Były wczesne lata trzydzieste XX wieku. Królowa Wielkiej Brytanii dokonywała objazdu po koloniach i kondominiach. Miała też trafić do Nowej Zelandii.
W trakcie przygotowań do wizyty królowej zgłosił się młody człowiek, który zadeklarował, że dla szanownego gościa wykona skok na lianach z 30 metrowej palmy. Mądrzy ludzie – kahuni (dawni kapłani) odradzali mu ten czyn twierdząc, że jest on dozwolony tylko w jednym miesiącu w roku. Jednak młody człowiek odparł im: Kocham królową i nie będę słuchał waszych głupich bożków. Mój Bóg – Jezus Chrystus – sprawi, że się skompromitujecie!
W dniu wizyty królowej człowiek ten przywiązał się za nogi do lian, skoczył i… po kilkunastu metrach lotu potworna siła rozerwała go na pół.
Okazało się, że jednak kahuni znali tajemnicę, w której… nie było nic z magii. Wiedzieli, że liany są elastyczne tylko przez jeden miesiąc w roku.
Kahuni byli zarazem kapłanami, jak i strażnikami wiedzy. Wiedza ta przetrwała w niezmienionej formie tysiące lat, co należy zawdzięczać niezwykłemu sposobowi przekazywania jej. Nie udało się jej zniszczyć prześladując kapłanów. Nie uległa zapomnieniu pomimo wielu tysięcy kilometrów podróży ludów, u których kahuni cieszyli się szacunkiem. Przetrwała w różnych częściach Ziemi, pomimo prześladowań i prób kompromitacji jej jako zabobonów. Dziś owa tajemnicza wiedza – znana jako HUNA – stała się podstawą większości najnowocześnieszych praktyk psychologicznych, psychoterapeutycznych, a także solidną bazą dla ludzi zajmujących się parapsychologią i rozwojem duchowym.
Kahuni doskonale znali nie tylko prawa przyrody. Doskonale znali tajniki ludzkiego umysłu i wykorzystywali je najczęściej dla dobra swego i swego ludu. Współczesna nauka nie jest w stanie ani potwierdzić ani obalić ich twierdzeń, ale praktyka wskazuje, że mają rację. A mają, gdyż ta wiedza sprawdza się w każdych warunkach niezależnie od nurtów religijnych, ekonomicznych, czy społecznych dominujących w różnych społeczeństwach.
Zupełnie w innym miejscu świata, w południowym Iraku, w 60-tych latach XX wieku żona lekarza rodziła swe pierwsze dziecko. Jej matka była “wiedźmą” – m. in. specjalistką od porodów. Mąż – ginekolog – doskonale o tym wiedział i zabronił jej odprawiania guseł nad swym pierworodnym. Jednak po trzech dniach nieludzkich cierpień swej małżonki “wymiękł” i dopuścił do niej teściową. Ta siadła przed rodzącą i rzekła: “No Mokhles, wychodź!”, a wówczas wszyscy ze zdziwieniem zauważyli, że trudny poród dobiegł końca. Babcia wzięła chłopca na ręce i powiedziała mu: “ty należysz do mnie. Będziesz uzdrawiał ludzi”. Tego było znów za wiele wykształconemu ojcu i próbował odgonić babcię od syna. Ale… widać Mokhles miał uzdrawiać. I rzeczywiście, był jedynym z wnuków starej kobiety, który mógł wejść do jej sekretnego pokoiku, w którym wytwarzała leki i bezpiecznie przebywać w towarzystwie zamieszkujących tam skorpionów, jadowitych węży i innego plugastwa. Nauczył się żyć z miłością do tych wszystkich stworzeń. Dziś uzdrawia ludzi. Jest lekarzem, którzy nie lekceważy “zabobonów”. Wie, że to im zawdzięcza życie i fachowe wykształcenie.
Od tysięcy lat wiadomo było, że zwycięscy skazują pokonanych bogów i ich kapłanów na śmierć lub przynajmniej na zapomnienie. I tysiące lat pokonani starają się zachować swą wiedzę dla przyszłych pokoleń. Niektórym z nich się to udało.
Huna dotarła na wyspy Polinezji wraz z zasiedlającą ją ludnością. Wszystko wskazuje, że ci ludzie wyruszyli w świat z północnej Libii kilka tysięcy lat wcześniej. Wskazuje na to tradycja, podobieństwo rytuałów znanych Berberom i… język. Otóż językoznawcy ze zdziwieniem stwierdzili, że języki polinezyjskie są bliskie starolibijskiemu! Odległość tysięcy kilometrów nie ma tu nic do rzeczy. Zresztą... Czy i plemiona Izraela nie wypuściły się do Etiopii, Afganistanu, Kaszmiru, czy nawet Indii? A Hunowie, którzy osiedlili się w Europie po wędrówce z Dalekiego Wschodu?
Przemieszczając się na wschód strażnicy starożytnej wiedzy pozostawiali po sobie tych, którzy nie chcieli wędrować dalej. Stąd do dziś można spotkać ich zasymilowanych potomków w różnych rejonach świata. Najczęściej stopili się z rdzenną ludnością. Jednak Mokhles zapewniał mnie, że jego babcia czytała stare księgi zapisane dziwnymi znakami i podczas przygotowań do zabiegów czy produkcji leków posługiwała się językiem, jakiego nikt w jego rodzinie nie znał.
Okres największego prześladowania kahunów nastał po podboju Hawajów przez Amerykanów. Ci kierując się fanatyzmem religijnym wprowadzili prawo zakazujące bałwochwalczych praktyk i karę śmierci dla tych, którzy mu się nie podporządkują. Odtąd kahunów mordowano jak ongiś czarownice w czasach inkwizycji. Zdarzyło się jednak, że wiedza znów została doceniona. Tym razem dzięki staraniom Amerykanina M. F. Longa. Kiedy pewna kobieta spotkała go na Hawajach, podeszła do niego i powiedziała, że to właśnie on ma udostępnić światu niezwykłą wiedzę, którą chrześcijanie tępili od lat. Wieść tę przyjął ze zdziwieniem, ale… za jakiś czas zajął się tematem i zgodnie z jej przepowiednią napisał 6 książek na ten temat.
Huna na większości wysp Pacyfiku nie podlegała prześladowaniom. Kahuni mogli do woli zajmować się tym, co czynili od wieków. Przekazywali swą wiedzę pod postacią bajek, ale szczególnie zwracali się do tych, którzy “mają uszy do słuchania, a oczy do patrzenia”.
Coś nam to przypomina, nieprawdaż?
Otóż wszystko wskazuje, że Jezus też był wtajemniczony w Hunę. Jego opiekun – Józef – był cieślą, czyli Qualhunem. W języku polinezyjskim Kahuna znaczy to samo co cieśla. Ale podobieństwa na tym się nie kończą. Badacze Huny zauważyli nawet, że popularna modlitwa “Ojcze nasz…” jest tylko instrukcją Kahunów, w jaki sposób się modlić, by modlitwa przynosiła wymierne skutki – np. uzdrowienia, kreację, zmiany społeczne czy pogodowe. Stosując się do tej instrukcji ludzie ci osiągają niezwykłe rezultaty swych modlitw.
Ślady prześladowań Kahunów można znaleźć do dziś dnia w prawodawstwie państw basenu Oceanu Spokojnego. To kara śmierci za praktykowanie czarnej magii. O jej mocy przekonali się bowiem nie tylko tubylcy, ale i biali kolonizatorzy.
Pozytywne jest to, że na praktykowanie “białej” huny jest już zgoda wszędzie. Specjalistów od ludowej medycyny zatrudnia się często w państwowych klinikach, gdyż mają lepszy wpływ na pacjentów, niż lekarze po studiach medycznych. Odradzają się też różne praktyki oparte o tradycyjną medycynę bądź psychoterapię. Huna ze swymi skutecznymi praktykami trafiła też do Polski. Kahuni wiedzą, że nie ma uzdrowienia ciała bez uzdrowienia umysłu. I nie może być uzdrowienia ludzkości bez otwarcia na miłość, bez rezygnacji z zawiści, złości, agresji i zacietrzewienia.
Codziennie obserwujemy, że Kahuni mają rację. I… co dla nas z tego wynika?