Istnieje wiele wspaniałych i natchnionych ksiąg. Wiele z nich inspiruje do pozytywnego nastawienia. Korzystając z nich i ulegając ich urokowi, trzeba jednak być uważnym i sprawdzać, czy przesłanie dzieła buduje konsekwentnie pozytywne nastawienie do siebie, do świata, do Boga i do życia. Jeśli któregoś z tych elementów w nim brakuje, należy korzystać tylko z pozytywnych idei, a negatywne odrzucić. Najlepiej profilaktycznie afirmować: “Jestem chroniony przed wszelkimi negatywnymi myślami i ideami”. To jednak nie zawsze wystarcza, więc trzeba być uważnym.
Najlepiej zaufać sercu, czyli intuicji. Jeśli treść budzi w tobie miłość, głęboką radość i uczucie uspokojenia, jeśli pomaga ci lepiej, szczęśliwiej i pełniej żyć w tym świecie, wówczas na pewno jest odpowiednia dla ciebie.
Najpiękniejszym, najbardziej natchnionym dziełem mistycznym (a zarazem dość praktycznym), jaki wydała myśl gnostycka, jest Kurs Cudów (Kurs Wyjaśniania Cudów) napisany pismem automatycznym przez pewną panią psycholog, która zupełnie nie akceptowała treści, do pisania których „coś ją zmuszało” twierdząc, że jest Jezusem. Trzeba tu podkreślić, że wymowa Kursu Cudów jest optymistyczna w stosunku do świata duchowego, lecz pesymistyczna w stosunku do życia w ciele i w świecie fizycznym.
Celem kursu cudów jest uwolnienie się z niewoli materialnego świata oraz ciała i powrót do „Niebiańskiego” domu Ojca. Temu ma służyć przede wszystkim przebaczenie sobie, światu i wszystkim ludziom. To na pewno warto wziąć sobie do serca i zastosować się do rad zawartych w Kursie. Niezależnie od ograniczających treści ideowych zawartych w Kursie Cudów należy przyznać, że proponowane w nim dokonanie pełnego przebaczenia na pewno zwraca ludziom wolność.
O wierze w cudowną przemianę spowodowaną porzuceniem ciała świadczyć mogą takie oto urywki z Kursu: „Umysł bez ciała, nie może robić błędów.” Lub: „Jakież lęki mogą jeszcze nachodzić tych, którzy stracili (ciało) źródło wszelkiego ataku, boleści i siedlisko strachu.”. To podejście przypomina nauki niektórych joginów i buddystów. Nienawiść do ciała, a przynajmniej bezradność wobec wyzwań, jakie niesie z sobą jego posiadanie, jak widać, okazuje się dość zaraźliwa.
Czyżby nie dało się osiągnąć szczęścia w ciele?
Inteligencja dyktująca treść Kursu cudów wykazuje się bezradnością również wobec świata materialnego. To może rzucać pewne światło na to, jakie jest jej pochodzenie. Albo świadczy o tym, że pani spisująca słowa Wyższej Inteligencji co jakiś czas wtrącała swoje ze swej podświadomości.
Myślę, że niektórym niezbyt przytomnym trendom filozoficznym należy zawdzięczać obecne tu i ówdzie w Kursie myśli w rodzaju: Świat jest fałszywą percepcją. Narodził się on z błędu i nie opuścił swego źródła. Pozostanie tak długo, jak długo myśl, która go powołała do życia, będzie pielęgnowana w umyśle. (...) Musimy zbawić świat, albowiem my, którzy go wytworzyliśmy, musimy zobaczyć go oczami Chrystusa. Musimy zobaczyć, że to co zostało wytworzone, aby umrzeć, może być przywrócone do życia wiecznego.
Ależ się to ludziom namieszało. A tak obiecująco, na pierwszy rzut oka, wygląda.
Kiedyś trafiłem na spotkanie prowadzone przez przedstawicieli organizacji zajmującej się szerzeniem Kursu Cudów w USA i poza ich granicami. Zrobili na mnie wspaniałe wrażenie. Emanowali entuzjazmem i promieniowali energią duchową. To świadczyło, że pozwolili, by wiele boskiej energii płynęło przez ich serca. Ale… ich nastawienie do spraw materialnych mnie nie zachwyciło. Co jakiś czas z ich wypowiedzi przebijało pragnienie opuszczenia tego świata i tego ciała. A to tylko droga do śmierci.
Studiując czy to Kurs Cudów, czy Biblię, powinieneś brać poprawkę na to, że treści w nich zawarte, są w tylko w pewnej (czasem w dużej) części natchnione. Nie zawierają wyłącznie prawdy bożej, gdyż spisywali je ludzie zaślepieni nieczystym widzeniem siebie i świata. Jeszcze bardziej zaślepieni wzięli się z kolei za ich „jedynie słuszne” interpretacje. A twoja rola na tym polega, żeby wydobyć to, co pomaga ci żyć i skutecznie działać w tym świecie pamiętając, że Bóg jest obecny nie „gdzieś tam” w zaświatach, ale w tobie – w twoim sercu. Przecież byłby nieczułym głupcem, gdyby kazał ludziom uczyć się i nie dawał ku temu żadnych bezpośrednich wskazówek, gdyby nas osierocił. Jeśli stworzył nas na Jego podobieństwo, to nawet gdyby nas opuścił, musiałby nam pozostawić to, co dla Niego właściwe: mądrość, miłość i moc (i jeszcze inne boskie cechy), które to z powodu obdarzenia nas wolną wolą zostały przez większość z nas zlekceważone.
Doświadczenie Boga w sobie może być szokiem dla tych, którzy byli gnostykami lub katolikami. Prowadzi ono bowiem do zanegowania podstawowych prawd tych kierunków religijnych, które nauczają, że Bóg jest „gdzieś tam”, w przestworzach. A jeśli jest „tam”, to nie może być i tu. A jeśli jest tu, w sercu każdego człowieka, to po co mu ksiądz – pośrednik w kontaktowaniu się z Bogiem. Podobnych pytań można sobie zadawać bez liku. Tylko po co to robić? Czyż nie szkoda czasu na takie bezpłodne rozważania? Czyż nie lepiej przebaczyć wszystkim, którzy wpychali się między ciebie, a Boga?
Proponuję modlitwę: „Moim wyborem jest być takim, jakim mnie, Boże, stworzyłeś i odnaleźć moje prawdziwe, boskie Ja.
Utożsamiam się z Bogiem, który jest moim jedynym schronieniem i ostoją bezpieczeństwa. Widzę się tam, gdzie dostrzegam źródło swej mocy i żyję wewnątrz twierdzy pozytywnego nastawienia (moich pozytywnych myśli i wyobrażeń), gdzie jestem bezpieczny. Dzięki pozytywnemu nastawieniu i bożej ochronie jestem całkowicie bezpieczny. Żyję w Bogu i z Bogiem. W Nim znajduję swoje schronienie i moc. W Nim jest źródło moich sukcesów i mojego szczęścia. W Nim jest wieczny spokój. Dzięki Niemu pamiętam, Kim rzeczywiście jestem. A jestem Jego ukochanym dzieckiem, które wszystko po Nim dziedziczy. Wszystko!”
Tak, to właśnie jest ISTOTNA różnica, czy świat materialny traktujemy jako boże dziedzictwo i błogosławieństwo, czy jako wynik błędu, który należy zlikwidować.
Droga niby podobna, ale cel i efekt zdecydowanie inny.