Wróć do listy artykułów

Krzysztof Chrząstek

Tak, masz rację

Cokolwiek powiesz, pomyślisz lub zrobisz – masz rację. Ucieszyłeś się? Wreszcie ktoś przyznał Ci rację. Nareszcie zostałeś doceniony. Ciesz się, ale…Cokolwiek ktoś inny pomyśli, powie lub zrobi, to…on też ma rację. Że co? Że niby i Ty masz rację i równocześnie ktoś inny? A jeśli się nie zgadzacie? Przecież nie raz argumentowałeś i spierałeś się z kimś, aby on wreszcie zrozumiał, że to Ty masz rację, a on nie. No tak…Moim zdaniem, każde z Was czy innych osób ma rację, ale raczej tylko w kontekście swoich własnych przekonań, poglądów, wiedzy, systemu rozumienia, inteligencji i przyjętego światopoglądu.
Każda z osób przebywa w swoim świecie. Świecie swoich wyobrażeń, idei, „prawd” i wyznawanych wartości. Często są to wartości i nawyki przejęte we wczesnym dzieciństwie w okresie, gdy wszystko to, co nas spotyka i występuje w naszym otoczeniu przyjmujemy jako prawdę o nas samych, którą bezwiednie i bezwarunkowo akceptujemy i aprobujemy jako własną. Wielu tak robi. Nawet osoby uważające się za wolne, wyzwolone czy super inteligentnych, w wielu obszarach życia za bazę mają doświadczenia z dzieciństwa. Po prostu nauczyły się, że to czego wtedy doświadczali to jest „prawda” o nich, życiu, świecie czy rodzinie. (Część osób przejęła również tendencje umysłu z „poprzednich wcieleń” lub od innych istot niematerialnych albo takich, które obecnie „nie żyją” albo też nie przebywają w zbliżonej do nas przestrzeni energetycznej).
Potem już niechętnie pozbywamy się takich przyjętych za pewnik informacji, bo traktujemy je jako część siebie. A nie jako myśl, czy wyobrażenie, które łatwo można zmienić. Warto wiedzieć, że można w każdej chwili swojego życia zmienić wszystko – całą bazę informacji dotycząca siebie. Można przedefiniować większość z tego zbioru, a zwłaszcza to, co z wydarzeń, które nas spotkały uzyskaliśmy – czyli nasze reakcje na to i to co dzięki temu się nauczyliśmy. Oczywiście część tych danych warto zaakceptować, jeżeli są to dobre cechy czy wartości. Złudzenie, że jesteśmy w jakikolwiek sposób „stali” i niezmienni jest związane z częstotliwością wibracji ciała, na którym się skupiamy i które jest postrzegane jako najważniejsze, stanowiące o naszym bycie i poczuciu jestestwa.
Niemniej jednak wielu osobom trudno jest zmienić i przedefiniować takie kody. Nie na darmo od lat funkcjonują przysłowia: „niedaleko pada jabłko od jabłoni” czy „jaki ojciec taki syn” albo „jaka matka taka córka”.
(Widać to dobrze na przykładzie „zakochanych”. Gdy jest się młodym często idealizuje się np. siebie czy potencjalnego kandydata czy kandydatkę na partnera. Zazwyczaj też w pierwszych latach znajomości są oni dosłownie na feromonowym haju i „świata poza ukochanym nie widzą”. Czują również, że to jest ten jedyny ukochany na całe życie, podczas gdy inni przecierają oczy ze zdumienia i dziwią się jak oni w ogóle się ze sobą zeszli i co ich łączy, skoro do siebie nie pasują. Czasami po latach okazuje się to prawdą a czasami nie. Niekiedy zauważamy, że nasza ukochana i ideał sprzed lat jest zupełnie, albo ściślej mówiąc – staje się taka jak teściowa, której mieliśmy serdecznie dość. To czy któraś ze stron to zauważy zależy od tego jak bardzo program mentalny jednej z tych osób ulegnie zmianie i na ile jest ona w stanie spojrzeć na siebie i otoczenie z szerszą świadomością.
