Wróć do listy artykułów

Leszek Żądło

Czym zajmuje się adept rozwoju duchowego?

Wydaje nam się, że ktoś, kto aspiruje do doskonałości, powinien koncentrować swą uwagę na sobie i na boskości. Miewamy też wrażenie, że taka osoba medytuje, zamyka się w klasztorze lub w siedzibie sekty, ogranicza w seksie czy w jedzeniu i ma w głowie tylko jedno: stać się doskonałym, jako i nasz Ojciec w Niebie doskonałym jest.

Nic bardziej błędnego! Otóż... Rozwój duchowy wydaje się większości ludzi straszną nudą! Tak jest przecież pojmowany w wielu szkołach duchowych. Aby rozwiać nudę, adepci często szukają sobie tematów alternatywnych dla oświecenia, miłości, mądrości i mocy. Szukają Boga w Palestynie, Indiach, w guru, albo w UFO.
I nie przychodzi im długo do głowy, że On jest w nich, a konkretnie w ich sercach! Zaśmiecają więc swe umysły “ważnymi” informacjami, zamiast ufać swej intuicji i bożemu prowadzeniu, które odbywa się przez medytację i modlitwę. I czynią wiele hałasu o … nic. Albo wręcz podważają sens tego, czym się zajmują!

Po różnych czasopismach ezoterycznych (z założenia zajmujących się sprawami rozwoju duchowego) krążą artykuły o nieszczęściach, jakie spotkały Leonarda Orra (rzekome bankructwo), Sondrę Ray (rzekoma choroba), Sai Babę (że to pedofil i oszust – patrz artykuł: Wdzięczność i podłość w rozwoju duchowym) i o kłopotach innych ludzi znanych z tego, że rozwijają się duchowo i stosują w swej praktyce pozytywne myślenie.

Takie plotki często rozgłaszane są przez ludzi, którzy uroili sobie, że mają konkurencję w prowadzeniu innych do Prawdy, Boga, Miłości. I może mieliby oni choć trochę racji, gdyby Bóg dopuszczał konkurencję i gospodarkę rynkową w doprowadzaniu do Niego owiec i baranów.
Konkurencja wynika tylko z nieświadomości, z niskiej samooceny, ze świadomości nędzy i ograniczeń. Tu kłania się klasyczny syndrom psa ogrodnika, który sam nie zje, ale najważniejsze, że drugiemu nie da.

Czemu to służy? – Ci, którzy rozgłaszają plotki o rzekomych katastrofach życiowych dotykających ludzi rozwijających się duchowo, powinni wiedzieć, że dzięki takim zabiegom sami podkopują gałąź, na której siedzą. W efekcie tracą wiarę w sens tego, co sami usiłują robić dla swego rozwoju.

Początkujący adepci rozwoju duchowego chętnie ulegają jednak takim plotkom i … rezygnują z rozwoju lub zaczynają prowadzić swoje “święte” wojny.
Czyż nie o to chodzi w tej konkurencji? “Może nie jestem najlepszy, ale inni są ode mnie głupsi i bardziej naiwni” “To ja będę pierwszy w oczach Boga”, “To ja wyprzedzę wszystkich i zasiądę po prawicy Boga”. “To ja będę sądził innych w dniu Sądu!”, “Ja zgromadzę więcej zasług!”
Czy tylko o to chodzi? – Gdyby tak, to można by się śmiać z naiwności tych, którzy rozwój duchowy traktują jako “wyścig szczurów”.

Wielu duchowość kojarzy się z bajkami magicznymi, np. o Harrym Potterze. Inni swą duchową wiedzę czerpią z prasy. Efekt łatwy do przewidzenia. Firmy ubezpieczeniowe w Wielkiej Brytanii przewidują w swej ofercie ubezpieczenia od porwania przez UFO, albo od niepokalanego poczęcia. I… znajdują nabywców. W 2001 roku ubezpieczyło się tam na wypadek niepokalanego poczęcia 14.000 kobiet, które ubzdurały sobie, że Bóg je wybrał, by urodziły Mesjasza.

Pewne osoby uważające się za mistrzów duchowych, wypisują i wydzwaniają do czasopism ezoterycznych opluwając ludzi, którzy śmią wbrew ich woli zamieszczać artykuły “konkurencji”. W ich wypowiedziach najczęściej znajduje się mnóstwo oszczerstw i inwektyw, natomiast brak jakichkolwiek konkretów i elementarnych zasad logiki. Czyżby czynili tak w imię Boga i wszechogarniającej ich miłości?
Niestety, niektórzy adepci Prawdy i Miłości chętnie to kupują. Pod naporem zorganizowanej akcji sprzeciwu rzekomych czytelników kilka pism ezoterycznych zmieniło swój profil. Ich wydawcy zauważyli, że bezpieczniej zajmować się UFO czy wizjami szamanów, niż Bogiem i rzeczywistą praktyką duchową. Wtedy nie dostają listów protestacyjnych.

Wszelkie granice przyzwoitości przekroczyło kilka lat temu pismo Nie z tej Ziemi. Pomimo wyraźnej zmiany profilu i kursu nadal miało kilkadziesiąt tysięcy wiernych czytelników aż do czasu, kiedy redakcja w jubileuszowym numerze pochwaliła się, że udało się “najgroźniejsze pismo New Age przerobić na pismo otwierające czytelnikom oczy i uświadamiające im, jak wielkim niebezpieczeństwem są praktyki duchowe i okultne”. Czytelnikom dopiero ten artykuł otworzył oczy, bo wszystko, co tam pisano, brali za dobrą monetę i powołując się na autorytet pisma mieszali w umysłach innych ludzi.

Wielu mistrzów duchowych zauważa, że w rozwoju duchowym kobiety są bardziej agresywne od mężczyzn. Nie znaczy to, że dzięki temu są bliżej Prawdy. Bywają jednak bardziej aktywne, gdy idzie o indoktrynację. Efekty widzimy na każdym kroku. Chrześcijaństwo, które jest systemem poglądów dyskryminujących kobiety, rozprzestrzeniło się po świecie tylko dzięki zaangażowaniu kobiet. Przecież to im głównie zależy na wychowaniu dzieci i na tym, by przeszły one wszystkie zabiegi związane z obrządkiem.

“Zaawansowani w rozwoju” ludzie często straszą, że znane w ruchu ezoterycznym osoby zajmują się czarną magią lub strasznymi manipulacjami, albo że się zaparły Boga. To nie musi być (i najczęściej nie jest) prawdą, ale ma budzić lęk i napawać potencjalnych kandydatów na uczniów specjalną troską. To również zniechęca do uczestnictwa w zajęciach czy grupach prowadzonych przez “podejrzane osoby”. I właśnie o to chodzi!
Część plotek to na pewno element walki miedzy różnymi religiami bądź “walki o dusze”. Ale jak to zrozumieć, kiedy w afery włączają się ludzie, którzy znaleźli swoją drogę i mają osiągnięcia w swym rozwoju duchowym?

Praktycznie większość nauczycieli duchowych ma cichych “wielbicieli”, którzy z miłości do całego świata i z troski o rozwój duchowy rozgłaszają kłamstwa na ich temat.
Hm… Chyba się zagalopowałem. Czy można tak oskarżać ludzi, którzy deklarują “czyste intencje wobec wszystkich i z miłością usiłują szturmować bramy raju”?
To, o czym piszę, ma jednak podstawy.
Różni mistrzowie Reiki żrą się między sobą jak wściekłe psy. Możemy już naliczyć kilkanaście linii przekazu, które różnią się między sobą głównie opiniami o innych mistrzach.

Mniejsze rozproszenie nastąpiło w ruchu rebirthingowym (niektórzy nawet twierdzą, że regresing jest nieudanym klonem rebirthingu, podczas gdy rzeczywiście jest terapią mającą inne założenia i cele!).

Radiesteci podważają autorytet swych kolegów.

Uzdrowiciele głośno krzyczą o niepowodzeniach i braku kompetencji innych uzdrowicieli.

Schizmy dotykają każdą linię przekazu, w której ktoś robi coś inaczej niż pozostali. A najgorsze opinie krążą o tych, którzy odnoszą realne sukcesy. Kiedy jednak te osoby spotykają się między sobą, wszyscy wokół widzą, że ogarnia ich miłość na widok uduchowionego bliźniego.
Plotki krążą wokół regresingu, rebirthingu i wszystkich terapii, które wykazują dużą skuteczność, ale nie znajdują uznania w oczach tych, którzy ponad prawdę przekładają swoje ograniczenia i zakłamanie.
Jeden ekspert twierdzi więc, że intensywne oddychanie w mieście jest bardzo szkodliwe dla zdrowia. Inny z kolei, że ma takie sposoby, za pomocą których w ciągu godziny uwalnia od wszystkich obciążeń karmicznych, a tylko dureń może podważać jego moc i kompetencje. Hm… kiedy jednak spogląda się na owoce tego uwolnienia… widok jest zupełnie inny.

Najważniejszy jednak jest strach przed konfrontacją z zawartością swej podświadomości. Wielu ludzi zrobiłoby wszystko, byle tylko zapomnieć o tym, czego się wstydzą. I głośno krzyczą, że przypominanie sobie tego jest złe, że prowadzi do upadku!
Krążą tu i ówdzie plotki, że na zajęciach regresingu ludzie zajmują się czarną magią. I owszem, kiedy tylko zachodzi taka potrzeba, podczas sesji regresingu odreagowujemy ludzi, którzy ją uprawiali i którzy stali się jej ofiarami. W tym sensie zajmujemy się również satanizmem, demonizmem czy spirytyzmem. A to dlatego, że jeśli ktoś spaprał sobie karmę, to ktoś inny mu pomaga ją oczyścić. I to jest właśnie rola regresera.

Każda oficjalna wypowiedź jednych uspokaja, innych zaś potrafi natchnąć do kolejnych plotek i oszczerstw. Bo właśnie wielu z duchowych aspirantów tylko o to chodzi! Oni to mając bałagan w głowie i nie potrafiąc go uporządkować chcą się dowartościować rozgłaszaniem plotek potwierdzających, że nie tylko im się źle powodzi. Nie tylko oni chorują, ale i ich mistrz. Nie tylko oni przeżywają kryzys, ale i różni nauczyciele, a przede wszystkim ci, którzy pisali książki o pozytywnym myśleniu. Itd., itp.

Dochodzi do sytuacji paradoksalnych, kiedy to uczeń jednego mistrza ma do drugiego mistrza pretensje, że ten nie przeszedł szkolenia u jego mistrza. Ale mistrzom nauczyciele nie są już potrzebni. Ich rolę przejmują uczniowie przychodzący ze swymi problemami.

Pewne osoby skarżą się na mistrzów, którzy nie chcą ich sponsorować, a przecież – jeśli im się powodzi, to powinni spełniać też ich pragnienia finansowe! Ponieważ mistrz i Bóg ich kochają, to powinni spełniać ich wszystkie zachcianki!
Przecież Pan Bóg kazał się dzielić. Ale oni sami nie czują się zobowiązani do rewanżu, bo im Pan Bóg najwyraźniej poskąpił wszystkiego. Oh, ... oh.

Najlepsi jednak są ci, którzy uwierzyli, że już są Bogami, tylko jakoś nic im nie wychodzi. Ale skoro są Bogami, to wszyscy powinni to doceniać i dawać im pieniądze na przeżycie. No bo należy dbać o Boga (szczególnie żywego)!

W pewnych kręgach pojawia się moda na porównywanie się z innymi. Ktoś daje do zrozumienia innym (“gorszym”), że ma rozwinięte szczególne zdolności i moce urzeczywistnienia, albo usiłuje zaimponować wysokim etapem rozwoju duchowego. “Gorsi” zaczynają użalać się nad sobą, że jeszcze nie widzą, nie słyszą, nie rozmawiają z aniołami ani z duchami. Czyli zazdroszczą temu “lepszemu” bzdur, zamiast wmawiać sobie i zrozumieć, że są na właściwym miejscu i że wszystko przychodzi do nich we właściwym czasie. Powinni też medytować nad oczyszczeniem swych intencji dotyczących rozwoju.

Niektórzy oczekują, że każda afirmacja powinna podnieść ich etap rozwoju duchowego, więc co tydzień sprawdzają sobie, jak daleko już zaszli. Wyraźnie przy tym wynoszą się ponad innych, kiedy są choć o pół etapu wyżej. I czują źle, jeśli ich praca nad sobą nie przynosi w krótkim czasie namacalnych wyników w postaci podniesienia etapu rozwoju duchowego.
To, oczywista bzdura.

Etapy rozwoju sprawdza się po to, by określić, gdzie już jestem, a nie po to, by porównywać się z innymi. Rozwój duchowy to nie wyścigi. Jedynie porównanie się z Bogiem może mieć sens, ale na coś takiego mało kto ma ochotę, bo tu potrzeba odwagi, by spojrzeć prawdzie w oczy. Łatwiej porównywać się z innymi i dowartościowywać się urojeniem, że istnieje jakaś hierarchia w rozwoju duchowym.

Niestety, zamieszanie często powodują prawdziwi Mistrzowie. Jiddu Krishnamurti szydził z wszystkich, którzy mówili mu, że coś widzą trzecim okiem, bo sam niczego nie widział. Jego uczniowie bardzo źle traktowali więc tych, którzy mieli wizje i często uważali ich za chorych psychicznie. Mistrz słusznie uważał, że człowiek rozwijający się duchowo przede wszystkim powinien mieć trzeźwy, przytomny i czysty umysł, ale popełniał błąd uważając wizje za przejaw histerii bądź nieczystości umysłu.

Babaji 25 lat temu zapowiadał upadek USA i Europy Zachodniej oraz rozkwit szczęścia powszechnego w Związku Radzieckim. Sai Baba chyba wreszcie wycofuje się z marzeń o świecie powszechnej miłości. Inni mistrzowie też popełniają błędy. I w niczym nie umniejsza to ich świętości czy boskości. To nie znaczy, że należy bezkrytycznie przyjmować ich opinie. Należy je jednak konfrontować z własną intuicją, jak ognia unikając kierowania się dogmatami i uprzedzeniami!

W popełnianiu błędów celują zwłaszcza ci, którzy potępiają seksualizm i bogactwo twierdząc, że nie da się pogodzić seksu i bogactwa z rozwojem duchowym. Powinni wiedzieć, że tu, na Ziemi, uczymy się wolności i niezależności. Uczymy się też doskonałego funkcjonowania w każdych warunkach i niezależnie od nich. To właśnie nazywa się doskonałością!

Doskonałość ponadto wyklucza cierpienie i branie cudzych cierpień na siebie! Jeśli chcemy być doskonali, powinniśmy się wczuwać NIE w cierpiących i ograniczonych umysłowo, a w doskonałego Boga, który jest zaprzeczeniem cierpień i ograniczeń. Powinniśmy brać na siebie bożą miłość, mądrość i moc. No chyba, że … chcemy udowodnić, że jesteśmy od Niego mądrzejsi i doskonalsi, że wszystko lepiej od Niego pojmujemy i robimy. I że to właśnie my sami potrafimy stworzyć lepszy świat!
Tylko co z tego wychodzi?

Kiedyś zastanawiałem się nad przypadkiem Osho – inaczej zwanego Bhagawanem Śri Rajneeshem. Łączył on rozwój duchowy z psychoterapią i biznesem. I było to jak najbardziej w porządku. Zauważył bowiem, że ludzie Zachodu zanim wejdą na duchową ścieżkę, muszą uzdrowić prawie wszystko. Od żalów i pretensji do mamy, po relację z Bogiem, od seksu – po oświecenie. Nie przewidział jednak, że niektórzy są nieuleczalnie zaślepieni.
Pewnego dnia obudził się i zdziwił, że ludzie, którym pomocy poświęcił kawał życia, zmieniali się tylko dlatego, żeby mu się przypodobać, żeby być blisko jego domniemanej świętości i boskości. Kiedy przyznał się, że nie jest zmartwychwstałym Chrystusem, ani się nie oświecił, opuścili go tłumnie.

Czy już wiesz, czym zajmują się ludzie rozwijający się duchowo?
No tak, na pewno nie wszyscy, ale większość z nich. A czy wiesz, z jakimi intencjami to robią?
Czy rzeczywiście zależy im na sobie i na własnym rozwoju? Czy tylko na bliskości kogoś, kto doda im blasku, chwały? A może na przekonywaniu innych i Boga, że to oni są bliżej, że mają więcej zasług, że więcej im się należy? A może tylko na kolekcji dyplomów?
A może, po prostu, większości z tych duchowych aspirantów nudzi się z miłością, szczęściem, bogactwem??! Nudzi aż tak, że nie potrafią ich zaakceptować i pocieszają się, że nieszczęścia i walka to naturalny stan życia?

Ach, któż tam zna intencje ludzi rozwijających się duchowo? Przecież większość z nich starannie je ukrywa! Nawet przed sobą.
Hm… Niesmaczne? Czy czujesz ten niesmak?
A czy ten niesmak jest we mnie, czy w tobie?
A cóż można osiągnąć pielęgnując niesmak? A co przez oburzenie? A przez rozgłaszanie oszczerstw?
Co siejesz, to i zbierać będziesz.

Warto nauczyć się czerpać z każdej religii to, co dobre i zbliżające do Boga, a odrzucać obłudę i oszustwa. To na pewno niektórych bardzo boli. Szczególnie tych, dla których guru, papież, czy tradycja znaczą więcej niż Prawda, Miłość i Szczęście. A powinno inspirować!
Tylko 20% ludzi aspirujących do oświecenia czyni to dla siebie, dla poprawy jakości swego życia. Tylko te 20% aspirantów “ma gdzieś” cudze opinie na ich temat i nie przejmuje się tym, co robią, mówią i myślą o nich inni. Tylko te 20% ma szansę. Chociaż ... może mój optymizm każe mi zawyżać szacunki?
No tak, a co z resztą? Czy kiedy oświecimy się, to nie znajdziemy “tam” nikogo, z kim można by sobie choćby pogawędzić?
Spokojnie. Reszta kiedyś też dojrzeje.

Daj Boże, by ci pozostali szybciej się zmęczyli swą głupotą i złośliwością.
Kiedyś słyszałem, że za każdego sprowadzonego z duchowej ścieżki trzeba na nią wprowadzić 10 nowych, jeśli mamy rozwijać się dalej. W ten sposób ktoś będzie musiał w przyszłości podjąć pałeczkę od współczesnych nauczycieli. I na pewno też spotka się z buntem i podejrzliwością tych, których najpierw sprowadził na manowce. I długo nie będzie rozumiał, dlaczego tak źle jest przez nich przyjmowany.

Teraz jednak nie powinieneś się przejmować błądzącymi nieszczęśnikami. Jedyne, co możesz dla nich uczynić, to dać im dobry przykład. Nie popędzać, nie zawstydzać! Zaakceptować, że wszyscy idą swoją drogą we właściwym dla siebie czasie. Nawet jeśli właściwy czas rozciąga się na tysiące lat, a właściwa droga to dreptanie w kółko. Ale czy to nie jest tak, że to właśnie ty czekasz, aż oni dadzą ci przykład?

To, że adepci rozwoju mają podejrzenia, że błądzą, że ich deklaracje są sprzeczne z czynami, wcale nie zagraża ani tobie, ani pozycji Mistrzów z prawdziwego zdarzenia. To krzywdzi tylko tych, którzy wątpią i rezygnują. Tak można bawić się w kotka i myszkę przez tysiące wcieleń. Okazuje się bowiem, że najbardziej boją się oświecenia właśnie ci, którym się wydaje, że powinni być już blisko.
Gdyby byli blisko, a nie bali się, to na pewno przekroczyliby granicę.

A czegóż oni tak się boją? – Najczęściej nudy i samotności…. Strach przed ryzykiem i nieznanym bywa znacznie mniejszy.
Na pewno każdy z nas słyszał opinie wystraszonych autorytetów, by bać się, by nie przekraczać granic, by nie zbliżać się do Boga zbyt zuchwale, by nie drażnić strażników progu….
Być może, że te rady są najlepsze. Ale tylko dla tych, którzy ich udzielali. Ci, którzy mają czyste intencje wobec siebie i swego rozwoju na pewno ich nie posłuchają. I na pewno dzięki temu wygrają!

Pomyśl teraz… może właśnie teraz warto nauczyć się, by tam, gdzie wszyscy widzą klęskę, dostrzegać zwycięstwo? Gdzie inni węszą podstęp, widzieć boże prowadzenie?
To nie paranoja.
Rozstanie z wątpiącymi i wystraszonymi dużo nam daje.
Pomyśl tylko, ile korzyści ma Sai Baba z tego, że odeszli od niego ludzie, którzy zawracali mu głowę, by dla nich czynił cuda? Ile lżej miał Osho, od którego przestano oczekiwać niemożliwego? I ile lżej każdemu, kiedy odchodzą od niego fałszywi przyjaciele i osoby walczące o lepsze miejsce przy stole?
Czyż nie mamy powodu za to dziękować Bogu?

Wszystko się zmienia. Zmienia się bowiem świadomość, zmieniają intencje. Ktoś, kto nie dorósł do poziomu Mistrza, nie jest w stanie pojąć Jego wyborów i decyzji. A przecież nawet Mistrz ma prawo popełniać błędy, dopóki nie osiągnął stanu ostatecznego oświecenia. Ma też prawo wybrać siebie i odejść zostawiając innych, by szli swoją drogą.

Takie sytuacje, kiedy spotykamy się z plotkami, oszczerstwami i pomówieniami, to sprawdzian czystości intencji nie wobec mistrza, a wobec siebie i swego rozwoju. Wtedy możemy znaleźć odpowiedź na pytanie: czy rozwijam się dla siebie, czy dla chwały mego guru (Boga), a może dla jego pochwał? Czy rozwój duchowy to dla mnie coś więcej, niż naśladowanie kogoś, kogo podziwiam i załamanie, kiedy on też okazuje się człowiekiem?

Jeśli chcesz się załamać, to niech to się stanie jak najwcześniej! Oświadczam, że każdy znany obecnie na świecie Mistrz jest człowiekiem i że nie wszystko mu wychodzi. Ale to nie powód do rozpaczy. Nie wychodzi nam bowiem wtedy, gdy Bóg ma dla nas coś lepszego!

Ważniejsze od zadowolenia ze swego mistrza jest zadowolenie ze swoich własnych sukcesów. Nawet tych najmniejszych. I z właściwej drogi nie powinno cię sprowadzić nawet sterowane niezadowolenie “aspirujących” do miana autorytetów duchowych.

Istotą rozwoju duchowego jest nie to, by mnożyć doświadczenia, ale by podnosić ich jakość. I tylko niewielu ludzi mających aspiracje do rozwoju jest w stanie to pojąć. I tylko oni mają szansę znaleźć się “po drugiej stronie”! Bez konkurencji, bez walki, bez układów i popleczników.

Czy należysz do tej niewielkiej grupy ludzi, którzy to pojmują?
Jeśli tak, to twoje zainteresowania i zajęcia na duchowej ścieżce są właściwe. To Ty masz szansę, z której inni rezygnują!

 
Leszek Żądło - zdjęcie
  Leszek Żądło:

Polecamy książki i płyty Leszka Żądło:

Medytacje miłości
Leszek Żądło, Beata Augustynowicz
Ukochane Dziecko Boga
Leszek Żądło
Huna - skuteczna modlitwa
Leszek Żądło, Roman Rybacki