Wróć do listy artykułów

Robert Krakowiak

"PIENIĄDZOWI SIĘ ZAWIERZYŁEM"

    Kilkadziesiąt lat temu nie było Internetu, telewizji i innych środków, którymi obecnie dopływa do nas masowa reklama. Słyszy się obecnie o setkach uzdrowicieli, bioterapeutów, radiestetów, jasnowidzów, wróżek czy mistrzów duchowych oferujących nam cudotwórczą pomoc i masowo reklamujących się gdzie i jak popadnie. Potencjalny klient uważnie śledzi owe reklamy i stara się dobrać sobie terapeutę, który sprawia wrażenie najwiarygodniejszego, nie znając jednak kompetencji i kwalifikacji owej osoby. Jedynym sposobem na sprawdzenie wiarygodności i skuteczności wydaje się być sprawdzenie uprawnień i wykształcenia, czyli “papierka” wystawionego przez inną osobę oznajmującego, że dana osoba ukończyła odpowiedni kurs czy szkołę, przeszła szkolenie w zakresie swojej działalności i pomyślnie zdała egzamin. Jednak w praktyce owy “papierek” nie zawsze trudno jest zdobyć, a nierzadko potwierdza on jedynie wiedzę teoretyczną danej osoby, a jak doskonale wiemy, teoria nie zawsze idzie w parze z praktyką, więc owy papierek nie będzie 100%-owym gwarantem, że osoba go posiadająca jest rzeczywiście kompetentna i skuteczna w tym, co robi. Mocy, skuteczności i wiarygodności bioterapeutów, radiestetów, jasnowidzów, wróżek, itp. nie da się zmierzyć i potwierdzić, a reklamować się może kto chce, jak chce, kiedy chce i z czym chce. Myślę że w owych dziedzinach oszustów jest nie mało, chyba nie przesadzę jeśli napiszę, iż jest ich większość spośród reklamujących się. To znaczy osób, które stwarzają jedynie image swojej osoby jako wiarygodnego terapeuty, co jednak nie ma poparcia w autentycznych zdolnościach. No cóż, wiarygodnie mówić o sobie, ładnie składać rączki i gestykulować, przy czym szczerze się uśmiechając każdy może. Myślę więc, że mniej wiarygodni są ci, którzy bardziej krzyczą o swoich zdolnościach i starają się wywołać szerokie zainteresowanie swoją osobą tworząc image wiarygodnego terapeuty.

    Jak to ma się w praktyce? Każdemu dana została taka sama ilość czasu w ciągu dnia. Jedni dany im czas przeznaczają na rozwijanie swoich zdolności, a inni wolą ten czas poświęcić na stwarzanie swojego wizerunku, szukaniu skutecznych form reklamy itp. Owszem są i tacy, którzy potrafią swój czas podzielić na rozwijanie swoich zdolności i na tworzeniu image, jednak zdolności to zdolności, a image to image. Pozostaje jeszcze jedno wyjście, znaleźć sobie dobrego menadżera, jednak dobry menadżer równie skutecznie może wypromować kompetentną osobę jak i tą niekompetentną, zależy to tylko od tego, która lepiej mu zapłaci. Niewątpliwie wiarygodny terapeuta będzie się czuł bardziej pewny siebie, swojej wiedzy i ewentualnych sprawdzianów, ale to chyba jedyny atut w gąszczu ludzi potrafiących stworzyć fantastyczny lecz sztuczny show wokół swojej osoby. Jednak potencjalni klienci bardziej “lecą” na owy image, niż na rzeczywistą wiarygodność. To proste, ktoś kto spokojnie opowiada o swoich zdolnościach i możliwościach może łatwo zostać zakrzyczany przez osoby, które zawsze znajdą jakąś wymówkę i sposób by podważyć wiarygodność swojego przedmówcy, przy czym pokażą znacznie lepsze przedstawienie przekonujące odbiorców takiej reklamy o ich większej mocy, gdyż to jest ich specjalnością, niestety często jedyną!! Jak więc reklamowali się ludzie ze swoimi zdolnościami za czasów, kiedy nie było Internetu, prasy, radia, telewizji? I dlaczego nie było tylu oszustów, a wróżki, jasnowidzowie itp. byli chyba od zawsze. Czy jednak w ostatnich latach zdecydowanie nie przybywa osób reklamujących różne zdolności, których nijak nie da się sprawdzić? Czy przybywa ludzi, którzy mają moc? Czy jednak przybywa tylko oszustów?

