Wróć do listy artykułów

Leszek Żądło

Inteligencja a sukces

Geniusz to ma przerąbane od samego początku. Już w dzieciństwie był inny, więc dzieciaki naśmiewały się z jego głupoty. No bo jaki to mądry dzieciak zamiast pluć na kolegów, smarować się błotem i dmuchać żabki, zajmuje się matematyką, historią, czy prahistorią? Tylko dureń. A z takim nikt się nie chce bawić.
Później jego talent bywa zauważony, kiedy przychodzi spisywać zadania, ale wtedy geniusz czuje się niesprawiedliwie wykorzystywany i bywa obrażony, więc od towarzystwa odsuwa się już sam. W wieku -nastu lat ma za to szansę zabłysnąć swą wiedzą chemiczną, kiedy np. w domowym laboratorium produkuje extazę lub materiały wybuchowe. Ale najczęściej geniusz czuje się wyobcowany, bo jest inny. Taki już jego los. Dziś mu bywa łatwiej, bo ma dostęp do inteligentnego komputera oraz Internetu.
Geniusz płci żeńskiej ma jeszcze gorzej! Takie dziecko od razu jest skazane na towarzyski niebyt. Chyba że jego geniusz dotyczy spraw domowych i imprezowych.
Najbardziej przerąbane ma jednak geniusz, gdy ktoś zauważy jego liczne talenty. Odtąd jego życie zmienia się w piekło, gdyż od geniusza wymaga się, by był najlepszy w każdej dziedzinie. I wyżywa się na nim, jeśli okazuje się, że w czymś najlepszy nie jest. Jeśli więc geniusz ma odrobinę zdrowego rozsądku, to stara się za wszelką cenę nie ujawniać, na co go stać. Tak jest wygodniej, a przecież człowiek nie istnieje po to, żeby się męczyć, lecz raczej po to, by się zajmować przyjemnościami. I geniusz podświadomie to przeczuwa. Nawet jeśli daje z siebie więcej niż inni.
Dochodzą do nas czasem wieści o ludziach wyjątkowo inteligentnych, którzy marnują swe talenty w tym naszym pięknym kraju. Wielu z nich marzy o pracy na Zachodzie. Ale są i tacy, którzy “spasowali”. Jedno ich łączy: nie widzą tu dla siebie miejsca. A szkoda. Bo może się okazać, że miejsca dla siebie nie zauważą nigdzie!
Grupa moich znajomych udała się na emigrację zarobkową do Irlandii. Wysoki iloraz inteligencji skłonił ich do myślenia. Myślenia na miarę aspiracji, a nie ilorazu inteligencji! Tam konkurowali z niewykształconymi Arabami i Chińczykami o prawo mycia naczyń po Irlandczykach i ich gościach. Mieli szczęście; po 11 września Irlandczycy wolą zatrudniać Polaków, niż podejrzanych buddystów i muzułmanów.
Jeżeli w tej naszej rzeczywistości nie potrafią się znaleźć ludzie wybitnie inteligentni, to co ma począć reszta?
Tak wiele nasza inteligencja spodziewała się po odrzuceniu komunizmu! Inteligencja miała wypłynąć na szerokie wody! Miała być czczona i szanowana! Tak wiele miało się zmienić na lepsze, a tymczasem…
No cóż, o tym, kim jesteśmy, nie decyduje ustrój. Ani iloraz inteligencji. On najwyżej może zdecydować, że zostaniemy przyjęci do MENSA (II od 148) i na tym się wszystko kończy.
Inteligencja to zdolność rozwiązywania problemów. Jest wspaniałą możliwością, dzięki której łatwiej nam się uczyć, czy zaadaptować w nowych warunkach. Ale cała reszta w dziedzinie odnoszenia sukcesów i wykorzystania owej zdolności, zależy od innych czynników. M. in. od samooceny, samowiedzy oraz od technik pracy z własnym umysłem.
Powiedzmy sobie, że są ludzie, którzy test MENSA rozwiązują w czasie 10 razy krótszym, niż najbardziej inteligentni członkowie tej organizacji. Nie w tym rzecz, że są bardziej inteligentni, tylko w tym, że znają inne (bardziej skuteczne) sposoby rozwiązywania problemów. W tym miejscu chcę zwrócić uwagę na techniki wizualizacji, relaksacji i inne sposoby wykorzystywania inteligencji w praktyce. Techniki te są popularne w USA i w innych krajach Zachodu, ale u nas wokół nich panuje raczej zmowa milczenia. Najwyżej krzyczy się, że to groźne sekty. Wiadomości o nich nie docierają więc do tych, do których dotrzeć powinny. A jeśli już coś dociera, to raczej są to krytyczne uwagi na ich temat. A bez tych technik nie sposób odkryć i realizować prawdziwego siebie.
Wielu młodych, wybitnie inteligentnych ludzi, zamieszkujących w krajach uprzemysłowionych cierpi na dwie przypadłości, które psychiatrzy i psychologowie określają jako syndrom utraty sensu oraz brak identyfikacji z samym sobą.
Dominujące u człowieka poczucie bezsensu nie zależy od ilorazu inteligencji, lecz od systemu wartości (np. można wierzyć, że należy być skromnym, nie wychylać się, walczyć ze swą pychą lub wrogami, realizować misję, itd., czyli w efekcie marnotrawić czas i energię na bezwartościowe i ogłupiające czynności. Ba, można nawet do pewnego czasu upatrywać w tym sens swego życia!). Do systemu wartości wlicza się z kolei samoocenę, która u wielu wybitnie inteligentnych osób jest katastrofalnie zaniżona.
Człowiek, którego nie nauczono czerpać satysfakcji z twórczego wykorzystania inteligencji, nudzi się, frustruje i zaniża swą samoocenę (czuje się niepotrzebny, niedoceniany). W dalszym ciągu pielęgnując swą “szlachetną” postawę dochodzi tylko do jednego – poczucia bezsensu swego życia i swej inteligencji. Niska samoocena nie pozwala mu rozwinąć skrzydeł. Jedno ze wschodnich przysłów określa to tak: “Urodził się orłem, a myśli, że jest kaczką”.
Nie należy tego odbierać jako przytyku. Winę za taki stan rzeczy ponosi całe społeczeństwo i przede wszystkim system edukacyjny, który promuje miernoty już od samego startu w szkolnej ławce, a nie przewiduje miejsca dla wybitnie uzdolnionych. Pomimo sprzecznych z mą opinią oficjalnych deklaracji wiem, o czym piszę, ponieważ pracowałem w zawodzie nauczycielskim przez 13 lat. W Katowicach np., czy w Warszawie, owszem, było miejsce dla wybitnie uzdolnionych w Pałacu Młodzieży, ale ich rodzice musieli za to płacić. Na tych dwu miastach ten kraj jednak się nie kończy. Gdzie indziej jest gorzej.
Jak wszyscy, chodziłem do szkoły. W podstawce jeszcze jakoś było. Tylko jedna pani magister dostawała wścieklizny, kiedy prowokowałem ją do myślenia. Ale w LO już żaden ze szkolnych autorytetów nie dał sobie w kaszę dmuchać. Wszyscy demonstrowali, jak wielka odległość (w hierarchii społecznej) dzieli ucznia od nauczyciela! Nauczyciele z lubością poniżali i upokarzali uczniów. I trwało tak do czasu, aż przyjęto do szkoły tapirowanego syna sekretarza KW PZPR. Odtąd nauczyciele utracili jedną z możliwości znęcania się nad uczniami – nie mogli robić im przytyków do wyglądu. No bo wtedy zaraz padało pytanie: a tapirowanemu wolno? Jednak wszystko sprowadzało się do żałosnych zabiegów nauczycieli o zagwarantowanie sobie przewagi intelektualnej nad uczniami.
Ależ wysoka samoocena!
Szczyty głupoty czy złośliwości, albo też wyrachowania, zaczęli nasi nauczyciele przejawiać w momencie, kiedy utworzono pierwszą klasę humanistyczną. Biednym uczniom na każdym kroku tłumaczyli, że skoro są tak wybitnie uzdolnieni, to powinno się od nich więcej wymagać, niż od innych. Powinni być najlepsi w matematyce, geografii, biologii, sporcie i zajęciach technicznych. W innych szkołach było podobnie, jakby obowiązywał jakiś standard głupoty w zawodzie nauczyciela LO. Efekt tego chowu geniuszy jest żałosny. Tylko jedna z dziewczyn wybiła się i została znaną aktorką. Natomiast kilku moich kolegów z klas ogólnych zrobiło znacznie większe kariery, nawet w USA.
Najważniejsze w przypadku osób wybitnie uzdolnionych, jest inspirowanie ich i zachęcanie, by rozwijały swój talent, a nie narzucanie im obowiązku bycia geniuszem we wszystkich dziedzinach. Musimy pamiętać, że jeśli więcej czasu poświęcamy na coś, to kosztem czego innego! Szansę wielkiego sukcesu mają ci, którzy odnajdą siebie, rozwiną swój talent, a nie ci, którzy liznęli coś z każdej dziedziny. Ilustruje to przykład mojej starszej koleżanki, która była nadzieją grona pedagogicznego na pochwały z Kuratorium. Ta genialna uczennica zaraz po ukończeniu szkoły zawiodła wszystkich, ale zrealizowała swoje największe marzenie. Po roku od matury była już szczęśliwą mamą trójki dzieci! I miała wspaniałego, a przy tym bogatego męża.
Jedni mogą myśleć, że zmarnowała szansę, ale może rację mają ci, którzy zauważają, że mogła wychować dzieci na geniuszy?
Ja nie zawiodłem nikogo. Większość nauczycieli była tak dalece przekonana o tym, że się zmarnuję, że do dziś nie wiedzą, że jestem znanym autorem książek. Nawet tego nie podejrzewają. Jedna z wybitniejszych moich nauczycielek oznajmiła nawet, że nie wyobraża sobie, żebym dał radę na studiach. Nawet jej nie usiłowałem wyprowadzać z błędu, by nie psuć jej dobrego samopoczucia wszechwiedzącego autorytetu.
Wybitną inteligencją odznacza się średnio co 7 człowiek, ale łatwiej spotkać pijaka (co 10), niż geniusza! To na pewno wynika z faktu, że społeczeństwo bardziej akceptuje … pijaków.
Można by tak narzekać bez końca, ale nie o to chodzi. O ile przeciętny człowiek ma mniejsze szanse, by dokonać rewolucyjnych zmian w swym życiu, o tyle bardziej inteligentny ma to zadanie ułatwione. Ale… ludzie o podwyższonym ilorazie inteligencji bodajże ograniczają się do dowartościowywania się samym faktem, iż są bardziej inteligentni. A przecież wielu z nich brakuje pozytywnych celów życiowych i pozytywnego nastawienia do siebie, świata i swoich zajęć.
Człowiek nie zawsze potrafi odkryć (nawet jeśli jest wybitnie inteligentny), jaki sposób myślenia jest dla niego najkorzystniejszy. Spotykam ludzi (podobno!) bardziej inteligentnych od siebie, ale tak ograniczonych światopoglądowo, że nie mam z nimi o czym nawet porozmawiać. Swą wysoką inteligencję wykorzystują tylko po to, by poniżać i ośmieszać tych, których nie rozumieją, bądź których system wartości jest im obcy! Są więc inteligentnie upierdliwi. I na tym kończy się ich zaangażowanie w sprawy świata. Gdyby jednak dowiedzieli się, że jakość naszego życia zależy od jakości naszych myśli, być może ich inteligencja pociągnęłaby ich w kierunku dalszych rozważań i pozytywnych wyborów. Być może…
Inteligencja może być wykorzystywana w celach dobrych i złych. To zależy od systemu wartości. Nikt nie wątpi, że marszałek Rzeszy, Herman Goering, był człowiekiem wybitnie inteligentnym, nawet jak na wymagania MENSA. A jednak okazał się większym szkodnikiem, niż miliony zwykłych ludzi!
Durnych inicjatyw ludzi inteligentnych nie brak i w Polsce – to przecież pracy wybitnych profesorów (część z nich podobno nawet codziennie wykonuje medytacje zen!) zawdzięczamy jedyną na świecie ustawę o zawodzie psychologa, zgodnie z którą psycholog po ukończeniu polskiej uczelni nie jest psychologiem. Aby nim zostać, musi się wkupić w gremium opiniotwórcze, bądź ukończyć studia za granicą.
Takie podejście świadczy o bardzo niskiej ocenie poziomu polskich szkół i dorobku polskiej nauki. A przecież każdy, kto tylko zetknął się z uniwersytetami włoskimi (których wysoki poziom kształcenia nasi profesorowie wychwalają!), ten wie, że ten poziom odpowiada polskiemu LO! Tyle, że poszerzonemu o kilka praktycznych sztuczek. Zafascynowani wysokim poziomem nauczania Skandynawów nasi mędrcy nie wiedzą, że jedynym warunkiem ukończenia 8 klasy jest tam opanowanie znajomości tabliczki mnożenia!
Mamy ogromnie wiele kompleksów. Honor narodowy nie pozwala nam podziwiać, czy nawet zaakceptować osiągnięć szkolnictwa rosyjskiego. A prawdą jest, że większość naszych nauczycieli wyleciałoby z tamtych szkół z wielkim hukiem, już po pierwszym dniu pracy, ponieważ nie sprostaliby systemowi pozytywnego motywowania uczniów. To się nam nie mieści w głowie, że w rosyjskiej szkole nie wolno nauczycielowi wyzywać dzieci od idiotów, matołów, nieuków i innego barachła. A jak polski nauczyciel miałby inspirować uczniów do podnoszenia samooceny? Tego i ja – były nauczyciel – nie jestem w stanie sobie wyobrazić.
W Polsce na razie inteligencja przegrywa w konflikcie z rutyną, partykularyzmem i lękiem o przetrwanie. Wydawało by się, że tym, którzy mają coś do zaoferowania, pozostaje wewnętrzna emigracja. Przecież to model polskiego inteligenta! Ale… czy taki emigrujący inteligent rzeczywiście ma coś do zaoferowania? Ja wiem, że gdyby sam to cenił, to miałby na swą ofertę rynek zbytu! Miałby, gdyby okazał się twórczy i przebojowy. To jednak z inteligencją w parze nie zawsze chadza.
Ludzie o wysokiej inteligencji nie powinni poprzestawać na dowartościowywaniu się tym, że mimo wszystko są czymś więcej, niż miernoty, ani na przynależności do MENSA, czy układaniu anagramów, bądź innych zagadek logicznych. Powinni zacząć angażować swą inteligencję we własny rozwój! Inwestycja w siebie jest bowiem najbardziej opłacalną. Przecież tylko wiara w siebie może sprawić, że wybitnie inteligentni ludzie znajdą swoje miejsce w świecie. Wielu z nich tymczasem usiłuje prześliznąć się przez życie przyjmując z poczuciem pogardy jakieś polecenia od swych mniej inteligentnych szefów. Ale kto im zabrania, by sami stali się szefami? Kto im nie pozwala założyć własnego interesu?
Nie ma takiej siły w niebie i na Ziemi. Owa siła jest tylko w nich. Nazywa się niewiarą w siebie, brakiem celów życiowych i strachem przed ryzykiem.
Kto inteligentny, ten zrozumie. A jak zrozumie, to być może zapyta: “a co zrobić, żeby to zmienić?”
Jest tylko jeden sposób – wziąć swoje życie we własne ręce. Nawet najbardziej inteligentni powinni zająć się uczeniem się pozytywnego myślenia i pozytywnego motywowania. Ludzie inteligentni powinni wreszcie pojąć, że nawet najwyższy iloraz inteligencji nie uczyni cudu, jeśli człowiek nie wie, czego chce i o co mu chodzi.
To, że w przeszłości byliśmy poddawani jakimś presjom i ograniczeniom, nie powinno nas zniechęcać. Jak długo można się dąsać na innych i obawiać ich głupoty? Teraz, kiedy jesteśmy dorośli, jest inaczej. Teraz mamy szansę, której nie mieliśmy jako dzieci i młodzieńcy. Szansę na samodzielność, na odkrywanie siebie i na rozwinięcie w pełni swego talentu. To nie wiąże się ze zbyt wielkim ryzykiem! I nigdy nie jest za późno. Immanuel Kant napisał swą pierwszą książkę po ukończeniu 80 lat. Irving Berlin – znakomity kompozytor – kiedy napisał swą pierwszą piosenkę, był analfabetą i nie potrafił czytać nut, ani grać na instrumentach. Ale czuł, że to jest właśnie jego powołanie! Nie zmogły go opinie ludzi, którzy nie wierzyli w jego sukces. Nie zmogły przeciwności. Ale też łatwiej mu było, bo nie miał nauczycieli, którzy wymagali od niego wszystkiego, a wyśmiewali i obrzydzali to, do czego miał talent!
Nawet jeśli ktoś czuje się zraniony w przeszłości, nie powinien rezygnować z siebie. Może powinien trochę odpocząć, a na pewno musi zaleczyć psychiczne rany. To wszystko jest możliwe i o wiele łatwiejsze, gdy mamy wysoki iloraz inteligencji.
Ujawnienie swej oryginalności powinno nam się przestać kojarzyć z upokorzeniem, z wyśmiewaniem, czy cierpieniem bądź dodatkowymi – absorbującymi zajęciami. Powinno się stać treścią naszego codziennego życia. Dlatego, że najlepiej robimy to, co lubimy, do czego mamy talent. Nie ważne jest formalne wykształcenie, nie ważne dyplomy. Najważniejsza okazuje się świadomość, że jestem kompetentny w tym co robię!


Więcej znajduje się na płytach tego autora:
http://www.ezosfera.pl/1375/droga-zycia-w-kontekscie-kariery-i-pieniedzy
http://www.ezosfera.pl/1667/droga-zycia-sukces-pieniadze-rsr
http://www.ezosfera.pl/1381/jak-sprzedawac-swoja-prace
http://www.ezosfera.pl/1733/odkrywanie-talentow-karmicznych-rsr
http://www.ezosfera.pl/1388/pieniadze
http://www.ezosfera.pl/3006/prosperujaca-swiadomosc
http://www.ezosfera.pl/1671/zdrowe-zycie-praca-zwiazki-rsr

 
Leszek Żądło - zdjęcie
  Leszek Żądło:

Polecamy książki i płyty Leszka Żądło:

Psychologia robienia pieniędzy
Leszek Żądło
Uzdrawianie związku z rodzicami
Leszek Żądło
Ukochane Dziecko Boga
Leszek Żądło