Wróć do listy artykułów

Leszek Żądło

Integracja czy akceptacja ciemnej strony

Każdy z nas ma swój “cień”, swoją ciemną stronę. Wielu ludzi walczy z nią lub udaje, że jej nie ma. Ci ludzie nie pojmują, dlaczego spotyka ich wiele nieszczęść lub niechcianych sytuacji. Jeśli zdarza im się coś niepomyślnego, obwiniają o to cały świat, bo “przecież oni są czyści i święci. Oni są cacy, a inni be. Oni mają tylko czystą – jasną stronę, a inni tę złą”. Taka postawa rodzi zakłamanie i często staje się powodem nie tylko nienawiści i pogardy wobec innych, ale też i chorób psychicznych.
Zauważyli to psychiatrzy i psychologowie już w XIX wieku. Odtąd proponują, by coś z tym fantem zrobić.
Co do pierwszego kroku są raczej zgodni. Należy zauważyć, że się posiada ciemną stronę. Potem recepty są różne.
Dobrzy chrześcijanie podejmują walkę z szatanem, który ich rzekomo opętał i zmusza do niemoralnych myśli i czynów. Zgodnie z ich wyobrażeniem, tą ciemną stroną są wszelkie pożądania seksualne lub też pociąg do łamania przykazań bożych. Wszystko inne ma być cacy, czyli pochodzić od Boga. Zapewne stąd pomysł, by błogosławić żołnierzy mających zabijać innych żołnierzy i potępiać tych, którzy odmawiają służby wojskowej.
Wyobrażenia chrześcijan o jasnej stronie życia i swej natury są bardzo mroczne. Wielu z nich uważa, że ich naturą jest zło lub zezwierzęcenie. Dlatego walczą z sobą i z tym, co uznają za swą naturę. To musi rodzić nie tylko dewiacje, ale też i ciężkie choroby psychiczne.
Pewna dziewczyna kierując się podręcznikiem chrześcijańskiej psychoterapii przeczytała, że należy walczyć z tym, czego się nie akceptuje w sobie. Walczyła więc ze swą wadą, jaką było czerwienienie się. I wreszcie doszła do wspaniałego efektu – nerwicy natręctw. Wielu innych nie posunęło się ani krok dalej, o czym np. świadczy mnogość przypadków pederastii czy pedofilii u księży. Kiedy walczymy z naszą ciemną stroną, automatycznie wzmacniamy ją. To zaobserwowano już dawno, bo kilka tysięcy lat temu. Już wówczas znaleziono skuteczne sposoby radzenia sobie z ciemną stroną naszego umysłu. Sposoby te jednak z trudem przebijają się do świadomości społeczeństwa, a to dlatego, że są “obce”, nie związane z “naszą” tradycją. Kojarzą się raczej z sektami, a nie z psychoterapią. A to dlatego, że ich metodologia jest głęboko osadzona w jodze, buddyzmie czy hunie.
Nieświadomość, z czego składa się ludzki umysł i jakie są jego funkcje, prowadziła zawsze do pomieszania pojęć i tworzenia szkodliwych praktyk, które wielu akceptowało nie licząc się z ceną, jaką za nie płacą. Gdyby ludzie zdawali sobie sprawę z tego, jakie są skutki ich poglądów, czy praktyk, już dawno porzuciliby większość z nich. Jednak wolą wierzyć zapewnieniom, że ta praktyka, którą wykonują i pogląd, który żywią, są najlepsze.
Ach, gdyby wiedzieli to, co było znane już kahunom kilka tysięcy lat temu! Chodzi o to, że każdy człowiek ma 3 składowe umysłu: świadomość, podświadomość i nadświadomość. Nadświadomość jest tym samym, co Duch Św. Jeśli mamy się z czym utożsamiać, na pewno jest tym nadświadomość. Z kolei podświadomość to zbiór poglądów, emocji i sposobów reagowania na świat bądź na siebie samego. To właśnie w podświadomości mieści się to, co nazywamy mroczną częścią naszej natury lub “cieniem”. Z wszystkich trzech składowych naszego Ja, tylko podświadomość jest wychowalna. Dlatego zawiera wiele mądrych, jak i bzdurnych treści. Wszystko zależy od tego, czym była w przeszłości karmiona. Kiedy podświadomość dochodzi do władzy nad człowiekiem (np. w wyniku upicia czy zaćpania), jest on zdolny do różnych głupich działań, których nigdy nie podjąłby w normalnych warunkach. Huna i joga od tysięcy lat uczą, jak oczyszczać podświadomość z balastu negatywności, jak wyposażać ją w pozytywne treści i przyzwyczajenia. Uczył tego również Jezus, o czym chrześcijanie zupełnie zapominają. Błąd wynika z tego, że negatywne myśli i emocje nazywał on demonami lub złymi duchami. Podobnie czynili kahuni nazywając takie myśli zjadającymi towarzyszami. Różnice w nazewnictwie nie zmieniają faktu, że negatywne wzorce możemy zastąpić pozytywnymi wzorcami. A odbywa się to bez walki z sobą, czy ze swą naturą.
