|
Wróć do listy artykułów
Krzysztof ChrząstekRodzina ach RodzinaWiększość ludzi rodzi się w rodzinach. Może nawet wszyscy – zależy, jaką przyjmuje się definicję rodziny. Zatem rodzina jest podstawową strukturą społeczną. W niej dorastamy, uczymy się – często zarówno dobrych, jaki i złych wzorców mentalnych i działania. Czy zatem jest ona potrzebna? Część osób z nurtu rozwoju duchowego twierdzi, że niekoniecznie. Że rodzina to najgorsze, co ich mogło w życiu spotkać i mają jej serdecznie dość. Mają dość relacji w niej, sposobów funkcjonowania i jej poglądów – zwłaszcza rodziców. Osoby mające co nieco pojęcia o intencjach i karmie – przyczynach i skutkach, które po nich następują, potrafią chyba, po chwili refleksji, dojść do wniosku, że prawdopodobnie znaleźli się w takiej, a nie innej rodzinie widocznie z jakiegoś powodu. Albo została ona przyciągnięta do nich na zasadzie podobieństwa ich własnych i rodziny intencji, energii, świadomości oraz celów do zrealizowania – zwłaszcza w tym życiu, albo na skutek wyboru takiej duszy, co często i tak skutkuje tzw. umowami grupy dusz dotyczących jakiegoś doświadczenia, co również można rozpatrywać jako właśnie podobieństwo intencji i celów. Oczywiście mówimy tutaj o wszystkich tych podświadomych i nadświadomych. Zatem – w czym problem? Albo sam chciałeś się wcielić w tej rodzinie, aby zrealizować jakiś swój plan, albo zostałeś do niej przyciągnięty ze względu na podobieństwo swoich intencji, nastawień, świadomości i energetyki. Co niezbyt Ci się to podobało? No cóż…Jeżeli wybrałeś w danym życiu podążanie tzw. ścieżką rozwoju duchowego, to być może Bóg, Wyższa Jaźń chciała Cię skonfrontować z takimi doświadczeniami i Twoimi wzorcami, abyś wreszcie wyraźnie je zobaczył i świadomie zdecydował czy będziesz je nadal powielał – w swoim umyśle, uczuciach i działaniach, czy też zmienisz swoje nastawienia, intencje i plany. Jeżeli się to zrozumie, to łatwiej jest wybaczyć rodzinie a zwłaszcza rodzicom wiele błędów, które popełnili. Ale jest jeszcze coś ważniejszego – to zrozumienie, że wiele zachowań, również wobec was były przez nich wykonywane albo nieświadomie, albo w dobrej wierze. Bo oni się po prostu tego kiedyś nauczyli od swoich rodziców, dziadków i dalszej rodziny. Rozumiesz? Oni powielali takie wzorce zachowania, które znali lub uważali, że funkcjonują. Być może Twoi Rodzice nie mieli do dyspozycji tylu artykułów na podobne tematy, co Ty. Nie mieli również tylu wartościowych książek. Robili co mogli z tymi zasobami, które mieli. Przecież gdyby było inaczej, to…byłoby inaczej…A że akurat tak wyszło…Raczej do rzadkich przypadków zaliczyć trzeba ewidentne walki energetyczne i psychiczne w rodzinie na poziomie świadomym. Ale to znowu często wynika z wzajemnych – obustronnych intencji takich osób. Od Ciebie zależy czy powielisz dawne schematy zachowań i reakcji względem jakichś osób czy grup czy też coś w sobie zmienisz. W sobie, bo tylko na siebie masz w pierwszej kolejności realny wpływ. Bo często cały świat chcemy zmienić, z wyjątkiem siebie. Największa trudność w takich relacjach, podobnie zresztą, jak we wszelkich innych – polega na tym, że spotykają się ze sobą osoby na poziomach świadomym i podświadomym, a to powoduje, że czasem jest to jak spotkanie kilku osób jednocześnie. A wtedy nieco trudniej jest się dogadać. Ale jest to możliwe. Część osób doradza, że rodzina to wszelkie zło, że to maruderzy, nieświadoma hałastra i trzeba od nich uciekać. Jeżeli również się zaliczasz do tak myślących osób, to racz proszę przemyś to czy przypadkiem uciekając w te pędy od nich nie unosisz ze sobą w swoim sercu, głowie, umyśle i gdzie tam jeszcze sobie życzysz, tych samych lub bardzo podobnych wzorców, które teraz Ci w nich przeszkadzają. I że jeżeli ich nie zmienisz, to Twój własny związek lub związki oraz relacje z dziećmi czy dorosłymi, mogą być podobne do tych, jakie miałeś w domu rodzinnym. Może też tego ludzie się podświadomie boją i dlatego nie śpieszą się do wchodzenia w związki czy posiadania dzieci. Poza oczywiście innymi powodami. Oczywiście – jeżeli rodzina jest wyraźnie dysfunkcyjna, albo nie dzieje się w niej z różnych przyczyn najlepiej, to warto się wyswobodzić spod jej wpływu. Wyswobodzić a uciekać to dwie różne sprawy. Choć często pomocne bywa wyjechanie na jakiś okres z dala od niej. Aby móc tam wtedy na spokojnie przemyśleć swoje i ich zachowania i wprowadzić w swoje życie, serce i umysł – świadomy i podświadomy, nowe, lepsze i bardziej korzystne oraz pozytywne wzorce. To zresztą często służy rodzinie. Powoduje, że relacje w niej się zmieniają w sposób widoczny. Warto jest wiedzieć i wyraźnie, głęboko to odczuć, że wszystkie elementy tego wszechświata są ze sobą połączone, choć oczywiście nie muszą się dotykać czy być w bliskiej siebie odległości. Są połączone, splątane, jak mówią fizycy w odniesieniu do niektórych zjawisk. Dodatkowo suma zjawisk daje wyniki inne niż stan pojedynczych osób, obiektów czy zjawisk. Wszystko wpływa na wszystko. I wszystko jest wynikiem wszystkiego. W taki czy inny sposób. Zatem – co zobaczyłeś i odczułeś w swojej rodzinie i jakie decyzje podjąłeś? I czy przebaczyłeś sobie swoje wcześniejsze wybory oraz im wszystkim? To dobrze, bo dopiero wtedy może przyjść do twojego serca prawdziwy pokój i odetchnienie. Jest jeszcze jeden model zaistnienia jakiejś duszy – świadomości w konkretnej rodzinie. Podobnie zresztą, jak w każdej innej. To Wszechświat – Całość Istnienia chce twórczo rozwinąć jakiś aspekt prezentowany przez daną jego cząstkę – w tym przypadku rodzinę. Można to również nazwać tak, że poszukuje on uświadamianego sobie przez jednostkowe byty rozwiązania jakiegoś problemu, który się w niej pojawił. Osoby, które mówią innym, aby w te pędy uciekali od rodzin, warto, aby uświadomiły sobie, że to być może właśnie takie ich nieprawidłowe poglądy dotyczące rodzin i rodziny doprowadziły do tego, że w takiej a nie innej rodzinie się teraz znaleźli. Tak – aby zobaczyli swoje niechęci, bo te również przyciągają do nich pewne energie, osoby i zjawiska. A ponoć teraz są adeptami rozwoju duchowego, którzy przecież zajmują się czystością umysłu, który ma niczym kryształowe zwierciadło odbijać Światło Boga i Kosmiczny Ład oraz Czystą Miłość i Prawdę:). Warto również sobie uświadamiać, że w takich społecznościach jak Indianie czy Kahuni, nie leczyło się często pojedynczego człowieka, który cierpiał na jakąś dolegliwość ciała czy ducha, ale całą społeczność, w której żył. Pracowało się z całą rodziną lub większą grupą. Dopiero wtedy można było – po znalezieniu tam przyczyny czyichś niedomagań i przekształceniu jej, zaprowadzić trwały pokój i harmonię. Oczywiście im mniejsza społeczność, tym łatwiej zaprowadzić tam porządek. Warto również zdawać sobie sprawę, do jakich rodzin może przyciągnąć kogoś negatywnie myślącego o rodzinie w przyszłych wcieleniach. Jakim cudem – przy niechęci do rodziny, plus wyraźnej niechęci do dzieci (czyli potencjalnego siebie w przyszłości) można przyciągnąć w przyszłych wcieleniach dobrych, mądrych i kochających, czułych i świadomych rodziców? Ten temat ma dwa podtematy – pierwszym jest model rodziny a drugim jest to, że często połowa żali, pretensji i dostrzegania “głupoty” rodziców kończy się w momencie, gdy ktoś samemu zaczyna wychowywać swoje dziecko. Bo często rzeczywistość tego doświadczenia nijak ma się do swoich wcześniejszym o tym wyobrażeń oraz opisów w najwspanialszej nawet fachowej literaturze. Dziecko to żywioł – nieokiełznana energia wszechświata wtłoczona w ciało i ludzkie uwarunkowania. Niewielu potrafi je prawidłowo ukształtować. Bo niekoniecznie jest tak, że dziecko przychodzi już z pełnym potencjałem, który tylko rozwija, bez względu na otoczenie. Nie. Każdemu dziecku potrzebna jest do prawidłowego rozwoju emocjonalnego, psychicznego, werbalnego, duchowego i fizycznego ciepła, serdeczna, pełna miłości, mądrości, radości, normalności i interakcji