Zachowania autodestruktywne są zwykle nieodłączna częścią różnych religijnych lub plemiennych rytuałów. Związane są najczęściej z samookaleczeniem, lub przyzwoleniem na okaleczenie swojego ciała przez inne osoby. W niektórych kulturach samookaleczenie sie oznaczało stopień w hierarchii(tatuaże), piętno (wypalanie symbolu profesji u prostytutek w średniowieczu),zwiększenie atrakcyjności seksualnej,inicjacje, chęć zwrócenia na siebie uwagi otoczenia poprzez jego szokowanie i wreszcie jako droga do Boga.
Pytanie tylko czy Bóg naprawdę chce byśmy cierpieli i niszczyli swoje własne ciało, które jak jest napisane w Biblii, jest Jego świątynią?
Czy takiego Boga można nazwać rzeczywiście dobrym?
Cóż więc sprawia, że w jego imię tysiące osób niszczyło(i dalej niszczy)ciało które jest jego darem?
Odpowiedź tkwi w poczuciu winy i niegodności,od wielu tysięcy lat wpajanym wyznawcom wszystkich religii przez kapłanów, guru i fałszywych proroków. Historia manipulowania innymi poprzez wywoływanie w nich zastraszenia i poczucia długu jest stara jak świat. Te same elementy występują również we wszystkich technikach wywierania wpływów. W osobie manipulowanej wywołuje sie emocje i przekonania, które sprawiają że ma ona niszą samoocenę niż manipulator. Ten sam mechanizm działa w wielu sektach,religiach i rodzinach chociaż często jest dobrze kamuflowany. Jego celem było uzależnienie wiernych od kapłanów i żerowanie na Bożych owieczkach. Wmawia się ludziom, że życie jest cierpieniem a każda przyjemność grzechem sprzecznym rzekomo z Bożą wolą, trzeba sie więc upodlić by za nie odpokutować,a w nagrodę Bóg zabierze nas do raju. Nic dziwnego, że wobec takiego Boga wielu czuło pomieszanie i prowokowało innych by zadawali im cierpienia a nawet śmierć. Bywało, że ludzie nie czekali aż inni im dokopią, zaczęli sami się okaleczać by pokazać Bogu jak bardzo nienawidzą swojego ciała i życia w materii. I wtedy zauważyli że okaleczanie się sprawia im przyjemność. W niektórych kulturach, z czasem uczyniono z tego praktykę religijną. Tym bardziej,że w trakcie samo okaleczeń nie czuje się bólu fizycznego tylko dziwne otępienie a czasami i ekstazę.
Co tu jest więc grane?
Wyjasnieniem są endorfiny, zwane inaczej hormonami szczęścia. Są to związki chemiczne wytwarzane przez organizm wywołujące przyjemny,euforyczny stan.Zwiększenie endorfin we krwi zmniejsza lub całkowicie eliminuje ból. Endorfiny łączą się w ośrodkowym układzie nerwowym z tymi samymi receptorami co narkotyki. I to właśnie one są źródłem owego przyjemnego stanu, który jest niczym innym jak tylko narkotycznym naćpaniem i otępieniem. Często osoby autoagresywne czuja się jak na odwyku gdy zabiera im się możliwość dokonania okaleczeń.Z czasem zwiększa sie liczba aktów autodestrultywnych bo organizm uzależnia sie od chemii i pojawia sie przymus. Często autoagresja współwystępuje z opętaniem chodź nie zawsze tak jest. Dziś nikt już w Polsce nie biczuje sie ku chwale Bożej,ale intencje osób zachłannych na cierpienie nie uległy zmianie. Jak najwięcej, jak najmocniej, znienawidzić ciało i życie jak tylko się da, by być go godnym. A skutki są fatalne, gdyż takie intencje prowadzą do odrodzenia się w rodzinach trudnych, które skutecznie nauczą nienawiści do siebie i cierpienia. Współczesne badania wskazują samouszkodzenie jako reakcję na sytuację stresową taką jak pobicie, wykorzystanie seksualne czy odrzucenie. Tego typu sytuacje wywołują poczucie bezradności, bezsilności, straty, poczucia wyizolowania i nienawiści do siebie. Autoagresja pojawia się w okresie dorastania lub we wczesnej dorosłości jako forma znieczulenia endorfinami. Dowiedziono, że u dzieci które są maltretowane,zaniedbywane,odrzucane i które nie mogą odreagować złości wściekłości i żalu, pojawiają się zaburzenia w odczuwaniu bólu i zmniejszenie wydzielania hormonów. Powstaje uczucie pustki, napięcia i złego samopoczucia. Samouszkadzanie ciała w znacznym stopniu łagodzi je dzięki endorfinom, wywołując złudzenie uspokojenia i przyjemności. Dlatego samookaleczenia wzmagają się z upływem czasu i są trudne do leczenia dzięki konwencjonalnej psychoterapii. Co więcej A. Eckhart, autorka zajmująca się szeroko pojętym zagadnieniem autoagresji,wysuwa teorię iż samookaleczenie działa skutecznie i uśmierzająco na depresję, napięcie i złe samopoczucie, dlatego w pewnym sensie ma przewagę nad środkami farmaceutycznymi. Jest dostępna miejscowo i za darmo.
Pozornie,bo cena jest straszna.
Po pierwsze, aby doprowadzić się do stanu, w którym pojawia się przymus okaleczenia, wcześniej trzeba fatalnie zaniżyć sobie samoocenę i stępić wszystkie ośrodki odczuwania w ciele. Towarzyszy temu ogromne cierpienie psychiczne prowadzące niemal że do obłędu. Przy tak silnym zablokowaniu na odczucia płynące z ciała, blokujemy się na przepływ miłości,radości i przyjemności. Pojawia się wrażenie pustki i odcięcia od świata. Drugą sprawą jest nieprzytomność, gdyż endorfiny są niczym innym jak narkotykami. Dlatego osoby autoagresywne wydają się być wiecznie nie przytomne. Albo są opętane przez własne myśli, albo naćpane endorfinami. Trzecią sprawą są relacje z ludźmi, a zwłaszcza związki partnerskie. Jest raczej mało prawdopodobne, że przyciągniemy do siebie osobę, która nas kocha i szanuje skoro sami tego nie robimy. Raczej będzie to ktoś kto tylko pogłębi nasze wzorce ofiary. Inną sprawa jest to że czas działania endorfin nie jest nie ograniczony, ból wraca mniej więcej po godzinie.
Autoagresję zaczęto badać stosunkowo niedawno (lata 50-te zeszłego stulecia)i do dziś nie jest to zjawisko do końca poznane przez środowisko psychologiczne. Osoba, która chce wyjść z błędnego kręgu samookaleczeń musi przede wszystkim popracować nad samooceną i poczuciem bezpieczeństwa. W przypadku opętania lub silnych wpływów astralnych będą wpierw potrzebne egzorcyzmy. Dobrze jest zażyć homeopatyczne leki uspakajające i jak najszybciej przyjść na sesje regresingu. W znanym mi przypadku osoba, która kaleczyła się codziennie już po pierwszej sesji uspokoiła się. Zdarzały się, co prawda nawroty zachowań, ale znacznie zmniejszyła się częstotliwość ich występowania. Po kilku sesjach i intensywnej pracy nad sobą, kontynuowała terapię. Kolejna sprawą jest uzdrowienie relacji z rodzicami i osobami, które nas skrzywdziły. Wszystkie osoby autoagresywne miały trudne dzieciństwo, które należy uzdrowić.
Kolejną sprawą są afirmacje nad podniesieniem samooceny, uzdrowienia relacji z ciałem i poczucia bezpieczeństwa. Zwykle jest ona tak zaniżona, że podświadomość włącza ostry bunt. Bywa że w formie okaleczenia się na znak sprzeciwu. Dlatego na początku afirmacje nie mogą być zbyt mocne,np:
Ja…szanuję i akceptuję siebie taka jaką jestem
Ja…pozwalam sobie czuć się bezpiecznie
Ja…zasługuje na szacunek i akceptację
Ja…pozwalam sobie na docenienie i szacunek do swojego ciała.
Po sesji można dorzucić inne afirmacje,bardziej ostro atakujące problem,np:
Ja…kocham szanuję i akceptuję siebie i swoje ciało taką jaką jestem
Ja…kocham i szanuje siebie za to że jestem
Ja…zawsze i wszędzie czuję się chciana i kochana
Ja…zawsze i wszędzie jestem bezpieczna,niewinna i w porządku.
Wyżej podałam sprawdzone afirmacje z którymi sama pracowałam.
Dlaczego napisałam ostro?
Poczucie braku i tęsknota za miłością jest przyczyną większości cierpień. A niema miłości tam,gdzie wpierw nie było szacunku i akceptacji. Najpierw trzeba sobie na nie pozwolić aby zostały włączone do naszego systemu wartości. Gdy już chociaż cenimy siebie na tyle, aby zaakceptować sam fakt naszego pojawienia się na świecie, dopiero wtedy możemy siebie pokochać. Jest to pierwszy krok, który należy wykonać, gdyż nie niszczy sie czegoś (i kogoś) kogo kochamy. Zwłaszcza ciała, które jest świątynią Ducha. Dla osób, które dokonywały samookaleczeń by przypodobać się Bogu(nawet świadomie tego nie pamiętają) pozostaje jeszcze uzdrowienie relacji z nim.