Wróć do listy artykułów

Leszek Żądło

Syndrom pułapki

Wielu ludzi czuje się tak, jakby zostali schwytani w pułapkę. Nic im nie wychodzi, wszystkie starania spełzają na niczym i w ogóle wszystko jest do d… Temu wrażeniu nie może się oprzeć również wielu ludzi, którzy od lat zajmują się rozwojem duchowym. Zauważają, że ich wieloletnie starania nie poprawiły im jakości życia, a to co jest istotne, wydaje się być gdzieś blisko, tylko ciągle poza ich zasięgiem. Osoby te czują się zniechęcone, zmęczone, często złe na siebie i na cały świat.

Zastanawiające, cóż to za praktyka duchowa doprowadziła je do takiego stanu? A może chodzi nie o praktykę, a o intencje, z jakimi ją wykonują? To właśnie intencje decydują o tym, dokąd nam się udaje dojść. Intencje bowiem to zamiary, a zamiary są podstawą wszelkich planów i kolejnych kroków, którymi dążymy do ich realizacji. Jedne intencje są świadome, inne nie. Z tymi drugimi mamy zazwyczaj najwięcej kłopotów, ale możemy się nauczyć rozpoznawać je i zmieniać.

Podstawą skutecznej praktyki duchowej jest rozszerzanie świadomości w taki sposób, by nauczyć się odczuwania miłości do siebie i otaczającego nas świata, a także wdzięczności za wszelkie dary i błogosławieństwa, jakie nas w życiu spotykają.

Jaką wdzięczność może czuć człowiek, który z wszystkiego jest niezadowolony?
Żadną. On najpierw musi się nauczyć być zadowolonym. Zadowolonym ze swych najmniejszych osiągnięć. Niezadowolenie degraduje go bowiem w rozwoju i doprowadza do poważnych kłopotów z samopoczuciem i zdrowiem.

Od wielu już lat psychologowie i psychiatrzy upatrują przyczyn chorób i niepowodzeń w nastawieniu psychicznym człowieka. Zauważają coraz wyraźniej, że nie tylko samopoczucie zależy od myśli, jakie pielęgnuje człowiek. Coraz jaśniej dostrzegają wyraźną zbieżność między negatywnym myśleniem, a narastaniem stresu i niepowodzeń w życiu. Dziś już coraz mniej wątpliwości budzi fakt, że nasze myśli wpływają na zdrowie fizyczne i decydują o jakości naszego życia. Dla psychologów to nowość. Dla ludzi związanych z Huną, to coś jak najbardziej jasnego i oczywistego już od tysięcy lat.

Pierwszym krokiem do zadowolenia jest przebaczenie sobie i wszystkim wokół wszystkiego, z czego byliśmy niezadowoleni.
Kolejnym jest polubienie siebie i zaakceptowanie innych takimi, jakimi są.
I wreszcie na to nakładają się afirmacje sensu pracy, życia i swego istnienia, a także zadowolenia z siebie i z każdego naszego sukcesu. Osoby przyzwyczajone do fałszywej pokory muszą się nauczyć chwalić swymi osiągnięciami i za swoje osiągnięcia.

Najtrudniej będzie tym, którzy motywowali się w sposób negatywny, czyli wymyślali sobie i straszyli się konsekwencjami takich, a nie innych działań. Oni muszą zmienić swój tok rozumowania z “muszę” i “nie mogę”, na “opłaca mi się.” Te osoby muszą pojąć, że jeszcze nikt nie stał się mądry wmawiając sobie, że jeśli się nie będzie uczyć, to zostanie osłem. Mądrymi stają się tylko ci, którzy uczą się z intencją, by zostać mądrymi.

Z myślami wiążą się wyobrażenia i emocje. Właściwie, to prawie nie ma myśli bez wyobrażeń. Ludzie usiłują nawet pojęciom abstrakcyjnym nadać jakąś formę wyobrażeń, bądź odczuć.

Na pewno spotkałeś ludzi, którzy twierdzą, że nie akceptują czegoś, gdy tego nie rozumieją. Rzadziej zdarza się dziś spotkać takich, którzy świadomie odrzucają coś, ponieważ tego nie czują. Tacy ludzie wydają się dziś gatunkiem wymierającym. Prawdą jednak jest, że zabiegu odrzucania pewnych informacji, gdy się ich nie czuje, dokonuje każdy z nas, nawet jeśli jest przekonany, że niczego nie czuje i że kieruje się wyłącznie rozumowymi przesłankami. Taki stan rzeczy wynika z praktyki (mody?) dystansowania się od swych uczuć. I to właśnie owa praktyka wywołuje najwięcej stresów i chorób.

Człowiek, który mówi: “nie zniosę tego, bo już mi za ciężko”, często wcale nie rezygnuje, lecz kierując się przesłankami logicznego myślenia dalej robi swoje. I nie zdaje sobie sprawy z faktu, że jego logiczne myślenie jest ograniczone przyzwyczajeniami, lękami, zaślepieniem. A gdyby nie one wszystkie naraz, mógłby zmienić swoje zachowanie, swoją pracę, czy zadania, jakie wykonuje. Mógłby żyć lepiej i przyjemniej.

Dlaczego więc człowiek, który mógłby żyć lepiej, zdrowiej, żyje tak, jak dotychczas?
Jedna z odpowiedzi brzmi: ponieważ nie ma innych, lepszych pomysłów na życie!
A jeśli je ma i nic mu z nich nie wychodzi?

Na to pytanie można dać wiele odpowiedzi, a każda z nich w jakiś sposób będzie słuszna. W jakiś sposób, ponieważ przyczyn może być wiele. Czasami jednak nie trzeba o nich wiedzieć, ale często ta wiedza ogromnie się przydaje.

Zasadniczą sprawą dla doprowadzenia pozytywnych zmian do końca jest posiadanie własnego pozytywnego scenariusza życia.
Możemy sobie założyć, że nasze osobiste życie jest pewną grą na scenie teatru działań wszystkich ludzi. Tym teatrem jest, oczywiście, świat.
Teraz zastanów się, jaką rolę tu grasz?
Czy jesteś obserwatorem?
A może buntownikiem, któremu nic nie pasuje?
Może lepiej czujesz się w roli ofiary, albo zbawcy ofiar?
A może odpowiada ci rola władcy, bądź zwierzchnika? Może jeszcze inna?
Role które gramy, wynikają z obrazu samych siebie i z obrazu świata, w jakim żyjemy.

Ról tych może być dużo. Krążą one wokół kilku schematów, które określił Eric Berne w swojej niezwykle ważnej dla psychologii książce pt. “W co grają ludzie”. Napisał tam m.in.: ponieważ dla większości ludzi intymność z przyczyn psychologicznych jest niedostępna, więc nie ma innego wyjścia: ... aby jednak być w jakimś kontakcie ze światem, ludzie stosują gry, gdyż lepszy jest “kopniak w goleń” niż brak jakichkolwiek bodźców.

Ten właśnie mechanizm zbyt często powoduje, że ludzie rezygnują z medytacji ale i z przyjemnego, spokojnego życia. Poniewczasie wiele kobiet zauważa: miałam wszystko i czułam się znudzona. Potem zapragnęłam, żeby coś się wreszcie działo, żeby było wiele emocji. Więc … mam wiele emocji, tylko życie do d…

Wśród tzw. gier życiowych wymienia się następujące sposoby na życie:

  1. Alkoholik
  2. Dłużnik
  3. Kopnij mnie
  4. Teraz cię mam, ty sukinsynu
  5. Patrz, co przez ciebie zrobiłem

Wśród tzw. gier małżeńskich wymienił, takie sposoby układania pożycia z partnerem jak:

  1. Kozi Róg
  2. Sąd
  3. Oziębła kobieta
  4. Udręczona
  5. Gdyby nie Ty
  6. Patrz jak się starałem.

Całkiem “obiecujące” i pełne atrakcji efekty przynosi gra “kopnij mnie – przytul mnie”. Emocjonujące są również skutki gry: “podejmij za mnie decyzję, a ja i tak będę niezadowolony”, “Domyśl się, o co mi chodzi. Jak się nie domyślisz, to źle i jesteś osłem, jak się domyślisz, to też źle, więc i tak będę niezadowolony”. Każda z tych gier przynosi jakieś korzyści. Zmiana jej na inną wydaje się większości ludzi niemożliwa. Po prostu, uważają, że owe gry są ich naturalnymi skłonnościami, ich życiową prawdą, którą usilnie starają się wyrazić. Nie zdają sobie sprawy tylko z jednego: że owe gry to tylko przyzwyczajenia do mało efektywnych sposobów komunikowania się ze światem. Owszem, za ich pomocą można coś wyrazić. Jednak zdziwienie najczęściej budzi fakt, że wyraża się przede wszystkim własne kompleksy i ograniczenia. I nic więcej. A przecież mają służyć osiąganiu życiowych lub doraźnych celów!

Gry służą najczęściej manipulacjom innymi osobami. Gdy dobiorą się ludzie z innymi tradycjami, wówczas jeden patrzy na drugiego jak na cymbała, który spadł z choinki. Nie rozumie, że on nie rozumie tej gry i ze w ogóle nie potrafi i nie chce w nią grać. “Ot dureń, z którym nie da się znaleźć wspólnego języka!”

Ale cóż to za wspólny język, jeśli służy tylko wzajemnym manipulacjom!
Można jednak zagrać w bardziej pożyteczne gry. Joga twierdzi, że cały świat to gra Boga. Może więc załapać się na tę grę i zrozumieć jej reguły?
Ba, żeby to było takie proste!
Boską grą jest kreacja – stwarzanie. Czy kiepsko czujesz się w roli kreatora swego życia i swego świata?
Uczciwa odpowiedź na to pytanie pozwoli ci pojąć, jaki błąd popełniasz, jeśli ci się źle powodzi. Tym błędem jest rezygnacja z roli świadomego kreatora swego życia i swego świata. To na pewno jedna z bardziej sensownych ról, jakie możesz odgrywać.

Człowiek mógłby zagrać w jakąś sensowną grę, ale… często ma wrażenie, jakby znalazł się w pułapce. I nie zdaje sobie sprawy, że ową pułapkę sam współtworzy.
Cóż to za tajemnicze miejsce?
Wg Wilhelma Reicha, który pierwszy zauważył ten mechanizm, struktura “pułapki” wygląda w ten sposób:
“Wyjście jest wciąż ukryte”
“Czasami wydaje się, że wszyscy dobrze widzą wyjście, jednak nikt nie idzie w jego kierunku”
“Ktokolwiek zbliża się do wyjścia, jest nazywany szaleńcem, przestępcą lub grzesznikiem”
A czym zajmują się ludzie, którzy znaleźli się w owej pułapce?
“Gdy tylko podejdą blisko wyjścia, uciekają z wrzaskiem – a tego, który próbuje się wydostać ... (atakują)”
“Z zasady omijają sedno sprawy”
“Bezlitośnie tępią wszelkie próby znalezienia wyjścia”
Sam Reich usiłował wydostać się z pułapki, a trafił do więzienia, jako jedyny w dziejach USA więzień sumienia.
Czyżby to znaczyło, że nie ma wyjścia?

To znaczy tylko tyle, że ten, kto zidentyfikował pułapkę, nie znalazł z niej wyjścia. Został chyba sparaliżowany wiarą w moc tego, co odkrył. Wierząc w moc pułapek i ograniczeń życiowych, nie mamy już sił, by się z nich wydostać. Zbyt wiele czasu i energii poświęcamy bowiem na przekonywanie innych o tym, w jak strasznym położeniu znaleźliśmy się wszyscy. A kreatywna moc umysłu sprawia, że to, czym się zajmujemy, staje się naszą rzeczywistością. Dzięki temu prostemu zabiegowi czujemy się uwięzieni lub uwikłani.
A jeśli… skierujesz się odważnie ku wyjściu?
Czy uda ci się przezwyciężyć lęk przed dezaprobatą innych, którzy uznają cię za odmieńca lub szaleńca?

Jeśli nie, daj sobie spokój z dalszym uzdrawianiem i rozwojem, i zarezerwuj miejsce na cmentarzu, na którym spoczywają już członkowie twej rodziny. W ten sposób zaspokoisz przynajmniej swą potrzebę przynależności. No i nie zapomnij o tradycyjnych wartościach!

Potrzeba przynależności należy do tych, na zaspokojeniu której ludziom zależy najbardziej. A chodzi o to, że każdy chce kogoś mieć, do kogoś należeć. Nawet za cenę rezygnacji z sukcesów, wolności itd. Oczywiście, że taka cena musi się prędzej czy później wydać zbyt wygórowana, ale … wielu lubi się długo łudzić, że w zamian za to też ktoś do nich będzie należał. I to najlepiej na własność z prawem wyłączności.