Większość ludzi nie ma pojęcia o prawach karmy, czy kreacji. A tylko ich znajomość pozwala na wyciąganie sensownych wniosków z pojawiających się przesłanek.
Chrześcijanin jest pewien, że kiedy walczy ze swą złą naturą – w nagrodę, z łaski – zaskarbia sobie przychylność Boga i nagrodę w niebie. Tymczasem prawo kreacji mówi: “to, co zasilasz swymi myślami, rozwija się”. Albo też nawołuje o opamiętanie słowami Jezusa: “Co zasiałeś, to i zbierać będziesz”.
Nieświadomi tych praw chrześcijanie sieją cierpienie w tym życiu, by zebrać plony w postaci szczęścia w życiu wiecznym. Świadomi tych praw buddyści wyrzekają się oświecenia, by dojść do oświecenia na wyższym poziomie. I jedni i drudzy wierzą w obietnice bez pokrycia. I na tym ma polegać ich wyższość nad innymi!
Ciemna strona naszej natury działa podstępnie, a brak jej rozpoznania doprowadza nas do upadku. To dlatego pewna grupa psychiatrów i psychologów zaczęła lansować praktykę spotkań ze swoim cieniem. Cień jest w nas tym, czego się boimy, co odrzucamy. I mimo tych zabiegów cień ciągle nas prześladuje. Im silniejsze i bardziej przykre, bardziej bolesne szoki i emocje przeżyliśmy wcześniej, im bardziej chcieliśmy o nich zapomnieć, tym bardziej prześladuje nas cień. I nie możemy przed nim uciec. To nas zmusza do zajęcia się cieniem. Wielu więc poprzestaje na uświadomieniu tego, co mroczne mając nadzieję, że to już wszystko, co mogą dla klienta uczynić.
To, co ukryliśmy, powinno zostać uzdrowione. Ujawnienie tego jest tylko pierwszym krokiem do uzdrowienia. Kolejnymi są długie dni pracy z transformacją negatywów na pozytywy.
Różni ludzie różnie definiują ciemną stronę. Z różnic w definicjach wynikają praktyczne różnice w postępowaniu wobec niej. Jeśli ciemną stroną nazwiemy nasz “cień”, wówczas na pewno należy zastosować praktyki uzdrawiające ze szczególnym uwzględnieniem technik regresywnych, odwołujących się do pamięci przeszłości i pomagających tę pamięć uzdrowić.
Warunkiem uzdrowienia jest akceptacja ciemnej strony naszego umysłu i zrozumienie, że to nie jest nic złego, nic wstydliwego, że każdy człowiek ma coś takiego. Nawet ci, którzy udają świętoszków. Potem okazuje się, że to oni mają najcięższe obciążenia, że ich nie akceptują, wypierają się ich i demonstrują, że są lepsi od innych. To właśnie oni na swój sposób definiują ciemną stronę natury ludzkiej. Ma nią być wszystko, czego zabrania ich kościół, ich religia. To najbardziej chorobotwórczy pogląd owocujący brakiem tolerancji wobec inaczej myślących.
Znając tylko takie definicje ciemnej strony pewna grupa Europejczyków zajmujących się magią i jogą wymyśliła sobie, że dla osiągnięcia szczęścia, czy pełni, trzeba zintegrować swoją ciemną stronę. W ten sposób usiłowali pokonać pułapkę dualizmu i dotrzeć do tego, co Wschód już dawno zrozumiał. Ślady ich poglądów mają do dziś wpływ na pewne odłamy psychoterapii oraz na ludzi rozwijających się duchowo, którzy unikają medytacji, a zamiast niej uprawiają kombinowanie. Wierzą oni głęboko, że Bóg jest zarazem dobrem i złem. Temu poglądowi wydaje się sprzyjać wielu księży. Wychodząc z takiej definicji Boga oraz ciemnej strony człowieka, nawołują, by zintegrować w sobie tę ciemną stronę.
Zintegrować to coś więcej niż zaakceptować. To znaczy uczynić częścią swojej natury, swojej psychiki. Zgodnie z tą koncepcją należałoby zintegrować, a więc połączyć z sobą przeciwieństwa. To się jeszcze nikomu nie udało i nie uda. A to z tej prostej przyczyny, że Bóg jest wszystkim co najlepsze. Nie jest jednocześnie głupotą i mądrością, nie jest też jednocześnie nienawiścią i miłością. Jest w materii jako informacja najwyższej jakości, ale nie jest materią itd.
Skutki praktyk integrowania ciemnej strony są tragiczne i owocują pomieszaniem umysłowym, albo paraliżem decyzyjnym, w ostateczności schizofrenią. Mogą się manifestować w formie chaotyzacji życia. Ale obietnice są takie nęcące: “będziesz miał moc tworzenia i niszczenia. Będziesz dobrem i złem. Będziesz mógł robić wszystko, czego tylko zapragniesz” itd. W większości przypadków chodzi o to, żeby zintegrować seks, który jest uznawany za część mrocznej natury. Cieszyć się seksem w drodze do Boga – to wydaje się wspaniałą obietnicą. Dla wielu najwspanialszą. Ale błąd tkwi w samym założeniu: otóż seks nie jest częścią ciemnej strony naszej natury. Trzeba tu zrozumieć, że częścią naszego “cienia” są tylko pewne doświadczenia i wzorce seksualne, które z naszą naturą nie mają nic wspólnego. Można je zaakceptować i uwolnić się od nich, albo też zintegrować i bez poczucia winy uprawiać orgietki, “miłość” homoseksualną czy pedofilię. Oczywiście, jeżeli tkwią one w czyjejś naturze. Rzecz jednak w tym, że większość ludzi nie potrzebuje takich doświadczeń, więc nawoływanie ich do zintegrowania tego, czego w nich nie ma, to totalna bzdura. Presja owocuje poczuciem winy u ludzi, którzy są zupełnie zdrowi psychicznie, ale nie pasują do pewnych “norm”. Tu warto zauważyć, że podczas rewolucji seksualnej wywierano presje na zdrowych psychicznie ludzi wmawiając im, że skoro nie rżną się z wszystkimi na okrągło, to pewnie mają poważne zaburzenia psychiczne.
Ktoś życzliwy może mi współczuć, że ja taki nieszczęśliwy, że odmawiam sobie tak wiele przyjemności, np., że nie rżnę wszystkiego, co się nadarzy, nie robię świństw i nie zabijam ludzi, bo się boję. A ja nie robię tego, bo nie mam takiej potrzeby. Aż tak mi się nie nudzi, żeby poszukiwać takich rozrywek. Ale wiem, że mam do tego prawo. Owszem, wiele wcieleń temu miewałem takie potrzeby. Jednak ich zaspokojenie nie uczyniło mnie szczęśliwszym. Wręcz przeciwnie – poczułem się winny i niegodny tego, co najlepsze.
Integrować swoją ciemną część pragną przede wszystkim ludzie, którym wydaje się, że nie mają do niej prawa. Ja takie prawo mam, więc niczego nie muszę integrować. Mam np. prawo do zabijania w obronie własnej i to mi w pełni wystarcza. Wystarcza mi akceptacja.
Tu chcę podkreślić, że jest faktycznie pewna grupa istot, którym zintegrowanie ciemnej strony może przynieść ulgę psychiczną. To istoty z destruktywnej, inwolucyjnej linii rozwoju. One to integrując swą ciemną stronę, którą represjonuje społeczeństwo, mogą się czuć zadowolone i spełnione. A to dlatego, że jest to ich prawdziwa natura.
Jeśli ktoś jest człowiekiem, wówczas jego natura jest pierwotnie boska i dobra. Ma możliwość zintegrowania jej za cenę zaakceptowania i uzdrowienia swego cienia, czyli ciemnej strony. Jeśli jest aniołem, istotą czystego światła, to jego naturą jest miłość. Ma możliwość osiągnąć szczęście akceptując, jakie jest jego pochodzenie i integrując boską miłość i czyste światło, a uwalniając się od tego, co miłością nie jest. Niektórzy terapeuci twierdzą nawet, że “to, co nie jest miłością, jest rozpaczliwym wołaniem o miłość”. Na pewno jest to słuszne w odniesieniu do ludzi i upadłych aniołów.
Faktem jest, że każdy z nas dla zdrowia psychicznego powinien skonfrontować się ze swą ciemną stroną. Nie powinien jednak zakończyć na poznawaniu mroków swej podświadomości! Następnie powinien zaakceptować, że to rzeczywiście jest obecne w jego podświadomym umyśle. Wielu ma tu do wykonania przebaczenie sobie i innym. Wreszcie poznającemu swą mroczną część duszy wypada stwierdzić na trzeźwo i przytomnie, jaka jest jego prawdziwa natura. Tu jednak natrafiamy na poważne problemy, ponieważ często istoty, których naturą jest miłość, uznały, że są istotami piekielnymi. Takie sądy o sobie mają ci, którzy bardzo starali się w przeszłości, by poznać jak najwięcej z ciemnej strony życia i świata. To grupa oszalałych aniołów, które za nic nie chcą wrócić do swej natury, którą jest miłość. Dziś ponoszą tego skutki m. in. w postaci zaniżonej samooceny i niewłaściwej identyfikacji, w postaci postępującego cierpienia.
Tak, to prawda, że cierpimy, kiedy brak nam wewnętrznej harmonii. Zintegrowanie ciemnej strony większości z nas nie uszczęśliwi, choć wielu tego pożąda i wierzy w obietnice doświadczenia – urzeczywistnienia dzięki temu całkowitej pełni mocy i mądrości zapominając o miłości, którą z zasady odrzucają. Przeczucia mówią im, że to właściwa droga. Mówią im to już od milionów lat i ciągle z podobnym skutkiem. To z ich powodu nie chcą wrócić do źródła swego pochodzenia – do miłości, choć często deklarują, że o to też im chodzi.
Przeczucia to jedno, a rzeczywistość to drugie. Przeczucia są mylące, ponieważ w podświadomości mamy wiele śmietnika reklamowanego jako coś ekstra. Dlatego przeczucia warto sprawdzać – weryfikować. Jeśli już masz przeczucie, że twą naturą jest zło, ciemność, czy piekło, zwróć się o badanie do kogoś, kto potrafi sprawdzić, kim naprawdę jesteś. Tym zajmuje się kilka osób przeszkolonych w wahadełkowaniu duchowym.
Jeśli okaże się, że jesteś istotą piekielną czy destrukcyjną, wtedy próbuj integrować swą ciemną stronę. Tu jednak nie mam ci nic do zaoferowania, ponieważ nie jest to praktyka związana z rozwojem duchowym. W innym wypadku powinieneś zaakceptować swoją ciemną stronę i używając technik transformacyjnych uzdrowić ją, a później prześwietlić ją światłem czystej, boskiej miłości. W tym wypadku mam ci wiele do zaoferowania, nawet jeśli pamiętasz z poprzednich wcieleń, że uczyłem cię integrować ciemną stronę i że nieźle mi wychodziło posługiwanie się ciemnymi mocami. Dziś widzę, że zapłaciłem za to zbyt wygórowaną cenę. A jaką ty zapłaciłeś, też możesz się przekonać odwołując się do regresingu.
Techniki transformacyjne, których warto używać, by uwolnić się od presji ciemnej strony podświadomości, to przede wszystkim afirmacje, które pozwalają na zmianę nastawień i poglądów. Dużo lepiej działają przy współpracy z regresingiem lub rebirthingiem. Ważne są też relaks, medytacja, a także świadome wizualizacje pozytywnych zachowań. Dla wielu niezwykle cenna okazuje się modlitwa afirmacyjna.
Jeśli chcemy oswobodzić swą podświadomość i uwolnić ją z władzy “cienia”, powinniśmy stosować skuteczne środki we właściwy dla nich sposób. Wielu ludzi jednak usiłuje używać ich po swojemu, według własnych widzimisię i zgodnie z niewłaściwymi przyzwyczajeniami, w związku z czym efekty ich pracy są mizerne lub niezadowalające.
A wystarczy zacząć od przekonania podświadomości: “jestem uczciwy i w porządku wobec siebie i swego rozwoju”.
Tu wielu ma już pierwszy poważny problem, bo nie po to chcą się rozwijać duchowo, żeby być w porządku. A bez tego w rozwoju duchowym ani rusz!
Zakładam, że moje artykuły są czytane przez ludzi zainteresowanych rozwojem duchowym, w najgorszym razie przez oszalałe anioły, które chciały być czymś więcej, niż Bóg. Stąd moja propozycja:
Jeśli fascynuje cię pomysł, by coś w sobie integrować, spróbuj zintegrować w sobie świetlistą, czystą stronę swej natury.
Kiedy tego dokonasz, twój czysty umysł podpowie ci, czy warto integrować ciemną stronę, czy tylko ją przetransformować.
Hm, przyznaję, że jest w tej propozycji pewien podstęp. Otóż integrując jasną stronę swej natury dokonujesz transformacji. Tak naprawdę, to transformacja dokonuje się sama, przy okazji akceptacji i uwewnętrzniania czystej miłości, mądrości i mocy.
Tak, tak. Bóg jest strasznie podstępny. Albo raczej konsekwentny!

 
Leszek Żądło - zdjęcie
  Leszek Żądło:

Polecamy książki i płyty Leszka Żądło:

Czakroterapia
Leszek Żądło
Tajemne moce umysłu
Leszek Żądło
Szkoła Optymizmu
Leszek Żądło