Szatan jest stanowczo przereklamowany. Swą sławę zawdzięcza przede wszystkim duchownym chrześcijańskim. Dzięki ich nieustannym wysiłkom sprzedaje się lepiej niż świeże bułeczki.
Szatan rozpanoszył się w umysłach i sercach wiernych chrześcijan bardziej, niż Bóg. Wielu wręcz przesłonił Boga. Spędzają oni całe dnie na śledzeniu szatana i wszelkich szataństw, na walkę z siłami ciemności. Jednocześnie panicznie unikają wewnętrznego światła, bo inne określenie szatana brzmi Lucyfer – niosący światło. W ten sposób zatruwają swoje serca i umysły pielęgnując nienawiść do sił zła i do wszystkich ich przejawów. Liczą w zamian na nagrodę w postaci szczęścia wiecznego po śmierci. Swych przeciwników straszą mękami wiecznymi w piekle.
Głosiciele prawd biblijnych na każdym kroku przypominają, że zły szatan jest władcą tego świata. “Wystarczy tylko popatrzeć, a dowody same się znajdują”. Ponieważ wybierają “dobro”, to prowadzą walkę z szatanem w sobie i na zewnątrz nie zdając sobie sprawy, że uprawiają partyzantkę przeciw władcy świata, w którym im przyszło żyć. Opowiadają się po stronie dobrego Boga, który nienawidzi radości życia, przyjemności, zabawy, a przede wszystkim seksu (Bóg babtystów nienawidzi nawet tańca i śpiewu). Opowiadają się po stronie Boga, który nie zna litości dla ludzkich słabości wobec grzechu, dla folgowania przyjemnościom.
Każdy zdrowo myślący człowiek – chrześcijanin wie, że dobry Bóg jest daleko, a zły szatan nakłaniający do rozkoszy – blisko. Wielu widzi, że takie stawienie sprawy to kompletny nonsens. No bo który to lojalny poddany będzie się przeciwstawiał władcy tego świata? Ewentualna cena mogłaby się okazać zbyt wysoka!
Lojalni poddani wiele stuleci temu zaczęli czcić swego władcę – szatana. I czynią to nadal w różnej formie. W ten sposób chrześcijanie wykreowali satanizm. Stworzyli go, by mieć przeciw czemu walczyć, by nadać sens swej religii. Niektórzy ewangelicy twierdzą wręcz: “zabierzcie katolikom wiarę w szatana, a stracą ją całą”.
Nurtów w satanizmie było i jest wiele. Od hedonizmu Le Veya, po brutalne i nieprzytomne orgie na cmentarzach, w kościołach i na ołtarzach. Od pewnego czasu wewnątrz ruchu satanistycznego toczą się spory, który satanizm jest prawdziwy.
Jedyny prawdziwy satanizm to ten, który mówi, że człowiekowi nie jest potrzebny karzący i nienawidzący seksu i innych przyjemności Bóg.
To samo twierdzą również wolnomyśliciele i ateiści.
Sataniści jednak tym się od nich różnią, że wolą Szatana, bo ten sprzeciwił się “boskiej moralności”. Reszta zależy od interpretacji i świadomości, a także postawy moralnej ludzi, który to głoszą.
Le Vey stworzył jedną z form satanizmu dla kasy,
ale też poznał pewne tajniki magii. Dzięki temu był w swych poglądach i poczynaniach konsekwentny i autentyczny. Jego największą chyba ambicją było, by nazywano go antypapieżem. Jego ideologia jest przeznaczona dla elity intelektualnej, która nie chce Boga, ale chce się bawić. Nie trafia natomiast do pozostałych, bardziej na czarną magię i destruktywny bunt nastawionych satanistów.
Przed Le Veyem swoją misję jako Bestia 666 rozpoznał A. Crowley dziś przez wielu czczony jako ideowy przywódca rewolucji seksualnej z lat 60-tych.
Intelektualiści – zwolennicy satanizmu – kreślą hedonistyczny obraz satanizmu. Twierdzą, że wokół tej religii narosło wiele nieporozumień i starają się rozwiać wątpliwości. Ich zdaniem satanizm to praktyka, która prowadzi do zadowolenia i wolności. Drogą do tego ma być oczyszczenie serca i czynienie tego, na co się ma ochotę. I byłoby to prawie to samo, do czego wzywał Św. Augustyn: kochaj Boga i czyń, na co masz ochotę. Byłoby, gdyby nie rytuał, który też podobno jest nieobowiązkowy i ma wypływać z czystego serca.
To obraz satanizmu przyjaznego człowiekowi. Jednakże, jak na kulturalnych dżentelmenów przystało, zwolennicy liberalnego, czy hedonistycznego satanizmu pomijają istotę rzeczy.
Hedoniści zwykle obywali się bez Szatana. Dopiero restrykcyjne kierunki chrześcijaństwa uznały przyjemność za grzech, bądź dowód opętania przez Szatana. Ale czy to powód, by teraz hedonistom Szatan był do czegoś potrzebny?
A o jaką istotę rzeczy idzie?
Otóż istotą satanizmu jest nie samo doświadczanie przyjemności i wolności. Czcicielom Szatana chodzi o MOC. Rytuały (szczególnie magiczne) mają na celu wyzwolenie MOCY! I to za wszelką cenę! To MOC ma im zapewnić wolność i nieskrępowane prawo do przyjemności. Ale to nie wszystko. Moc jest potrzebna satanistom, by mogli mieć władzę i pieniądze, by mogli spełniać wszystkie zachcianki bez moralnego wartościowania ich, bez zastanawiania się, czy to jest dobre, czy złe, a w efekcie, czy korzystne, czy też szkodliwe dla nich samych. Takich dylematów nie mają. Pytanie o cenę osiągnięć nie ma w ogóle sensu dla ludzi upojonych wizją swej ABSOLUTNEJ władzy nad światem przejawionym. Szatan wszak jest Panem tego świata!
Ach, gdybyż którykolwiek z nich myślał przy tym o czystości swego serca!
Ich serca są nie mniej czyste i nie mniej brudne niż serca chrześcijan, którzy nadużywając modlitwy błagalnej proszą Boga, by pokarał sąsiadkę mężem dziwkarzem, by sąsiadowi wyschły zbiory, a innemu piorun rozwalił chałupę. Wielu chrześcijan błaga Boga, by wymierzył sprawiedliwość, by dał coś komuś, innemu zabierając. Modlą się o to wszystko zgodnie z własnym widzimisię i swoistym poczuciem sprawiedliwości.
Kiedy ktoś widzi takich dobrych chrześcijan modlących się do dobrego Boga, to zaczyna się buntować, a potem zastanawiać, czy nie powinien stanąć po stronie Szatana. No bo jakaś różnica jest. Szczególnie w nurcie hedonistycznym. W porównaniu z tak dobrymi czcicielami dobrego Boga, który ma wysłuchiwać podobnych modlitw, trudno nie poczuć się lepszym i bardziej moralnym odrzucając Boga, jego sługi i jego religię. Stąd dążenie do satanizmu intelektualnego, wysublimowanego. Ale przecież są i inne nurty satanizmu.
Niektóre osoby, których podszyte paskudnymi intencjami modlitwy nie doczekały się spełnienia, szukają innej MOCY, by wreszcie doczekać się swego. Wątpię, żeby którakolwiek z nich szukając wsparcia czy sojusznika w świecie niewidzialnych sił, oczyszczała swoje serce. Na pewno nie o to tu chodzi.
Satanizm pogardza obłudą księży i tych chrześcijan, którzy „modlą się pod figurą, a diabła mają za skórą”. Wydaje się być mniej obłudny, a więc bardziej w porządku. A człowiek, który czuje się bardziej w porządku, ma nad innymi rzeczywistą przewagę. Nie czuje się winny, wobec czego nie traci sił i czasu na bezowocne pokuty i zadośćuczynienia.
Tymczasem osobiście znam ludzi, którym do wyzwolenia wewnętrznej mocy żaden Szatan nie jest potrzebny. Oni wybierają czystość serca i wolność od rytuałów. Wiedzą to, czego sataniści nie są w stanie nawet podejrzewać. Mianowicie to, że moc wynika nie z rytuału, ale z miłości, która wypełnia naprawdę czyste serce.
Niestety, nie wiedzą tego sataniści i nie wierzy w to większość chrześcijan, a już w szczególności katolików.
Kiedy patrzymy na satanizm rytualny (nie ten z Hollywood), okazuje się on buntowniczą parodią chrześcijaństwa, ze szczególnym upodobaniem do przedrzeźniania rytuałów katolickich. W swej obrzędowości parodiuje również i magię. Gwoli ścisłości, pewne poglądy chrześcijańskie, szczególnie te związane z potępianiem przyjemności, jawią mi się jako żałosna, parodystyczna negacja satanizmu.
Na poszukiwania sensu życia w satanizmie najczęściej narażone są dzieci rodziców – obłudników, którzy “modlą się pod figurą, a diabła mają za skórą”. Oni to często nieświadomie zachęcają swoje dzieci do wejścia na drogę zła, pomimo że często deklarują się jako dobrzy katolicy.