Oczywiście warto w większości przypadków słuchać raczej tylko siebie i swoich odczuć, jednak w sprawach seksu czy partnera często ulegamy „karmie” – zbiorze intencji z przeszłości, które bierzemy za prawdę o „teraz”. A często ta prawda z przeszłości już jest dawno nieaktualna, zbędna i może być nawet szkodliwa dla nas. Ale brniemy, bo siła przyzwyczajeń umysłu i wytyczonych przez impulsy elektromagnetycznych ścieżek w mózgu bywa ogromna).
Każdy tworzy swój własny świat. Te światy mogą się zazębiać lub przenikać z innymi, ale mogą też w ogóle się ze sobą nie stykać, nawet przy kontakcie fizycznym. Często jednak w takich skrajnościach do zetknięcia raczej nie dochodzi.
Zdarzało mi się przysłuchiwać jakiejś rozmowie czy kłótni dwóch osób. Ze zdziwieniem zaobserwowałem, że przyjmując sposób myślenia i argumentację jednej ze stron, mogę jej przyznać rację. A po chwili to samo stawało się, gdy mówiła druga osoba. Jej również byłem skłonny przyznać rację. To znaczy – rozumiałem, że poruszając się w tych poglądach, wierzeniach i korzystając z takiej bazy w dzieciństwie – ona miała rację, ale tylko w obrębie swojego świata.
Jak zatem pogodzić takie dwie osoby, które się sprzeczają i żadna z nich nie chce pożegnać się ze swoim światem, systemem myślenia i pojmowania rzeczywistości? No właśnie – to jest główny problem. Jeżeli żadna ze stron nie chce porzucić swojego świata albo chociażby wyściubić z niego odrobinę głowę, aby szerzej spojrzeć na siebie, rozmówcę i łączący(!) ich problem, to raczej nie da rady znaleźć wspólnego rozwiązania. To dlatego często powołuje się mediatorów, którzy mają znaleźć rozwiązanie dla zwaśnionych stron. Bo gdyby tylko oboje wyszli nieco ze swoich światów, poglądów i uważanych za „niepodważalne” prawd, to o rozwiązanie byłoby dużo łatwiej a często samo by się ono znalazło.
Patrząc szerzej – dobrze by takim osobom będącym w konflikcie zrobiło np. zabawienie się w zmianę ról i odegranie wzajemnie siebie, przyjmując stroje, styl zachowania i argumentacji swojego przeciwnika. Wyobrażacie sobie dwóch przedstawicieli innych religii lub kultur, którzy się o coś spierają, po czym przebierają się w strój rozmówcy i toczą dalej spór, ale tym razem, to oni są przeciwnikiem, z którym się spierali a naprzeciw nich stoi on sam, z którym argumentują. Taka zamiana pozwoliłaby im nawzajem więcej zauważyć, dostrzec konwencje, nakładki kulturowe, którymi obrośli, jak statki wodorostami. Może nawet zaczęliby się szczerze z siebie i siebie nawzajem śmiać i objęci poszliby coś zjeść i znaleźć wreszcie rozwiązanie. Ale aby to dostrzec – ciesząc się różnorodnością kultur, postaw i bogactwa z nimi związanego a przy tym wiedzieć, że to tylko otoczka człowieka, którym on tak naprawdę w swojej istocie nie jest, to najczęściej już się jest wolnym od wchodzenia w konflikty a przynajmniej ma się nawyk omijania ich lub szybkiego zakańczania. Jeżeli ktoś chce znaleźć rozwiązanie, to je znajdzie.
To, że masz rację ma jeszcze jeden wymiar. Masz ją w odniesieniu do swojego kręgu wyobrażeń, tego w co wierzysz i uznajesz za „prawdę” o sobie i swoim świecie. Ale to może być odległe od PRAWDY – idei doskonałej, opisującej wzorzec „prawdy”, której doświadczasz w swoim świecie. I to dotyczy zarówno PRAWDY O PRAWDZIE, jak i PRAWDY o jakimkolwiek wycinku rzeczywistości. Czasami prawda i PRAWDA są od siebie bardzo odległe, a czasami są zbliżone. Ideałem jest, gdy prawda jest zgodna z PRAWDĄ. Gdy PRAWDA wypełnia, niczym powietrze materac, prawdę.
