chodzi o to, abyśmy dojrzeli takie plusy i pozytywne strony tej zmiany, które spowodują, że dalsza przemiana będzie wypływała z potrzeby naszego serca. Wtedy wszystko pójdzie o wiele łatwiej.
Dlatego na początek nie zawsze warto dzielić się z bliskimi tym co robimy, zwłaszcza, jeśli w znaczny sposób różni się to od tego, do czego przywykli. Chodzi o to, aby na starcie nie spotykać się z jawnym oporem czy krytyką. To może nas niepotrzebnie zniechęcić.
Dzielić się tym co robimy warto tylko z osobami o równie otwartych umysłach co nasz. Dopiero, gdy sami zaufamy temu co robimy, możemy o tym mówić. Wtedy również możemy poćwiczyć bardzo ważną cechę – umiejętność informowania i inspirowania bez poczucia wewnętrznego przymusu nakierowywania innych na naszą drogę czy sposób myślenia. Drugą cenną umiejętnością, którą da nam mówienie wybranym osobom o naszym nowym nastawieniu jest umiejętność utrzymywania dobrego samopoczucia, gdy słyszymy, że inni nie zgadzają się z naszymi poglądami, albo uważają nas za osoby niespełna rozumu. To ostatnie zdanie można usłyszeć zwłaszcza od osób bojących się, że zmieniając nasz sposób mówienia, zachowania czy sposobu żywienia, mogliśmy wpaść w sidła sekty.
Czy tego chcemy czy nie, wychowaliśmy się w kręgu kultury katolickiej, chrześcijańskiej, która w Polsce ma właśnie takie podejście do wszystkiego, co nie zgadza się z oficjalnymi naukami kościoła. To dla niektórych jest dużą przeszkoda, ponieważ ich podświadomość mocno jest przywiązana do wierności kościołowi. Chrześcijaństwo wydało wielu wspaniałych myślicieli i osoby, które rozwinęły w sobie miłość i moce duchowe. Każda religia jest potrzebna, bo będąc wyznawcą jakiejś religii poszczególne dusze uczą się i dojrzewają do wyższych stopni rozwoju duchowego. Z czasem jednak to, co kiedyś pomagało, teraz może przeszkadzać. To tak, jakby wciąż próbować chodzić w ubraniu, które nosiliśmy w podstawówce. Rzadko jest to możliwe, bo zmieniamy się nie tylko fizycznie, ale i mentalnie. Zmienia się nasza wiara, wiedza, umiejętności, możliwości i preferencje. Niektórzy korzystają z zaawansowanej technologii cyfrowej a równocześnie poglądy na sprawy dotyczące Boga mają z okresu, gdy byli dziećmi. Nie ma tu co kogokolwiek winić. Każdy sam wybiera w co wierzy i co uznaje za słuszne, a umiejętność dawania innym wolności wyboru jest równie cenna jak dawanie jej sobie.
Jeżeli chcesz być szanowany, szanuj innych. To ważne, aby, rozwinąć szacunek do siebie i wzmocnić poczucie bezpieczeństwa. Tylko wtedy będziemy mieli dość siły, aby żyć tak jak chcemy. A potem żyć zgodne z wolą Boga.
Wolność to zmiana. Przyzwolenie na nieustanną zmianę. Życie tu i teraz, ale rozumiane jako stałe przeżywanie czegoś nowego. Nowe odbieranie liści na drzewie, dostrzeżenie innego błysku w oku ukochanego, albo pomysł na wynalazek rewolucjonizujący przemysł, kulturę i ekonomię naszej ukochanej Matki Ziemi. To spontaniczność i radość. Boskość, która poprzez nas raduje się sama z siebie tak jak chce.
(Artykuł ukazał się w piśmie Odnowa nr 02/2008)
Krzysztof Chrząstek od wielu lat interesuje się rozwojem duchowym, huną, tantrą, zen, rozwijaniem świadomości, pracą z umysłem, zmianą przekonań na lepsze, religią i duchowością. Ciekawi go sedno wszystkiego – mądrość i przebłysk świadomości, który przychodzi…nie wiadomo skąd:).
Swoje artykuły publikował m.in. w pismach „Czwarty Wymiar”, „Nieznany Świat”, „Wegetariański Świat” i nie istniejącym już miesięczniku „OdNowa”.
Jest autorem książek „Duchowa rEwolucja”, “Uśmiech Słońca” i „Poradnik Szczęśliwego Człowieka”
http://powiewwiatru.pl