|
Wróć do listy artykułów
Leszek ŻądłoKiedy przestaje "wywalać"?Wielu chciałoby dojść do celu, a pominąć drogę, która powoduje konieczne zmiany w umyśle i światopoglądzie. Tacy chcieliby przychodzić po nauki tylko do oświeconych, tymczasem nie udaje im się ich spotkać. Co za pech…. A jeśli spotkają kogoś bliskiego oświecenia, wówczas nauka oświeconych i ich styl życia wydają się im czymś szalonym, wręcz nie do przyjęcia. Wokół osób zaawansowanych w rozwoju duchowym krąży wiele plotek i zmyślonych historii. Są też i historie prawdziwe, które wydają się wręcz cudowne lub nieprawdopodobne. Guru często wydają się boscy i świetliści, jeśli się ich postrzega przez pryzmat narkotycznych urojeń. Dowiedziałem się, że niektórym sensytywnym osobom wystarczą 2 lampki wina, by uruchomić takie widzenie osób praktykujących medytacje. Ten mechanizm wynika z nieświadomości. Gdyby bowiem znali prawdę, wiedzieliby, że dopóki nie jesteśmy oświeceni, ma prawo nam wywalać, czy odwalać. A ma, bo nie będąc oświeconymi, nie mamy w pełni czystej świadomości. Takiej świadomości nie mają nawet mistrzowie, którzy na co dzień uczą uważności w każdej chwili i dają swym uczniom przykłady, jak żyć w ten sposób. Przecież prawdziwy mistrz, bliski oświecenia, powinien…. Wielu terapeutów i uzdrowicieli przestało korzystać z jakiejkolwiek formy terapii, żeby nikt nie widział, że im coś wywala. Inni przecież muszą ich widzieć jako istoty doskonałe! Być może, że osiągnęli szczyt swych możliwości na to wcielenie. Jednak podejrzewam, że raczej z jakiegoś powodu, którym prawdopodobnie jest zbyt niska samoocena, utknęli w martwym punkcie robiąc właściwą minę do roli, jaką sobie wybrali. Czym innym jest uwielbienie boskości w sobie i pełny dla niej szacunek, a czym innym nieprzytomny zachwyt dla doskonałości swego niedoskonałego ego. Urzeczywistniający swą boskość i przejawiający ją Mistrzowie często są oskarżani przez niedoceniających się skromnisiów i cierpiętników o narcyzm. Jeśli wydaje ci się, że Mistrz powinien ci dawać przykład skromności wobec Boga, że powinien się uważać za najmniejszego z najmniejszych, to bardzo się mylisz. Podobnie mylisz się, kiedy szukasz mistrza godnego zaspokoić jakiekolwiek inne twoje wyobrażenia o doskonałości. Tysiąc lat temu w pewnym buddyjskim klasztorze w Wietnamie u drzwi stanął młody wędrowiec i powiedział, że przebył już bardzo długą drogę szukając prawdziwego mistrza, ale wszędzie, gdzie trafił, okazywało się, że mistrz był niedoskonały, że miał jakieś wady. Nie mógł więc zostać jego uczniem. Wtedy usłyszał, że takiego mistrza nie znajdzie, bo dopóki nie jesteśmy oświeceni, to ma prawo nam wywalać. Mistrzom też to prawo przysługuje. Pewne osoby są zszokowane, kiedy dowiadują się, lub zauważają, że ich uwielbiany mistrz ma słabe strony (np. ma siwe włosy, katar, nosi okulary, ma brzuch). Wielu się na mnie obraziło zauważając, że wcale nie jestem tak doskonały, jak im się wydawało. Zaczęli szukać lepszych mistrzów. Z tego, co wiem, są nimi zachwyceni aż do czasu, kiedy zauważają u nich słabe punkty. Wtedy też ich porzucają negując wszystko, czego się nauczyli. Jezus pouczał swych uczniów: “Nie mówcie na mnie dobry. Tylko Bóg jest dobry”. Budda Gautama miał też wrogów, którzy uważali się za bardziej doskonałych, powołanych do nauczania, wybranych przez bogów i odciągali od Niego nielojalnych, niedojrzałych uczniów (ten proces ciągle trwa). Samemu Gautamie i Jego lojalnym uczniom nie mogło to w niczym zaszkodzić. Natomiast wątpiący i pyszni zapaskudzili sobie karmę na wiele następnych wcieleń. Ale w swym mniemaniu mieli rację, bo Budda nie pochodził ani z właściwej rodziny (kasty), ani nie stała za nim żadna linia przekazu. Lęk przed fałszywymi mistrzami jest powszechny. Najbardziej boją się ich ci, którzy nigdy nie spotkali kompetentnych mistrzów i czują, że wszyscy wokół ich zwodzą. To oni są najbardziej podejrzliwi, tropią i demaskują oszustów. Nie stać ich jednak na to, by spotkać mistrza z prawdziwego zdarzenia. Fałszywi mistrzowie trafiają się niezwykle rzadko. Znacznie częściej można spotkać niedouczonych i nie w pełni świadomych. Pewna grupa osób jest przy tym przekonana, że tym co najważniejsze w rozwoju duchowym, jest całkowite oddanie mistrzowi, gdyż ich osiągnięcia mają się wiązać z łaską Mistrza (to zapewne dlatego powinien on być doskonały, lub przynajmniej za takiego uchodzić?). Charakterystycznym zjawiskiem jest to, że mistrzowie o najniższych kompetencjach do nauczania mają zwykle najwięcej wymagań wobec swoich uczniów. I, mimo to, a może właśnie dzięki temu, cieszą się największą popularnością. Istnieje wielu Mistrzów duchowych, którzy żyją w swoich ciałach fizycznych. Ich mistrzostwo wynika ze zrozumienia i opanowania praktyk duchowych. Widząc ich pozytywne skutki postanawiają się oni dzielić z wszystkimi, którzy są do tego chętni. Ich zadanie polega na przybliżaniu mniej świadomych stanu oświecenia. Kiedy rozpatrujemy rozwój duchowy w kategoriach etapów, które każdy musi przebyć, by osiągnąć ostateczną samorealizację, to widzimy, że hierarchie mistrzowskie rozciągają się przez kilkanaście etapów rozwoju duchowego, praktycznie nieomal przez połowę duchowej ścieżki. Jeśli przyjmiemy klasyfikację 36 etapów, z zaznaczeniem, że 36 jest etapem Buddy, czyli całkiem czystej świadomości i pełnej doskonałości, to wg tej klasyfikacji każdy, kto wkracza na 22 etap, staje się Mistrzem. Jego rola w prowadzeniu innych istot może być różna, w zależności od podświadomego programu, czyli od jego karmy. Karma nie jest tym samym, co boski plan, gdyż jest zbudowana w oparciu o osobiste intencje, a więc osobiste, egoistyczne motywy, jakimi każdy człowiek kieruje się i w życiu i na duchowej ścieżce, dopóki nie rozwinie w pełni świadomości swej boskości (doskonałości) i samoświadomości. Stąd wniosek, że Mistrzowie mogą się znajdować na różnych poziomach urzeczywistnienia swej boskości. Już z tego widać, że nawet zajmując miejsce w hierarchii Mistrzów, nadal podlega się egoistycznym motywom wyborów i działań. Oczywiście, że presja owych egoistycznych wyborów maleje w miarę rozpoznawania prawdy, w miarę przeżywania kolejnych, cząstkowych oświeceń. Tym niemniej, czasami egoistyczne motywy mogą być tak głęboko ukryte pod płaszczykiem misji, odpowiedzialności za innych, czy obowiązków czynienia dobra, że wydają się nieegoistycznymi i mogą prowadzić do błędnych działań lub objawień. Kiedyś czytałem nauki i proroctwa Babaji’ego (35 ERD- etap rozwoju duchowego). Podobnie też pomylił się Śri Chinmoy (34 ERD) oddając religijny hołd swym idolom Raisie i Michaiłowi Gorbaczowym, tuż przed ich zejściem ze sceny politycznej. Osho (Bhagawan Śri Rajneesh – 34 ERD) tak zaangażował się w konflikty religijne i popieranie praktyk dochodzenia do ekstazy za wszelką cenę, że wystawiono mu zakaz wstępu do wielu państw, nawet do jego ojczyzny. Ponadto uwielbiał niesmaczne dowcipy o papieżu – Polaczku. Satia Sai Baba (35 ERD) pozostaje również w transie awatara Sivy, planuje sobie kolejną inkarnację z misją urzeczywistniania światowego pokoju i naucza swych uczniów poprzez telepatię, co niewątpliwie podnosi ich w duchowym rozwoju, ale nie umożliwia osiągnięcia ostatecznego oświecenia. Wielu tybetańskich lamów, którzy praktykują “medytację wymiany” cudzych cierpień na własne cechy urzeczywistnienia i złożyli ślubowania niedopuszczenia do swego oświecenia, póki nie dociągną tam innych, nie przekracza 31 ERD. Wielu z nich upada (aż do 12 ERD) pod wpływem zaśmiecania sobie umysłu cudzym cierpieniem w wyniku praktykowania “medytacji wymiany”, czy pod wpływem hipnotycznego uzależnienia od swoich byłych lamów, którzy również wykonują podobne praktyki. Wielu Mistrzów z różnych linii przekazu nie przekracza 26 ERD, a więc ich poziom urzeczywistnienia jest jeszcze niższy. Tymczasem po świecie chodzi sobie mnóstwo osób mających wyższy poziom urzeczywistnienia, ale nie zdających sobie nawet z tego sprawy i zdziwionych, że kogoś mogą inspirować! Większość proroków nie doszła nawet do 30 ERD, a wielu znanych jasnowidzów nie wkroczyło jeszcze na etapy mistrzowskie. Jednak każdy z nich ma wrażenie, że jest jakoś szczególnie wyróżniony przez Boga, w związku z czym czuje się w obowiązku dzielić się z rzeszą profanów swymi objawieniami. To rzekomo w interesie duchowo ślepego ludu zawsze przepowiadano katastrofy i inne nieszczęścia, by wezwać do opamiętania. Kilka lat temu na Placu Czerwonym w Moskwie członkowie organizacji Białe Bractwo oczekiwali na Koniec Świata. Zgromadziło się tam 150.000 potencjalnych samobójców. Niestety, KGB uniemożliwiła owo efektowne zakończenie tego świata aresztując parę obłąkanych proroków. Naiwność, zwątpienie i zaślepienie spowodowały już niejeden bolesny upadek. A zaczyna się tak wspaniale! Znam więc przypadki, kiedy to ludzie uważający się za doskonałych (mniej więcej poziom zaawansowanych uczniów) zostali “powołani” przez przedstawicieli fałszywych organizacji. Niebezpieczeństwo pobłądzenia czyha nie tylko na adeptów. Dla wielu Mistrzów etap 31 jest bardzo niebezpieczny. Nasila się wtedy szczególna presja, by wreszcie doprowadzić do zrealizowania wcześniej wykonywanych praktyk. Wówczas też pojawia się przymus urzeczywistnienia… nie boskości, lecz misji, która jest traktowana jako wola boża, jako święte prawo. Jeśli tego nie odreagujesz, to nawet nie mogę ci życzyć wesołej zabawy, gdyż to nie jest zabawne (choć np. ukrzyżowanie dla niektórych było niezłą imprezą). Historia Jezusa jest dla mnie najbardziej odstraszającym przykładem błędów, jakie można wtedy popełnić. Poddał się On presji praktyk samozniszczenia i wcześniej zakodowanej w podświadomości misji traktując je jako wolę Boga. Nic też dziwnego, że w chwili próby zwątpił skarżąc się: “Ojcze, czemuś mnie opuścił?” Zwątpienie i cierpienie mieszają w umyśle. Ale Bóg nas nigdy nie opuszcza. To my się Go zapieramy, gdy swoje urojenia traktujemy, jako Jego wolę. I nie ma tu różnicy, czy jesteś na 1, czy na 35 ERD. Jeśli Twój umysł nie jest w pełni czysty i oświecony, zachowuj czujność wobec tego, co ci przychodzi do głowy. No ale co tu mówić o czujności, jeśli większość znanych nam ludzi uważa, że Jezus był żywym Bogiem!? Jedną z cech urzeczywistnienia jest czysta świadomość, której to cechy nawet zaawansowani uczniowie jeszcze nie urzeczywistnili, więc nie mają żadnych kompetencji, by oceniać kogokolwiek z urzeczywistnionych, bądź bliskich urzeczywistnienia. Ba, tej cechy brakuje też mistrzom! Zdarzają się jednak osoby, które rozwinęły świadomość rozróżniającą w wystarczającym stopniu, żeby nie popełnić pomyłki w rozeznaniu, co u danego Mistrza jest wynikiem urzeczywistnienia, a co jeszcze pochodzi ze sfery ego. Mistrz, mimo to, że mu wywala, potrafi wspaniale zainspirować. No, ale jeśli ktoś zamiast inspiracji pragnie gotowych rozwiązań, to musi być zawiedziony. Albo małpować błędy Mistrza…. co jest nagminne. W wielu religiach panuje wielkie pomieszanie na temat tego, co jest dobre, godne naśladowania, moralne, a co nie. Ja wolę słowa: korzystne lub pozytywne.
Uzupełniając powyższe stwierdzenie należy dodać, że:
Skąd ta pewność?
Jeśli uważasz, że to nieprawda, to na pewno ci wywala, czy odwala. A wówczas powinieneś zastanowić się, czy twój obraz Boga jest zdrowy, czy też warto zacząć go uzdrawiać. Patrzenie z boskiego punktu widzenia jest niezwykle łatwe i przynosi wspaniałe rezultaty. Oczywiście, żeby się na nie zdobyć, trzeba mieć zdrowy stosunek do Boga i do siebie. Trzeba zaakceptować, że wszyscy zostaliśmy stworzeni na podobieństwo Boga. I mamy prawo domyślać się, jakie są nasze potencjalne, boskie możliwości. Po pierwsze, warto przekonać się, że Bóg jest DOBREM Najwyższym i Absolutnym. Nie ma więc niczego, co mogłoby być lepsze od Boga. I wreszcie warto wyciągnąć z tego wniosek, że skoro Bóg jest dobry i kochający, to nie ma sensu używać Go do straszenia niegrzecznych dzieci, czy nielojalnych podanych, gdyż coś takiego, jak gniew boży, czy kara boska, nie istnieją. Bóg jest, co prawda, aktywną mocą, ale nie wyraża się w aktach destrukcji, lecz w aktach tworzenia. A Wszechświat jest wystarczająco pojemny, by pomieścił owoce nieskończonej ilości kreacji bez niszczenia czegokolwiek. Poza tym, jak się bliżej przyjrzeć, to nic nie niszczeje, tylko zmienia formę. A więc Bóg jest dobry i twórczy zarazem. Jego dzieła nikomu nie szkodzą, a wszystkim mogą służyć. Jego dzieła jednak przez ludzi bywają nie lubiane lub niedoceniane. Wówczas gdy ludzie mają tendencję do negatywnego oceniania bożych dzieł, nie potrafią być wdzięczni, odcinają się od źródła dobra i życia, obrastają w pychę, której towarzyszy zaślepienie. Wychodzi na to, że wywala nam dopóty, dopóki nie mamy pełnej świadomości swej tożsamości z Bogiem i dopóki jej nie przejawiamy. Ja długo trwa wywalanie? Ja nie szukam sobie doskonałego mistrza, by mi pokazywał moje błędy. Wystarczą mi ci, którzy się wokół mnie pojawiają. Jeśli ktoś potrafi dostrzec, że coś ze mną nie tak, może mi zwrócić uwagę, że mi wywala. Może mi też dać coś do zrozumienia w inny sposób. Jeśli jego uwaga jest słuszna, to zapewne zainspiruje mnie do zmian w kierunku doskonałości. Ale jeśli jeszcze nie dojrzałem do pojęcia boskiej prawdy, wtedy poczekam. Wszystko ma swój czas i swoją kolej. Wywalanka ustanie też. A więc byle do ostatecznego oświecenia! |
|
Afirmacje życia
(kaseta)
|
Poczucie Własnej Wartości
(kaseta)
|