Wróć do listy artykułów

Kinga Roszczyniała

Współautorzy: Krzysztof Maksym

Wpływ relacji z rodzicami na tworzenie związków partnerskich

„Uzdrawianie relacji z rodzicami” to jeden z tematów, z którym prędzej czy później zetknie się każdy adept rozwoju duchowego, na swojej duchowej ścieżce. W tym artykule spróbuję wykazać, jak istotny wpływ na stworzenie i harmonijne współistnienie w partnerskim związku miłości, ma uzdrowienie tych relacji, oraz jakie wzorce i mechanizmy przejęte od rodziców, w dużym stopniu mogą wpływać na naszą związkową rzeczywistość.

W trakcie pracy nad tematem uświadomimy sobie przede wszystkim, że nie znaleźliśmy się w danym miejscu i danej rodzinie przypadkowo, że ludźmi, którymi się otoczyliśmy i którzy wywierają na nas największy wpływ są z reguły osoby, którym sami przypisaliśmy i nadaliśmy konkretne (ważne) znaczenie w naszym życiu.

Osoby te z nam tylko znanych powodów wybraliśmy sobie, jako życiowych doradców, nauczycieli, tyranów, sabotażystów naszych celów, kochających rodziców, czy wspierające rodzeństwo. Cała sieć powiązań i pełna gama możliwości, w zależności od tego jakie mieliśmy podświadome intencje i czego chcieliśmy doświadczyć, poprzez nawiązanie właśnie tych relacji.

Oczywiście w myśl zasady, że podobne intencje przyciągają się, na pewno i my także do czegoś jesteśmy potrzebni tym, wśród których żyjemy, będąc dla nich istotnym elementem przy realizowaniu się ich własnych wizji, ich własnej rzeczywistości. W końcu intencje muszą się dograć.
Jednak to, do czego jesteśmy potrzebni innym, zostawmy do uzdrowienia innym, już teraz rezygnując z przymusu, czy potrzeby odgrywania konkretnych ról, czy zachowań wobec nich, tym sposobem robiąc sobie miejsce w życiu, do zajęcia się wyłącznie sobą!

Kiedy więc odkrywamy pierwotną intencje, z powodu której jesteśmy właśnie tu, a nie gdzie indziej i właśnie wśród tych, a nie innych osób (wykorzystując w tym celu np. sesje regresingu w temacie „droga życia”), coraz wyraźniej widzimy, że przed każdym kolejnym wcieleniem się, mieliśmy rzeczowy plan min. doboru miejsca narodzin jak i otoczenia się ludźmi o konkretnej mentalności, wzorcach i postawach życiowych.
Trzeba tutaj rozróżnić wpływ świadomych działań wynikających z procesu logicznego myślenia, jakie umożliwia nam świadomy umysł, kiedy to już go wykształcimy, rozwijając się w ciele fizycznym, a podświadome, emocjonalne mechanizmy, które w pełni kierują naszą duszą pomiędzy wcielaniem się , oraz Nadświadomą, boską częścią naszej istoty.

Skupimy się teraz przede wszystkim na rodzicach, a ściślej, na tym czego mogliśmy nauczyć się od nich, przejmując ich podświadome przekonania, lub zajmując się wyciąganiem wniosków z obserwacji ich wspólnego pożycia, na temat miłości i wszelkich aspektów związku partnerskiego. Oraz co ważniejsze jaki to może mieć realny wpływ na to, co teraz myślimy, czujemy, bądź jak sobie wyobrażamy nasz idealny związek i życie w nim. (jeżeli w ogóle możemy sobie to wyobrazić).

Miłość. Każdy z nas jak go zapytać, co to jest miłość, odpowie inaczej, kładąc nacisk na to, co dla niego jest w tym najważniejsze. Jeden powie, że jest to namiętne uczucie łączące dwojga kochanków, drugi, że miłość kojarzy mu się z ciągłym brakiem, samotnością i niezasługiwaniem, jeszcze inny, że nieodłącznym aspektem miłości jest ból i cierpienie, a jeszcze ktoś, że realną wartość ma tylko miłość do boga, która kojarzy mu się z uległością, poddaństwem i nagrodą w niebie.

Skąd te różnice, kto się myli, a może wszyscy mają rację, a miłość jest na tyle różnorodna, że można z jej powodu cierpieć katusze i upajać się błogą ekstazą? Czy może to my, tworząc kolejne definicje naciągamy miłość do swoich wyobrażeń, bez nawet próby zrozumienia czym jest w rzeczywistości?

A jaka jest wasza definicja miłości? Wykonując krótki test skojarzeń przekonajmy się o tym, co myślimy o miłości, jakie ta wiedza ma źródło i czy czasem nie przeceniliśmy kompetencji naszych nauczycieli, zawierzając się im bezkrytycznie.
Od mojej mamy dowiedziałem się, że miłość to: ………………………….
Od mojego taty dowiedziałem się, że miłość to: ………………………….
Z obserwacji bliskich relacji moich rodziców nauczyłem się, że miłość to: ………………………..
Zawsze, kiedy chciałem miłości od mamusi musiałem: ……………………….
Zawsze, kiedy chciałem miłości od tatusia musiałem: …………………………
Kiedy myślę o miłości do boga, myślę o: ………………………
Kiedy myślę o miłości do partnera, myślę o: ………………………..
Kiedy myślę o miłości do siebie, myślę o: ……………………….
Przeanalizujcie odpowiedzi i wyciągnijcie wnioski, a definiując miłość na nowo, tym razem skorzystajcie przede wszystkim z własnych intuicyjnych odczuć i inspiracji.

Partner. Jaki powinien być i jaka jest jego rola. To kolejny zestaw wyobrażeń, jaki możemy sobie zaserwować w “związkowym pakiecie” od naszych rodziców.
Z reguły jesteśmy przekonani, że wiemy czego chcemy od osoby, z którą mielibyśmy tworzyć nasz idealny związek, o jakich cechach ma to być partner i co bycie z nim miało by nam zagwarantować, a czego wolelibyśmy uniknąć w tej relacji. Nie zastanawiamy się jednak skąd wzięły się te oczekiwania, jakie jest ich pochodzenie i czy rzeczywiście poddanie wyboru partnera ocenie właśnie tych kryteriów sprawi, że będzie on tym najwłaściwszym?

Pierwszy związek w jaki wchodzimy, to oczywiście związek z rodzicami.
Będąc dzieckiem w dużej mierze nastawieni jesteśmy wyłącznie na odbiór, chłoniemy jak gąbka wszystko, co wysyła otaczający nas świat, bezkrytycznie uznając to za jedyną realną rzeczywistość, a jako, że cały nasz świat, to przede wszystkim dom rodzinny, stamtąd właśnie czerpiemy najwięcej.

Wnikliwie obserwujemy rodziców, dostrajając się do nich i wręcz współodczuwając dominujące energie, emocje i uczucia, również te, które są wynikiem ich wzajemnej relacji bliskości.
Widząc, jak na co dzień rodzice zachowują się w stosunku do siebie, uczymy się jak reagować na partnera, odkrywamy sposoby na osiągnięcie konkretnych celów, po przez konkretne sposoby i działania (z reguły są to presje czy manipulacje). Jako dziewczynki możemy przyswoić sobie, np. jak trzeba „wychować mężczyznę”, a jako chłopcy dowiadujemy się, co w kobietach jest godne uwagi, a co godne napiętnowania.

W trakcie całego naszego dzieciństwa, rozumiemy wszelkie zachowania rodziców w stosunku do nas, jako przejawy miłości, nie mamy możliwości weryfikacji, jesteśmy ufni, no bo kto ma nas kochać, jeżeli nie rodzice? W dorosłym życiu, wchodząc w związki partnerskie, tą samą jakością uczuć obdarzamy naszego partnera, mając przekonanie, że to jest właśnie to, co możemy dać mu najlepszego – miłość. Jakie jest nasze zdziwienie, kiedy partner nie rzadko weźmie nogi za pas – no ale dlaczego, przecież dawałam/em mu tyle miłości – pewnie po prostu na nią nie zasługiwał.
Podsumowując: jeżeli w dzieciństwie czuliśmy się niechciani, miłość skojarzy nam się z odrzuceniem, jeżeli byliśmy tłamszeni i ograniczani, miłość skojarzy się z dominacją, Jeśli zamiast spokoju i harmonii w domu panowało poczucie zagrożenia, miłość skojarzy nam się z lękiem. Warto, te wszystkie skojarzenia zamienić na ich pozytywne odpowiedniki i popracować nad tym z afirmacjami.

Osoby, które w domu rodzinnym czuły się niechciane i niekochane, często też zakochują się bez wzajemności. Wybierają takich partnerów, którzy z reguły nie są nimi zainteresowani. Osoby takie potrafią z uporem maniaka trwać przy słuszności swojego wyboru, utwierdzając w nim siebie i wszystkich wokół. Wreszcie po tym jak dotrze do nich (jeżeli w ogóle), że nic z tego nie będzie, tłumaczą odrzucenie jako efekt niedojrzałości ze strony obiektu westchnień (bo przecież harmonia była, tylko połówka nie dojrzała świadomościowo).

A nawet jeśli takiej osobie, uda się stworzyć związek, gdyż jej siła przekonywania okaże się większa niż siła oporu zmanipulowanej ofiary, nadal o spełnieniu mowy być nie może, osoba taka ciągle będzie się narzucać partnerowi, z nadzieją, że czym więcej da od siebie, tym więcej w zamian dostanie miłości. Doprowadza w końcu do tego, że i tak realizuje się pierwotny zakodowany program i znowu może poczuć się samotna i odrzucona (bo przecież nikt normalny nie wytrzyma za długo takiej dawki pomieszania).

„Ja wiem lepiej”. Osoby starsze często są przekonane o swojej życiowej mądrości i światłym, przesiąkniętym wieloma wartościowymi (czyt. traumatycznymi) doświadczeniami umyśle. Może i nie było by w tym nic złego, gdyby nie wręcz przymus dzielenia się tą wiedzą z najbliższymi, bez żadnej weryfikacji, czy zastosowanie się do tych rad niesie za sobą jakiś pozytywny skutek. Tym bardziej opornym na dokładkę dorzuca się kilka klątw typu (jeszcze wspomnisz moje słowa, przyjdzie czas, że pożałujesz… itp.). Warto nauczyć się świadomie rezygnować z towarzystwa takich osób, nawet jeżeli jest to najbliższa rodzina.

„Dzieci i ryby głosu nie mają”. Są rodziny, gdzie na każdym kroku daje się pociechom odczuć, że mamusia czy tatuś wiedzą lepiej, a skoro tak, to nie ma dyskusji. Poprzez takie zachowanie rodzice programują u swoich dzieci wzorce podporządkowania wobec siebie, a w konsekwencji całkowite uzależnienie maluchów od swojego widzimisię. Ugruntowując w dzieciach niesamodzielność, niezaradność i brak umiejętności decydowania, przyczyniają się do tego, że osoby takie w późniejszym okresie życia mają problemy z wyfrunięciem z rodzinnego gniazdka, a w związkach, będą próbowały uzależniać się od swoich partnerów, ich wyborów i decyzji, wierząc, że same nie wiele mogą i potrafią.

„Manipulowanie miłością”. Jakże wielu rodziców wykorzystuje ten wzorzec w swojej relacji z dziećmi. Będę cię kochał/a ale…, no właśnie, to przez to „ale” silnie ugruntowuje się lęk, że jak nie będę taki jak chce ta osoba, która daje miłość, to ona przestanie kochać, a do tego wiara w to, że na miłość muszę sobie zasłużyć, oraz że źródło miłości jest poza mną. Nie trzeba tu chyba pisać, jak te wzorce przekładają się na związek.

Od dziecka uczy się nas wstydu przed nagością, w naszej kulturze nagie ciało (zwłaszcza kobiety) kojarzy się z lubieżnością, brakiem moralności, wodzeniem na pokuszenie, jednym słowem z grzechem. Tak jak wszystkiemu i ciału nadaliśmy konkretne znaczenie i przypisaliśmy konkretny obraz, ciało samo w sobie nie jest przecież ani seksualne, ani też lubieżne, czy wręcz grzeszne, to nasz umysł, a właściwie system wierzeń jaki przejął nadaje znaczenie temu, co o ciele wiemy i jak je postrzegamy. Dlaczego więc dużo częściej widzimy ciało jako pełne pokus i rządz siedlisko grzechu, a znacznie rzadziej jako świątynię duszy, dającą możliwość fizycznego wyrażania miłości i wielu innych wspaniałych uczuć? Żeby zrozumieć skąd się wziął taki, a nie inny stosunek do naszego ciała, warto by cofnąć się do początków niektórych systemów społeczno-religijnych. Są wśród nich takie, które wypromowały teorię o nieczystości i grzeszności ciała fizycznego, stawiając wyższość „czystości ducha nad plugawą materią”, często wręcz wyrzekające się wszelkiej obecności materii, jako podstawowej przeszkody w osiągnięciu jedności ze swoim bóstwem. Dla nas i naszych związków, to znaczy tylko tyle, że im bardziej negatywny stosunek do swojego ciała, tym większe prawdopodobieństwo odcięcia się od wszelkich przyjemności jakich moglibyśmy w nim i po przez nie doświadczać.

Starałam się w tym artykule opisać większość wzorców z którymi albo sama musiałam sobie poradzić w uzdrawianiu moich relacji z rodzicami, bądź które zaobserwowałam u innych znanych mi osób.Jeżeli przeczytaliście artykuł uważnie, wiecie już, że intencje się dogrywają, i że na pewno mieliście swój własny interes w tym, żeby na waszej drodze życia pojawili się właśnie ci, a nie inni rodzice. Nie ma więc żadnego sensu wściekać się na nich, że są jacy są i nie chcą się zmienić. Zaakceptujcie ich, bez stawiania warunków, a jeżeli nadal wam nie pasują, zawsze możecie przecież resztę życia spędzić z daleka od nich. Warto zrozumieć, że to w naszym interesie jest zwrócić wolność sobie od rodziców i rodzicom od siebie, warto też w pełni wybaczyć nawet jeżeli na początku wydaje się to nie możliwe, oczywiście alternatywą jest trzymanie w sobie żali i pretensji, wciąż rozpamiętując urazy i nosząc ich ślad na sercu.

Na koniec krótki dekret afirmacyjny:

Mam prawo czuć się w pełni bezpieczny w relacjach z rodzicami, wyrażać jasno i zdecydowanie swoje własne zdanie i czuć się z tym niewinnie i w porządku. Mam prawo być równorzędnym partnerem dla swoich rodziców. Już teraz daję sobie pełne prawo do szczęścia, spełnienia, miłości, szacunku i akceptacji, w relacji ze swoimi rodzicami. Mam prawo przerastać swoich rodziców intelektualnie i finansowo oraz korzystać z tej przewagi zgodnie z moimi interesami i Moim Najwyższym Dobrem. Mam prawo wybierać siebie i stawiać siebie na pierwszym miejscu, niezależnie od tego co myślą i mówią o tym moi rodzice i jak się z tym czują. Mam prawo przestać czuć się odpowiedzialny za swoich rodziców i już teraz mogę pozwolić im żyć swoim własnym życiem, na swój własny rachunek. Mam prawo żyć tak jak chcę, by w pełni realizować mwoje najpiękniejsze marzenia, zarówno te dotyczące związku miłości jak i te związane z wszelkimi aspektami życia w materii. Niech się dzieje.

 
Kinga Roszczyniała - zdjęcie
  Kinga Roszczyniała: