Wróć do listy artykułów

Sławomir Majda

Moja hellada

Olimp przyciągał moją uwagę nie tylko od dzieciństwa. Dużo wcześniej, kierowany potrzebą dorównania żywym bogom i po to by samemu dostać się na boski szczyt uczestniczyłem w budowie 3 helleńskich imperiów. Zbierałem stosowne doświadczenia na dworze Filipa II Macedońskiego, pośród egipskich Ptolemeuszy i w Bizancjum Justyniana.

Odwiedzając w roku obecnym Grecję uświadomiłem sobie to, że żadne opowieści znajomych, filmy, czy opisy literackie nie przyniosą takich informacji jak osobiste przeżycie. Żadne pieniądze wydane na terapię regresywną w kraju nie dałyby takich odreagowań jakie mnie spotkały w podróży. Ograniczając się do wątku religijnego wspomnę kąpiel w Morzu Egejskim i modlitwę dziękczynną jaka w moim zamyśle powinna brzmieć ,,dziękuję Ci Boże za…” jednak moje usta ciągle mówiły ,,dziękuję Ci Posejdonie i Tobie Zeusie”. Przy innej okazji wylewnie podziękowałem Bogini dziewicy Atenie.

Przez 11 dni znalazłem u Hellenów mnóstwo punktów łączących ich z Tybetem. Wyglądało tak jakby góry, muzyka, stroje w niewielkim stopniu zmodyfikowane przeniesiono bezpośrednio z dalekiej Azji. Jakby ci sami ludzie wymarznięci przy pasieniu jaków, trafili tu ze swoim stadem kóz i owiec, aby dla odmiany wygrzać się na słoneczku. Nastroje greckich klasztorów też wydały mi doskonale znane z Dachu Świata. W eremach Meteorów zawieszonych na 200 metrowych skałach od XIV w. kilkudziesięciu ascetów z dala od światowego zgiełku udekorowało w ciemnych barwach wnętrza świątyń. Otoczeni malarskimi wizjami cierpienia św. męczenników śpiewali na tybetańską nutę pieśni bizantyjskie, zapewne skupiając myśli swe na sprawach ostatecznych. Krążyłem po pomieszczeniach eremu i wspominałem jak podczas drugiej tybetańskiej inkarnacji upijałem się w podobnym otoczeniu indyjskim winem. Spacerując równocześnie starałem się zajrzeć wszędzie i wszystkiego dotknąć. Dociekałem jak tutejsi bracia asceci poprzez odosobnienie próbowali osiągnąć absolut, pojąć prawdę, przyjąć w siebie Boga Twórczą Siłę Miłości. Nieoczekiwana odpowiedź zaskoczyła mnie za drzwiami pomieszczenia gospodarczego i była ubrana formę eksponowanej na drewnianym stelażu dębowej beczki po winie o pojemności 12 000 l (dwanaście tysięcy litrów). A więc mieliśmy tu bizantyjski śpiew, wino w beczce i to trzecie, jak mu tam było…

Zakupiona w Meteorach płyta CD zawierająca pieśni śpiewane na późno- bizantyjską modłę pozwoliła mi odnaleźć znajome oczywiście tybetańskie nuty w niskim polifonicznym śpiewie. Kłębienie się głosów, specyficzna intonacja. Mimochodem puściłem wieloletnią fascynację dla muzyki gruzińskiej i korsykańskiej wywodzącej się ze wspólnego bizantyjskiego pnia.

Po powrocie do kurortu wykupiłem wycieczkę autobusową na szczyt Olimpu. Traktowałem ją jako świetny żart i możliwość wykpienia się zobowiązaniom. Wjazd klimatyzowanym autokarem na sam szczyt, zamiast mozolnego wykuwania stronic historii. Nic z tego jednak nie wyszło. Termin wyjazdu został przełożony na inny dzień, a zmanipulowany przez moją podświadomość organizator nie poinformował mnie jednego, że zmieniła się też godzina odjazdu.

Dzień później tajemniczy mrok spowijający olimpijskie kwestie został rozproszony. Krótka wycieczka do Aten z Akropolem jako głównym punktem programu zapowiadała się ciekawie. Trafiliśmy tam też na paradną zmianę warty przy parlamencie. Poszedłem bez szczególnych chęci. Był upał. Sprawy wojskowe już dawno sobie odpuściłem- szkoda czasu by w takim miejscu jak Ateny oglądać jak się chłopcy napinają. Wspomnienia z niedawnych powstań greckich pojawiły się z nadejściem orkiestry i kompanii warty honorowej. Uwalniane emocje wcisnęły mnie w krawężnik chodnika. Z dotknięciem bruku zrozumiałem, iż etniczne państwo greckie już istnieje, że ktoś je zbudował, że się nareszcie urzeczywistniło i to bez mojego udziału. Można już na terenie Grecji słuchać oficjalnie greckiego hymnu, jest armia strzegąca bezpieczeństwa, a ja nie muszę nic robić w tym kierunku. Jestem wolny. Nie muszę walczyć o powstanie państwa, ani o jego obronę -bo to wszystko już jest. Nie muszę tu ponownie inkarnować.... Mogę zawsze przyjechać jako turysta.
Już w Polsce wyświetliła się informacja o osobach znanych mi z dawnej Grecji, ich ówczesnych funkcjach i wzajemnych powiązaniach.

 
Sławomir Majda - zdjęcie
  Sławomir Majda: