|
Wróć do listy artykułów
Leszek ŻądłoUzdrowiciele i uzdrawianieTu i ówdzie toczą się spory o medycynę niekonwencjonalną: czy to o jej zasadność, czy o sposoby weryfikacji. Uważam, że wiele z głosów w dyskusji, to wypowiedzi tendencyjne i niekompetentne, opinie wypowiadane przez ludzi, którzy z medycyną niekonwencjonalną stykali się sporadycznie. Z kolei nurt “kompetentnych” wypowiedzi wiąże się z tendencją do monopolizacji rynku usług. Tak źle i tak niedobrze. A niedobrze dlatego, że czytelnicy różnych pism zajmujących się tą tematyką stają się coraz bardziej nieufni i podejrzliwi wobec środowiska, które kłóci się o sprawy drugorzędne. Nic więc dziwnego, że wielu uzdrowicieli nie ma ochoty wchodzić w niezdrowe układy i układziki, które ich twórcy traktują jako ważne struktury organizacyjne. Do zabrania (sądzę, że kompetentnego) głosu w tej sprawie skłoniły mnie dwa fakty. Otóż:
Uważam, że to daje mi podstawy do wypowiadania się z obu punktów widzenia. To, co dzieje się w związku z praktykami niektórych uzdrowicieli, może budzić różne emocje. Wysokie honoraria, nieskuteczność wielu zabiegów, do tego jeszcze dochodzą próby oszustw i naciągania naiwnych. Ba, powstaje pytanie, jak to zrobić, jeśli już dawno odkryto efekt placebo, a to znaczy, że coś, co nie ma właściwości uzdrawiających, może przynieść uzdrawiające rezultaty! Na nic więc przydają się weryfikacyjne kryteria proponowane przez różne organizacje zrzeszające uzdrowicieli. Trzeba też uczciwie powiedzieć, że tendencje do monopolizacji usług bioenergoterapeutycznych są wysoce nieetyczne. Nawet jeśli “za” przemawia pragnienie uchronienia klientów przed naciągaczami. Największym w tym całym zamieszaniu cudem okazuje się fakt, że efekt placebo przynosi uzdrowienia nawet tam, gdzie mamy do czynienia z ewidentnymi oszustwami! Nawet sławny ongiś Big Mahuna ma na swym koncie wielu uzdrowionych, pomimo że na seansach “zbiorowego uzdrawiania” bełkotał coś bez sensu. Od lat środowiska bioenergoterapeutów oczekują na weryfikację. I to może się wydawać OK. Ale kto i w jaki sposób ma ją przeprowadzać? Większość proponowanych dotychczas metod okazuje się zupełnie bez sensu. Jedyną, która może być uznana, są wyniki pracy uzdrowicieli. Ale i te bywają fałszowane. Sam byłem świadkiem, jak pewien kandydat na uznanego przez cech uzdrowiciela prosił o wpis pamiątkowy z okazji zabiegu grupowego, którego dokonał dla ponad 80 osób. Dociekliwi zauważyli, że z drugiej strony widniał drobnymi literami napisany tekst: Lista osób uzdrowionych podczas seansu dn…. Rzecz w tym, że nikt z obecnych tam nie doznał uzdrowienia! Wśród kryteriów weryfikacyjnych niektórzy usiłują przeforsować takie niedorzeczności jak: prawdziwy uzdrowiciel robi to za darmo! Oczywiście, znam i takich, ale najczęściej nie polecam! Nie gustuję w weryfikacjach. Nie mam pojęcia, kto mógłby rzetelnie mnie zweryfikować, jeżeli część ludzi w środowisku nigdy o mnie nie słyszało, a część na dźwięk mojego nazwiska dostaje wysypki! Rozsądni ludzie zgodzą się, że nawet przyznawanie prestiżowej Nagrody Nobla jest swoistym rankingiem. I wśród nagrodzonych zawsze braknie miejsca dla kilku tysięcy ludzi, którzy wiele wnieśli w dorobek światowego dziedzictwa. I mogłem przeżyć szok, że pewnego pięknego dnia Literacką Nagrodę Nobla dostała pani, która opublikowała klika tomików poezji w łącznym nakładzie mniejszym niż jedna z moich książek. Ale nie dostałem apopleksji wiedząc, że dla gremiów decydujących o nominacji cenniejsze są treści antykomunistyczne od pozytywnych, motywujących do rozwoju. Ot – akceptuję – rzecz gustu! Może nie trafiłem na właściwy naród? Rozumiem, że ktoś czuje rozgoryczenie, gdy na liście NAJLEPSZYCH POLSKICH UZDROWICIELI doskonały uzdrowiciel nie znalazł siebie, a uzdrowiony tych, którzy mu pomogli. Ja przez całe lata czytania opublikowanych list znalazłem tylko jednego. Jako jedyne rozwiązanie widzę wprowadzenie rankingu najpopularniejszych polskich uzdrowicieli. Takich, którzy zostali zauważeni przez publiczność, przez ludzi, którym akurat pomagają. To by miało sens i myślę, że byłoby doskonałą podpowiedzią dla tych, którzy się na liście nie znaleźli. Mnie też dziwi, kiedy tłumy ludzi “walą drzwiami i oknami” na seanse “uzdrowicieli”, za których nie dałbym złamanego grosza. Z drugiej strony wiem, że wielu potencjalnych pacjentów unika dobrych uzdrowicieli, ponieważ mają oni wymagania! Śmią żądać współpracy! Jakiegoś idiotycznego pozytywnego myślenia, relaksowania się, wizualizacji i innych idiotyzmów w rodzaju zaprzestania picia alkoholu, czy palenia. Dziwi mnie też to, o czym dowiaduję się po publikacji artykułu o egzorcyzmach. Przerażają mnie telefony od czytelników Cz. W. Ludzie o niektórych uzdrowicielach opowiadają mi straszne rzeczy, ale ze strachu przed magiczną zemstą nie chcą podawać ich nazwisk! I boją się odmówić dalszego “przyjmowania pomocy”! Opowiadają, jak to uzdrowiciel uzależnił ich, jak czerpie z nich energię, by uzdrawiać innych. Zresztą, wśród rekomendowanych znajduje się kilku takich, którzy to robią i przed którymi podczas zabiegów należy chronić otoczenie (nie tylko ja o tym wiem). Ale wyniki uzdrawiania mają świetne. Ktoś powie, że ważna jest etyka uzdrowiciela. Uważam, że jedynym kryterium oceny skuteczności uzdrowiciela powinna być skuteczność jego działań. Co z tego, jeśli skuteczność ta jest zupełnie różna wobec różnych pacjentów! Mam setki dowodów na to, że każdy z uzdrowicieli jest skuteczny, ale nie dla wszystkich. I O TO WŁAŚNIE CHODZI. Zdaję sobie sprawę z faktu, że wszystko, co pisze się i mówi na temat weryfikacji uzdrowicieli, jest kontrowersyjne. Tym bardziej, że podobno mamy ich w Polsce ponad 50.000! Ale przede wszystkim należałoby wyeliminować z rynku jednostki w ewidentny sposób przynoszące szkodę. Tylko kto ma to zrobić i według jakich kryteriów? Przecież każdy z nas ma na koncie jakieś niepowodzenie, które można by wykorzystać przeciw niemu. Tak to już jest, kiedy pomagamy ludziom, którzy przecież zostali obdarzeni wolną wolą. Wolą przyjęcia uzdrowienia lub odrzucenia go. Wolą wyrażenia wdzięczności lub niewdzięczności. I wreszcie wskutek posiadania owej wolnej woli, mającymi intencje przyjmowania pomocy, bądź ciągłego szkodzenia sobie. W naszym kraju natrafiamy na jeszcze inny problem. Otóż pewien socjolog odkrył, że Polacy od tysiąca lat uwielbiają stosować sposoby, które przynoszą zawsze skutki odwrotne od zamierzonych. A przegranych traktują jak bohaterów. Jako psycholog – praktyk – muszę stwierdzić, że dużo w tym prawdy. To jeden z głównych powodów, by nie przyjmować uzdrowienia, by je odrzucać. Skuteczność uzdrawiania najczęściej zależy nie od uzdrowiciela i jego mocy oddziaływania, ale od nastawienia pacjenta, czyli usługobiorcy. Przyjrzyjmy się teraz tym, którzy korzystają z usług w zakresie niekonwencjonalnej medycyny. Uczestnicy wielu uzdrawiających seansów skarżą się na różne niedogodności. A to organizacja nawaliła, a to cena okazała się wyższa lub za wysoka jak na ich możliwości, a to zabieg nie przyniósł żadnych efektów, a to nie podobają się zalecenia po zabiegu. Naprzeciw nim wytaczają swe argumenty ci, którzy z zabiegów u tych samych uzdrowicieli wyszli uzdrowieni. Psychologia uzdrowień to temat tak obszerny, że trudno go będzie streścić w jednym artykule. Zajmiemy się więc tym, co najważniejsze. Docenianie zdrowia i uzdrowienia to ważny element nastawienia. A, prawdę mówiąc, chętny do uzdrowienia może mieć wiele powodów, by bardziej cenić chorobę, bo ona wydaje się wygodniejsza, mimo że boli. Aby zrozumieć, kiedy może zajść uzdrowienie, trzeba zapytać o przyczynę choroby. Jeśli jest nią poczucie winy, wówczas uzdrowienie może nastąpić dopiero po przebaczeniu sobie lub po odpokutowaniu, które podświadomość uzna za równoważne w stosunku do poczucia winy. Dlatego jedni długo cierpią, zanim im powróci zdrowie, a inni umierają w narastającym cierpieniu. Są też i tacy, u których przyczyną choroby jest słabe poczucie winy jest lub coś zupełnie innego. Ci z reguły nie wymagają bolesnych operacji i komplikacji pooperacyjnych, po których uznaliby, że ich cierpienie zrównoważyło winę. Ci powracają do zdrowia najszybciej i najdłużej cieszą się nim. Pod jednym wszakże warunkiem – że mają cel życia i widzą jego sens! Tu dochodzimy do tematu: płacenie za zabiegi. Ten temat budzi bowiem wiele emocji i kontrowersji. Czas najwyższy oprzytomnieć i przestać wymagać od innych tego, czemu samemu nie sposób sprostać. Tymczasem zdarzało mi się spotkać i takich, którzy twierdzili, że w zamian za pomoc nie mogą się niczym zrewanżować. Stwarzają takie wrażenie, jakby im jakaś siła odcięła ręce, nogi i rozum. No tak, ale kiedy pomyślą, ile musieliby w ten rewanż włożyć czasu i wysiłku, to już im się odechciewa. Wolą udzielać “umoralniających” porad temu, który dawno już przeszedł przez te etapy rozwoju, na których ci moraliści “z bożej łaski” właśnie się znajdują. Ludzie o podobnej mentalności myślą sobie: “Bóg dał darmo moc uzdrawiania i kazał się dzielić. A ponieważ ja nie mam nic, to nie muszę się dzielić. Jakie to wygodne!”. Z takiego myślenia wynika tylko, że ci, którzy mają, powinni darmo dawać tym, którzy nie mają. Okazuje się, że uzdrowiciel powinien przyjechać z dalekiego kraju, za własne pieniądze wynająć sobie gabinet, a potem darmo i skutecznie uzdrawiać kombinatorów i leniów, by wreszcie po wielogodzinnej pracy… iść zdechnąć pod mostem. Przy okazji, przykro mi, kiedy podobne w moralnej wymowie “mądrości duchowe” lansują niektóre czasopisma ezoteryczne. Jednym z najważniejszych bowiem duchowych praw okazuje się prawo rewanżu lub równowagi. A z niego waśnie wynika, że powinniśmy dać ekwiwalent tego, co otrzymujemy od innych. Na potrzeby moich klientów opracowałem zalecenia w zakresie korzystania z niekonwencjonalnej pomocy. Chętnie podzielę się nimi z większą ilością czytelników mając nadzieję, że potraktują je poważnie i przyjmą dla własnego dobra. Oto one:
Kto nie akceptuje powyższych wskazówek, nie powinien nawet rozpoczynać przygody z niekonwencjonalną medycyną czy psychoterapią!
Przygotowanie pacjenta do przyjęcia uzdrowienia i jego efektów leży w interesie nie tylko uzdrowicieli, ale przede wszystkim pacjentów. Wiadomo bowiem, że skuteczne uzdrowienia zdarzają się przede wszystkim tym, którzy mają jasną wizję swego życia po uzdrowieniu (broń Boże, nie po śmierci!), którzy potrafią się cieszyć efektami uzdrowienia. Wiadomo też, że aby uzdrowienie powiodło się, człowiek musi widzieć w życiu sens i posiadać możliwe do zrealizowania, a przy tym pozytywne cele. Czasami zdarza się, że spełnienie powyższych warunków wiąże się z wieloletnią pracą nad podnoszeniem samooceny i uwalnianiem od mechanizmów samozniszczenia. I na koniec kontrowersyjna teza: Okazuje się, że uzdrowienie samo w sobie nie zawsze jest dobrem. Niektóre osoby mające negatywne cele życiowe wykorzystują wzrost siły i poprawę samopoczucia tylko po to, by szkodzić sobie i innym. W ich rzeczywistym interesie leży, by nie doznały uzdrowienia, dopóki nie zmienią swego nastawienia i swych celów. I jakaś inteligentna siła we wszechświecie czuwa, by nie doświadczyły uzdrowienia wcześniej. Mógłby ktoś wyciągnąć z tego wniosek, że za choroby i nieskuteczne zabiegi ponoszą winę sami pacjenci. I wreszcie zapoznać z ważniejszą z zasad uzdrawiania Huny: Nie ma nieuleczalnych chorób, są natomiast nieuleczalnie chorzy ludzie. |
|
Czakroterapia
(kaseta)
|
Medytacje miłości
(CD)
|