opieka. Ten świat rozwija się przecież również przez przyszłe pokolenia. Indianie pięknie mówią, że oni nie przekazują tej ziemi swoim dzieciom w darze, ale oni pożyczają ją od swoich wnuków. Modeli funkcjonowania rodziny czy też rodzin było i jest wiele. Były matriarchaty, patriarchaty, rodziny tradycyjne – dwuosobowe, było wielożeństwo mężczyzn, wielożeństwo kobiet. Było i jest mieszkanie wielu pokoleń razem. Wreszcie – samotne matki i samotni ojcowie, z dala od swych rodzin lub przy nich. Który model jest lepszy? Trudno powiedzieć. W naturze zdarzają się wszystkie z nich. Wyraźnie jednak widać, że poza drapieżnikami, organizmami ściśle terytorialnymi, okresami rozrodu i głodu oraz suszy, to osobniki jednego gatunku wyraźnie do siebie lgną. Znajdują w sobie wzajemnie oparcie, pomoc i poczucie bezpieczeństwa. Według mnie, każdy model ma pewne wady i zalety. Jednak najbardziej prosty, naturalny i funkcjonalny jest, póki co, model związku różnopłciowych osób – czyli kobiety i mężczyzny. Dobrze, jeżeli, nawet nie mieszkając w pobliżu swojej najbliższej rodziny – aby mieli i czuli w niej oparcie, chociażby psychiczne, nie mówiąc już o materialnym. Myślę, że w takim modelu – samodzielnych rodziców, pary – mężczyzny i kobiety, która ma najlepiej w pobliżu swoich rodziców, dziadków, inne przyjazne i życzliwe osoby z dalszej czy bliższej rodziny, czy też sąsiadów, to w niej właśnie dzieci najbardziej mogą nabierać prawidłowych, zdrowych wzorców. Są kochane, czują się potrzebne i ważne oraz docenione. Czują, że ten świat to przyjazne miejsce, które cieszy się z ich talentów, pomysłów i działań. Chętnie zatem działają. Są wolne. Z nam najbliższej epoki pochodzą eksperymenty przywrócenia pewnego modelu przez Osho. Mówił on, że dziecko powinno rozwijać się w komunie – społeczności wielu osób, aby chłonęło wiele wzorców i mogło się swobodnie rozwijać, mając oparcie i poczucie bezpieczeństwa w każdej z osób należącej do wspólnoty. Być może założenia były dobre. Tylko powiedzcie mi, gdzie jest teraz ta komuna? Z tego co wiem, główny człon ugrupowania Osho się rozpadł, zmarniał. Typowo ziemskie, materialne wartości wzięły górę nad szczytnymi ideami. Być może też niefrasobliwość a nawet odrobina głupoty w temacie zarządzania dobrami samego przywódcy i ich marnowanie na fanaberie sprzeczne z życiem, które przecież, jak mówił – jest proste, doprowadziło do rozpadu tej struktury. Oczywiście jego ośrodek czy ośrodki nadal funkcjonują, ale nie czuję, żeby była tam jakaś specjalna mądrość. Raczej ciekawostka dla spragnionych duchowego kolorytu osób. Każdy sam wybiera model życia – albo tak mu się tylko wydaje. Jednak, nawet, jak lubię być sam, to widzę wady i zalety życia samemu i w rodzinie. Pewna struktura religijna ma hasło: “Rodzina Bogiem silna”. Można obruszać się na tę organizację z takich czy innych powodów, ale jednak hasło to mówi prawdę. W prawidłowo ukształtowanej rodzinie przejawia się Bóg. Jeszcze silniej to odczujemy, gdy słowo Bóg – Bogiem zamienimy na Miłość: “Rodzina Miłością silna”. Tutaj dziecko najbardziej może poczuć miłość, radość i bezpieczeństwo. A jeżeli uważasz, że poradzisz sobie świetnie bez niej, to po raz drugi zasygnalizuję – przemyśl, w jaką sytuację w przyszłości Cię to może zaprowadzić i czy tego naprawdę chcesz. Ponoć zresztą wszyscy jesteśmy Wielką Rodziną. A przynajmniej w założeniu lub ogólnie przyjętym wzorcu zachowań – kogoś z rodziny traktuje się serdeczniej i milej. Ważna sprawa. Chyba w niewielu miejscach o tym przeczytasz. Tak – żyjemy w Matrixie – strukturze, która jak mówią, więzi nas i wykorzystuje. Widać to w polityce, nawet mainstreamowym przemyśle muzycznym, który jest – zwłaszcza za granicą, ściśle manipulowany przez dziwne organizacje, które chcą zniewolić ludzi i zawładnąć ich umysłami. Ale z szerszej perspektywy – to my jesteśmy tym Matrixem! Choćbyśmy uciekali nie wiadomo gdzie – jesteśmy połączeni nierozerwalnie z całością istnienia. Nawet fizyka to potwierdza. Zatem – poprzez zmianę siebie i najbliższego otoczenia, swojego życia, myśli i wyborów, zmieniamy i kształtujemy matrix, w którym żyjemy. Tak mamy realny wpływ na jego kształt, zachowanie i warunki w nim panujące. To my je tworzymy! Wraz ze wszystkimi innymi…i na tym właśnie polega to, że wiele zmian ciągnie się tak długo – prawie w nieskończoność. Bo zmiana zadziewa się dopiero w momencie, kiedy nieświadoma część matrixa w jakiejś kwestii staje się świadoma i przeważa nad resztą samej siebie w tym aspekcie. Proste? Dlatego wyzwaniem dla Ziemian jest w tej chwili zaakceptowanie tego połączenia i rozwinięcie świadomości kolektywnego działania nie tylko dla dobra siebie i swojej społeczności, ale całości gatunku ludzkiego a nawet wszelkich form życia na tej planecie – Matce Ziemi. To zupełnie coś innego niż chwalenie się “ile kto może wlać w swe ciało trującego płynu”, ile kto potrafi zarobić kosztem innych (np. wycinając cenne stare drzewa, opłacając pracowników minimalnie w porównaniu do zysku) czy też ile kto spuścił w nocy chemikaliów do rzeki. Rodzina by sama sobie tego nie zrobiła. Nie truła by się, nie oszukiwała i nie wykorzystywała. Zatem obecnie jeszcze traktujemy się jak obcych. I to jest do zmiany. Wszelkie działania w rodzaju pojenia ziemi planety chemikaliami np. w produkcji roślin, bo “nie ja to będę jadł, a poza tym eksportuję to daleko od domu”, jest krótkowzroczne. Być może Twoje dziecko tam kiedyś pojedzie i ono również odczuje, tysiące kilometrów od domu, twoje działania. Takiej głębokiej zmianie sprzyja również aktualne położenie naszej planety w miejscu Kosmosu, które najprawdopodobniej poprzez generowane tu różne czynniki – najpewniej chodzi o częstotliwość drgań i wibracji oraz promieniowanie, które wzmaga rozwój świadomości i wolności. Najbliżej życia, które przecież jest przejawem Boga, są wszelkie, nie zawsze lubiane i popierane przez adeptów różnych ścieżek duchowych, bo postrzegane jako prymitywne i wsteczne, wszelkie kulty prasłowiańskie, które nawiązują do współpracy z Ziemią i siłami natury. One dbają o rozwój rodziny. O rozwój miłości, o poszanowanie życia w każdej jego formie. Uczą, jak Ziemia leczy i karmi ludzi. Bo w sztucznej cywilizacji ludzie o tym zapominają. Myślą, że leczy je medycyna a żywi przemysł. Kiedyś usłyszałem na rodzinnym spotkaniu od osoby, która ma zapewne przeszłość kahuńską, i choć w tym życiu raczej nie wyczytała podobnych informacji, to powiedziała, że “teraz każdy mówi tylko ja, ja i że tylko to co moje jest najważniejsze, czego ja chcę a przecież to ja się szybko kończy”. Oto cała prawda o ja. Pewne osoby mogą podawać przykład, że przecież Jezus, taki mądry nauczyciel duchowy a w tej chwili najprawdopodobniej oświecony, choć wtedy z pewnością nie, ponoć powiedział: ” Ktoś rzekł do Niego: Oto Twoja Matka i Twoi bracia stoją na dworze i chcą mówić z Tobą. Lecz On odpowiedział temu, który Mu to oznajmił: Któż jest moją matką i którzy są moimi braćmi? I wyciągnąwszy rękę ku swoim uczniom, rzekł: Oto moja matka i moi bracia. Bo kto pełni wolę Ojca mojego, który jest w niebie, ten Mi jest bratem, siostrą i matką.” Czyli ten pierwszy cytat Jezusa o rodzinie mówił raczej, że najpierw warto zajmować się miłością, dobrem i prawdą a siłą rzeczy wszelkie sprawy dotyczące życia powinny się ułożyć jak najlepiej. Powinny…bo ludzie mają sprzeczne ze sobą intencje i czasem wręcz lubią robić głupoty. Również niedawni nam mistrzowie – jak chociażby Jogananda czerpali z rodziny. Mimo wielkich mocy jego mistrza i innych mistrzów z jego linii, to dzięki ojcu pojechał za granicę, do USA, a nawet studiował, bo to on finansował jego pomysły i eskapady. Zatem, bez względu na to, jaki model życia i rodziny wybierzesz dla siebie, warto, abyś był świadomy, jakie ewentualne skutki mogą powodować Twoje aktualne sposoby myślenia, preferencje, niechęci i dokonywane wybory. I na koniec cytat z piosenki Rodzina Kabaretu Starszych Panów: Pozdrawiam :) |
|