    Mieszkam od dziecka w Częstochowie i obecnie przeglądając lokalne gazety, wizytówki i reklamy znajdę np. wielu kręgarzy, masażystów, uzdrowicieli, bioterapeutów, którzy oferują mi swoją pomoc w zakresie dolegliwości z kośćmi i stawami, w których niekompetentni są lekarze. Jako małe dziecko miałem problem ze stawem kolanowym, rodzice postanowili coś zaradzić jednak nie zastanawiali się zbyt długo. Znany był wówczas w Częstochowie człowiek, który specjalizował się w owych dolegliwościach, nie miał on żadnej reklamy, mieszkał w małym domku na uboczu miasta, gdzie w zasadzie trudno go było znaleźć. Dziwne. Wszyscy w Częstochowie go znali i wszyscy byli pewni jego zdolności. Jak on to robił? W dobie współczesnych mediów rzadko komu się to tak świetnie udaje. To proste, jedyna reklama jaka wówczas działała to “poczta pantoflowa”, pomógł jednej osobie a ta opowiedziała o jego skuteczności innym i tak wieść o cudotwórczym uzdrowicielu szybko rozeszła się po całym mieście, a owi reklamodawcy byli naocznymi świadkami jego zdolności. Do dziś są znane jego dwie córki, które owej pomocy uczyły się od ojca. Chyba wszystkie babcie w Częstochowie i okolicy do dziś je dobrze znają. Dlaczego jego reklama była tak skuteczna i dlaczego taka reklama nie skutkuje obecnie? Sam tego do końca nie wiem. Myślę że obecny łatwy dostęp do reklamy i możliwości reklamowania się oszustów zmieniły ludzką mentalność. Ktoś mógłby zapytać: “Dlaczego miałbym wierzyć komuś, kto obecnie mi kogoś poleca skoro “przejechałem się” na 10-ciu innych? Skąd mam wiedzieć, że to nie jest kolejny naciągacz? Skąd mam wiedzieć, że osoba, która mi ją poleca nie ma z nią jakiegoś interesu? Dlaczego miałbym wierzyć jakiemuś “małemu człowieczkowi” skoro wkoło słyszę o innych znacznie lepszych i skuteczniejszych..? Skąd mam wiedzieć, kto tak naprawdę mi pomoże a nie chce mnie tylko naciągnąć?” Takie pytania i wątpliwości biorą się z naszej obecnej mentalności i nieufności, która wzięła się z obecnie dostępnej reklamy i niejednokrotnym nacięciu się na oszusta. Kiedyś był jeden, wszyscy go znali, polecali i mu ufali. Obecnie świat jest o wiele bardziej podporządkowany pieniądzu. Pieniądz narzuca modę i styl życia.