To, że każdy z nas ma rację ma też odniesienie do przekazywanej od wieków wiedzy i mądrości duchowej oraz odkryć współczesnej fizyki. Wielu przyjmuje za prawdę, że to nasze intencje, myśli i postawy oraz uczucia kreują nasz świat. Że wszechświat jest „mentalny” i reaguje na nasze myśli. Nawet komputery reagują na polecenia i uczucia tego, kto przy nich siedzi lub na nich pracuje. Zatem nauka łączy się z ezoteryką. Pamiętajmy jednak, że stworzony rzez kogoś świat nie musi wcale być prawdziwy, albo zgodny z rzeczywistością. On jest tylko zgodny z głównymi myślami i innymi działaniami jego twórcy. On odpowiada tylko twórcy i jemu podobnym istotom i jest tylko dla nich charakterystyczny. Dla innych może być nawet „nie do pomyślenia” lub „niemożliwy”.
Zatem, rozmawiając z kimś, z kim się w jakiejś kwestii nie zgadzamy, warto być świadomym tej zależności, która pokrótce przedstawiłem. Bo albo pogodzimy się z tym, że każdy ma prawo i możliwości tworzyć swój własny świat, albo będziemy tracić czas na argumentację. Oczywiście czasami ma ona sens, zwłaszcza, gdy czujemy, że druga strona jest o krok od zgody na zauważenie, że nie tylko istnieje jej rzeczywistość, ale że istnieją inne światy składające się razem na wspólny wszechświat. Tyle, że warto pamiętać, że nawet nasz własny – oczywiście często uważamy, że najlepszy a może i jedyny świat myśli i idei, nie musi być tym rzeczywiście najlepszym i najmądrzejszym. Możemy tylko tak o tym myśleć, ale tak nie musi być, gdy się patrzy z szerszej perspektywy.
Zawsze warto nastawić się, że może istnieć coś pełniejszego, lepszego i piękniejszego, niż mój świat, który dotychczas stworzyłem. Oczywiście taka postawa dobrze jeśli obejmuje pełny szacunek i radość z tego, co się osiągnęło, nawet jeśli to jest niewiele. Bo wtedy nowy, lepszy świat będzie szybciej przyciągnięty, zwłaszcza przez energię wdzięczności, podziękowania i zachwytu swoim światem. „Temu który ma, będzie dodane, tak że nadmiar mieć będzie”.
Zauważyłem, że czasem osoby korzystające z różnych technik pracy z umysłem i tworzenia rzeczywistości, budują swój osobisty świat. Jest to świat piękny, składający się z cudownych i wspaniałych myśli, idei, sformułowań, tylko, że…one funkcjonują w ciele mentalnym tej osoby, ale nie w jej życiu, nie w codziennych działaniach i postawach. Często nawet takie osoby – chcąc uchodzić za lepsze niż są – inaczej się prezentują na forum publicznym, stosując wyidealizowaną i chwytliwą autopromocję, na którą często łapią się inni, zwłaszcza, jeśli mają silne intencje do dominowania lub manipulowania innymi, podczas, gdy na co dzień, wśród bliskich zupełnie inaczej się zachowuje i co innego mówi. Takie rozdwojenie osobowości następuje wtedy, gdy uważamy, że jedną twarz trzeba prezentować, bo tej drugiej twarzy ludzie nie zaakceptują, będą się z niej śmiać lub też z wyrachowania, kiedy się chce świadomie oszukać lub naciągać inne osoby dla własnych korzyści. Przez pewien okres może to działać. Ale myślę, że wszechświat dąży do równowagi, działając zgodnie z „wyższą” intencją czy prawem, że „co wysyłasz, to do Ciebie wróci, często zwielokrotnione” i warto o tym pamiętać.
Czy mam rację:)? Oczywiście:) Podobnie jak Ty – nawet, jeżeli się ze mną nie zgadzasz.

(Artykuł ukazał się w piśmie Wegetariański Świat nr 4-5 2011)

 
Krzysztof Chrząstek - zdjęcie
  Krzysztof Chrząstek: