Wróć do listy artykułów

Leszek Żądło

Uzdrowiciele i uzdrawianie

Tu i ówdzie toczą się spory o medycynę niekonwencjonalną: czy to o jej zasadność, czy o sposoby weryfikacji. Uważam, że wiele z głosów w dyskusji, to wypowiedzi tendencyjne i niekompetentne, opinie wypowiadane przez ludzi, którzy z medycyną niekonwencjonalną stykali się sporadycznie. Z kolei nurt “kompetentnych” wypowiedzi wiąże się z tendencją do monopolizacji rynku usług.

Tak źle i tak niedobrze. A niedobrze dlatego, że czytelnicy różnych pism zajmujących się tą tematyką stają się coraz bardziej nieufni i podejrzliwi wobec środowiska, które kłóci się o sprawy drugorzędne. Nic więc dziwnego, że wielu uzdrowicieli nie ma ochoty wchodzić w niezdrowe układy i układziki, które ich twórcy traktują jako ważne struktury organizacyjne.

Do zabrania (sądzę, że kompetentnego) głosu w tej sprawie skłoniły mnie dwa fakty. Otóż:

  1. Zajmuję się niekonwencjonalnymi metodami uzdrawiania (niegdyś różne metody energoterapii, radiestezji i chiropraktyki, a obecnie psychoterapia).
  2. Sam, jako pacjent, korzystałem z różnych metod, jakie oferuje niekonwencjonalna medycyna i psychoterapia.

Uważam, że to daje mi podstawy do wypowiadania się z obu punktów widzenia.

To, co dzieje się w związku z praktykami niektórych uzdrowicieli, może budzić różne emocje. Wysokie honoraria, nieskuteczność wielu zabiegów, do tego jeszcze dochodzą próby oszustw i naciągania naiwnych.
Powiedzmy sobie szczerze: tam, gdzie istnieje zapotrzebowanie na cuda, zawsze znajdą się tacy, którzy je oferują. Im wyższe zapotrzebowanie, tym wyższa cena. Ale… ta konkluzja niewiele jeszcze wyjaśnia.
To, co wielu wydaje się najważniejsze, to konieczność odsiania ziarna od plew, czyli rzeczywistych uzdrowicieli od oszustów.

Ba, powstaje pytanie, jak to zrobić, jeśli już dawno odkryto efekt placebo, a to znaczy, że coś, co nie ma właściwości uzdrawiających, może przynieść uzdrawiające rezultaty! Na nic więc przydają się weryfikacyjne kryteria proponowane przez różne organizacje zrzeszające uzdrowicieli. Trzeba też uczciwie powiedzieć, że tendencje do monopolizacji usług bioenergoterapeutycznych są wysoce nieetyczne. Nawet jeśli “za” przemawia pragnienie uchronienia klientów przed naciągaczami. Największym w tym całym zamieszaniu cudem okazuje się fakt, że efekt placebo przynosi uzdrowienia nawet tam, gdzie mamy do czynienia z ewidentnymi oszustwami! Nawet sławny ongiś Big Mahuna ma na swym koncie wielu uzdrowionych, pomimo że na seansach “zbiorowego uzdrawiania” bełkotał coś bez sensu.

Od lat środowiska bioenergoterapeutów oczekują na weryfikację. I to może się wydawać OK. Ale kto i w jaki sposób ma ją przeprowadzać? Większość proponowanych dotychczas metod okazuje się zupełnie bez sensu. Jedyną, która może być uznana, są wyniki pracy uzdrowicieli. Ale i te bywają fałszowane. Sam byłem świadkiem, jak pewien kandydat na uznanego przez cech uzdrowiciela prosił o wpis pamiątkowy z okazji zabiegu grupowego, którego dokonał dla ponad 80 osób. Dociekliwi zauważyli, że z drugiej strony widniał drobnymi literami napisany tekst: Lista osób uzdrowionych podczas seansu dn…. Rzecz w tym, że nikt z obecnych tam nie doznał uzdrowienia!

Wśród kryteriów weryfikacyjnych niektórzy usiłują przeforsować takie niedorzeczności jak: prawdziwy uzdrowiciel robi to za darmo! Oczywiście, znam i takich, ale najczęściej nie polecam!
Niektóre z czasopism branżowych ogłaszają rankingi najlepszych polskich uzdrowicieli.
Ranking niewątpliwie jest pewną próbą weryfikacji. Próbą tak samo zawodną, gdyż, jak i inne, subiektywną. I zawsze na takiej liście braknie miejsca dla kilkuset wspaniałych uzdrowicieli. Podobnie jak braknie dla nich miejsca na każdej liście rekomendowanych przez różne stowarzyszenia uzdrowicieli. A mamy ich w Polsce za dużo! Owe stowarzyszenia mniej dbają o jakość usług, a więcej o uznanie zasług i zaszczyty ich członków. I każde z nich ma swoją listę rankingową.
(Sam pamiętam, jak byłem w zarządzie jednej z takich organizacji. Kiedy mówiłem o konieczności prowadzenia profesjonalnych szkoleń i działalności gospodarczej, nikt nie chciał tego słuchać. Wszyscy byli natomiast zainteresowani rozdzielaniem gratyfikacji i odznaczeń. Oczywiście, za pieniądze wnoszone przez szeregowych członków, bo każdy z nich brzydził się zarabianiem.)
Ranking mówi tylko o tym, kto w danym momencie jest najbardziej popularny, ale nie najlepszy!

Nie gustuję w weryfikacjach. Nie mam pojęcia, kto mógłby rzetelnie mnie zweryfikować, jeżeli część ludzi w środowisku nigdy o mnie nie słyszało, a część na dźwięk mojego nazwiska dostaje wysypki!

Rozsądni ludzie zgodzą się, że nawet przyznawanie prestiżowej Nagrody Nobla jest swoistym rankingiem. I wśród nagrodzonych zawsze braknie miejsca dla kilku tysięcy ludzi, którzy wiele wnieśli w dorobek światowego dziedzictwa. I mogłem przeżyć szok, że pewnego pięknego dnia Literacką Nagrodę Nobla dostała pani, która opublikowała klika tomików poezji w łącznym nakładzie mniejszym niż jedna z moich książek. Ale nie dostałem apopleksji wiedząc, że dla gremiów decydujących o nominacji cenniejsze są treści antykomunistyczne od pozytywnych, motywujących do rozwoju. Ot – akceptuję – rzecz gustu! Może nie trafiłem na właściwy naród?

Rozumiem, że ktoś czuje rozgoryczenie, gdy na liście NAJLEPSZYCH POLSKICH UZDROWICIELI doskonały uzdrowiciel nie znalazł siebie, a uzdrowiony tych, którzy mu pomogli. Ja przez całe lata czytania opublikowanych list znalazłem tylko jednego.

Jako jedyne rozwiązanie widzę wprowadzenie rankingu najpopularniejszych polskich uzdrowicieli. Takich, którzy zostali zauważeni przez publiczność, przez ludzi, którym akurat pomagają. To by miało sens i myślę, że byłoby doskonałą podpowiedzią dla tych, którzy się na liście nie znaleźli.
No cóż, nasza gwiazda świeci blaskiem chwały, dopóki dajemy się zauważyć. Kiedy izolujemy się, lub nawet chcemy odpocząć na kilka miesięcy, odbija się to na popularności. I trzeba uznać ten fakt.

Mnie też dziwi, kiedy tłumy ludzi “walą drzwiami i oknami” na seanse “uzdrowicieli”, za których nie dałbym złamanego grosza. Z drugiej strony wiem, że wielu potencjalnych pacjentów unika dobrych uzdrowicieli, ponieważ mają oni wymagania! Śmią żądać współpracy! Jakiegoś idiotycznego pozytywnego myślenia, relaksowania się, wizualizacji i innych idiotyzmów w rodzaju zaprzestania picia alkoholu, czy palenia.

Dziwi mnie też to, o czym dowiaduję się po publikacji artykułu o egzorcyzmach. Przerażają mnie telefony od czytelników Cz. W. Ludzie o niektórych uzdrowicielach opowiadają mi straszne rzeczy, ale ze strachu przed magiczną zemstą nie chcą podawać ich nazwisk! I boją się odmówić dalszego “przyjmowania pomocy”! Opowiadają, jak to uzdrowiciel uzależnił ich, jak czerpie z nich energię, by uzdrawiać innych. Zresztą, wśród rekomendowanych znajduje się kilku takich, którzy to robią i przed którymi podczas zabiegów należy chronić otoczenie (nie tylko ja o tym wiem). Ale wyniki uzdrawiania mają świetne.
Niektórzy z polecanych w rankingach uzdrowicieli już dawno wycofali się, ale nadal są wśród rekomendowanych.

Ktoś powie, że ważna jest etyka uzdrowiciela.
Owszem, ale nie zawsze jest on świadomy tego, co i jak robi. Czasami uważa, że wszystko jest w porządku, bo chorzy zdrowieją. A czasem liczy się co innego! No cóż. Uzdrowiciel nie składał przysięgi Hipokratesa, ani żadnej innej, więc nie ma możliwości postawić go przed komisją etyki, ani przed sądem. Powinien jednak być świadomy tego co robi i za jaką cenę to czyni. Często jednak pragnienie uzdrawiania za wszelką cenę jest silniejsze. A zdarza się, że silniejsze jest pożądanie zaszczytów.

Uważam, że jedynym kryterium oceny skuteczności uzdrowiciela powinna być skuteczność jego działań. Co z tego, jeśli skuteczność ta jest zupełnie różna wobec różnych pacjentów! Mam setki dowodów na to, że każdy z uzdrowicieli jest skuteczny, ale nie dla wszystkich. I O TO WŁAŚNIE CHODZI.

Zdaję sobie sprawę z faktu, że wszystko, co pisze się i mówi na temat weryfikacji uzdrowicieli, jest kontrowersyjne. Tym bardziej, że podobno mamy ich w Polsce ponad 50.000! Ale przede wszystkim należałoby wyeliminować z rynku jednostki w ewidentny sposób przynoszące szkodę. Tylko kto ma to zrobić i według jakich kryteriów? Przecież każdy z nas ma na koncie jakieś niepowodzenie, które można by wykorzystać przeciw niemu. Tak to już jest, kiedy pomagamy ludziom, którzy przecież zostali obdarzeni wolną wolą. Wolą przyjęcia uzdrowienia lub odrzucenia go. Wolą wyrażenia wdzięczności lub niewdzięczności. I wreszcie wskutek posiadania owej wolnej woli, mającymi intencje przyjmowania pomocy, bądź ciągłego szkodzenia sobie.

W naszym kraju natrafiamy na jeszcze inny problem. Otóż pewien socjolog odkrył, że Polacy od tysiąca lat uwielbiają stosować sposoby, które przynoszą zawsze skutki odwrotne od zamierzonych. A przegranych traktują jak bohaterów. Jako psycholog – praktyk – muszę stwierdzić, że dużo w tym prawdy. To jeden z głównych powodów, by nie przyjmować uzdrowienia, by je odrzucać.

Skuteczność uzdrawiania najczęściej zależy nie od uzdrowiciela i jego mocy oddziaływania, ale od nastawienia pacjenta, czyli usługobiorcy.
Oczywiście, akceptuję i doceniam szczególne przypadki, kiedy to niezbędne okazują się kompetencje – np. w przypadku radiestety, zielarza, czy kręgarza. Tym niemniej, nie znam żadnego specjalisty, który mógłby się pochwalić 100% skutecznością uzdrowień. Fakty są, jakie są. W związku z tym uważam, że dyskusja nad kompetencjami i weryfikacją uzdrowicieli nie powinna się przedłużać w nieskończoność.

Przyjrzyjmy się teraz tym, którzy korzystają z usług w zakresie niekonwencjonalnej medycyny.
Pomocy u cudotwórcy szukają przede wszystkim ci, którzy zawiedli się na medycynie konwencjonalnej. Również ci, którzy dotychczas nigdy nie dbali o swoje zdrowie, ale rozchorowali się tak bardzo, że niekonwencjonalne metody wydają im się jedyną szansą. Ci zaś, którym i one nie pomogły, szukają ratunku w kościołach. I… nadal nic im nie pomaga. Większość z nich czeka bowiem na cud jednorazowego aktu wyzdrowienia! I to jest błąd podstawowy, ponieważ trzeba uwzględnić fakt, że jeśli kilka, lub nawet kilkadziesiąt, lat robili wszystko, by się ciężko rozchorować, to na uzdrowienie powinni poświęcić znacznie więcej czasu i energii, niż mają na to ochotę.

Uczestnicy wielu uzdrawiających seansów skarżą się na różne niedogodności. A to organizacja nawaliła, a to cena okazała się wyższa lub za wysoka jak na ich możliwości, a to zabieg nie przyniósł żadnych efektów, a to nie podobają się zalecenia po zabiegu.

Naprzeciw nim wytaczają swe argumenty ci, którzy z zabiegów u tych samych uzdrowicieli wyszli uzdrowieni.
W czym więc rzecz?
Cały cud uzdrowienia polega na nastawieniu psychicznym pacjenta. Na poparcie tej tezy przytoczę przykład pewnego pana, który skarżył się, że nikt mu nie pomógł, ale w momencie, gdy zaproponowano mu za darmo metodę, której nie znał, odparł po prostu: “nic z tego, ja i tak w to nie wierzę”. Oczywiście, jeden przykład to nie dowód. Tym niemniej, jest on znaczący.

Psychologia uzdrowień to temat tak obszerny, że trudno go będzie streścić w jednym artykule. Zajmiemy się więc tym, co najważniejsze.
Widzimy, że nawet wśród cudownych uzdrowień skutki jednych trwają długo, a innych krótko.
Gdy efekt uzdrowienia trwa długo, wówczas możemy przypuszczać, że pacjent poważnie traktuje siebie i swoje zdrowie, że zastosował się do zaleceń uzdrowiciela.
W przypadku, gdy efekty uzdrowienia szybko znikają, możemy podejrzewać, że zadziałała wiara w uzdrowicielską moc terapeuty, ale pacjent nie docenia swego stanu zdrowia i nie stosuje się do zaleceń (może wcale ich nie dostał). Osobiście znam uzdrowicieli, którzy kontrolują, czy pacjenci zastosowali się do ich zaleceń, a w przypadku, gdy ci tego nie czynią, odmawiają im dalszej pomocy. Sam też tak robię.

Docenianie zdrowia i uzdrowienia to ważny element nastawienia. A, prawdę mówiąc, chętny do uzdrowienia może mieć wiele powodów, by bardziej cenić chorobę, bo ona wydaje się wygodniejsza, mimo że boli.
Przez wiele lat spotykałem ludzi, którzy poszukiwali uzdrowienia. Wielu z nich robiło to albo dla kogoś z rodziny, albo dla świętego spokoju, żeby inni przestali się ich czepiać. To właśnie tacy ludzie nie uzyskują trwałych efektów uzdrawiających zabiegów.

Aby zrozumieć, kiedy może zajść uzdrowienie, trzeba zapytać o przyczynę choroby. Jeśli jest nią poczucie winy, wówczas uzdrowienie może nastąpić dopiero po przebaczeniu sobie lub po odpokutowaniu, które podświadomość uzna za równoważne w stosunku do poczucia winy. Dlatego jedni długo cierpią, zanim im powróci zdrowie, a inni umierają w narastającym cierpieniu. Są też i tacy, u których przyczyną choroby jest słabe poczucie winy jest lub coś zupełnie innego. Ci z reguły nie wymagają bolesnych operacji i komplikacji pooperacyjnych, po których uznaliby, że ich cierpienie zrównoważyło winę. Ci powracają do zdrowia najszybciej i najdłużej cieszą się nim. Pod jednym wszakże warunkiem – że mają cel życia i widzą jego sens!
Negatywne nastawienie do życia i świata (szczególnie zazdrość i nienawiść) często rodzi w ludziach podłość. Przekonałem się wiele razy, do jakiego stopnia ci, którzy nie szanują siebie i swego zdrowia, potrafią być podli zarówno w stosunku do siebie, jak i osób, od których otrzymują pomoc. Owej podłości wobec uzdrowiciela nie jest w stanie zrekompensować żadna zapłata!

Tu dochodzimy do tematu: płacenie za zabiegi. Ten temat budzi bowiem wiele emocji i kontrowersji.
Pacjenci, którzy zapłacili za zabieg, często czują się oszukani, “oskubani” przez uzdrowiciela. A przecież nikt im nie karze wybierać tego, który żąda zapłaty. Jednakowoż przemieniają się w moralizatorów i przystępują do nauczania uzdrowicieli: “darmo dostałeś (dar uzdrawiania), więc darmo dawaj”. Sądzę więc, że w ich otoczeniu roi się właśnie od takich, którzy darmo dają. Przecież wystarczyłoby tylko poprosić ich o pomoc i przestać zadawać sobie tyle trudu, by szukać kogoś, komu trzeba płacić.
A może ci, co darmo dają, nie dają niczego więcej prócz oburzenia na tych, którzy biorą pieniądze w zamian za uzdrawianie czy inne usługi psychotroniczne? Czyżby ich pominięto, gdy darmo dawano?

Czas najwyższy oprzytomnieć i przestać wymagać od innych tego, czemu samemu nie sposób sprostać. Tymczasem zdarzało mi się spotkać i takich, którzy twierdzili, że w zamian za pomoc nie mogą się niczym zrewanżować. Stwarzają takie wrażenie, jakby im jakaś siła odcięła ręce, nogi i rozum. No tak, ale kiedy pomyślą, ile musieliby w ten rewanż włożyć czasu i wysiłku, to już im się odechciewa. Wolą udzielać “umoralniających” porad temu, który dawno już przeszedł przez te etapy rozwoju, na których ci moraliści “z bożej łaski” właśnie się znajdują.

Ludzie o podobnej mentalności myślą sobie: “Bóg dał darmo moc uzdrawiania i kazał się dzielić. A ponieważ ja nie mam nic, to nie muszę się dzielić. Jakie to wygodne!”. Z takiego myślenia wynika tylko, że ci, którzy mają, powinni darmo dawać tym, którzy nie mają. Okazuje się, że uzdrowiciel powinien przyjechać z dalekiego kraju, za własne pieniądze wynająć sobie gabinet, a potem darmo i skutecznie uzdrawiać kombinatorów i leniów, by wreszcie po wielogodzinnej pracy… iść zdechnąć pod mostem.

Przy okazji, przykro mi, kiedy podobne w moralnej wymowie “mądrości duchowe” lansują niektóre czasopisma ezoteryczne. Jednym z najważniejszych bowiem duchowych praw okazuje się prawo rewanżu lub równowagi. A z niego waśnie wynika, że powinniśmy dać ekwiwalent tego, co otrzymujemy od innych.
Nie ma sensu kontynuować tych rozważań, gdyż wynika z nich jasno, że klienci, którzy nie chcą płacić, nie cenią sobie tego, po co przychodzą. A jeśli nie cenią, to i tak to zmarnotrawią. Koniec. Kropka.
Wiedząc o tym niektórzy szamani żądają za uzdrowienie równowartości sześciomiesięcznych dochodów, a egzorcyści w biednych krajach Ameryki łacińskiej biorą za usługę nie mniej niż 1.000 USD.

Na potrzeby moich klientów opracowałem zalecenia w zakresie korzystania z niekonwencjonalnej pomocy. Chętnie podzielę się nimi z większą ilością czytelników mając nadzieję, że potraktują je poważnie i przyjmą dla własnego dobra. Oto one:

  1. Należy zgodzić się na codzienną pracę nad sobą polegającą na budowaniu pozytywnego nastawienia do siebie, życia i swego zdrowia.
  2. Znaleźć sobie czas potrzebny na pracę nad sobą.
  3. Być gotowym do współpracy z terapeutą.
  4. Stosować się do zaleceń prowadzącego terapeuty, ewentualnie poprosić go o wskazówki.
  5. Nie żałować czasu i pieniędzy na kolejne zabiegi bądź sesje uzdrawiające.
  6. Zdecydować się na co najmniej trzy wizyty u tego samego specjalisty.

Kto nie akceptuje powyższych wskazówek, nie powinien nawet rozpoczynać przygody z niekonwencjonalną medycyną czy psychoterapią!
Nie powinien do niej się odwoływać również ten, kto:

  1. Nie chce współpracować z terapeutą i wykonywać zaleconych ćwiczeń.
  2. Nie ma zaufania do terapeuty lub do oferowanej przez niego terapii.
  3. Został wysłany na terapię przez rodzinę bądź znajomych, podczas gdy sam nie widzi takiej potrzeby.
  4. Nie chce pracować nad sobą i nie widzi takiej potrzeby.
  5. Chce zaspokoić swoją ciekawość lub został wysłany na przeszpiegi.
  6. Chce udowodnić szkodliwość terapii (oj, na pewno mu zaszkodzi!).
  7. Żal mu pieniędzy i czasu na kontynuowanie zabiegów lub spotkań terapeutycznych.
  8. Szuka kogoś, kto w cudowny sposób uzdrowi go lub poukłada mu w głowie bez jego własnego udziału.

Przygotowanie pacjenta do przyjęcia uzdrowienia i jego efektów leży w interesie nie tylko uzdrowicieli, ale przede wszystkim pacjentów. Wiadomo bowiem, że skuteczne uzdrowienia zdarzają się przede wszystkim tym, którzy mają jasną wizję swego życia po uzdrowieniu (broń Boże, nie po śmierci!), którzy potrafią się cieszyć efektami uzdrowienia. Wiadomo też, że aby uzdrowienie powiodło się, człowiek musi widzieć w życiu sens i posiadać możliwe do zrealizowania, a przy tym pozytywne cele.

Czasami zdarza się, że spełnienie powyższych warunków wiąże się z wieloletnią pracą nad podnoszeniem samooceny i uwalnianiem od mechanizmów samozniszczenia.

I na koniec kontrowersyjna teza: Okazuje się, że uzdrowienie samo w sobie nie zawsze jest dobrem. Niektóre osoby mające negatywne cele życiowe wykorzystują wzrost siły i poprawę samopoczucia tylko po to, by szkodzić sobie i innym. W ich rzeczywistym interesie leży, by nie doznały uzdrowienia, dopóki nie zmienią swego nastawienia i swych celów. I jakaś inteligentna siła we wszechświecie czuwa, by nie doświadczyły uzdrowienia wcześniej.
To nie życie jest brutalne wobec chorych i cierpiących. To chorzy i cierpiący są brutalni wobec siebie, a często i swego otoczenia.

Mógłby ktoś wyciągnąć z tego wniosek, że za choroby i nieskuteczne zabiegi ponoszą winę sami pacjenci.
To błędny wniosek. Nie można w ogóle mówić tu o winie! Można mówić najwyżej o niewiedzy, braku kompetencji, ale nie o winie. Pacjent, który pragnie skutecznego uzdrowienia, musi przede wszystkim uwolnić się od poczucia winy i od pragnienia pokutowania za przeszłość, a to znaczy dokonać aktów skruchy, a potem przebaczenia zarówno innym, jak i sobie.
Tu jasno widać, jak niekonwencjonalna medycyna splata się z mistyką i niekonwencjonalną psychoterapią.
Tu warto przypomnieć tezę znaną wszystkim ezoterykom: każda choroba ma swoje mentalne przyczyny. Jeśli je wyeliminujemy, uzdrowienie stanie się możliwe.

I wreszcie zapoznać z ważniejszą z zasad uzdrawiania Huny: Nie ma nieuleczalnych chorób, są natomiast nieuleczalnie chorzy ludzie.

 
Leszek Żądło - zdjęcie
  Leszek Żądło:

Polecamy książki i płyty Leszka Żądło:

Czakroterapia
Czakroterapia (kaseta)
Leszek Żądło
Medytacje miłości
Leszek Żądło, Beata Augustynowicz