Skutkiem wielu praktyk satanistycznych jest totalne skłócenie ze światem, z ludźmi, a najbardziej skłóceni między sobą są wszyscy sataniści, szczególnie ci biorący udział w „odlotowych”, narkotyczno – orgiastyczno – sadystycznych praktykach. Poodwracali sobie wszystko (nie tylko krzyże i trójkąty!). Zamiast miłości woleli dostawać nienawiść, zamiast czułości – w dupę, zamiast czystego powietrza – gryzący dym, zamiast nagrody – karę, zamiast światła – ciemność, a zamiast Boga – szatana!
Zwolennicy le Veya chcą przekonać innych o hedonistycznym charakterze satanizmu i o tym, że nie jest on niczym złym. Ale fakty zdają się przemawiać na niekorzyść ich tez. Fakty to życiorysy i wybryki wybitnych współczesnych satanistów: Alistair Crowley – „wcielenie bestii” – położył podwaliny pod wiele współczesnych organizacji satanistycznych, miał udział w stworzeniu specjalnych rytuałów dla hitlerowskiego SS, a wreszcie popełnił samobójstwo. Wiadomo, że Hitler był m in. czcicielem szatana. Wiadomo też, że czcicielami Hitlera było 2 papieży. Anton Sandor le Vey – twórca amerykańskiego Kościoła Szatana, antypapież, zmarł podobno śmiercią naturalną, ale jego spadkobiercy walczą z sobą o schedę po Mistrzu (wyrażaną w milionach dolarów) nie przebierając w środkach. Cała moc le Veya polegała na tym, że miał kasę i mnóstwo kochanek. Ale czy do tego trzeba aż wsparcia sił nadnaturalnych?
Tymczasem satanizm budzi lęk u wielu chrześcijan. Przecież nawet niektórzy z papieży składali ofiary Szatanowi obłudnie wzywając jednocześnie do walki z jego czcicielami. Ludzie, którym chodzi o władzę nad światem, nie cofają się przed niczym. I nic ich nie obchodzi jakaś tam uczciwość, czy solidarność z podobnie myślącymi. Wręcz przeciwnie, dążą oni do wyeliminowania wszelkimi sposobami tych, którzy mogliby ich władzy zaszkodzić. I nie ma znaczenia, czy powołują się przy tym na Szatana, czy na Pana Boga, czy posługują się autorytetem Kościoła, czy specjalnymi służbami. To cel uświęca ich środki.
Myślę, że to właśnie chrześcijański zabobon obdarza Szatana nadnaturalną mocą. Gdyby nie on, już dawno nikt o zdrowych zmysłach nie wierzyłby dziś, że może sobie zjednać moc, która jest opozycyjna wobec Boga i która w tym świecie podobno może więcej niż Bóg.
No ale jeśli przy tym ktoś woli wierzyć, że Bóg nic nie może? A może nie chce? A może ma nas gdzieś?
Jak to właściwie jest z tym Bogiem i Szatanem, skoro jednak COŚ działa w świecie nieprzejawionym i trudno wszystko zwalać na przypadki, bądź na manipulacje środków masowego przekazu?
Moc nieprzejawiona istnieje i działa realnie.
Wiara, oczywiście, czyni cuda. Im mniej w niej znajduje się obłudy, tym silniejsza jest jej moc. Życzę więc wszystkim, by nie tylko czasem i od święta myśleli, że Bóg jest po ich stronie. Myślcie tak na co dzień, nawet jeśli przeciw Wam jest większość kleru.
Fascynacja Szatanem i jego mocą znika, gdy zdajemy sobie sprawę, iż Bóg jest samym dobrem najwyższym i że nam sprzyja. Gdy zauważamy, że jesteśmy potencjalnie stworzeni na jego podobieństwo. Odkrywając w sobie duchowe światło, odkrywamy i poznajemy Boga, a nie szatana (Lucyfera), jak to twierdzi większość chrześcijańskich kościołów wbrew naukom Jezusa. Realna moc wiąże się z miłością. A miłością jest Bóg. Droga do mocy prowadzi więc poprzez zaakceptowanie miłości, a nie przez określenie się w relacji do Boga, czy Szatana.
Szukajcie wewnętrznego światła, a wszystko inne zostanie wam przydane!
Wydźwięk mojego artykułu jest taki, że jeśli ktoś się chce bawić życiem, to nie potrzebny mu Szatan, i nie musi się obrażać na Boga, bo ten w rzeczywistości mu nie wadzi. Wadzą za to bredzenia nawiedzonych chrześcijańskim duchem moralistów na temat tego, co jest Bogu miłe, a co nie. I to z nimi warto się rozstać, a nie z Bogiem.