Ponieważ to nie jest możliwe, to mamy ogromnie wiele rozczarowań i tragedii życiowych. Rozczarowań wynikających z faktu, że tak ważne oczekiwania ludzi okazują się nierealne.

Potrzeba przynależności może stać się przyczyną życiowych przegranych lub ograniczeń. Każde przecież dziecko chce należeć do swojej rodziny, młody człowiek do swojej paczki, starszy może do swojego gangu, a panna na wydaniu do swojego przyszłego męża. Potrzeba przynależności jest tak powszechna, że nie sposób jej zignorować. Można paść jej ofiarą, ale też można wykorzystać ją twórczo.

Cała tajemnica twórczego wykorzystania tej potrzeby, jak i każdej innej, polega na dostrzeżeniu w niej pozytywów. Teraz wypisz, do jakich grup zawodowych, czy społecznych, należysz?
. . . . . . . . . . . . . .
. . . . . . . . . . . . . .
. . . . . . . . . . . . . .
. . . . . . . . . . . . . .
. . . . . . . . . . . . . .

A teraz napisz, gdzie jest twoje miejsce?
. . . . . . . . . . . . . .
Mam nadzieję, że nie na cmentarzu.
A może masz jakiś pomysł na to, gdzie byłoby dla ciebie najlepsze miejsce?
Może widziałbyś się w innej grupie zawodowej lub społecznej? A może w innej rodzinie?
Otóż wówczas, gdy świadomie dokonujemy identyfikacji, można mówić o pozytywnym wykorzystaniu potrzeby przynależności.
Popuść wodzy fantazji! Przecież wszystko można zmienić.
Nie można? W to już nie uwierzę. Wielu ludzi twierdzi, że nigdy nie jest aż tak źle, żeby nie mogło być gorzej. I tak jest, ale dla nich.
Skoro nie wykluczamy możliwości pogorszenia sytuacji, to dlaczego wykluczać możliwość poprawy?
Zawsze może być lepiej. Nawet jeśli innym wydaje się, że nie może.

Kiedy będziesz się trzymać takiego przekonania, wówczas wszystko dla ciebie stanie się możliwe. Wtedy nawet twoja potrzeba przynależności, która kazała ci tkwić w tym układzie, w tej rodzinie i w tej pracy, może stać się dla ciebie doskonałą odskocznią do wyjścia z matni. Możesz przecież zacząć sobie wyobrażać, że należysz do zupełnie innego układu. Najpierw może to będą nieśmiałe fantazje, ale jeśli się na nich skoncentrujesz, uda ci się je zamienić na plany życiowe, a później nawet zrealizować.

Rzecz w tym, że zmianie decyzji musi towarzyszyć zmiana wizji, wyobrażeń. Aby coś zmieniło się w twoim życiu, musi zostać poprzedzone zmianą scenariusza twej roli. Nie musisz czekać, aż ktoś zmieni scenariusz całej sztuki, jaka rozgrywa się na scenie teatru życia. Wystarczy, że zmieni się twoja rola. Oczywiście, że tym razem autorem scenariusza powinieneś stać się sam.

Uwzględnij więc w nim nową rolę, nowe lub obecne środowisko i spróbuj zagrać. Nie koniecznie va-banqe, bo wówczas ewentualna porażka może cię zniechęcić do jakichkolwiek dalszych prób. No chyba, że uwielbiasz ryzyko!

Jeśli nie chcesz ryzykować, powinieneś dobrze przygotować się do odgrywania nowej roli. A zacząć trzeba od fantazji, czyli od wyobrażeń. Powinny być one jak najbardziej pozytywne. A wówczas na pewno uda się osiągnąć sukces.
Wszelkie działania są motywowane dążeniem do osiągania satysfakcji.

Satysfakcja ze spełnienia to ważny mechanizm psychiczny, który ma wpływ na nasz system nerwowy i hormonalny.
Kiedy człowiek odczuwa satysfakcję?
Najczęściej, gdy uzyskuje spełnienie oczekiwań, które były dla niego ważne!
A co jest dla ciebie najważniejsze?

  1. Pomyślność osób najbliższych?
  2. Potwierdzenie własnych przewidywań przez nadchodzącą przyszłość?
  3. Udział w działaniach akceptowanej przez ciebie grupy ludzi?
  4. Rozszyfrowanie ważnej tajemnicy?
  5. Uzyskanie wolności, autonomii?
  6. Zapewnienie, że ktoś ważny dla ciebie zaczyna cię akceptować, mówi że kocha?
  7. Sukces zawodowy, finansowy
  8. Wywarcie wrażenia na tych ludziach, na których ci zależy?

Wielu ludzi czerpie satysfakcję ze szkodzenia innym. Ten chory mechanizm warto zmienić. Nie warto jednak doprowadzać do przegięcia w drugą stronę, kiedy to ludzie zaczynają szkodzić sobie, czy żyć dla uszczęśliwiania innych. Warto zmienić swoje oczekiwania na bardziej realne. Tu trzeba się nauczyć, że mam wpływ na to, co zależy ode mnie, ale nie mam i nie będę mieć całkowitego wpływu na to, co zależy od innych. Częściowy mam, ale czy warto godzić się na kompromisy za wygórowaną cenę?

Trzeba sobie zdać sprawę z faktu, że nie warto rezygnować z tego, co dla nas najcenniejsze i najważniejsze. Jeśli nie zapewniają nam tego otaczający nas ludzie, jeśli ogranicza system prawny, zawsze możemy zmienić nasze towarzystwo lub miejsce pobytu na takie, które nam umożliwi realizację naszych celów. Tu warto dodać, że sama zmiana otoczenia nie gwarantuje wyjścia z pułapki. Należy nauczyć się znajdowania źródeł satysfakcji w korzystnych działaniach na rzecz siebie, a przy okazji i innych. Wtedy życie nabiera nowych barw i głębszego sensu.

Zastanów się dobrze, ponieważ satysfakcji może dostarczyć także zmniejszenie poczucia absurdalności i dostrzeżenie sensu. Znam też ludzi, którzy czerpią satysfakcję z uświadamiania sobie bezsensu i absurdalności tego, czym się dotychczas zajmowali i na czym im zależało.

Wbrew pozorom, nie popełniają oni samobójstwa w poczuciu bezsensu. Następuje u nich bowiem cudowna przemiana. Polega ona na tym, że wreszcie znajdują czas i energię na zajmowanie się tym, co zawsze uważali za cenne, a co spychali na dalszy plan jako sprawy mniejszej wagi.

Oczywiście, człowiek uświadamiający sobie absurdalność sytuacji, w jakiej się znalazł, lub poglądu, jaki głosił, musi mieć w zamian coś o wiele lepszego. I tu właśnie z pomocą przychodzi mu intuicja, do której uczy się odwoływać.
Ale intuicja to nie wszystko. Aby to, co postrzegamy intuicyjnie, mogło zaistnieć, zamanifestować się, potrzebne jest utrwalenie tego w wyobraźni i działanie zmierzające do realizacji tego. Tu warto nauczyć się posługiwania afirmacjami i konsekwentnie je stosować.
A jeśli nadal nie wychodzi?

Ludzie znacznie częściej wolą być podnieceni, niż zdrowi i szczęśliwi.
Podniecenie bowiem daje złudzenie sensu życia, złudzenie współuczestnictwa w emocjonujących wydarzeniach.
A jak jest z tobą?
Czy zamiast wyspać się spokojnie, czy wypocząć, oglądasz horrory lub filmy sensacyjne? A może z niepokojem oczekujesz na wieści ze świata: kto umarł, ilu się zabiło itd.?

One na pewno nie wpłyną na ciebie ani uzdrawiająco, ani uspokajająco. A jednak pożądasz ich, jakby ci były potrzebne do życia. One wzmacniają tylko twój stres, twój lęk i opór przed takim bezsensownym życiem. Tak to wszystko wygląda, gdy jesteś konsumentem i “musisz się godzić” na to, co ci oferują inni.

Zupełnie inaczej przedstawia się sytuacja kreatora (czyli twórcy). On dokładnie poznał prawdę, że lepiej dawać, niż brać. Gdyby bowiem miał brać to, co inni mu oferują, już dawno straciłby szacunek i dla świata, i dla życia. A przyjmując rolę kreatora sam stwarza swój świat. Stwarzając swój świat, wpływa również na to, co się dzieje w świecie innych ludzi. Jest aktywny. Jeśli jednak przesadzi, wówczas i jego dopadnie stres z właściwym mu zmęczeniem.

Samopoczucie i działania ludzi w dużej mierze zależą od ich wyobrażeń na temat Inteligencji, która ich stworzyła (powołała) i od określenia, jaką dla nich przewidziała rolę. To dlatego ważne jest, by widzieć siebie jako twór nieograniczonego w swych możliwościach Boga, potencjalnie funkcjonujący na Jego podobieństwo! Nie zaś odwrotnie.

Mając świadomość, że tak potężna siła sprzyja nam w wychodzeniu z pułapek, w które wpadliśmy licząc na ludzi i układy z nimi, uzyskujemy świadomość mocy do wyrwania się ze starych układów i poczucie sensu takiego działania. Do tego warto wyrobić sobie świadomość bożej opieki i ochrony. Mając świadomość, że Bóg nam sprzyja w podnoszeniu jakości naszego życia, że wspiera nasze próby zbliżenia się do Jego doskonałości, możemy czuć moc owego wsparcia i korzystać z niego w każdej chwili życia. Na tym właśnie polega cudowne działanie modlitw afirmacyjnych.

To dobrze mieć świadomość, że nawet gdy nie utrzymuję kontaktów z innymi, tak naprawdę nie jestem sam, że mam potężnego przyjaciela. Przyjaciela potężniejszego od wszelkich moich ewentualnych przeciwników czy wrogów. Ta świadomość zapewniała ludziom cudowne wręcz zdarzenia, kiedy udawało im się przetrwać w warunkach, w których inni ginęli, czy załamywali się nie widząc sensu dalszego życia.

Jeśli żyjesz w pułapce, wówczas w twoim “małym światku” trudno o poczucie sensu. Dlatego warto poszerzyć rozmiary swojego osobistego świata. Dobrze robią nam podróże, podczas których poznajemy coś, czego nie było wokół nas. Odcinamy się wówczas od presji najbliższego środowiska, które siłą inercji robi wszystko, by nas utrzymać na dawno zaszufladkowanym miejscu.

Podróże nie tylko kształcą. Pomagają nam odetchnąć, nabrać sił i dystansu do klatki, w której tkwiliśmy uwięzieni. Są jednak i inne sposoby, które pozwalają na zdystansowanie się i odcięcie od wpływów naszego otoczenia.

Teraz chcę ci przedstawić technikę, która umożliwia łączenie twórczości z wyciszeniem i uspokojeniem. Jest nią wizualizacja. To coś jakby marzenia czy wyobrażenia, które jednak nie emocjonują, a uspokajają. Tu właśnie natrafiamy na przyczynę braku zainteresowania tą metodą samouzdrawiania i samorozwoju. Któż by bowiem chciał się uspokoić, jeśli wokół tyle emocjonujących wydarzeń, jeśli chce się w nich uczestniczyć z poczuciem, że coś ważnego umknęłoby uwadze. Oczywiście, z takim nastawieniem nie uda się świadoma wizualizacja. Trzeba poczuć się bezpiecznie i zgodzić na to, by świat gonił własnym tempem, podczas gdy my uspokajamy się i wyłączamy.

Wizualizacje często są zalecane osobom, które chcą się wyciszyć i uspokoić. Stąd radzi się im, by wyobrażały sobie krajobrazy, motylki, kwiatki lub delfiny.

Zalecenie, aby często wyobrażać sobie krajobrazy, czy przywoływać inne miłe obrazy, jest niewystarczające. Wizualizacja daje nam bowiem możliwości kreowania sobie życia takiego, jakie nam odpowiada.

Pierwszą ważną dla ciebie wizją powinna być ta, że doskonale sprawdzasz się w działaniu, że twoje działania przynoszą konkretne, namacalne i dobre rezultaty.

Aby fantazje czy marzenia spełniały się, trzeba w nie zainwestować trochę pracy, wiary i pozytywnego nastawienia. Prawdę mówiąc, to trzeba się nastawić całkowicie pozytywnie do efektu i do drogi, którą trzeba będzie pokonać, by osiągnąć cel. Krótko mówiąc, trzeba sobie stworzyć wizję lepszego życia i zajmować nią swą wyobraźnię tak długo, aż ona stanie się rzeczywistością. Aby to się spełniło, trzeba zrezygnować z wszystkiego, co nam uniemożliwiało szczęśliwe, dostatnie, spełnione życie. Porzucić to i już do tego nie wracać. Zwrócić wolność sobie i innym.
Nade wszystko warto powtarzać ciągle afirmację w rodzaju:

Wybieram radosne, szczęśliwe, bogate życie na trzeźwo i przytomnie.

Kiedy już wiesz, czego chcesz i o co ci chodzi, możesz wyobrażać sobie, że należysz do nowej grupy, w której panują odpowiadające ci obyczaje. Jeśli będziesz to czynić często (np. kilkanaście razy dziennie), a najlepiej w medytacji, wówczas wkrótce zaczniesz spotykać się z pozytywnymi reakcjami na ciebie i twoją obecność.

Zaczną się z tobą komunikować członkowie tej właśnie grupy. Ale uwaga: chcąc znaleźć miejsce w takiej grupie, musisz zaakceptować wszystkie właściwe dla niej obyczaje. Nie uda ci się jej raczej zmienić zgodnie z własnymi oczekiwaniami. Chociaż... Marks i Engels z pewnej grupy masonów utworzyli partię rewolucyjną.
Najczęściej jednak jest tak, że ktoś, kto wchodzi do nowej grupy, musi zaakceptować warunki, jakie owa społeczność mu oferuje. I to właśnie tego boimy się najbardziej, kiedy myślimy, że warto by było zmienić środowisko.
Nasze przywiązanie do grupy, z której chcielibyśmy się wydostać, polega na tym, że bardziej boimy się dyskomfortu (np. odrzucenia) w każdej innej grupie. Wobec czego ta, do której jesteśmy przyzwyczajeni, wydaje się najbezpieczniejsza. Tu trzeba zrozumieć, że grupą jest nawet dwuosobowa rodzina.

Całe zadanie polegać więc będzie na tym, żeby sobie wyobrażać, że możesz czuć się bezpiecznie i dobrze, ba znacznie lepiej, w innych grupach, a szczególnie w takich, które ci odpowiadają. Marzenia są wstępem do spełnionego życia. Miej odwagę marzyć, a później realizować swe najpiękniejsze marzenia! Marzenia…

Nie wszyscy zgodzą się z tym optymistycznym podejściem do marzeń. Przecież Monika Levinsky też marzyła, że zostanie żoną prezydenta USA, a wyszła z tego afera rozporkowa.

Ten przykład nie powinien odstraszać od marzeń i ich spełniania. Każda jednak marzycielka powinna sobie zdać sprawę, że zrobienie mężczyźnie tego, czego mu odmawia żona, nie jest wystarczającym powodem, by ten się z nią ożenił. Załóżmy jednak, że Monika naprawdę chciałaby zostać żoną prezydenta. Wówczas powinna wiedzieć, że na takie efekty trzeba pracować znacznie dłużej, niż tylko zostając z szefem po godzinach. Powinna zastanowić się, ile lat pracy zabrało to Hillary Clinton. Nie zauważyła, że istnieje głęboka przepaść między postawą roszczeniową (należy mi się), a postawą twórczą, zaangażowaną, aktywną, w wyniku której osiąga się zamierzone cele. Stare przysłowie mówi, że bez pracy nie ma kołaczy. To dotyczy również spełniania fantazji i marzeń.

Jeśli ulegasz przekonaniu, że skoro wszyscy mają zagwarantowane równe prawa i równe szanse, to może się zdarzyć, że zamiast pracować, będziesz się domagać, by cię potraktowano na równi z innymi, bo przecież ci się należy. I tak zrzędząc, że ci się należy, możesz przechlapać cale swoje życie. To, że masz do czegoś prawo, nie zobowiązuje nikogo, by nad tobą skakał. Inni przecież mają te same prawa.

A jeśli osiągnęli coś ponad przeciętność, to zawdzięczają to swej pracy i przede wszystkim swej nieprzeciętnej wizji, którą mieli odwagę zrealizować. Prawo im w tym najczęściej nie przeszkadzało, ale oni wiedzieli, że na mocy tego prawa – równego dla wszystkich – nikogo nie zmuszą, by za nich coś zrobił. Wzięli swoje życie w swoje ręce.
Warto pójść w ich ślady, choć niekoniecznie we wszystkim naśladować.

 
Leszek Żądło - zdjęcie
  Leszek Żądło:

Polecamy książki i płyty Leszka Żądło:

Psychologia robienia pieniędzy
Leszek Żądło
Prosperująca Świadomość
Leszek Żądło