    Dlaczego dawni mistrzowie brali co łaska, a świetnie zarabiali i byli darzeni szacunkiem, a obecnie ta forma “cennika” rzadko się sprawdza? Obecnie łatwy dostęp do reklamy, a co za tym idzie możliwość natknięcia się na oszusta, jak wspomniałem, zmieniło naszą mentalność i stosunek do wydawanych przez nas pieniędzy. Ostrożniej je wydajemy, bojąc się, że mogą one być po prostu “wyrzucone w błoto”, gdyż owa cudowna terapia, której się poddaliśmy może nie zadziałać tak, jak zapewniał nasz “genialny uzdrowiciel”. Boimy się także, że po wielu próbach zabraknie nam funduszy na wiarygodnego i skutecznego uzdrowiciela, na którego w końcu trafimy. Dlatego słysząc “co łaska” staramy się wydać jak najmniej tzn. możliwie najniższą cenę. “Co łaska” obecnie znaczy coś w rodzaju “a daj parę złoty, symboliczną opłatę, nie będę z ciebie zdzierał”. Ja obecnie za swoje usługi mam ustalony ścisły cennik. Z praktyki wiem, że mówiąc “co łaska” dostałbym zaledwie jakieś 15-20zł w miejsce oczekiwanych 100zł. W takiej sytuacji nie zarobiłbym na przysłowiowy chleb i musiałbym iść np.: na hutę do roboty (o ile by mnie przyjęli), ale wtedy nie miałbym czasu, ani tym bardziej ochoty, by uskuteczniać jakąś cudotwórczą działalność, a skąd tu jeszcze wziąć czas na zareklamowanie się i przebicie się w mass-mediach przez nawał osób reklamujących jedynie swój image? Osobiście marzą mi się czasy, w których mógłbym mówić “co łaska”! Zdaję sobie sprawę, że narzucając swoją cenę, klient którego nie stać na zapłacenie takiej ceny po prostu do mnie nie przyjdzie, bo go na to nie stać, natomiast klient którego stać jest zapłacić znacznie więcej, więcej nie zapłaci, bo skoro sam zaproponowałem cenę, to dlaczego nagle miałby ktoś zapłacić więcej. Kiedyś “co łaska” znaczyło “sam zweryfikuj na ile cenisz moją pracę, na ile ona zaskutkowała i na ile realnie cię stać byś mógł mi zapłacić”. Wiedziałbym wtedy że przyszedłby, klient który jest otwarty na moją pomoc, ale nie zbyt bogaty. Zapłaciłby mniej ale by zapłacił, co nie zaniżyłoby wcale moich zarobków z innych źródeł, natomiast bogaty klient, który doświadczyłby pomocy z mojej strony zapłaciłby więcej, znacznie więcej. Moje zarobki w takiej sytuacji byłyby znacznie, znacznie większe, niż przy cenie narzucanej przez samego siebie. A obecnie ksiądz, mówiąc “co łaska” często dodaje “ale nie mniej niż 200”, sam słyszałem! Niech więc klienci, którzy mają pretensje, iż obecnie nawet mistrzowie duchowi mają swoje cenniki zastanowią się, tak rzetelnie i bez skąpstwa, na ile tak naprawdę cenią czyjąś zbawienną pomoc, ile w ostateczności byliby gotowi zapłacić i czy na pewno nie wyjdzie im znacznie więcej niż obecnie narzucany cennik.

    Zastanówmy się jeszcze nad źródłem czyichś kompetencji.

    Wiedza i umiejętności skądś muszą się wziąć. Kompetencje mogą bazować na zdobytej wiedzy i obytym szkoleniu, ewentualnie ktoś sam do czegoś doszedł poprzez samodzielną pracę i dzięki niej wypracował u siebie cenne umiejętności. Ale te przypadki mówią o poświęconej dużej ilości czasu i zaangażowaniu w zdobycie swoich umiejętności. Pozostaje jeszcze jedna możliwość, że ktoś z cudotwórczymi zdolnościami się po prostu urodził, ale to by znaczyło, że ma je od dziecka, więc raczej nie mogłyby nagle się ujawnić. Samo przeczytanie książek nie wystarcza by mieć kompetencje i móc się z nimi reklamować.

    Zdarza mi się jednak spotykać z takimi sytuacjami, że ktoś, przez całe swoje życie, nie przejawiał żadnej większej umiejętności, a nawet, przez dłuższy czas nadużywał alkoholu czy narkotyków i nagle, postanawiając zmienić swoje życie, zaczyna interesować się ezoteryką. Poznając społeczność ezoteryczną, zaczyna nagle nazywać siebie ezoterykiem, magiem, mistykiem, oświeconym mistrzem itp. nie mając do tego żadnych kompetencji, a nierzadko prywatnie pozostając dalej przy swoich nałogach, wulgarnym zachowaniu czy nieuczciwości. Kompetencji nie da się sprawdzić, więc osoby niekompetentne zaczynają mieszać się wraz z kwalifikowanymi mistrzami, reklamując się w tych samych miejscach i w taki sam, jak oni, sposób. Taka osoba może na przykład, poznając mandale, pomyśleć sobie, że dlaczego ona nie mogłaby ich malować i sprzedawać. Tworzenie prawidłowej mandali polega na pracy w stanie medytacyjnym i dobieraniu do siebie energetycznie pasujących kolorów, kształtów i symboli. Nie przygotowana do ich tworzenia osoba kieruje się wyłącznie wyglądem estetycznym i logiką, która to nie daje możliwości stworzenia dobrze oddziaływujących na podświadomość zestawów kształtów, symboli i barw. Wniosek z tego taki, że pseudo mandala stworzona przez nieświadomą osobę wizualnie nie odróżnia się od prawdziwych mandal, a może nawet być od niej ładniejsza, czy bardziej staranna. Skutki praktyki medytacyjnej z takimi obrazkami mogą jednak przynieść ugruntowanie negatywnych emocji, gdyż ich twórca mógł, przejawiając negatywne emocje w czasie ich tworzenia, nieświadomie zawrzeć w nich symbolicznie swój stan emocjonalny. Podobnie może być z uzdrowicielem, radiestetą, bioterapeutą czy egzorcystą.

    Moim zdaniem osoba chcąca nazywać się nauczycielem duchowym czy podobnie, nie powinna stosować jakichkolwiek używek. Używki to używki, a do przejawiania duchowości niezbędna jest czysta, przytomna świadomość.

    Zabawnymi jak dla mnie, ale jednocześnie groźnymi oszustami okazują się ludzie, którzy w celach marketingowych uczą się języka perswazji oraz tak zwanej “mowy ciała”. Chodzi o osoby które poprzez takie techniki wypracowują u siebie sztuczny wizerunek. Uczą się, czyli prosty wniosek że ich gesty i wypowiedzi nie wypływają z ich natury, czyli wypowiadane przez nich zdania nie są ich naturalnymi wypowiedziami a jedynie wyuczonymi schematami, natomiast ich ciało swoimi gestami wcale nie miałoby ochoty potwierdzać wypowiadanych przez nich słów. Prosty z tego wniosek, iż osoba ucząca się mowy ciała chce ukryć ruchy i gesty demaskujące ją jako niekompetentną i niewiarygodną. Osoba ucząca się języka perswazji chce zmieniać swoje wypowiedzi tak, by świadczyły one o jej wiarygodności. Jedna i druga technika stosowana w celach marketingowych oczywiście nie podnosi kompetencji i umiejętności, a jedynie wprowadza w błędne wyobrażenie o osobie je stosującej. Techniki takie dodatkowo zabijają w osobach fanatycznie je praktykujące ich naturalne uczucia oraz zdolność do naturalnego i spontanicznego wyrażania siebie. Stają się marketingowymi automatami, czego ceną jest nierzadko utrata przez nich przyjacielskich relacji.

    Podsumowując: wykorzystywanie nauk mowy ciała i języka perswazji w promowaniu swoich usług, jest zwykłą manipulacją mającą zataić brak kompetencji, wiarygodności i pewności siebie. Dla osoby kompetentnej, co za tym idzie pewnej siebie i proponującej swoje rzetelne usługi, ruchy, gesty i słowa potwierdzające wiarygodność będą naturalne i spontaniczne. Nie chcę jednak do końca takich nauk krytykować, gdyż mogą one wyeksponować pewność siebie osoby kompetentnej nie umiejącej jednak do tej pory sprzedać swoich ofert, lub mające inne przyczyny braku pewności siebie. Mnie jednak nasuwa się pytanie. Jak teraz odróżnić ładnie gestykulującą i wypowiadającą się, kompetentną, od wyuczonej gestykulacji i mowy niekompetentnej osoby?

    Zaobserwowałem, że osoby mające autentyczne, nadprzyrodzone zdolności np: jasnowidzenia nie zapewniają o 100%-owej skuteczności. Często dopuszczają możliwości pewnych pomyłek a nierzadko zaczynają od słów: “zaznaczam że mogę się mylić”. Takie osoby jednak chętniej poddają się weryfikacji klienta, który chce skorzystać z ich usług (choć na pewno będą unikać sytuacji, w których ktoś będzie próbował robić z nich “króliki doświadczalne”). Po prostu się tego nie boją, w przeciwieństwie do oszusta, który będzie się wystrzegał sprawdzianów powtarzając np. że ich technika jest pewna skuteczna i nie ma sensu jej testować.

    Spotkałem się wielokrotnie z zarzutem iż za nauki i pomoc duchową nie powinienem brać żadnych opłat, gdyż prawdziwi mistrzowie mieszkający np. w Indiach takowych nie pobierają. Biorąc pod uwagę taką sytuację w której praktyka duchowa i pomaganie innym za jej pośrednictwem jest moim głównym środkiem utrzymania, nie wiem z czego miałbym zarabiać chociażby na stworzenie godziwych warunków do prowadzenia terapii swoim klientom? Skąd więc ów wielcy mistrzowie Jogi biorą na swoje utrzymanie? Tutaj znów okazuje się różnica w mentalności, tym razem miedzy ludźmi zamieszkującymi różne kontynenty. Okazuje się iż w Indiach wielcy mistrzowie nie pobierają opłat za same nauki, jednak łatwo przyjmują oferty noclegu, pokarmu, jak również datków pieniędzy od ludzi którzy czują się zaszczyceni iż dany mistrz zgodził się na posiłek lub nocleg właśnie u nich. Nie wyobrażam sobie jak takie podejście do czerpania korzyści materialnych przenieś na polskie warunki i nie wiem jakim wyobrażeniem byłbym potraktowany gdybym wpychał się na noc i na obiad swoim klientom? Mogę się jednak tych wyobrażeń domyśleć. Gdybym ja w obecnych czasach w Polsce stał i żebrał pod kościołem, raczej nie byłbym odbierany przez mijających mnie przechodniów za wielkiego duchowego mistrza, a jedynie za zwykłego biedaka, który nie potrafi zapracować na bochenek chleba. W przeciwieństwie do Indii gdzie mistrzowie duchowi nierzadko w taki sposób się utrzymują.

    Jako ciekawostkę i podsumowanie dodam, iż niedawno dostałem reklamę zajęć mistrza Jogi z Indii z informacją iż 3 dniowe zajęcia z ów mistrzem kosztowały prawie 400zł. Jak widać jest pewna różnica w mentalności Polaków i Hindusów która obowiązuje również mistrzów duchowych nawet hinduskiego pochodzenia próbujących nauczać w Polsce.

    Do wszystkich osób krytykujących moją postawę.

    Wobec klientów otwartych na moją pomoc, jednak nie mających na nią pieniędzy, stosuję zasadę: “co możesz dla mnie w zamian zrobić?”. Nie do końca chodzi mi o to by za wszystko, co robię mieć jakąś zapłatę, jednak potrzebuję pewności, że ów klient jest w stanie docenić moją pracę.

    Obecnie Ameryka narzuca niemalże całemu światu styl, modę jak również stosunek do pieniędzy.

    Pieniądze, jak wszyscy dobrze wiemy, są środkiem płatniczym i pomimo, że różne waluty różnie stoją na światowym rynku to każdy przyzna, iż pieniądz każdego kraju nie ma większego od płatniczego znaczenia. Dlaczego wobec tego ludzie starają się podporządkować pieniądzom i ich zarabianiu niemalże wszystko, od ustalania sobie rozkładu zajęć w ciągu dnia, podporządkowaniu im własnej osobowości, na oddawaniu za nie życia skończywszy? Czy nie jest tu uderzające podobieństwo ludzkich zachowań w stosunku do pieniędzy, jak u wielu ugrupowań religijnych, które w imię stworzonego przez siebie obrazu Boga, są skłonni oddać nawet swoje życie? Może to właśnie fanatyczne podejście do pieniędzy, które narzuciła nam Ameryka, bierze się stąd, iż Amerykanie w pieniądzu widzą właśnie Boga? Dosłownie widzą, gdyż wystarczy spojrzeć gołym okiem na banknoty dolarowe, by go tam zobaczyć. Oszczerstwo? Otóż nie. A oto dowody:


    To jest “oko w trójkącie” – znany z chrześcijaństwa symbol Boga, wyraźnie widniejący na rewersie banknotu dolarowego.



    To również fragment tego samego banknotu. Kto choć trochę zna język angielski, doskonale powinien poradzić sobie z przetłumaczeniem tego tekstu.

    Ktoś przyzna, że intencja umieszczenia takich znaków i napisów była słuszna, iż miało to służyć temu, by ludzie wydając i zarabiając pieniądze nie zapomnieli o Bogu i jemy powierzać się w czasie obracania nimi. Jednak ja myślę, iż efekt takiego czynu był nieco odwrotny, czego rzeczywistość zdaje się być najlepszym dowodem. Ludzie zamiast pamiętać o Bogu wydając pieniądze, zaczęli Boga postrzegać w samych pieniądzach. Należy wiedzieć, że podświadomość bierze wszystko dosłownie to, co postrzega, a postrzega symbole Boga na banknotach amerykańskich, które to później właśnie z Bogiem zaczynają jej się kojarzyć. Taka sugestia skojarzeń na podświadomość niestety działa tym bardziej, jeśli nie zwróciło się na takie symbole świadomie większej uwagi i nie zajęło się wobec nich świadomego stanowiska, czyli obserwująca je osoba nie zastanowiła się, co owe symbole mogą dla niej znaczyć. Ludzie najprawdopodobniej z pogoni za pieniądzem zapomnieli o Bogu i o tym, by zastanowić się, co oznaczają owe symbole na banknotach i jakie mają przesłanie, a niewątpliwie, każdy kto miał taki banknot w ręku musiał je dostrzec. W powyższej sytuacji, bez deklaracji umysłu świadomego, umysł podświadomy próbuje wyciągnąć własne wnioski biorąc wszystko wprost i dosłownie, wykorzystując mechanizm skojarzeń. Skoro nie zrobił tego człowiek świadomie to podświadomość danej osoby wyciągnęła sobie własne wnioski, widząc symbole Boga na kawałku papieru, który dla umysłu świadomego jest bardzo ważny i potrzebny, a który później z samym Bogiem podświadomości zaczyna się kojarzyć i tak owe papierki zaczyna postrzegać. Można by nawet zaryzykować stwierdzenie, iż dla Amerykanów pieniądz stał się symbolem religijnym, któremu się podporządkowali, a zarabianie pieniędzy zaczęli traktować jako największy, a nawet jedyny cel i sens swojego życia. Dlatego właśnie Amerykanom pieniądz narzuca modę i styl życia.

    Pieniądze to pieniądze, Bóg to Bóg, o czym wydaje się, Amerykanie trochę zapomnieli i trochę im się to poplątało.

    Na koniec tego artykułu każdy czytelnik powinien się zastanowić: jaka dla niego jest największa wartość w życiu, dla której poświęca najwięcej czasu i uwagi?

    Oczywiście nie chcę krytykować pieniędzy i ich zarabiania, ale uważam, iż ludzie obecnie w swoim działaniu bardziej kierują się wartościami materialnymi niż duchowymi, a moim zdaniem zdrowiej jest odwrotnie. Dla tych, którzy w swoim działaniu kierują się sercem, pieniądze jakoś się zawsze znajdują.


Odwiedź stronę autora: duchowa.pl

 
Robert Krakowiak - zdjęcie
  Robert Krakowiak: